Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Sob Kwi 27, 2024 9:00 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 1 post ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: Śro Wrz 02, 2009 5:54 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/ ... er,43028,1

The Beatles - dzieci girl power
Filip Łobodziński, Newsweek

To amerykańskie dziewczynki wyniosły Beatlesów na szczyt popularności.

Ten widok zna każdy, kto z podziwem, ekstazą, zdumieniem lub odrazą oglądał relacje z koncertów The Beatles. Czterej młodzieńcy w garniturach, piosenki tonące w ogłuszającym wrzasku i pisku rozhisteryzowanej publiczności. Co ważne – żeńskiej publiczności. Konserwatywne media pisały wówczas o muzyce młodzieżowej, że to dzikie wycia hordy z dżungli. A przecież hałas, jaki na widok Beatlesów czyniły dziewczęce gardła, zagłuszał nawet najgłośniejszą aparaturę zespołu. I to ten wrzask właśnie, te płaczące, ryczące i mdlejące dziewczynki zbudowały legendę Największego Zespołu w Dziejach Muzyki. No właśnie – czemu nie chłopcy?

– Chłopaki szaleli za Beatlesami, ale duma nie pozwalała im pójść na koncert. Wiedzieli, że nie liczą się w walce o nasze serca – wspomina Annette Van Welder, dziś gospodyni domowa, która darła się na koncercie zespołu we wrześniu 1964 roku w Filadelfii. Wariowały wszystkie jej koleżanki. W domach grzeczne i ułożone, na lotnisku czy w hali koncertowej odnajdywały w sobie niezwykłe siły, by sforsować policyjne kordony, i zarazem traciły je od nadmiaru emocji. Piszczały do utraty głosu i… moczyły majtki. Nie słuchały piosenek ukochanego zespołu, tylko się darły: „Kocham cię, George (John, Paul, Ringo)” albo „Zaraz umrę”. Jak pisał biograf Beatlesów Philip Norman w książce „Shout!”, zachowywały się, jakby trenowały w szkole rodzenia. To też tłumaczy brak chłopców – czuli się zupełnie nie na miejscu.

Do wybuchu beatlemanii, która przeszła przez świat jak tornado, potrzebne były – jak w każdym kulcie – dwa czynniki: wyznawcy i obiekt. O obiekcie, czyli o Beatlesach, wiemy chyba więcej niż o jakimkolwiek innym wykonawcy w historii muzyki popowej i rockowej. Mieli monstrualne atuty: chwytliwą muzykę, wygląd, poczucie humoru, wyobraźnię. Ale nie oni jedni. Zapewne nigdy nie staliby się aż takim ponadczasowym fenomenem, gdyby nie miliony amerykańskich dziewcząt, ba, dziewczynek, do których na przełomie 1963 i 1964 roku zaczęło docierać, czym są i czym mogą być Beatlesi. A pierwszym impulsem był bodaj jedyny ściśle komercyjny ruch, jaki zespół z Liverpoolu wykonał w całej swojej karierze.

Menedżer zespołu Brian Epstein z niepokojem obserwował niezłe, ale nieoszałamiające wyniki sprzedaży nagrań Beatlesów na największym rynku świata, czyli w Stanach Zjednoczonych. Wczesną jesienią 1963 roku przekonał Lennona i McCartneya, że ich kolejny singiel musi być skomponowany wyraźnie pod amerykańskie gusta. Inaczej nie ma co jechać na występy za ocean. Nawet jeśli publiczność dopisze tak jak w Europie, w skali amerykańskiej trzeba będzie uznać to za klęskę. Powinni napisać melodyjną, wpadającą w ucho piosenkę, którą zagrają i zaśpiewają z takim pazurem, jak popularni wówczas w Ameryce czarni wykonawcy muzyki soul. Beatlesi mieli w repertuarze amerykańskie hity, ale ich własne kompozycje wywodziły się z tradycji czystego rock and rolla, brytyjskiego skiffle’a czy country. John i Paul siedli więc pewnego jesiennego dnia przy fortepianie i zaczęli pisać piosenkę.

17 października 1963 roku „I Want to Hold Your Hand” zostało nagrane, 29 listopada ukazało się na singlu w Wielkiej Brytanii. Epstein i zespół planowali wypad do Ameryki (nazywany dziś początkiem brytyjskiej inwazji) na luty następnego roku, z możliwością odwołania, jeśli nagranie nie zaskoczy. Zaskoczyło. Poprzedzony solidną kampanią promocyjną singiel miał się ukazać za oceanem 13 stycznia, ale zalew zamówień ze strony Amerykanów spowodował przyspieszenie. Piosenka zadebiutowała w USA już 26 grudnia. Sprzedaż przekroczyła najśmielsze oczekiwania – w ciągu pierwszych trzech tygodni rozeszło się półtora miliona egzemplarzy. W samym Nowym Jorku sprzedawano 10 tysięcy na godzinę! Siła przyciągania sprawiła, że momentalnie u szczytu listy przebojów pojawiło się też „She Loves You”, wydane w Stanach trzy miesiące wcześniej. Pięć pierwszych miejsc na liście zajmowały piosenki Beatlesów, co jest rekordem do dziś niepobitym.
Na lądujących 7 lutego w Nowym Jorku Beatlesów czekało kilka tysięcy rozhisteryzowanych dziewcząt, które specjalnie na tę okazję zwolniły się ze szkół i przytargały transparenty „We Love You Beatles”. – Nigdy żadna koronowana głowa nie była tu tak witana, to było coś niesamowitego – mówili potem pracownicy JFK Airport.

Kim były te dziewczyny? – Popatrzmy na Amerykę przełomu dekad. Ich rodzice może uwielbiali Franka Sinatrę, starsze rodzeństwo hołubiło miłość do Elvisa Presleya, ale społeczeństwo jako takie nakładało na dziewczęta bardzo ścisłe rygory – mówi znana w Polsce amerykańska socjolog feministyczna dr Barbara Ehrenreich. – Dziewczynka miała być uosobieniem czystości i sama wyznaczać granice, poza które chłopcy nie mieli prawa się w stosunku do niej posunąć. Zadbać o własny powab na tyle, by mieć powodzenie, ale umieć powiedzieć „stop”.

„Całowanie jest niebezpieczną grą! Prowadzi do zguby!” – pisał na przykład były gwiazdor piosenki i neofita zielonoświątkowiec Pat Boone w końcówce poprzedniej dekady. Film „West Side Story” nieźle obrazuje, jak daleko młodzi mieli prawo się zatracić: Tony i Maria całują się wprawdzie, ale powstrzymują od pieszczot. Ich miłość przywołuje romantyczny wzorzec spod znaku Romea i Julii (którymi zresztą są).

Tymczasem listy przebojów i szafy grające robiły przecież swoje – nigdy dotąd w piosenkach nie pojawiło się tyle seksualnych aluzji. Jerry Lee Lewis błagał w piosence dziewczynę o założenie czerwonej sukienki („High-Heel Sneakers”), Elvis śpiewał o miękkich kolanach („All Shook Up”), Chubby Checker kręcił biodrami („The Twist”), a dziewczęce hormony kipiały. Na tak przygotowanym gruncie pojawili się oni – z urzekającą, zawadiacką urodą i brytyjskim akcentem, w oczach białej Ameryki dodającym seksapilu. Trudno się dziwić, że dziewczyny oszalały na punkcie Beatlesów.

W ich wspomnieniach powtarzają się konotacje religijne. – Moja przyjaciółka Lisa Kohler i ja kochałyśmy się w Paulu, ale nie byłyśmy nawzajem o siebie zazdrosne – opowiada Annette Van Welder. – Czciłyśmy cudnego Paula razem, jak boga. Może to zabrzmi bluźnierczo, ale przeżywałyśmy ekstazę religijną.

Mieszkająca dziś w Brukseli Patty Troy była na koncercie w Atlancie latem 1965 roku. Pisze do mnie: „Muzyka? Jaka muzyka? Nawet grając w domu ich płyty, cała się trzęsłam i płakałam, szepcząc: George... Wszystko w moim pokoju miało związek z George’em. A na koncercie to było, o mój Boże… Doświadczenie religijne, dziecięcy orgazm, totalna utrata kontroli nad sobą. Nawet dziś nie umiem zdefiniować, co to było. Ale wiem, że choć wiele razy potem zakochałam się i całowałam z chłopakami, George na zawsze pozostał gdzieś w kąciku serca”.

Niespełna kwadrans występu Beatlesów w transmitowanym na całe Stany „The Ed Sullivan Show” miał rekordową oglądalność – niemal 74 miliony widzów. W dodatku – co w obyczajowym kontekście ma fundamentalne znaczenie – bajeczna czwórka była kadrowana w całości, a nie od pasa w górę, jak dużo bardziej drapieżny w ruchach Elvis. Nieuświadamiane popędy zrymowały się ze znakomitą muzyką i stworzyły nową epokę. Dziewczynom zaczął ciążyć status trudno dostępnych owoców, zaczęły pragnąć natychmiastowej i obopólnej konsumpcji, oczywiście w rytm beatlesowskich przebojów.

W mig powstało tysiące pism, w ruch poszła sprzedaż nalepek, znaczków i innych akcesoriów. Dziesięciolatki wymieniały się zdobyczami, dyskutując zawzięcie, czy John ma co noc inną dziewczynę albo jakie skarpetki nosił Ringo poprzedniego dnia. Co ciekawe, ta budząca w dorosłych przerażenie epidemia dotknęła przede wszystkim białe Amerykanki. Murzynkom nie od razu spodobał się beatlesowski styl, był dla nich… zbyt szorstki. Paradoksalne jest to, że właśnie na muzyce czarnej Ameryki brytyjskie zespoły wzorowały się najchętniej, ale na tej czarnej muzyce, której Ameryka nie słuchała – na Little Richardzie i Chucku Berrym. Czarne nastolatki wolały wygładzony pop spod znaku Motown.

Dla białych dziewcząt Elvis był – przynajmniej przed powołaniem do wojska – zbyt czarny. Uwielbiały go, ale ze sporą domieszką lęku. – Beatlesi, odziani w garnitury, ale potrząsający intrygującymi dłuższymi włosami, które przydawały im delikatnie szokującego, nieco androgynicznego powabu, doskonale wypełnili przestrzeń pomiędzy dzikim Elvisem czy Jerrym Lee Lewisem a przyszłym mężem. O nich można było marzyć bez zahamowań, snuć fantazje erotyczne – tłumaczy Barbara Ehrenreich. Fantazje, w których niekoniecznie było miejsce na seks, ale na ekscytującą bliskość – owszem.

Amerykańska dwunastolatka nie śmiała marzyć o pójściu do łóżka z Paulem McCartneyem, ale już myśl o tym, że idol na nią popatrzy, przyprawiała ją o dziwne doznania. A rodzice, którzy kilka lat wcześniej nie puściliby dziecka na koncert Elvisa, teraz szykowali córce najlepszą sukienkę, by mogła wywrzeszczeć swą miłość do Paula. Beatlesi wprawdzie grali za głośno, ale wyglądali schludnie. No i kojarzyli się z mityczną, szlachetną Wielką Brytanią.

Dziewczynom jednak kojarzyli się z czymś więcej – z osobistą swobodą. Oto czterej młodzieńcy jakże inni od planujących karierę kolegów z sąsiedztwa: śpiewają i grają świetne piosenki, podróżują własnym samolotem, byczą się w pościeli do wieczora. Marzenie, by zakosztować takiego życia, było również jednym z motorów beatlemanii. Po latach wiele z fanek zostało regularnymi groupies, inne przyłączyły się do Ruchu Wyzwolenia Kobiet, jeszcze inne same stały się gwiazdami sceny. Ale to później. Na razie były podlotkami, dla których zespół z Liverpoolu był objawieniem.

Żadna nie miała pojęcia, jak niewiele brakowało, by The Beatles w ogóle nie odnieśli sukcesu. Przecież zanim trafili do studia przy Abbey Road, zostali odrzuceni przez kilka wytwórni. Ale już drugi singiel, „Please, Please Me”, wszedł na szczyt brytyjskiej listy przebojów. Rok później Ameryka leżała u ich stóp. A wraz z Ameryką cały świat. Brawo, amerykańskie dziewczęta. Zrobiłyście kawał dobrej roboty.

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 1 post ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 49 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY