Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Nie Cze 15, 2025 7:19 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 344 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 ... 18  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Maj 16, 2007 1:02 am 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Wto Maj 08, 2007 4:22 pm
Posty: 5
Miejscowość: Polska
ha no i jeszcze Rufuss Zuphall - "WeiB der Teufel" bo spac nie moglem:D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Maj 17, 2007 1:45 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Witaj Grześku-Arzachelu w naszych skromnych progach!!!! :D :D
Tym bardziej w tym temacie!

Od czego tu zcząć... :?
Z tym definicjami to chyba każdy ma inne spojrzenie, nie do końca sie zgadzam, że progres wyszedł z bluesa, moim zdaniem raczej z eksperymentów innymi słowy z psychodelii. Blues miał raczej znaczący wplyw w narodzinach brzmień hard/heavy. Ale tez mogę Cie rozumieć bo jak juz mi wiadomo najbardziej lubisz progres o zabarwieniu bluesowym, a taki napewno powstał pod wpływem bluesa.
Natomiast Twoja definicja rocka progresywnego jest bardzo podobna do tej, która kiedys okreslił Jacek Leśniewski w jednym z artykułów MMT - czyli że progres to wszystkiego po trochu: rock, jazz, psychodelia, blues - czyli coś czego nie da sie jednoznacznie zdefiniować.

Dzieki za liste Twoich faworytów! :)
Niestety nie znam kilka płyt: Orange Peel, Thors Hammer, Catapilla, Samurai, Diabolus, Elias Hulk, Trikolon (tego nie znam nawet z nazwy!), Hiro Yanagida, Tonton Macoute, polski Klan, no i włoskie Garybaldi. Oprócz Włochów podejrzewam, że większość to prog z bluesowymi naleciałościami, więc to mnie usprawiedliwia, że ich dotąd nie poznałem, gdyż ten podgatunek, mimo tego, że bardzo lubie - nie jest moim ulubionym.
Wszystkie te nazwy postaram się wyszukać na Twojej stronce i poczytać co o nich piszesz :) Najbardziej ciekawi mnie ten Trikolon, którego dotąd nawet nazwa była mi obca.
Mógłbym dodac jeszcze Woody Kern (słyszałem tylko 2 utwory) i pierwszą płytę Frumpy (słuchanej tylko 1 raz) - ale tam muzyka nie wywarła na mnie większego wrażenie, jednakże było to 4-5 lata temu i byc może dzisiaj inaczej bym podszedł do tej muzyki, nie wiem.

O całej znanej mi reszcie chciałby z Toba podyskutować, chociaz nie wszystkimi jestem zachwycony to wymieniłeś większość zdecydowanie bliskich mi płyt, co zreszta odzwierciedla moja lista. :)

Co do twojej Floydowsiej dziesiątki to pozytywnie mnie zaskoczyla bo wymieniasz utwory zazwyczaj mniej znane, które dodatkowo wszystkie bez wyjątku uwielbiam :)

AAaaa! I bardzo się ciesze, że tak bardzo spodobało Ci sie Ange! :D

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Maj 17, 2007 5:41 pm 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Wto Maj 08, 2007 4:22 pm
Posty: 5
Miejscowość: Polska
mala pomylka z mojej strony, jedyna plyta Trikolon to "Cluster" :) napisze cso wiecej wieczorem:)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Maj 18, 2007 1:51 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Z płyt, które wymieniłeś najczęściej słucham ostatnio "Harvest Time" Elonkorjuu z Finlandii i od niej możemy zacząć dyskusję.

Znam ją od roku ale dopiero od jakiegoś miesiąca skupiłem na niej bliższą uwagę - tzn. słuchałem dzień w dzień aż musiało cos zaskoczyć :) Nie ma co ukrywać, że każdy utwór to perła - chociaż przydałoby się więcej przestrzeni, tylko 2,3 i 4 kawałek mają spokojniejsze fragmenty a tak to jest raczej ostre granie. Najbardziej przypadł mi do gustu utwór 9 (niestety mam problemy z przyswajaniem nazw utworów :wink:). Zaczyna się moze mało obiecująco, ale gdzieś tak od 30 sekundy przyspiesza i robi się gorąco. Sa tam też niezwykle piękne - strasznie melodyjne momenty oraz lekkie zwolnienia - w sumie dzieje sie tam tak dużo, że początkowo trudno wszystko wyłapać.
nagranie nr 7 ma trochę świetnej organowej gry (to raczej rzadkość na tej głównie gitarowej płycie), i jeden wers, którego nie moge wymazać z pamięci - w sumie dość smutne nagranie. Piąty instrumentalny powala basem i wszystkimi pokręconymi partiami (jest zdaje się nawet solo na perkusji). Poza tym te 3 spokojniejsze utwory są ciekawa przeciwwagą dla cięższych brzmień na płycie - mnie urzeka najbardziej nagranie 3 z przecudnym fletem (zdecydowanie za mało takich rodzynków) gdzieś w środku.
Nie można też przecenić absolutnie genialnej gry gitarzysty - prawie drugi Hendrix! 8)
Jest to najlepsza jak dotąd płyta ze Skandynawii jaką słyszałem jeśli idzie o heavy-progrock - a może i w ogole! :D

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Maj 18, 2007 2:20 pm 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Wto Maj 08, 2007 4:22 pm
Posty: 5
Miejscowość: Polska
Witaj Stary,
"Harvest time" to jedna z moich ukochanych progresywnych plyt, zerknij na moja strone, robilem dzial o nich, wywiad (choc Syrenius okazal sie malomowny najbardziej ze wszystkich), co do plyty gitara jest obledna, w zyciu nie slyszalem takiego styulu gry przede wszystkim uwielbiam "Unfeeling" - wspanialy riff, kojarzy mi sie z szarżą, wspanialy poczatek plyty, fenomenalna solowka i wspaniala tesaknota w glosie
w kawalkach takich jak "Swords" czy "Praise to our basement" pojawiaja sie wspaniale liryczne momenty glownie za sprawa fletu, ktorego jest bardzo malo ale jak sie juz pojawi to wytwarza unikalny basniowy klimat ( z pewnoscia wiesz o co mi chodzi) utwor "Future" wspanialy popis gitarzysty, mam mu za zle ze pod koniec utworu gra dwa razy krotko jeden motyw kojarzacy mi sie z szarza wojska:) jest tak wspanialy ze zaluje ze go nie pociagnal. Kazdy utwor jest rewelacyjny, chwytliwy "The ocean song" (mam na mysli tamtą chwytliwosc:) ze wspaniala gra organow itd itd:)
Co do innych skandynawskich grup jedyna plyta Thors Hammer - pierwsza 5 moich plyt wszechczasow, genialny rock progresywny, oj jak ja Ci zazdroszcze ze tego nie znasz

jedyna plyta zepsolu Hurdy Gurdy - gitarzysta jeszcze lepszy od tego z Elonkorjuu, jest tam taki utwor "Tell Me Your name" 3 na plycie, jeden z najlepszych utworow gitarowych jaki znam.

na pewno Blues Addicts - "Same" przypuszczam ze nigdy czegos takiego nie slyszales, sprzezenia, jakies agresywne podejscie do gry, garażowe brzmienie, troche psychodelii i nieustannie dudniaca sekcja rytmiczna

Co do Orange Peel - nie znasz, a to dla mnie druga plyta wszechczasow:) 18 minutowa suita z tej plyty jest bardziej emocjonalnie intensywna niz wszystkie plyty swiata wydane przez ostatnie 5 miesiecy:D:D:D
Pozsdrawiam


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Maj 19, 2007 1:33 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Witam!

Co do Elonkorjuu to czytałm twoja recenzje o tej płycie na Twojej stronce i zauważyłem tylko, że podałeś cos o reaktywacji tego zespołu, nie spojrzałem jednak na wywiad...Dobrze Cie zrozumiałem - zrobiłes z nimi wywiad :?: :shock: :D łoho!!! 8) Musze tam zajrzeć!
Musze też spojrzec na tytuły utworów i sprawdzić, które to sa te wymienione przez Ciebie? Zdaje się, że wymieniłes ten 7, bo pisałes cos o organach - pod koniec wokalnej części pojawiaja sie tam słowa: "Every night I'm dead..." a potem jest przepiekny jakby nostalgiczny moment - nie do opisania! :D

O tych innych zespołach, które wymieniłeś trochę czytałem (w MMT), Blues Addicts tez mi obiło o uszy i rozumiem o co Ci chodzi, że mi zazdrościsz, że jeszcze nie znam Thors Hammer - tak samo ja Ci zazdroszcze, że nie poznałeś jeszcze drugiej płyty tamam Shud :) też bym chciał miec TAKIE wrażenia przed soba :D

Prawie juz znam Twoja piątkę płyt wszech czasów - tylko jeszcze nie wiem co jest na pierwszym - możesz mi powiedziec :?: kto wie, może nie znam.

Mam jeszcze 2 pytania: znasz może włoskie Biglietto Per L'inferno??? Ostatnio jestem pod takim wrazeniem ich jedynej płyty, że ledwo wyrabiam! Jest tam suita, ma chyba ze 30 zmian tempa - kompletnie zbzikowałem na jej punkcie - a przewodni motyw, uwierz na miare tego z suity Museo Rosenbach! W ogole wszystkie utwory są kapitalne, a momentami zespół gra prawie hardrockowo - dla mnie to objawienie, jedna z lepszych płyt włoskich jakie słyszałem, na miare Museo i Trip! 8)

Chciałbym się jeszcze spytać, jakie płyty z Włoch cenisz najbardziej (bo dla mnie jest to najlepsza scena progrocka obok brytyjskiej) :?:

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re:
PostWysłany: Śro Mar 23, 2011 10:33 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Maj 15, 2005 9:35 pm
Posty: 737
Miejscowość: Kielce
Yer Blue napisał(a):
w naszych skromnych progach!!!! :D :D


Dobre. Teraz zrozumiałem : )

_________________
Ah, matches.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Mar 24, 2011 5:27 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Stare czasy sie przypomnieli ;)

Jakos tak dzisiaj nazwa tematu brzmi cokolwiek naiwnie, widac jakis małolat wymyślał ;)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Wrz 08, 2011 4:16 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 872
Słucham tzw. prog rocka od dawna , ale dopiero teraz zapoznałem się z kilkoma "premierowymi" dla mnie płytami z tego gatunku. Po ich przesłuchaniu chciałem się podzielić moimi refleksjami.
JERICHO:
Początkowo nie mogłem się do niej przekonać, najpierw tylko utwory 4 i 5, a teraz...
"Ethiopia"- tempo , riffy , trochę przypominają mi Cargo a i duch Wishbone Ash jest dla mnie obecny (też nr 3). "Don't You Let Me Down" moim zdaniem przeciętność w Bo Diddleyowskim rytmie. "Featherbed" -początek lekki pop , a zaczyna się "dziać" od 3.05 ( motyw z koncertowego Hendrixa ok.5.15) , z niezła bitewką dwóch gitar. Utwór nr 4- piękny motyw przewodni , wokal na pograniczu "Moody Blues" i "Beatli"z 1967 roku( 6'25-6'50 !). Ostatni Kill Me With Your Love"- tajemnicze intro , szum wody, flet, gitara akustyczna, a potem hard - rockowa jazda , zmiany tempa(fortepian!). Płyta zyskuje z każdym przesłuchaniem. W skali rocka prog-niszowego 8.

ANGE:
Hammond , "teatralny" wokal, język francuski dodający dramaturgii muzyce. Arcydziełem na tej płycie jest tytułowe "Caricatures" , trudno to opisać, trzeba posłuchać ("Al Capone!) "Tels Quels:" - motyw organowy jak u Emersona plus "aktorski" wokal. Może brzmi nieco monotonnie , ale "wtajemniczeni' wiedzą o co chodzi. "Dignite" - optymistyczny początek(Hammond!) , szybki "marsz" perkusji, a od 6-tej minuty przeuroczy fragment gdzie flet i bas królują a potem się rozwija od baśni do gitary i triumfalnego końca! Utwór "Le Soir Du Diable" to liryczna perełka , mocny punkt płyty!Ostatnia kompozycja jest dla mnie zbędna- takie "jeszcze coś potrafimy". Generalnie 10.

ARTI E MESTERI
Jazz- rock pełną gęba tamtych czasów (rok 1974). Królują skrzypce , zbliżone do płyty "Starless and Bibble Black'' moich wielkich faworytów "King Crimson". Skrzypek ma jednak więcej do pogrania niż Cross, a tyle samo jak Jean Luck-Ponty w tamtych czasach.Nie wyróżniam żadnych z utworów , bo to dla mnie jedna całość.Ocena 9.

TAKO
Zespół z byłej Jugosławii, płyta z 1978 roku. Nie lubię brzmienia elektrycznego fortepianu z tamtych czasów i brzmienia "przytłumionego" brzmienia basu i perkusji , ale i tu w regule są pewne wyjątki- np. w utworze "Put Na Jug". Utwory na tak, to "Lena"(Hackettowsko-Latimerowski klimat). Minijatura("Jethro!) , no i "Druga strana Mera"- to może "rozerwać" słowiańską duszę (od 6.35 do 9.10 i nieco dalej). W sumie jednak za całośc 7.

MARSUPILAMI 1970
Tak! Tu czuć rok 1970! Wszechogarniający Hammond (kłania się Egg), fletowe szaleństwo. "Born To Be Free"- kapitalny temat przewodni, sielski klimat na początku a potem "pędzące" gitara, flet i Hammond , no i organki. Piękna rzecz "tęskniąca za przeszłością" "And The Eagle Chased To Dove It's Ruin"- znowu smakowita partia fletu plus perkusja. Kompozycja nr 1 jak dla mnie to nr 4 "Ab Inito And Finem..."- zaczyna się jakbym odwiedzał sklep Rzeckiego i oglądał na wystawie zabawki, a potem zmiany tempa i te od 7.16 organy. Miód!Ostatni utwór to skrzypce i łagodniejsza sekcja rytmiczna od "Hard Lovin' Man" Deep Purple , co nie jest zarzutem!
Ocena 10!

To tyle. Pozdrawiam.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Wrz 08, 2011 5:42 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
O, dzieki za opisy, Sławku!! :)
Dzisiaj nie bede juz miał czasu własciwie odpisac na nie, ale ciesze sie z "10" czyli chyba jakl sadze maksymalnego uwielbiania do "Caricatures" i "Maruspilami". Ta pierwsza jest w moim top 10 płyt wszech czsasow.
Jesli miałbym oceniac w skali 1-10 to dałbym wszystkim nazwyzsza note, oprocz Jericho, ktorego płyta zasługuje wg mnie "tylko" na 9.

Dziwne, że Arti E Mestieri Ci sie z Crimsonami kojarza, ja tam słysze Mahavishnu Orchestra z okresu Birds Of Fire (precyzja, jazz rock, melodie) polany włoskim progiem. Krola w ich muzyce nie słysze w ogole :) Czekaj az usłyszysz druga płyte- tam skrzypce nawijaja jeszcze mocniej, w ogole płyta jest ostrzejsza, a perkusiste zdecydowanie powinni wywiezc erką. ;)

Mam nadzieje, że do Tako jeszcze bardziej sie przekonasz, dla mnie najlepsza płyta z całego Bloku Wschodniego.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 09, 2011 4:30 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
dr Maxwell napisał(a):
Utwór nr 4- piękny motyw przewodni , wokal na pograniczu "Moody Blues" i "Beatli"z 1967 roku( 6'25-6'50 !). Ostatni Kill Me With Your Love"- tajemnicze intro , szum wody, flet, gitara akustyczna, a potem hard - rockowa jazda , zmiany tempa(fortepian!). Płyta zyskuje z każdym przesłuchaniem.


Te 2 ostatnie numery bardzo podnosza jakosc płyty. Nie żeby reszta była słaba, pierwszy utwor to wulkan energii, 2 kolejne fajnie bująja - to riff, to melodia, ale druga połowa płyty jet juz po prostu wybitna. W Izraelu nie brakowało swietnych muzykow, ktorzy mieli kapitalen pomysły.
Tak swoja droga Jericho to reinkarnacja zespołu Churchill's, a potem Jericho Jones. To jest ten sam skład, ktory kazda kolejna plyte nagrywał pod innym szyldem. Churchill's z 68 roku jest jeszcze psychodeliczne (z pierwiastkiem wschodniego orientu), Jericho Jones z 71 roku jest juz zblizone do brzmienia Jericho, choc muzycznie nie porywajace.

dr Maxwell napisał(a):
ANGE:
Hammond , "teatralny" wokal, język francuski dodający dramaturgii muzyce. Arcydziełem na tej płycie jest tytułowe "Caricatures" , trudno to opisać, trzeba posłuchać ("Al Capone!) "Tels Quels:" - motyw organowy jak u Emersona plus "aktorski" wokal. Może brzmi nieco monotonnie , ale "wtajemniczeni' wiedzą o co chodzi. "Dignite" - optymistyczny początek(Hammond!) , szybki "marsz" perkusji, a od 6-tej minuty przeuroczy fragment gdzie flet i bas królują a potem się rozwija od baśni do gitary i triumfalnego końca! Utwór "Le Soir Du Diable" to liryczna perełka , mocny punkt płyty!Ostatnia kompozycja jest dla mnie zbędna- takie "jeszcze coś potrafimy". Generalnie 10.


o tej płycie dyskutowalismy juz w tym temacie. Ostatni numer moze rozczarowywac, taki greps troche ale mnie sie podoba bo takie spontaniczne, krociutkie outro.
Ange trzymali poziom do konca lat 70-tych. To najpopularniejszy rockowy zespoł z Francji, a u nas kompletnie nie znany. Nawet w starym Tylko Rocku nie pojawiła sie o nich jakakolwiek wzmianka. Pierwszy artykół o Ange na łamach polskiej prasy powinien sie ukazac w grudniowym numerze Lizardu, oprocz omowienia płyt, jesli sie uda bedzie tez wywiad z liderem zespołu.

dr Maxwell napisał(a):
TAKO
Zespół z byłej Jugosławii, płyta z 1978 roku. Nie lubię brzmienia elektrycznego fortepianu z tamtych czasów i brzmienia "przytłumionego" brzmienia basu i perkusji , ale i tu w regule są pewne wyjątki- np. w utworze "Put Na Jug". Utwory na tak, to "Lena"(Hackettowsko-Latimerowski klimat). Minijatura("Jethro!) , no i "Druga strana Mera"- to może "rozerwać" słowiańską duszę (od 6.35 do 9.10 i nieco dalej). W sumie jednak za całośc 7.


Dla mnie najlepsze fragmenty suity to: Mroczny motyw, kory pojawia sie około 1 minuty i przeplatany jest czaderskim wejsciem fletu w stylu Jethro. 4 minuta i uspokojenie, z ktorego wyłania sie powili snujaca sie solowka gitarowa, podminowana jakims bólem, taka rozdarta...po czym wchodzi długa partia fletu - fenomenalny moment! Chyba nigdy nie słyszałem partii fletu tak targajacy moimi emocjami, coż za polot i finezja! Tak gdzie do szostej minuty to trwa. Ale moim ulubionym, takim kulminacyjnym fragmentem utworu jest bardzo delikatna partia fletu grana unisono z organami po tych wszystkich improwizacjach z basem - zaczyna sie to w 12 minucie i trwa całe dwie. Czysta magia, świat dla mnie nie istenieje gdy tego słucham. Bardzo uspokaja. "Druga starana mene" interpretuje jako podroz wgłab siebie, mimo, że nie pada tam ani jedno słowo. To jeden z moich ulubionych utworow w całej muzyce rockowej.
Druga płyta Tako z 80 roku jest słabiutka.

dr Maxwell napisał(a):
MARSUPILAMI 1970
Tak! Tu czuć rok 1970! Wszechogarniający Hammond (kłania się Egg), fletowe szaleństwo. "Born To Be Free"- kapitalny temat przewodni, sielski klimat na początku a potem "pędzące" gitara, flet i Hammond , no i organki. Piękna rzecz "tęskniąca za przeszłością" "And The Eagle Chased To Dove It's Ruin"- znowu smakowita partia fletu plus perkusja. Kompozycja nr 1 jak dla mnie to nr 4 "Ab Inito And Finem..."- zaczyna się jakbym odwiedzał sklep Rzeckiego i oglądał na wystawie zabawki, a potem zmiany tempa i te od 7.16 organy. Miód!Ostatni utwór to skrzypce i łagodniejsza sekcja rytmiczna od "Hard Lovin' Man" Deep Purple , co nie jest zarzutem!
Ocena 10!


Co bym tutaj wyroznił? Przede wszystkim nieprawdopodobny czwarty utwor (tak sie sie składa, że to instrumental, ale do tak ilustacyjnej muzyki nie potrzeba zadnych słow), z jego powoli narastajacym intrem i potęzna kulminacja. To jest szok. Poza tym kazdy utwor jest cudny - bardzo duzo tutaj Jethro Tull słychac. Magiczny jest motyw spinajacy drugi utwor.
Marsupilami nagrało jeszcze druga płyte "Arena", rok po debiucie. Dokladnie ten sam klimat, na pewno Ci sie spodoba. Znalazłem kiedys w sieci wywiad z liderem zespołu i to po polsku! Zrobił go Arzachel, ktory napisał tutaj kilka słow. Jak znajde to wrzuce, bardzo ciekawy. Muzyk mowi, że rozpadli sie bo nie było żadnego sukcesu, a z perspektywy czasu ocenia ich płyty jako...przekombinowane, za trudne i za dziwne :) To pamietam. Klawiszowiec po rozpadzie grał na jednej znakomitej płycie zespołu CMU z 1972 roku.
Aha, ja Purpli w ogole tutaj nie slysze! Zupełnie inna muzyka, ale kazdy ma swoje wyobrazenia skojarzenia :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 09, 2011 7:23 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 872
Słuchałem dziś po raz trzeci Tako , tym razem w samochodzie. Noooo! Odkryłem parę "nowych" dźwięków. Płyta zyskuje z każdym przesłuchaniem. Czadowy początek z fletem , który wielokrotnie tu rządzi.Z wszelką muzyką tak jest , że duże znaczenie ma "dyspozycja" dnia słuchacza , wiek (tak!) w którym usłyszało się po raz pierwszy dany utwór , czy okoliczności. Dziś moja dyspozycja podpowiada mi 9 punktów dla Tako!


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 09, 2011 7:27 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 872
P.s.Czadowy początek , to oczywiście miałem na myśli suitę a nie pierwszy utwór , który jest dla mnie najsłabszym momentem płyty.W suicie pragnę zwrócić uwagę na fragment po 10 minucie , dźwięki kojarzące mi się z Popol Vuh i ilustracja do filmów Kinskiego. Takie skojarzenia.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 10, 2011 2:41 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Po 10 minucie jest krotkie solo basu, do ktorego dochodza klawisze - o to Ci chodzi? A moze o ten z delikatnym fletem i organami?
Tako trzeba chyba weicej słuchac bo tam jest dużo "schowanych" momentow, nie wyłapywalnych od razu. Sam słuchałem tej płyty z miesiac by w koncu powiedziec: wow!
Podoba mi sie tam kazdy utwor, pierwszy faktycznie jest najsłabszy ale to typowy, prosty, melodyjny otwieracz.

Znalazłem ten wywiad z muzykiem Marsupliami. Zrobił go chyba najwiekszy w tak młodym wieku maianiak starego rocka jakiego znałem. Miał swoja strone, w ktorej dokładnie opisywał te niszowe kapele, czasem okraszał to wywiadami z muzykami (do dzis nie wiem jak mozna było ot tak złapac z nimi kontakt - załuje, że go o to nie zapytałem ;)). Udało mi sie go zwerbowac na 5 postow na to forum (patrz na samej gorze 10 stronki tego tematu), ale w pewnym momencie ulotnił sie i ślad po nim zaginał, zas stronka po kilku latach zastoju po prostu padła. Na szczescie skopiowałem co fajniejsze kąski. To nie jest tylko wywiad, tutaj jest cała historia zespołu opisana słowami wokalisty, specjalny wywiad jest z perkusista, a autor stronki czyli Arzachel dopisał krotkie recenzje obu płyt. Wrzuce całosć bo uważam, że jest to niesłychanie ciekawy materiał (dla fanow Marsupilami rzecz jasna). Znakomicie został oddany klimat owczesnej sceny w Anglii, a historia tego zespołu jest idelanym przykładem i dowodem na to, że bywali świetni muzycy i tworcy, ktorzy sie po prostu nie przebili. No i jest pochlebstwo dla Beatlów ;)

Grupa Marsupilami nigdy nie zgromadziła wokół siebie większego zainteresowania, specyficzna, wyrafinowana muzyka zespołu, z góry wymagajaca od słuchacza szerokich horyzontów i bogatej wyobrazni, od razu selekcjonowała potencjalnych fanów grupy.

Do zrobienia podstrony o zespole Marsupilami zbierałem się już od dawna. Raz, że ich obydwie płyty należa do moich ukochanych, dwa, że od kilku miesięcy jestem w stałym kontakcie z wokalista zespołu - Fredem Hassonem. Biografia, która zamieszczam poniżej to wierne tłumaczenie słów Pana Hassona, za jego współpracę i przede wszystkim twórczosć z czasu działalnosci formacji Marsupilami, pragnę Mu podziękować z całego serca, jednoczesnie dodajac wiary, że muzyka zespołu nie jest tak nieznana jak Panu Hassonowi się wydaję ;), no ale dajmy mówić faktom:

I. Poczatki


"Pomysł na założenie grupy wysunał jako pierwszy mój brat Lawrence (Leary) i ja. Bylismy obaj dosć uzdolnieni muzycznie, nasz ojciec zapisał nas na lekcje gry na pianinie od wczesnych lat. Był zafascynowany muzyka klasyczna, przede wszystkim włoska opera (Verdim, Puccinim). Niestety miał bardzo utrwalone pomysły na to jacy mamy być i kim mamy być. Czasy w których żylismy to okres nowych idei, które z czasem przybrały postać ruchu hipissowskiego. Na nieszczęscie dla naszego ojca, nasze muzyczne aspiracje i fascynacje były powiazane własnie z tymi nowymi ideami. Mieszkalismy w Londynie i często chodzilismy do klubu Marquee, gdzie widzielismy występy wielu wielkich: Spencera Davisa, Manfreda Manna, The Who, Yardbirds, Grahama Bonda, Fleetwood Mac itp. Mój brat założył grupę w swojej szkole w 1966 roku. Jednym z jej członków był Mike Benton, zyjacy wtedy w Algeciras w południowej Hiszpanii i pomysł był taki, żeby grupa miała tam "trasę" w letnie wakacje. Mój ojciec miał tam również willę. Rok pózniej gitarzysta, basista (Mike Benton) i Leary zdecydowali się na próbę pojechaćdo Hiszpanii, ale nie mogli tego zrobić perkusista i wokalista. Natychmiast podjęto decyzję że to ja zastapię wokalistę (Byłem w Chórze!) i zdecydowalismy się znalezć perkusistę w Hiszpanii. Mielismy jedna próbę (gralismy głównie muzykę oparta na Rhytm and Bluesie i Soulu) i zapakowalismy minimalna ilosć sprzętu. Zespół nazwalismy 'Levitation'. Już będac w Hiszpanii intensywnie szukalismy miejsc do grania. Znalezlismy też marokańskiego basistę Jimmy'ego który grał również na perkusji i gralismy w Marbella i Torremolinos. Mielismy niesamowita zabawę!! Po powrocie jeszcze bardziej chcielismy grać! Levitation zagrał jeszcze raz w naszym rodzinnym miescie Taunton, Somerset w 1967 jako grupa supportujaca Joe Cockera w County Hotel. Wieczorem spotkalismy Joe Cockera w pubie koło plaży, wciaż nosił na sobie swoje slusarskie przebranie i kto by pomyslał, że zostanie taka gwiazda? Po tym gitarzysta nie mógł dłużej zostać w grupie, basista również musiał odejsć, więc Leary i ja zaczęlismy szukać nowych muzyków do naszej kolejnej grupy. Najpierw znalezlismy gitarzystę - Dave'a Laverocka, który w tym czasie grał w półprofesjonalnej grupie - miał gitarę Gretsch 'Chet Atkins'. Potem znalezlismy basistę (Steve Castro) i perkusistę (Mike Dennison) i kontynuowalismy muzykowanie (oparte głównie na bluesie). Przez krótki czas mielismy nawet w instrumentarium fagot, obsługiwał go Johno (gdzies mam jego zdjęcie). Ale ta grupa istniała tylko kilka miesięcy. Ostatecznie, pod koniec 1968 roku, skład zespołu prezentował się następujaco: Dave Laverock - gitara, Mike Fouracre - perkusja, Richy Hicks - bas, Jessica Stanley Clarke - flet (dziewczyna mojego brata), oczywiscie jeszcze Leary i ja. Nazwalismy zespół Marsupilami, nazwa wzięlismy od imienia bohatera z francuskiej kreskówki. Nie chcielismy używać tego imienia jako liter, ale jako nasze logo na plakatach (pół małpa pół kot)."

II. Marsupilami wyrusza w trasę i podpisuje kontrakt płytowy


"W 1968 roku mielismy już podstawę zespołu (miała dojsć jeszcze jedna osoba). W tym czasie nasz ojciec zrezygnował z pomysłu, żeby jeden z nas został lekarzem (tak jak on) i uległ naszej sugestii, żebysmy mogli używać jego małego domku na farmie jako mieszkania i sali prób. Leary, Ricky i ja żylismy w tym domu, ale Dave i Mike pochodzili z Taunton. Niemal w każdy dzień Leary albo ja jechalismy do Taunton wczesnym rankiem, odbieralismy Dave'a i Mike'a, gralismy przez większosć dnia i na noc odwozilismy ich z powrotem do Taunton. W czasie tych całodziennych prób jamowalismy i pisalismy swój własny materiał. Wszystkie te utwory Johna Mayalla: "Crawling up a hill", "Crocodile walk" itp. zaczęły powoli znikać z naszego repertuaru. Wciaż gralismy głównie w lokalnym kosciele i wiejskich halach - w rejonie Somerset, czasem przy gwałtownym aplauzie miejscowych "wariatów", albo innym razem przy rozczarowaniu tych, którzy spodziewali się usłyszeć jakies ostatnie hity pop w rodzaju "Lilly the pink". Jeden taki koncert mielismy w ratuszu w Glastonbury - naszej odpowiedzi na klub Marquee, zdarzały się tu koncerty Jethro Tull, Savoy Brown, Ten Years After, Chicken Shack, ale tamtej nocy to była zwyczajna miejska potańcówka, ludzie chcieli muzyki pop - im bardziej wyli z niezadowolenia gdy gralismy nasze bluesy i mocno psychodeliczne utwory, tym bardziej podgłaszalismy wzmacniacze i bardziej potrzasalismy naszymi zapuszczonymi czuprynami. Kiedy zaczeli rzucać w nas monetami, przeszlismy do naszego najbardziej psychodelicznego "Purple Mosquito". Nasz mały 8 - funtowy czek został podbity tamtej nocy przez inny 8/6 p (łacznie 43 pensy), na dodatek, w drodze powrotnej rzucilismy na tyły ciężarówki czerwona gasnicę wraz z naszym sprzętem. Już po powrocie opróżnilismy auto i wysadzilismy (?) wszystko na polu, mieszanina srodków chwastobójczych i cukru. Pieniędzy było mało i chociaż nie musielismy płacić czynszu, musielismy pokryć koszty naprawy ciężarówki i kupna nowego sprzętu. Wieczorami bywalismy w loklanych pubach, zdarzały się jednak wypady do Taunton do miejscowego "Full Moon"

Fred Hasson na koncercie Marsupilami w Rugby w 1971 roku

(na High Street), gdzie poznalismy trzy studentki sztuki: Julie, Jessice i Jan. Julia została moja dziewczyna, Jessica z kolei została dziewczyna Leary'ego i również dołaczyła do zespołu jako flecistka i wokalistka (Jan została żona jednego z moich szkolnych kumpli). W "Full Moon" poznalismy również Juliana Palmer - Hill, który był 8-10 lat od nas starszym wojskowym i dezerterem (własciwie nigdy nie dowiedzielismy się tak naprawdę o co w tym chodzi). Julian szybko zaprzyjaznił się z Bobem Westem, chłopakiem z którym lubiałem gadać o Franku Zappie. Julian powiedział nam, że jestesmy za dobrzy, żeby grać w takich miejscach i wkrótce pojechał na krótki czas do Londynu, gdzie usiłował nasza grupa zainteresować włascicieli klubów, impresariów i wytwórnie płytowe. Niedługo potem, zapisał nas na konkurs "Melody Makera", gdzie nagroda dla zwycięskiej grupy był kontrakt płytowy. Konkurs odbywał się na uniwersytecie w Exeter, wygralismy go. W tym czasie również gralismy w studiu BBC na żywo przy Lower Regent Street, pojawilismy się również na festiwalu w College'u Goldsmiths, gdzie ogladał nas John Peel, ale nie spodobała mu się nasza muzyka! Sprawy zaczęły nabierać kształtu i kiedy opublikowano informację o tym, że wygralismy konkurs na nowa grupę w Exeter, Julian załatwił nam kontrakt z Transatlantic Records. Transatlantic był wytwórnia, która własnie rozpoczęła wydawanie nieznanych progresywnych grup. Wczesniej lansowała głównie muzykę folk: Berta Janscha, Johna Renborna (pózniej Pentangle) i dziwny duet, znany jako Humblebums, który tworzyli Billy Connelly (znany jako swietny komik) i Jerry Rafferty dobrze znany ze swojego singla Baker Street. W czerwcu 1969 roku zaczęlismy nagrywać pierwszy album w studiu "Sound Techniques" na Kings Road w Chelsea w Londynie. Spalismy u różnych znajomych, bo nie było nas stać na hotele. Bylismy trzecia albo cwarta progresywna grupa, która podpisała kontrakt z Transatlantic, reszta to: Jody Grind z grajacym na organch Hammonda Timem Hinkleyem, Circus z Melem Collinsem (saksofon), pózniejszym członkiem King Crimson oraz Stray, którzy zwiazali się z wytwórnia pare miesięcy po nas. Był rok 1969, po sukcesie w Exeter, razem z Julianem zaczęlismy szukać jakichs bardziej wartosciowych okazji do koncertów. To zaprowadziło nas do "Roundhouse" w Camden Town na popołudniowe niedzielne koncerty, gdzie gralismy z takimi formacjami jak Fairport Convention, albo do "Farx club" w Belsize Park, zaczęlismy również działalnosć koncertowa na uniwersytetach, ale najważniejsza sprawa było otwarcie pierwszego festiwalu na wyspie Wight. Ten 3-dniowy festiwal zaczynał się w piatek i trwał aż do niedzieli, gdzie główna gwiazda wieczoru by Bob Dylan. Zgadnij kto grał w piatek o 17? - tak Marsupilami! ;) Tego wieczoru gwiazdami byli: Bonzo Dog Doo Dah Band i The Nice. Tego popołudnia rozstawilismy sprzęt i zrobilismy próbę dzwięku na systemie nagłasniajacym (public adress system), a był za niego odpowiedzialny Charlie Watkins (Watkins Electrical Music - WEM). WEM był najnowszym urzadzeniem (przez kilka lat wypierał z rynku Marshalle głównie, ale też Voxy i Fendery). PA miał moc 1500 Wattów! Kluby maja dzis 5000 Wattów i to na powierzchni zamkniętej, ale tamtego dnia Charlie ostrzegł tłum żeby nie siedział za blisko głosników! Ale napotkalismy trochę problemów, organy domowej roboty mego brata odmawiały posłuszeństwa, grupa która grała przed nami - Mighty Baby miała organy Hammonda, Leary poprosił o ich pożyczenie. Na szczęscie z "hippisowska" przyjaznia, pozwolili nam na użycie ich sprzętu! Około 17 otworzyli bramy dla zgromadzonego tłumu i Marsupilami zaczęło. Było normalne, że zaczynalismy od "Dorian Deep". Gdy gralismy na poczatku, nie było prawie nikogo prócz road managerów i ludzi na polach, kiedy opuszczalismy scenę przy entuzjastycznych oklaskach wrzeszczacego tłumu około 18, oszacowalismy na szybko że było koło 50.000 ludzi ( na Dylanie w niedzielna noc było ich 100 tysięcy)."

Fred Hasson (2004)

Już wkrótce, kolejne częsci historii zespołu, w tej sprawie jestem uzależniony tylko od Pana Hassona. Dział ten będzie uzupełniany regularnie, a to ze względu na to, że wkrótce nadejdzie mnóstwo nowych materiałów.


Dzięki uprzejmosci Pana Mike Fouracre'a - perkusisty Marsupilami (z którym jestem w kontakcie od kilku tygodni) macie do dyspozycji obszerny wywiad dotyczacy zespołu, tradycyjne słowa podziękowania załaczam za niego jego bohaterowi:

- Mike, w jakich okolicznosciach dołaczyłes do zespołu?

Przed dołaczeniem do Marsupilami, grałem razem z Richardem w dużej bluesowej formacji, inspirowanej Mayallem, Savoy Brown, Fleetwood Mac i Chicken Shack, gralismy z upodobaniem covery utworów Cream np. "Sunshine of your love", "Take it back". Zespół miał mały sukces na koncie, wydalismy singiel, który nie sprzedawal się za dobrze, ale dało się za te pieniadze wyżyć...tyle o tym. Dave w tym czasie grał w innej lokalnej grupie muzycznej na której składały głównie piosenki z repertuaru myzki pop, ale był muzykiem znanym w tamtym regionie.

- Jak potoczyła się twoja kariera muzyczna po rozpadzie Marsupilami?

Po rozpadzie Masupilami, przeniosłem się do Londynu i po roku czasu razem z Davem i Richardem założyłem nowy zespół - "Oceans". To było trio, muzycznie inspirowane mocno jazz-rociem tamtego okresu: Weather Report, John McLaughlin, Tony Williams itp. Muzyka miała ramy typowego utworu, ale z niezwykle rozbudowana sekcja improwizacyjna, była głównie instrumentalna, eksperymentalna i w sumie bardzo swobodna w swej formie. Wspaniała do tworzenia, ale dosć ciężka do słuchania! Gralismy nawet koncert na jednym z londyńskich uniwersytetów, i po pierwszym występie powiedzieli nam że więcej nam nie zapłaca, gdyż publicznosć nie była szczesliwa z naszej muzyki i długich utworów. Idiotyczne, że im bardziej ludzie nie rozumieli naszej muzyki, tym bardziej bylismy przekonani że zmierzamy w dobrym kierunku. Retrospektywnie patrzac, bylismy dobrymi muzykami, ale bylismy troche pretensjonalni w udawaniu lepszych instrumentalistów niż naprawdę ;), chociaż każdy pretekst był dobry żeby przekraczać kolejne bariery w muzyce. Zostalismy dobrymi przyjaciółmi razem z Richardem i Davem na wiele lat, Dave i ja również zalożylismy własne zespoły z różnymi basistami, kiedy Richard przeniósł się na zachód kraju. Trochę z wyrzutami sumienia straciłem kontakt z obydwoma, chociaż wciaż wysyłam Richardowi kartkę na swięta i urodziny.

Jaka muzyka inspirowała członków Marsupilami?

Pamiętam, że Freda inspirował jazz, do dzis wspominam jak zasłuchiwał się Coltranem. Don Ellis. Leary i Jessica studiowali wówczas muzykę i w przeciwieństwie do reszty grupy mieli gruntowne wykształcenie muzyczne, znali teorię i zasady komponowania i pasjonowali się w dużym stopniu muzyka klasyczna. Dave i Richard ponadto dodali do naszej muzyki trochę pierwiastków angielskiego folku. Ciężko jest powiedzieć jaka muzyka inspirowała zespół. Oprócz tych wykonawców o których już pisałem, słuchalismy innej muzyki tamtych czasów: Franka Zappy i the Mothers of Invention, Fairport Convention, Pentangle, The Doors, Cream, Dylana, Hendrixa, poza tym nie znam nikogo, kto dorastajac w latach 60 nie był zauroczony Beatlesami czy Stonesami. Myslę, że lista inspiracji jest nieskończona! 1968-69 to były fantastyczne lata dla muzyki.

- Jakie sa twoje wrażenia zwiazane z muzyka zespołu po tych 30 latach?

Marsupilami miał dużo talentu, każdy miał w zespole jasno wyznaczona rolę. Muzyka jest i była dosć oryginalna, ale prawdopodobnie nie zawsze z dobrych powodów, w zasadzie wszystko brzmi dobrze nawet dzisiaj, ale całosć momentami jest zbyt mroczna i smutna, czasem nawet "chora" i zgadzam się z tymi zarzutami odnosnie naszej muzyki. Twórczosć Marsupilami nie jest łatwa do słuchania za każdym razem, i nie do końca bije z niej wszechobecna radosć i szczęscie.

- Jaki jest zwiazek zespołu z Holandia?

Nasz zwiazek z Holandia był dosć niezwykły, odkrylismy w Amsterdamie i Rotterdamie wielka grupę fanów (w przeciwieństwie do Anglii). To było wszystko częscia narkotycznej hippisowskiej społecznosci działajacej w latach 60, a my i cała nasza muzyka zdawały się idealnie do tego pasować. Zaczęlismy być bardzo poważani w Holandii i rozważalismy nawet przeniesienie się z Anglii i osiedlenie się tam, spogladajac wstecz, żałuje że się na to nie zdecydowalismy!

Mike Fouracre (2004)

"Marsupilami" 1970:

Dorian Deep (7:35)
Born to be Free (5:48)
And The Eagle Chased The Dove To It's Ruin (6:41)
Ab Initio Ab Finem (The Opera) (10:49)
Facilis Descencus Averni (9:38)

Pamiętam, jaki szok niegdys wywołała we mnie ta muzyka, album ten nawet na niwie rocka progresywnego zachwyca oryginalnoscia, jest niepodobny do niczego innego. Muzyka jest niesamowita, porywa wszechobecnym napięciem, najeżona jest efektownymi partiami instrumentalnymi, utwory przypominaja wielowatkowe opowiadania muzyczne, całosć wraz ze swoim tempem i dynamika ma w sobie cos z jakiejs karkołomnej gonitwy i brzmi (dla mnie osobiscie) jak jakis "taniec na wulkanie".

Zaczyna się od "Dorian deep": podmuch wiatru, zawodzacy chór, utwór nabiera jakby marszowego rytmu i niski głos Freda Hassona, łagodny flet i nagle z całej tej muzycznej mgły wynurzaja się galopujace: gitara i perkusja. Niesamowite jest to brzmienie, specyficzna jakby "rwana" melodyka, drastyczne zmiany nastroju i tempa. To operowanie emocjami i sterowanie napięciem. Przestrzenny "Born to be free" ze swoimi majestatycznymi partiami fletu po prostu rzuca na kolana, gdzies koło 2 minuty, do głosu dochodzi gitara grajaca w pojedynkę z organami, po pewnym czasie pojawia się jeszcze harmonijka ustna, ten moment płyty to prawdziwa perła! Muzyczna opowiesć o gonitwie orła zagrana przez zespół z prawdziwa zadziornoscia to kolejna rewelacja. Ten utwór ma w sobie cos z muzyki dawnej, cicho pobrzmiewajacy dzwięk organ tworzy iscie (jak na mój gust) sredniowieczny nastrój, ostra gitara wraz niskim głosem Freda to kolejne atuty. Najdłuższy czwarty utwór, rozpoczyna jakby swiateczna melodia, która chwilkę potem już przeradza się w napawajacy strachem zgrzyt otwieranych drzwi. Improwizowane dialogi gitary i organów, do spółki z popisowymi solówkami fletu (dodam: najwyższej progresywnej próby) po prostu musza się podobać. "Facilis Descencus Averni" - 9 minut marsupilamowego piękna: niebanalna wokaliza, czerpiaca cos ze sredniowiecznych tradycji, miejscami jakis dziwny, schizofreniczny smiech, diaboliczny jak na mój gust dzwięk organów, nawet trafiaja się skrzypce elektryczne, ta muzyka własnie taka jest, skrzy od pomysłowosci i inwencji. Czasem mam wrażenie że napisało ja 1000 różnych twórców, bo, uwierzcie mi, ona tak własnie brzmi, za pierwszym przesłuchaniem płyta ta może przytłoczyć, jest bowiem trudna w odbiorze i skomplikowanie nieszablonowa, ale jest tak wszechstronna i niebanalna że własciwie zawsze zaskakuje słuchacza czyms nowym, nawet po 100 przesłuchaniach, a to moim zdaniem cecha tych najlepszych.

Chylę czoła i kłaniam się nisko twórcom tej wspaniałej muzyki, dziękuje!

"The Arena" (1971):

Prelude To The Arena (5:23)
Peace of Rome (6:59)
The Arena (12:56)
Time Shadow (11:18)
Spring (9:20)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 10, 2011 6:38 pm 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Pon Sie 15, 2011 7:15 pm
Posty: 6
Jest to jeden z moich pierwszych postów, więc myślę, że najpierw krótko opowiem o sobie :) Moja przygoda z prog-rockiem zaczęła się pewnego pięknego dnia od przesłuchania The Wall Pink Floyd. Do dziś jest to moja ulubiona płyta z gatunku i druga ogólnie, zaraz za Beatelsowskim Abbey Road. I tak, zdaję sobie sprawę, że ma pewne niedoskonałości, ale pewnych albumów nie można słuchać wyłącznie uszami.
Od tamtego czasu poznałem nieco gatunek, zapoznając się z takimi zespołami jak King Crimson, Genesis, Yes, Emerson, Lake and Palmer, Camel ale również Marillion czy nawet Dream Theater. Jest to zatem raczej ścisła czołówka, bo nigdy nie pretendowałem do bycia jakimś wielkim fanem progu, preferowałem raczej hard rock i wszystko inne, co pochodziło od bluesa.
Tak było do momentu, gdy nieoceniony Yer Blue przysłał mi kilka płyt, które zostały stworzone przez zespoły dużo mniej znane od tych wyżej wymienionych, za to wydawały albumy niewiele gorsze, a czasem nawet przewyższające dzieła mistrzów. Wśród nich był jeden album, który zburzył moje dotychczasowe postrzeganie muzyki (a było to postrzeganie mniej więcej typu: jeśli coś nie jest wystarczająco popularne nie należy się tym zajmować). Chodzi mi tutaj konkretnie o album Reflections! niemieckiej grupy Twenty Sixty Six and Then.
To naprawdę niesamowite, że grupa, która wydała taki album nie zyskała zbytniej popularności, a jej członkowie rozeszli się po świecie i słuch o nich zaginął. Reflections! jest właściwie odkurzoną i rozszerzoną wersją albumu wydanego w 1972 roku, dzięki temu na tym albumie mamy do czynienia niemal ze wszystkim, co zespół stworzył kiedykolwiek. I można tylko żałować, że na tym się skończyło.
Być może uwielbiam tak ten album dlatego, że słyszę na nim więcej hard rocka niż proga. Owszem, są tutaj długie, wielowątkowe kompozycje, ale przypominają one raczej dzieła Deep Purple z tamtego okresu (może to te Hammondy...), niż jakiejkolwiek grupy progresywnej (z tych, które znam, a jak podkreślałem nie znam ich zbyt wiele :) ). Właściwie jeśli miałbym szukać porównań, to przychodzi mi na myśl grupa Emerson Lake and Palmer, która równie oszczędnie używała gitar i stosowała bardzo podobne pomysły w nagraniach. Wydaje mi się, że Twenty Sixty Six poszli jeszcze dalej, ich muzyka była niesamowitym połączeniem prog, hard i krautrocka. Dobrym określeniem jest tu chyba heavy psych...
Co tu dużo mówić, płyta po prostu wgniata w ziemię. Najlepszy utwór to z pewnością tytułowe Reflections on the Future, które jest idealnym podsumowaniem stylu zespołu: bardzo surowe brzmienie, wyeksponowane hammondy, melancholijny, ale mocny wokal, świetny tekst (!) i niesamowite pomysły. W pewnym momencie utwór rozpędza się, aż do całkowitego, szalonego przyspieszenia taśmy, po czym pojawia się psychodeliczna końcówka. Wrażenie jest po prostu niesamowite.
Właściwie jeśli doszukiwać się na siłę słabszych punktów na tej płycie, to są to chyba dwa ostatnie utwory: I Wanna Stay i Time Can't Take It Away. Może to tylko może wrażenie, ale wydają mi się one trochę zbyt krótkie, zespół jakby nie miał szansy na rozwinięcie na nich skrzydeł. I Wanna Stay to jedyny fragment płyty, który nie zapada w pamięć tak jak reszta.
Jeśli miałbym wymieniać tutaj moje ulubione fragmenty Reflections! to musiałbym chyba wymienić wszystkie pozostałe utwory. Ta płyta ma jeszcze jedną rzecz, na którą zawsze zwracam uwagę, a która zwykle jest dosyć nieuchwytna: klimat. Słuchając Autumn da się faktycznie odczuć smutek wynikający z nadejścia jesieni(a może to tylko metafora?), słuchając Butterkinga czujemy się jak na łące, głównie dzięki ciekawemu wprowadzeniu do utworu. W skrócie: ta płyta rządzi! Po jej przesłuchaniu chce się więcej. A więcej niestety nie ma. Szkoda...

_________________
Powyższy post jest tylko i wyłącznie prywatną opinią jego autora, który wyraża zgodę na cytowanie, poprawianie, kłócenie się z nim i wytykanie bzdur :)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 10, 2011 8:54 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 872
Zachęciłeś mnie Writer , żeby po latach przypomnieć sobie płytę Reflections. Nie słuchałem jej od lat. Idę na przesłuchanie , refleksje niebawem.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Wrz 11, 2011 12:57 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Cześć Krzysiek! :)

I Wanna Stay i Time Can't Take It Away to utwory z singla, wiec komercyjne musiały byc z założenia. Dla mnie sa tez duzo gorsze, ale traktowac je nalezy w kategoriach bonusów. Bonusowy jest tez Spring (bardzo w stylu ELP), ale on po prostu sie nie zmieścil na oryginalna, winylowa wersje w 1972 roku. CD wynagrodziło te ograniczenia.
Dzieki za podzielenie sie wrazeniami. "Reflections!" to jedna z moich ulubionych plyt.

Writer napisał(a):
Wśród nich był jeden album, który zburzył moje dotychczasowe postrzeganie muzyki (a było to postrzeganie mniej więcej typu: jeśli coś nie jest wystarczająco popularne nie należy się tym zajmować) .


Wiekszosc ludzi ma takie przeczucie, myslac, że zespoły, ktore sie nie przebiły były po prostu gorsze. Tymczasem było całe mnostwo jedno-dwupłytowych kapel, ktore sie nie przebiły głownie ze wzgledu na słaba promocje, lub zawezona ilosc nakładu - takie zespoły po prostu nie miały szans przebic sie do szerokiego słuchacza, chocby nie wiem jak genialna muzyke nagrywali (idealny przyklad to 2066 And Then).
Jest jeszcze kategoria zespołow, ktore miały tylko lokalna popularnosc. Owszem, były welkimi gwiazdami w swoich krajach, nagrywali mnostwo płyt, ale poza swoim podworkiem nie zaistnieli, z roznych przyczyn. Tak jest np. z Ange z Francji, i wszystkimi zespołami nieanglojezycznymi, ktore ze wzgledu na jezyk nie miały zadnej promocji w swiecie, a wiadomo jak sie chce zaistniec szerzej to trzeba spiewac in English. A w kazdym cwilizowanym panstwie na swiecie na przełomie lat 60-70 lub pozniej, sladami Led Zep, Floyd czy King Crimson dochodziło do rockowej eksplozji, z czesto wybitnymi dziełami, ktore, żeby poznac to trzeba duzo sie pogrzebac. Internet pozwala poznac wszystko.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 12, 2011 9:35 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 872
Przypomniałem sobie album Reflactions! ... i nie zawiodłem sie po latach.Co za intensywność przekazu ! Pomysłów na płycie tyle , że niektórym nie starczyłoby i na klika wydawnictw. Z zasadniczej części podoba mi się wszystko , choć jak na moje ucho , pierwsze kilka minut suity niezbyt interesujące. To jedyna uwaga. Utwór właściwie zaczyna się dla mnie od słów "reflections" .Ciekawy wokal , lekko "zabrudzony" ale emocjonalny.Czy zespół nagrał później coś równie ekscytującego?


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 12, 2011 2:49 pm 
Offline
Nowhere Man

Rejestracja: Pon Sie 15, 2011 7:15 pm
Posty: 6
dr Maxwell napisał(a):
Przypomniałem sobie album Reflactions! ... i nie zawiodłem sie po latach.Co za intensywność przekazu ! Pomysłów na płycie tyle , że niektórym nie starczyłoby i na klika wydawnictw. Z zasadniczej części podoba mi się wszystko , choć jak na moje ucho , pierwsze kilka minut suity niezbyt interesujące. To jedyna uwaga. Utwór właściwie zaczyna się dla mnie od słów "reflections" .Ciekawy wokal , lekko "zabrudzony" ale emocjonalny.Czy zespół nagrał później coś równie ekscytującego?


Problem polega na tym, że ten zespół nic już później nie nagrał...
Masz rację co do początku Reflections, właściwie to większość utworów na tym albumie zaczyna się dosyć niepozornie, dopiero potem się rozkręca, wyjątkiem jest chyba tylko Butterking. Mnie się bardzo podoba taki sposób konstrukcji utworu, o ile oczywiście jest to celowe :)

Yer Blue napisał(a):
Jest jeszcze kategoria zespołow, ktore miały tylko lokalna popularnosc. Owszem, były welkimi gwiazdami w swoich krajach, nagrywali mnostwo płyt, ale poza swoim podworkiem nie zaistnieli, z roznych przyczyn.


A co powiesz w takim razie o naszej rodzimej scenie? Wiem, że raczej zbyt rozbudowana nie była, ale wbrew pozorom mieliśmy kilka zespołów, które jak najbardziej dawały radę: Klan, SBB, wczesna Budka... Ostatnio doznałem prawdziwego szoku słuchając albumu Krywań, Krywań Skaldów. Po pierwsze ostatecznie utwierdził mnie on w przekonaniu, że Polak też potrafi i wcale nie musi nazywać się Niemen. ;) Po drugie udowodnił mi, że muzyka zawierająca akcenty góralskie nie musi być kiczowata. Oczywiście wyróżnia się tutaj z pewnością suita z pierwszej strony, będąca wariacją na temat starej góralskiej przyśpiewki. Może to się wydawać niemożliwe, ale Zieliński zrobił z tego prawdziwe arcydzieło, wieloczęściowe, przemyślane, ocierające się momentami o geniusz. Ale cztery krótsze piosenki z drugiej strony również są niczego sobie, szczególnie świetny instrumental Fioletowa Dama.
Natomiast chyba moją ulubioną polską płytą jest debiut Budki. Jeśli uznać, że "progresywny" znaczy to samo co "nowatorski", to Cień wielkiej góry jest najbardziej progresywnym polskim albumem. Jest tutaj kilka naprawdę niesamowitych rozwiązań, a suita Szalony koń to po prostu pomysł na pomyśle.
Te dwie płyty to takie przykłady geniuszu, ale jak już wspomniałem nasza scena progresywna w tamtym czasie zbyt obszerna nie była. Chyba że o czymś nie wiem, co jest bardzo możliwe ;)

_________________
Powyższy post jest tylko i wyłącznie prywatną opinią jego autora, który wyraża zgodę na cytowanie, poprawianie, kłócenie się z nim i wytykanie bzdur :)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 12, 2011 3:16 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Writer napisał(a):
dr Maxwell napisał(a):
Przypomniałem sobie album Reflactions! ... i nie zawiodłem sie po latach.Co za intensywność przekazu ! Pomysłów na płycie tyle , że niektórym nie starczyłoby i na klika wydawnictw. Z zasadniczej części podoba mi się wszystko , choć jak na moje ucho , pierwsze kilka minut suity niezbyt interesujące. To jedyna uwaga. Utwór właściwie zaczyna się dla mnie od słów "reflections" .Ciekawy wokal , lekko "zabrudzony" ale emocjonalny.Czy zespół nagrał później coś równie ekscytującego?


Problem polega na tym, że ten zespół nic już później nie nagrał...
Masz rację co do początku Reflections, właściwie to większość utworów na tym albumie zaczyna się dosyć niepozornie, dopiero potem się rozkręca, wyjątkiem jest chyba tylko Butterking. Mnie się bardzo podoba taki sposób konstrukcji utworu, o ile oczywiście jest to celowe :)


Dla mnie wstepy do utworow zdecydywanie daja rade, no a poczatek Reflections On The Future jest miazdzący dla mnie, to samo wstep do Autumn - wychodzacy z ciszy melancholijny motyw, spotegowany rozegraniem go na gitarowy ciezar.
Zespół rozpadł sie po jedynej płycie, poza wokalista nie mam zadnych informacji co sie z muzyka mi stało. Wokalista o nazwisku Harrison :) - był jedynem w składzie Brytyjczykiem, wiec tam wyjechał robic kariere - zaspiewał w 2 utworach zespołu I Drive, a potem tez gdzies przepadł. Jego chrypka przypomina mi głos Roda Stewarta.

Writer napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Jest jeszcze kategoria zespołow, ktore miały tylko lokalna popularnosc. Owszem, były welkimi gwiazdami w swoich krajach, nagrywali mnostwo płyt, ale poza swoim podworkiem nie zaistnieli, z roznych przyczyn.


A co powiesz w takim razie o naszej rodzimej scenie? Wiem, że raczej zbyt rozbudowana nie była, ale wbrew pozorom mieliśmy kilka zespołów, które jak najbardziej dawały radę: Klan, SBB, wczesna Budka... Ostatnio doznałem prawdziwego szoku słuchając albumu Krywań, Krywań Skaldów. Po pierwsze ostatecznie utwierdził mnie on w przekonaniu, że Polak też potrafi i wcale nie musi nazywać się Niemen. ;) Po drugie udowodnił mi, że muzyka zawierająca akcenty góralskie nie musi być kiczowata. Oczywiście wyróżnia się tutaj z pewnością suita z pierwszej strony, będąca wariacją na temat starej góralskiej przyśpiewki. Może to się wydawać niemożliwe, ale Zieliński zrobił z tego prawdziwe arcydzieło, wieloczęściowe, przemyślane, ocierające się momentami o geniusz. Ale cztery krótsze piosenki z drugiej strony również są niczego sobie, szczególnie świetny instrumental Fioletowa Dama.
Natomiast chyba moją ulubioną polską płytą jest debiut Budki. Jeśli uznać, że "progresywny" znaczy to samo co "nowatorski", to Cień wielkiej góry jest najbardziej progresywnym polskim albumem. Jest tutaj kilka naprawdę niesamowitych rozwiązań, a suita Szalony koń to po prostu pomysł na pomyśle.
Te dwie płyty to takie przykłady geniuszu, ale jak już wspomniałem nasza scena progresywna w tamtym czasie zbyt obszerna nie była. Chyba że o czymś nie wiem, co jest bardzo możliwe ;)


Scene rockowa moim zdaniem mielismy w tamtych czasach marną. Pierwsza Budka mnie jakos wielce nie porywa, SBB to jacys snujacy sie bez celu nudziarze, Niemen to wielki wokal ale muzcznie troche przekombinowal (za duzo improwizacji i muzycznej ekstrawagancji) sprawe. Krywań Saldów jest oryginalne ale tez mnie nie porywa. Mrowisko Klanu bardzo lubie, ale powrownujac z poziomem Zachodu czy nawet południowych sąsiadow to żadna to rewleacja. Moja plyta nr 1 z lat 70-tych w Polsce jest Magia Obłoków Grechuty - zaskakujaco dojrzała muzyka zaspiewana tym nieskazitelnym głosem. Wyzej ceniona jest plyta Korowod, ale jak dla mnie jest troche za delikatna, choc np. takie Ocalic od zapomnienia jak dla mnie przebija wszystkie te SBB i Budki razem wziete ;)
Jesli chodzi o ostra muzyke to jak dla mnie brzmi mało świezo i wtornie i jakos nie za ostro, np. Breakout. A samo brzmienie to jakas wieś. Ale musze poznac płyte 70a, ktora jest ponoc duzo dojrzalsza.
Nie znam sie jakos wiele na polskiej muzyce ale to co znam jest dla mnie strasznie przereklamowane przez Rodakow. Wyzej cenie muzyke z Czech i Słowacji, Węgier czy szczegolnie z Jugosławii - jesli chodzi o Blok Wschodni. A Zachod Europy jest bez porownania lepszy - tam to sie dopiero działo! Pocieszyc sie mozna jedynie faktem ,że w NRD nie działo sie juz kompletnie nic ciekawego, to był jakis skansen, tam prog rozkwitał dopiero pod koniec lat 70-tych.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 344 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 ... 18  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY