Yer Blue napisał(a):
Dal mnie to dosyć dziwne bo uważam, że prawdziwy progres juz wymarł.
Jesli przez slowo "prawdziwy" rozumiesz "zrodlowy", to faktycznie. To co bylo, nie wroci, chyba, ze w formie cytatow i nawiazan. Gatunki rozwijaja sie, zmienia sie charakter, sposob ekspresji, preferowane instrumentarium... Zazwczyaj w ktoryms momencie nastepuje "rozlam" i czesc sluchaczy, wielbicieli "starszych brzmien", zaczyna twierdzic, ze nowsze nagrania, zespoly, pomysly nie maja nic wspolnego z tym, co ich zdaniem stanowilo esencje danego gatunku.
I tak w koncu zaczynamy sie klocic o plakietki. Mi wszystko jedno, czy nowsze nagrania Camela nazwiemy stricte-rockiem progresywnym, czy art rockiem, czy neo-progresywnym graniem, czy tez znajdziemy jeszcze jakies inne okreslenie... Jestem w stanie zrozumiec roznice, ktora powoduje, ze nie chcesz sie zgodzic na nazwanie pozniejszego grania progresywnym... albo przynajmniej tak mi sie wydaje.. ale moim zdaniem, zmiana nie jest na tyle radykalna, zeby najnowsze rzeczy wylaczyc kompletnie z dyskusji o prog rocku.. Znowu mam wrazenie, ze termin prog rock funkcjonuje w dwoch znaczeniach - wezszym (tym, o ktore Tobie by chodzilo), oraz szerszym - jako nazwa zbiorcza takze pozniejszych
Yer Blue napisał(a):
Rozumiem, że współczesny Camel wolisz o tego sprzed 3 dekad ale czy upierasz się, że to jest progres?
Wiem, ze to nie bylo do mnie, ale czuje, ze musze odpowiedziec (za siebie!). Ja wspolczesego (tzn. druga polowa lat 90-tych) Camela stawiam na rowni ze "starym", tak jak "Harbour ..." i owszem, takze "Rajaz" stawiam na rowni ze ze "Snow Goose". Twoje pytanie rozumiem jako: "czy faktycznie Camel rozwinal sie, zaczal grac bardziej skomplikowanie, artystycznie.. poszedl do przodu". Ja bym powiedziala tak: z cala pewnoscia nie jest to regres. Teraz graja w znacznie bardziej.. wyciszony.. ale i chyba tez przemyslany sposob.. Czy to "progres" zaklada znacznie wyzsze wartosciowanie najnowszych nagran... ktorego nie uczynie, poniewaz nieco inne cechy sprawiaja, ze cenie starsze nagrania, nieco inne powalaja mnie w nowszych. Jednoczesnie zbyt wiele LACZY oba okresy dla mnie, by traktowac je zupelnie rozdzielnie (niesamowity ladunek uczuciowy, epickosc, gitara Latimera, sklonnosc do nagrywania plyt koncepcyjnych, to co nazywam "snuciem opowiesci"). Natomiast na pytanie "czy jest to rock progresywny?" (ty stawiasz znak rownosci byc moze miedzy tymi dwoma pytaniami, ja nie) - odpowiem w zasadzie twierdzaco... Czemu?
a) Nadal mamy do czynienia z dlugimi (!), rozbudowanymi kompozycjami. Roznica tkwi w tym, ze znacznie mniej jest w tej muzyce zaskakujacych kontrastow, niespodziewanych zupelnie przejsc w srodku utworu, takich wyraznych i.. hmm.. krzyczacych.. dla mnie to troche tak jak z nasza dyskusja na temat "White Album" i "Abbey Road"... Oba albumy cenie na rowni i naleza do moich NAJ, ale "Abbey Road" uwazam za mniej "jaskrawy", nie jest tak przepelniony kapitalnymi niespodziankami na kazdym kroku.. i wlasnie to sprawia, ze w porownaniu moze wypasc blado, moze wydawac sie wrecz "nudny"... Obecnie Camel stawia jeszcze bardziej na niesamowita spojnosc muzyki, i przepiekna.. hmm.. gracje i logicznosc.. Na przedstawianie opowiesci, ale nie w stylu Jamesa Joyce'a...
2) Nadal jest to muzyka, ktora przede wszystkim skupia sie na instrumentalnych partiach.
3) Wyrazne dazenia kompozytorskie, ktore moga sie kojarzyc z np. muzyka filmowa (Harbour...).. To nie jest juz faktycznie muzyka, ktora wbija w ziemie swoimi niespotykanymi zestawieniami w srodku utworu, ale znacznie bardziej jednolita (ale nie bardziej plaska) muzyka ilustracyjna...
4) Konceptualnosc. Tu "Harbour" jest moze wyrazniejszym przykladem, ze wzgledu na klamre spinajaca album, na poswiecenie calego albumu jednemu tematowi.. Jednak i "Rajaz", mimo braku wyraznego poczatku i konca, nie sprawia wrazenia przypadkowego nagrania "jakichs sobie" utworow. Okladka, i tekst tlumaczacy znaczenie tytulu... Calosc spieta jest klimatem... powolnym... bardzo wyciszonym.. i bardzo pustynnym... Oczywiscie owa "pustynnosc" to czesciowo moj subiektywny odbior, to, co CZUJE poprzez dzwieki, nawiazan bezposrednich do muzyki wschodu nie jest az tak duzo, chociaz przeplataja sie przez album.
Yer Blue napisał(a):
słuchałem kilka dni temu utwór Rajas i Sahara oraz początek płyty Nude - tylko zmienic ostanią literkę w nazwie płyty i mamy sedno sprawy.
Dla Ciebie

. Co do "Nude" nie wypowiadam sie, zanim nie przeslucham. Ale plyta "Rajaz" absolutnie mnie nie nudzi! Tylko pamietasz, Piotrku, co napisalam o moich pierwszych kilku(-nastu?) przesluchaniach Portu Lez? Ze tez wydawalo mi sie to granie nudnym smedzeniem.. Na poczatku. Dopoki nie wchlonelam Muzyki.. Nie mowie, ze Ty sie przekonasz, byc moze po prostu nie wspolgra ta muzyka z Twoim wnetrzem. A moze po prostu powinienes przestac szukac w nowym Camelu dawnego brzmienia i otworzyc sie na opowiesc? Dac sie poniesc gitarze? Leniwemu rytmowi? (To w przypadku "Rajaz").
Yer Blue napisał(a):
Niech będzie, że istnieje prog-metal ale taki stary progrock to już wymarł jak kiedys dinozaury.

STARY progrock tak. O rany, to gadanie przypomina mi stare jak swiat klotnie na zlotach hippisowskich. Hippisi juz nie istnieja. Na co mlodzi: alez OCZYWISCIE, ze istnieja, dla nas te idealy nadal sa wazne.. Starzy "heje": Nie. To co jest teraz, nie jest PRAWDZIWE. Mlodzi: czasy sie zmienily, sposob wyrazania i zachowawywania sie, takze nieco obiekt buntu sie zmienil, ale potrzeba plynaca prosto z serca jest nadal tak samo prawdziwa! I wielki problem: czy nazwac to, co nastapilo pozniej pseudohippisowaniem czy neohippisowaniem, czy pozostac przy starej nazwie.
Jadis - dzieki za odpowiedz, jeszcze Tobie odpisze.