Yer Blue napisał(a):
A co sadzicie o jakże wybitnym zespole jakim jest Genesis?
Najlepsza/najgorsza płyta? Gabriel czy Collins?
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się odezwie...
Aaa Genesis, nareszcie.
No więc tak...
Będąc jeszcze małym żukiem
nie miałam większego pojęcia o muzyce. Ba, ja nawet nie rozumiałam co ludzie widzą w tej dziedzinie sztuki.
Żeby takie głupoty wymyślać, to trzeba być mną.
Ale do rzeczy. Z tego powodu, że moi rodzice praktycznie niczego nie słuchają, poza radiem, to i ze mną też tak wyszło (przynajmniej przez te pierwsze parę lat). Jednak jakimś dziwnym trafem nagrania Genesis zawsze do mnie docierały (oczywiście mówię o tych najbardziej znanych...ale nie tylko
). O dziwo, jako mały grzdyl lubiłam ten zespół, ale nie kojarzyłam, że to są utwory jakiegoś konkretnego zespołu (mało kojarzyłam
). Jedyne co teraz z tamtych czasów pamiętam to fakt, że wtedy z zespołu kojarzyłam, jako tako, jedynie Collinsa.
Powiem, że w wieku 10 lat doznałam poważnego szoku odkrywając, iż Phil gra na perkusji (heh jakoś mi nie pasował do garów
). Do tamtego lata byłam przekonana, że jest tylko wokalistą (ale jak już mówiłam, zielonego pojęcia o Genesis nie miałam wtedy...no bo co to jest, znać te dwie, może trzy płyty ((i to pobieżnie)) ).
Gabriel czy Collins? Hmm, większość słuchaczy Genesis ma na to odpowiedź, ale ja jakoś nigdy nie zdecydowałam, który jest tym "lepszym". No dobra, odrobinę bardziej wolę Peter`a (bo pod jego, z braku lepszego określenia nazwijmy to "przewodnictwem", Genesis grało bardziej rocka progresywnego), choć wokal Phila jest niepowtarzalny i zdaję się, że tylko dlatego zawsze waham się co do rozdzielania na "lepszych i gorszych".
No i powiedzmy, że wolę Genesis z tego pierwszego etapu ich kariery niż tego późniejszego (kiedy już grali takiego bardziej stonowanego rocka, czasem nawet niebezpiecznie balansującego między rockiem, a... pop`em
).
Hmm, po odejściu Gabriela to już nie było to samo Genesis, takie pół-Genesis. A jak jeszcze manatki zwinął Hackett to Genesis w ogóle dla mnie przestało istnieć. Nie mówię, że pozostała trójka sobie nie radziła, płyty nie są złe, ale... ale już nie zwróciłabym na nich tyle uwagi, gdyby nie przeszłość, gdyby to wcześniej nie było
Genesis.
Ulubione albumy? Nursery Cryme, Selling England by the Pound, The Lamb Lies Down on Broadway (wiem, jest raczej powszechnie nielubiana, ale to ostatnie z Peter`em, a poza tym ja mam do niej dziwny pociąg
) i... Invisible Touch.
Najgorsza płyta?
Na to pytanie już o wiele ciężej odpowiedzieć.
Chyba... chyba ostatnia (Calling All Stations).
To by było na tyle, na razie się zacięłam.