Wczoraj miałam okazję podziwiać spektakl „The Sessions At Abbey Road” w Brighton (o widowisku było wspomniane na stronie głównej:
http://beatles.kielce.com.pl/?action=ne ... ewsid=5684). Mam bardzo mieszane uczucia. Przedstawienie było widowiskowe, wizualizacje oszałamiające, wręcz zapierające dech w piersiach. Po zakupieniu programu i przejrzeniu go dopiero po show zobaczyłam, że sporo utworów The Beatles zostało pominiętych. I od razu narodziło się pytanie, czy tak było tylko w Brighton, czy w Londynie w Royal Albert Hall puścili wszystko i jak będzie dalej.
Pobieżnie przejrzałam recenzje „The Session” w brytyjskiej prasie. Przedstawienie najczęściej dostawało przychylne oceny, pięć gwiazdek od Liverpool Echo, The Times przyznał cztery gwiazdki, a Telegraph jedynie trzy, uzasadniając, że „The Sessions” udowodniło tylko iż nie ma substytu prawdziwych Beatlesów.
Twórcy widowiska nie kryją się z tym. Od razu informują widzów, że potrzeba im było aż 45 artystów aby odzwierciedlić geniusz czterech Beatlesów i dodają, tuż przed rozpoczęciem: A ich muzyka mogłaby brzmieć mniej więcej tak... Kupili mnie tą skromnością. Show zostało zadedykowane zmarłemu niedawno George’owi Martinowi.
Na scenie widzimy studio w autentycznym rozmiarze, pół przezroczyste zasłony czy tam kurtyny jak to wcześniej napisałam służą za ściany. Zamiarem twórców spektaklu było umożliwienie publiczności obserwowanie pracy Beatlesów w studiu nagraniowym. Producent Jef Hanlon zapewniał w komunikatach prasowych, że „Wykonano bardzo solidną dokumentację. Chcieliśmy być możliwie najbardziej wierni oryginalnemu procesowi. Cała instrumentalizacja, aranżacja i wokal będą identyczne z oryginalnymi nagraniami i będzie nawet ośmiu wokalistów, którzy odtworzą różne ścieżki Beatlesów”.
George’a Martina zagrał Jack Baldwin. Producent Beatlesów pełnił rolę narratora w przedstawieniu. Zapowiadał nagrywanie następnych albumów, o atmosferze panującej w zespole itd...
Bardzo mnie zaskoczył początek show. Myślałam, że zacznie się od piosenek z pierwszego albumu, a tu nam zaserwowano „All You Need Is Love” zaśpiewane na żywo na potrzeby słynnego pierwszego międzynarodowego przekazu satelitarnego programu „Our World”. Jednak w zakupionej książeczce o The Session jest napisane, że spektakl rozpoczyna nagranie „The Long And Winding Road”, a dopiero po tym mamy „All You Need Is Love”. Dziwne. Później było już mniej więcej chronologicznie, zabrzmiały utwory „I Saw Her Standing There”, „Please Please Me”.
Johna Lennona grają Jimmy Coburn i Tyson Kelly, Paula McCartneya – Tony Coburn i Peter John Jackson, George’a Harrisona – Tom Teeley, Josh Ferrigan, zaś do postaci Ringo potrzeba było aż trzech aktorów: Marka Griffithsa, Brada Brundsona i Bena Cullingswortha.
Prawie wszyscy aktorzy byli podobni do granych postaci. Wyjątek stanowił Tony Coburn, był po prostu za gruby na McCartneya. Słyszałam jak ludzie na widowni mamrotali: Ale Paul tak przecież nie wyglądał. Wokalnie Tony dawał radę. Zaś jego brat Jimmy, który odtwarzał rolę Lennona, wypadł znakomicie – moim zdaniem oczywiście.
Nie zabrakło dialogów Beatlesów z George’em Martinem. Było nietuzinkowe żądanie Lennona do Martina, że chce brzmieć jak „dalajlama śpiewający na szczycie góry znajdującej się mile stąd”. Jak to większość wie, efekt uzyskano dzięki wykorzystaniu Lesliego. I podczas wykonywania „Tomorrow Never Knows”, Lennon poklepywał z uznaniem głośnik. Pokazano również jak Martin proponował sceptycznie nastawionemu Paulowi kwartet smyczkowy do „Yesterday”. Albo jak przy „I Feel Fine” chłopcom spodobało się sprzężenie. Fajne były te momenty, owszem, ale robione z wielkim pośpiechem, mi czegoś brakowało.
Dzięki posiadanemu programowi mogę odtworzyć kilka kwestii:
„Ok, Boys, from the top – take 1 – I Saw Her Standing There – ready when you are…”
“The Bird has, er…er… Norwegian Wood take three”
John Lennon: “Why don’t you join the beginning of the first one to the end of the second one?”
George Martin: “They are in different keys and different tempos”
John Lennon: “Well, you could fix it”.
Z wielkim uznaniem spotkały się sceny gdy pokazywano jak przy nagrywaniu „She Loves You” fanki chciały wedrzeć się do studia, a przy rejestrowaniu „Yellow Submarine” odbyło się prawdziwe party ze znajomymi, zaś Lennon wywijał w prawo i lewo butelką.
Ponoć spektakl nie miał żadnych wpadek. Ale...mam pewne wątpliwości zwłaszcza przy jednej scenie. John Lennon śpiewa „Julię” siedząc obok Yoko leżącej na łóżku. To, że Lennon wprowadził łóżko do studia, jest wiadome z książki Emericka. Jednak to stało się na początku sesji do Abbey Road, a nie Białego Albumu (chyba).
Mogliśmy usłyszeć nagrania demo, znane nam z Antologii czy bootlegów. Ale tutaj też są pewnie niedociągnięcia. Na przykład podczas śpiewania „No Reply” słyszymy śmiech Lennona, a w przedstawieniu to pominięto.
Prawie wszystko zabrzmiało jak oryginał. Niestety, nie mam słuchu muzycznego, żeby się wypowiadać w tej kwestii. Troszeczkę mi zgrzytnęło gdy usłyszałam „Don’t Bother Me”. Nie dali rady z wczesnym George’em. Wzruszyła mnie natomiast wersja akustyczna „While My Guitar Gently Weeps”. Gęsia skórka gwarantowana, a nawet człowiek wstrzymuje oddech by się nasycić wszystkimi dźwiękami. Dosłownie. Bałam się bardzo lennonowskich piosenek. Uwielbiam głos Johna i bardzo zwracałam uwagę, czy przy „I Want To Hold Your Hand” aktor da radę śpiewając „inside” (zawsze po tym fragmencie rozpoznaję, czy to jest oryginał czy tribute). Nie dał rady, ale nie było źle. Natomiast pięknie, prawie zbliżone do ideału, prawie, bo nie oszukujmy się trudno jest naśladować seksowną chrypkę Johna, wyszło „I Should Have Known Better”. To jest jedna z moich ulubionych piosenek. I przez chwilę oniemiałam z wrażenia.
Mam nadzieję, że macho doda kilka słów od siebie. Specjalnie pominęłam opisanie drugiej części, która była widowiskowo i dźwiękowo lepsza, i wiem, że jemu się bardziej podobała, bo przy pierwszej był nieco zawiedziony. I trzeba przyznać, że Łukasz ma wyjątkowe szczęście, kupił dwa bilety za grosze, co prawda na kiepskich miejsach, ale zaraz po rozpoczęciu show przesiadł się do pierwszego rzędu! Ja siedziałam na południowym balkoniku, specjalnie wzięłam miejsce z góry, żeby wszystko widzieć.
Spektakl badzo się spodobał publiczności. Obok mnie siedziała dziewczyna i co chwila do mnie mówiła, że to jest świetne, że dawno tak się dobrze nie bawiła. Chętnie bym wybrała się na przedstawienie raz jeszcze , z tym, że miałabym przy sobie ołówek i notatnik
Przyznam szczerze, że połowy zapomniałam co miałam napisać, ale i tak jestem zdumiona, że się tak rozpisałam. Nieczęsto mi się to zdarza. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam.
P.S. Zaznaczam, że to nie jest recenzja, ale nie wiedziałam do jakiego działu wrzucić. Ktoś mi zarzucił, że jeśli jest to recenzja to niewiele można z niej zrozumieć. Napisałam tylko swoje odczucia, które i tak trudno opisać po trzygodzinnym show.