The KinksBeatlesi nie przyjaźnili się z Kinksami, co jest dla mnie dość przykre, bo Kinksi to mój nr 2 zaraz bo Beatlach, i trochę niezrozumiałe, bo Ray Davies był świetnym songwriterem i pewnie mogliby sobie po przyjaznemu rywalizować... a może Beatle mu w pewien sposób zazdrościli, co tłumaczy zachowanie Lennona opisane przeze mnie poniżej? Nie mam pojęcia, w każdym razie było to dziwne, sami zobaczcie
.
W 1964 roku, krótko po tym, jak Kinksi wydali swój pierwszy hit -
You Really Got Me - zaaranżowano ich w roli support bandu podczas dwóch koncertów Beatlesów. Mówiąc dokładniej, mieli otwierać drugą połowę imprezy i występować tuż przed głównym wykonawcą, a powiedzieć przy tym trzeba, że to dla każdego zespołu sytuacja chyba najgorsza z możliwych -- a co dopiero, jeśli tym głównym wykonawcą byli Beatlesi właśnie. Jeśli wierzyć relacji Raya Daviesa, podczas pierwszego koncertu, w Bournemouth Winter Gardens, Beatlesi mieli się zachować wobec Kinksów bardzo nieładnie. Było to tuż przed rozpoczęciem drugiej połowy, gdy za zasłoniętą kurtyną grupa szykowała się już do wyjścia na scenę. Wówczas pojawił się John i zainteresował się posiadanym przez Raya modelem gitary (był to Fender Telecaster). Zadawał Daviesowi mnóstwo związanych z nią pytań, a nawet posunął się do tego, że zaczął dotykać jej naciągów (czego podobno wśród muzyków się nie robi i ogólnie nie jest to często spotykane). "Może powinienem czuć się zaszczycony, że jeden z Beatlesów był łaskaw powiedzieć coś na temat nas czy naszych instrumentów, ale w tamtych okolicznościach poczułem się znieważony" - napisze Ray w swojej autobiografii. Następnie Lennon zaczął wyglądać przez kurtynę.Zirytowany Ray powiedział w końcu, że Beatlesi wkrótce będą mieli swój występ, ale teraz jest kolej Kinksów. John miał wówczas odpowiedzieć "Przy Beatlesach, mój drogi, nie istnieje coś takiego, jak wasza kolej. Jesteście tu tylko po to, żeby zająć czymś publiczność, dopóki my nie przejmiemy sceny"; po czym, odchodząc, dorzucił jeszcze: "Jak już skończą się wam piosenki, to pożyczymy wam którąś z naszych".
Ray: "Chciałem odkrzyczeć, że żadnej nie znam, ale światła już się ściemniły i otwierała się już kurtyna... Mieliśmy zaczynać".
Jeśli Lennon kiedykolwiek wypowiedział powyższe słowa, to musiało mu być potem głupio, bowiem aczkolwiek przez pierwsze minuty występu Kinksów widownia krzyczała "George, John, Paul, Ringo!", to gdy ci już zakończyli, można było usłyszeć "We want the Kinks!" Ogólnie szeptało się, że tego wieczoru Kinksi ukradli Beatlesom co nieco splendoru... I może właśnie dlatego podczas drugiego koncertu Brian Epstein postanowił nieco zmienić kolejność wykonawców, tak, aby przed Wielką Czwórką występował ktoś inny. Tym razem Kinksi mieli zamykać pierwszą połowę. Kiedy wychodzili już na scenę, Paul McCartney złapał Raya za ramię i krzyknął: "No, to chyba jesteś gwiazdą!" "Chyba tak" - odpowiedział Davies.
Cała ta sytuacja miała swój epilog podczas koncertu zwycięzców sondażu pisma
The New Musical Express na najpopularniejszą grupę 1965 roku. Oczywiście wygrali ten sondaż Beatlesi, ale w odróżnieniu od tego, co zazwyczaj było przyjęte, tym razem to nie ich występ zamykał imprezę - zamykali ją Kinksi, którzy wracali z tournee po Danii i przegapili niemal cały show. Znowu niepiękna sytuacja... Występ Beatlesów był znakomity, a świadomość, że mają się wystąpić tuż po nich, była dla grupy braci Daviesów druzgocąca. "John, no po prostu nie możemy po Was zagrać" - powiedział do Lennona manager Kinksów, gdy Wielka Czwórka schodziła ze sceny. "Oto nasz rewanż za Bournemouth" - odrzekł Lennon. Chyba go tamten koncert musiał boleć...
Nieco inaczej przedstawia sprawę występu Kinksów po Beatlesach brat Raya, Dave: "Podczas tego koncertu Epstein zaczął nalegać, byśmy wystąpili bo Beatlesach i zamykali imprezę. Brzmiało to jak największy komplement, jednak ciężko było występować po Beatlesach. Gdy wyszliśmy na scenę, atmosfera wydawała się nijaka, ale po paru kawałkach, tłum zaczął krzyczeć tak, jak zwykle. Założę się, że gdyby Lennon żył dzisiaj, powiedziałby, że chcieli być przed nami, by zdążyć do domu przed szczytem; ja jednak myślę, że oni się nas trochę bali. Pamiętam, że przed koncertem oglądałem Beatlesów podczas próby dźwiękowej. Próbowałem pogadać z Lennonem, o gitarach i takich tam, ale on nie wydawał się zbyt zainteresowany i cały czas podgadywał, że nie życzy sobie, by ktokolwiek zabawiał się jego gitarą".
Żeby nie było, że tylko Beatlesi byli "tymi złymi", to Kinksi lubili między sobą naigrywać się z Paula McCartneya, którego uważali za bardzo nadętego. Nazywali go nawet... "Pullmycockoff". Z drugiej strony nie wiemy, co mają do powiedzenia na ten temat Beatlesi, bo nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek oni sami albo ich biografowie o Kinksach cokolwiek wspominali. Aczkolwiek według mnie zachowanie Johna w Bournemouth było takie... lennonowskie w negatywnym znaczeniu.
Trochę innych opinii o Beatlesach:
Ray: "Pete Townshend bardzo lubił rywalizować... Paul McCartney był jedną z najbardziej lubiących rywalizację osób, jakie kiedykolwiek spotkałem. Lennon nie; on uważał, że wszyscy inni są do d...".
Dave: "Bardzo lubiłem Lennona -- wydawał się zawsze taki cyniczny. Zawsze miałem wrażenie, że przenika go jakiś ból. Potrafiłem się z nim dogadać. Kiedy nie byłem na tyle naćpany, by nie wiedzieć, że jest obecny, zawsze wchodziliśmy ze sobą w sprzeczki. Pewnego razu podczas naszej rozmowy wstał od stolika i wyszedł, rzucając na odchodne: >>Ty cyniczny draniu! Jesteś chyba jedną z najobrzydliwszych osób, jaką spotkałem!<< Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że powinienem był potraktować te słowa jako komplement".
Dave: "Początkowo (Lennon) był naprawdę duchową esencją swojej grupy. Bez jego złości, cynizmu i specyficznego punktu widzenia Beatlesi byliby tylko kolejnym popowym zespołem. Uważałem też, że Ringo jako perkusista był dość niedoceniany. Jako perkusista miał w sobie coś, co pasowało do tamtych czasow, zwłaszcza że wtedy było bardzo trudno znaleźć dobrych perkusistów, którzy by to mieli. Nawet teraz, kiedy jesteśmy w studiu, zdarza mi się powiedzieć do Boba, naszego perkusisty >>Dobra Bob, a teraz zrób Ringo!<< (...) Paul McCartney w tamtym czasie był nieco płytki. Zawsze uważałem, że jest trochę skryty. George Harrison był bardzo cichym facetem; podobała mi się jego gra, ale nigdy go dobrze nie poznałem. Nie utrzymywaliśmy zbyt wielu kontaktów z Beatlesami czy Stonesami, za wyjątkiem zwyczajowych spotkań albo pogawędek w klubach".
Dave: "Dowiedziałem się, że
Wonderboy był jedną z ulubionych piosenek Kinksów Johna Lennona. Od czasu do czasu jadał w restauracji Aretusa na King's Road i podobno kazał im go grać wciąż od początku".