Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Czw Mar 28, 2024 4:23 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 47 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: Wto Sie 17, 2010 2:33 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Pennylane, ja równiez dziekuje za tego Townshenda. Znakomite. Mnostwo krzepiacych informacji, o których bym sie czasem nie domyslał. I nie wazne, że średnio lubie The Who.

Aniu, tez fajnie sie czytało.
"It's For You" to chyba moja ulubiona piosenka Paula, która on komukolwiek podarował. Jedno z moich niespełnionych beatlesowkich marzeń to usłyszec ja w końcu w wersji autora, bo przeciez musi byc gdzies jakieś demo Makki. Ja bym tak pieknej piosenki nie oddawal ;)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Sie 18, 2010 7:26 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Rita napisał(a):
Zdaje się, że Ty Noelko czytałaś książkę Elvis i Lennon: dzieje nienawiści. Może za jakiś czas mogłabyś nam o niej co nieco powiedzieć.


To prawda czytałam tę książkę, ale niewiele z niej pamiętam, było to dawno dawno temu. Słyszałam niepochlebne opinie o lekturze, że dużo w niej fikcji, mało faktów. Niestety książkę zostawiłam w Bydgoszczy.

Rita napisał(a):
Dobra myśl, bo chociaż Elvis był wielkim idolem Beatlesów, to chyba nie był z nimi w dobrych stosunkach. Niby wysłał telegram do Eda Sullivana a wcześniej starał się uniemożliwić im przyjazd... To słynne spotkanie z 1965 roku też takie nie bardzo było... Nie kojarzy mi się też, by z którymkolwiek z Beatli utrzymywał kontakty w latach 70.


Do spotkania z królem doszło 27 sierpnia 1965 roku, podczas drugiej trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych. Spotkanie trwało 4 godziny, doszło nawet do tzw. jam session, niestety nikt tego nie nagrał.

Jedyne znane zdjęcie z legendarnego spotkania Beatlesów z Elvisem:
Image

Ponoć w lewym górnym kącie to Elvis.

Poniżej zdjęcie czarno białe, nieco okrojone, ale większe i widać wyraźnie na nim Lennona:
Image

W wolnej chwili przepisałam z Antologii fragmenty wypowiedzi samych Beatlesów o spotkaniu z Elvisem:

PAUL: Pod koniec pobytu w Los Angeles poznaliśmy Elvisa Presleya. Staraliśmy się o to latami, ale nie mogliśmy się do niego dostać. Podejrzewaliśmy , że stanowimy dla niego oraz pułkownika Tona Parkera rodzaj zagrożenia i w sumie tak było. Wprawdzie staraliśmy się o spotkanie, ale zawsze zjawiał się tylko pułkownik Parker z kilkoma upominkami i na tym się kończyło. Nie czuliśmy się spuszczeni, uważaliśmy, że zasługujemy na spuszczenie. To był jednak Elvis, a kim my byliśmy, że chcieliśmy go poznać? W końcu jednak dostaliśmy zaproszenie, by odwiedzić go w Hollywood podczas kręcenia filmu.

JOHN: Zawsze byliśmy nie tam i nie wtedy, kiedy trzeba, by spotkać Elvisa. My poszlibyśmy wszędzie, ale było sporo zadęcia, żeby ustalić gdzie się spotkamy i w ile osób. Pozostawało to w gestii pułkownika Parkera i Briana.

GEORGE: Spotkanie z Elvisem było jednym z najważniejszych wydarzeń tej trasy. To zabawne, ale kiedy dotarliśmy do jego domu, zapomnieliśmy, dokąd jedziemy. Jechaliśmy cadillakiem po ulicy Mulholland i w samochodzie wypiliśmy „trochę herbaty”. Nieważne było, dokąd jedziemy. Było jak w tekście komika Lorda Bucklyea: „Wchodzimy do wioski tubylców i zażywamy pejotl. Może nie wiemy wtedy gdzie my są, ale na pewno dowiemy się, kim są”. Dobrze się bawiliśmy, złapał nas atak wesołości. Dojechaliśmy do wielkiej bramy i ktoś powiedział: „Taaa, zobaczymy Elvisa”. Wypadliśmy z samochodu ze śmiechem, udając, że nie jesteśmy aż tacy głupi, jak rysunkowe postacie Beatlesów.

JOHN: To było bardzo podniecające, byliśmy zdenerwowani jak diabli i spotkaliśmy go w jego wielkim domu w Los Angeles. Prawdopodobnie ten dom był tak duży jak ten, który wynajmowaliśmy, ale wydawało się nam, że widzimy „wielki dom wielkiego Elvisa”. Miał wokół siebie wielu ludzi, tych, którzy kiedyś obok niego mieszkali (podobnie było z nami, zawsze mieliśmy wokół siebie tysiące ludzi z Liverpoolu, więc on był taki sam jak my). Miał też stoły do gry w bilard! Może tak jest w większości amerykańskich domów, ale nas to zdziwiło, bo było jak w nocnym klubie.


RINGO: Byłem tym wszystkim mocno podniecony. Mieliśmy szczęście, bo było nas czterech, więc każdy miał kogoś do towarzystwa. Dom był bardzo duży i mroczny. Gdy weszliśmy, Elvis siedział na kanapie przed telewizorem. Grał na basie, co po dziś dzień wydaje mi się bardzo dziwne. Wokół niego było pełno facetów. Powiedzieliśmy: „Cześć Elvis”. Był dosyć nieśmiały i my też byliśmy trochę onieśmieleni, ale w pięciu się rozruszaliśmy. Czułem, że to spotkanie było większym przeżyciem dla nas niż dla niego.

PAUL: Zaprosił nas do środka i był świetny. No wiesz, to był Elvis. Wyglądał jak Elvis. Wszyscy byliśmy jego zagorzałymi fanami, więc podziwialiśmy go, i to bardzo. Powiedział: „Halo, chłopaki, czego się napijecie?”. Usiedliśmy i zaczęliśmy oglądać telewizję. Elvis miał pilota, pierwszego jakiego widzieliśmy w życiu. Kierowałeś go w stronę telewizora i bach! To jest Elvis! Przez cały wieczór puszczał numer „Mohair Sam”, który był w szafie grającej.

JOHN: Telewizor grał non stop. Ja też tak robię, wszyscy mamy zawsze włączone telewizory. Nie patrzymy na ekran. Gra włączony bez dźwięku, bo słuchamy płyt. Przed telewizorem Elvis miał potężny wzmacniacz basowy z podłączoną gitarą basową. Elvis grał na basie, a na ekranie przelatywały obrazki. Weszliśmy i zagraliśmy z nim. Podłączyliśmy , co było pod ręką, śpiewaliśmy i graliśmy. On miał, tak jak ja, szafę grającą, ale wyłącznie ze swoimi hitami. Może gdybym miał tyle hitów co on, to w mojej też byłyby tylko moje płyty.

PAUL: To, że on grał na basie, było dla mnie czymś świetnym. No i było tak: „El, pozwól, że pokażę Ci parę patentów”. Nagle on był moim kumplem. To był dla mnie idealny temat do rozmowy. Mogłem mówić o basie i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Był świetny – rozmowny, przyjacielski i trochę nieśmiały. Miał taki image – tego oczekiwaliśmy i na to liczyliśmy.

JOHN: Początkowo nie mogliśmy go rozgryźć. Spytałem, czy ma pomysły na nowy film, a on nosowo odrzekł: Jasne, że machm. Grachm chłopaka ze wsi, który po drodze spotyka parę dziewczyn i śpiewcham kilka piosenek”. Spojrzeliśmy na siebie. Wreszcie Presley i pułkownik Parker zaczęli się śmiać, wyjaśniając, że kiedy raz odeszli od takiej formuły kręcąc film Wild in the Country, od razu stracili na nim pieniądze.

JOHN: Spotkanie z Elvisem było bardzo miłe. No wiesz, to był tylko Elvis. Zagrał parę piosenek, a my graliśmy na gitarach. Było świetnie. Nie rozmawialiśmy na konkretne tematy, po prostu graliśmy sobie. Nie był popularniejszy od nas, ale był „tym kimś”. Nie był zbytnio rozmowny, to tyle.
Wydawał się nam normalny, pytaliśmy go o filmy i o to, dlaczego nie występuje w TV. Uważam, że bardzo lubi kręcić filmy. My byśmy nie znieśli braku występów. Zanudzilibyśmy się, my się szybko nudziliśmy On mówił, że trochę mu tych występów brakuje. Jest normalny. Był świetny, zupełnie taki, jak się spodziewałem.

PAUL: To było jedno z najwspanialszych spotkań z mojego życia. Myślę, że nas polubił. Przypuszczam, że wtedy czuł się nieco zagrożony, ale nic o tym nie mówił. My na pewno nie czuliśmy żadnego antagonizmu.

To tyle o spotkaniu.

Teraz trochę o powiązaniach Elvisa z polityką. Piosenkarz był w prostej linii potomkiem Isaiaha Harrisona, prapradziadka słynnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Abrahama Lincolna. To jednak nie jedyna rodzinka "Króla" w Białym Domu. Presley był dalekim kuzynem prezydenta Jimmy'ego Cartera.
Wokalista miał również okazję korespondencyjnie poznać prezydenta Richarda Nixona. Artysta poprosił przywódcę Ameryki o mianowanie go... tajnym agentem do spraw handlu narkotykami! W odpowiedzi Nixon wysłał Elvisowi specjalny odznakę funkcjonariusza Bureau of Narcotics and Dangerous Drugs.
Niestety Elvis zachował się brzydko wobec Beatlesów, ponieważ próbował zabronić im pobytów w Ameryce stwierdzając, że są "nieamerykańscy i zażywają narkotyki".

RINGO: Najsmutniejsze jest to, że wiele lat po później dowiedzieliśmy się, iż Elvis próbował zabronić nam pobytu w Ameryce, bo miał dobre układy z FBI. Dla mnie to jest bardzo smutne, iż poczuł się tak zagrożony, że jak wielu Amerykanów uznał nas za zły przykład dla amerykańskiej młodzieży. To on, Mr Hips, ten facet, jak on mógł uznać nas za groźnych? Byliśmy groźni jedynie dla niego i jego kariery.

PAUL: Widziałem słynne zapisy z taśm Nixona, w których Elvis próbuje sprzedać nas, The Beatles! Jest zapisane jak mówi i to komu! – Nixonowi: „Cóż, sir Beatlesi są bardzo nieamerykańscy i zażywają narkotyki”. Muszę przyznać, że poczułem się przez niego nieco zdradzony. To żart, że my braliśmy narkotyki, ale zobacz co się z nim stało. Zastali go na sedesie z masą narkotyków! Było to smutne, ale nadal go kocham, szczególnie z tego wczesnego okresu. Wywarł na mnie wielki wpływ.

W sumie słowa Johna najlepiej oddają to co się stało z Elvisem:

JOHN: Elvis naprawdę zmarł w dniu wstąpienia do wojska. Wtedy go zabili, a reszta to żywa śmierć.

Elvis nagrał kilka coverów The Beatles:

Get Back
http://www.youtube.com/watch?v=4JWKdowfYAg

Something
http://www.youtube.com/watch?v=FC2iT_yp-n4

Yesterday i Hey Jude
http://www.youtube.com/watch?v=gKp0V6lJHpk

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Sie 20, 2010 3:16 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
Tekst o Elvisie jest świetny! :D Dla mnie akurat to taka namiastka (nieposiadanej) Antologii :wink:

Ostatnio natknęłam się na prace Klausa Voormana i wśród wielu rysunków przedstawiających Beatlesów zauważyłam takie, które mówią o spotkaniu z Elvisem.

Noelka napisał(a):
JOHN: (...) Miał też stoły do gry w bilard! Może tak jest w większości amerykańskich domów, ale nas to zdziwiło, bo było jak w nocnym klubie.

Image Image Image


Noelka napisał(a):
JOHN: (...) On miał, tak jak ja, szafę grającą, ale wyłącznie ze swoimi hitami. Może gdybym miał tyle hitów co on, to w mojej też byłyby tylko moje płyty.

Image Image Image

Wyjątkowo podoba mi się grafika z Lennonem z hamburskiego okresu pt. Śniadanie z Johnem :lol:

Image

Sam autor tak opowiada o utrwalonej na rysunku sytuacji:

"Beatlesi często grali do czwartej, piątej albo szóstej rano i szli spać, kiedy mogli. Jeśli nie pójdzie się do łóżka przed siódmą rano, zazwyczaj chce się spać do trzeciej. Było to jak całodzienna praca- choć w ich wypadku, raczej całonocna (...) Na końcu takiej szychty chłopcy byli bardzo zmęczeni i zazwyczaj padali prosto do łóżek (...) Jeśli byli jeszcze na chodzie, szli gdzieś jeść. W ten sposób przesiadywaliśmy u Haralda, w Chung Ou albo w innej z wielu kawiarni. Wówczas aby dopasować się do pory dnia, należało zjeść śniadanie. Było to zazwyczaj bardzo zabawne.

Tuż przed załamaniem ludzie się nakręcali i zachowywali dość idiotycznie. Pewnego razu John wpadł w trakcie śniadania (...) był w połowie opowiadania jakiejś śmiesznej historyjki, machał podniecony zapalonym papierosem, kiedy nagle zamilkł, coś burknął i głowa opadła mu na pełen talerz. Roześmiałem się, sądząc, że to kolejny jego „typowy” żart, ale nie poruszał się. Miał zamknięte oczy, ciężko oddychał. Zaczął chrapać. Rozejrzałem się, nie wiedząc, co począć- też byłem dość zmęczony. Przestraszyłem się nawet, czy nic sobie nie zrobił, bo nóż leżał tuż przy jego oku. Kiedy zobaczyłem, że z papierosa, którego wciąż trzyma w palcach, spada popiół, postanowiłem go tak zostawić. W końcu się obudzi- pomyślałem- kiedy papieros sparzy go w palce. Zacząłem myśleć o leżącym na talerzu wspaniałym smażonym jajku. (...) Boże, o czym to ludzie nie myślą, kiedy pojawia się nieoczekiwana sytuacja! Po kilku minutach obudził się, zaczął kląć jak szewc na poparzone palce i zaczął jeść sadzone jajko, jakby nic się nie stało.

Zimne jak cholera! "


Znów skorzystałam z książki Lennon We Wspomnieniach.
Cieszę się, że poprzednie cytaty z Townshenda dobrze się „sprzedały” :wink:
A więcej grafik autorstwa Klausa Voormana można obejrzeć TUTAJ

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Sie 20, 2010 9:00 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Dzięki za te rysunki, są genialne. Przypomniało mi się, że też mam książkę Lennon we wspomnieniach(dzięki wielkie za cytaty), nawet jej jeszcze nie przeczytałam, bo kupiłam ją w okresie, gdzie byłam bardzo zajęta, i kurczę, zostawiłam ją w Bydgoszczy. Ech, ale jeszcze nic straconego.
Super, że temat dalej się rozwija :D

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Sie 21, 2010 8:04 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Wow, jakie piękne rozwinięcie tematu! Dzięki dziewczyny :D

Czyli -- niby było wszystko OK na spotkaniu z Elvisem, niby stosunki bez szału ale i bez tragedii, a jednak Elvis sobie po cichu przeciwko Beatlesom kombinował.
A rysunki Voormana świetne. Wg mnie najlepszy jest ten z kulą bilardową.

Ode mnie w dniu dzisiejszym garść informacji na temat relacji Beatlesów ze wspomnianym już w tym temacie Erikiem Claptonem. W razie potrzeby proszę dopisywać i komentować :)

W grudniu 1964 roku zespół The Yardbirds, w którym grał wówczas Eric, zaangażowany został jako support band dla Beatlesów podczas serii bożonarodzeniowych koncertów Wielkiej Czwórki w Londynie. Pewnego wieczoru Eric postanowił zasiąść na widowni i obejrzeć sobie Beatlesów z trochę innej perspektywy niż tylko zza kulis. Jak wspomina w swojej autobiografii, patrzył sobie na Lennona i spółkę, których muzyki z powodu ogłuszającego wrzasku widowni nie sposób było usłyszeć, i robiło mu się ich coraz bardziej żal: większość widowni stanowić miały nastolatki w wieku od 12 do 15 lat, które na sali znajdowały się raczej nie po to, aby faktycznie posłuchać muzyki Beatlesów.

Pierwsze spotkanie Erica z Beatlesami miało miejsce właśnie podczas jednego z ww. serii koncertów. Yardbirdsów w imieniu swojego zespołu przywitał Paul, który jeszcze tego samego wieczoru zagrał im fragment swojego nowego, lecz wciąż niedopracowanego utworu pt. Scrambled Eggs (jak wiadomo, przemianowanego póżniej na Yesterday) i chciał usłyszeć ich opinię na jego temat. Niestety, Eric nie wspomina nic o tym, jaka to była opinia. Nadmienia natomiast, że właściwie z marszu najlepiej dogadał się z George'em; chociaż przyjaźń obu panów miała się rozwinąć dopiero po kilku latach, to podczas tamtego pierwszego spotkania przegadali ze sobą sporo czasu, wymieniając opinie głównie na temat sprzętu, grania, posiadanych gitar i strun (komplet miękkich strun George dostał nawet od Erika w prezencie).

Clapton opisuje także jedno z pierwszych w owym czasie spotkań z Johnem, które nie miało już tak sympatycznego przebiegu. Pewnego dnia, jadąc metrem na jeden z tych bożonarodzeniowych koncertów, został zagadnięty przez pewną starszą Amerykankę. Gdy owa pani dowiedziała się, że Eric będzie grał na jednym koncercie z Beatlesami, chciała koniecznie ich poznać. Clapton zabrał więc ją ze sobą prosto do garderoby Beatlesów. Właśnie przygotowywali się oni do występu, ale oderwali się od przygotowań i byli dla Amerykanki bardzo uprzejmi. Jednak kiedy Eric i ona podeszli do Johna, zrobił on minę wyrażającą ogromne znudzenie oraz, wedle słów Erika, zaczął wykonywać nieprzystojne gesty pod płaszczem. "Poczułem się wstrząśnięty i urażony ponieważ czułem się odpowiedzialny za tę nieszkodliwą starowinkę i w pewnym sensie obelga była skierowana także pod moim adresem. Później poznałem dobrze Johna i nawet zaprzyjaźniliśmy się, ale zawsze byłem świadomy, że jest on zdolny do bardzo dziwnych zachowań".

Jak już wspomniałam, najbardziej z całej Czwórki Clapton zaprzyjaźnił się z George'em. Był on częstym gościem w domu Erica i często przynosił próbki utworów, nad którymi pracował razem z zespołem. Eric równie często odwiedzał Harrisona w jego domu w Esher, gdzie obaj panowie brzdąkali sobie razem na gitarach i łykali przeróżne dziwne substancje ;). Przyjaźń pogłębiała się więc bardzo intensywnie. Pewnego wrześniowego dnia w 1968 roku Eric został przez George'a zaproszony do Abbey Road Studios i poproszony o to, by zagrał na gitarze w jednym z jego utworów, który Beatlesi właśnie tego dnia mieli zamiar nagrywać -- utworem tym był, oczywiście, While My Guitar Gently Weeps. "Byłem nieco zaskoczony i uznałem to za dość dziwaczną prośbę, ponieważ to on był gitarzystą The Beatles i zawsze świetnie sobie radził na ich płytach. Byłem również mile połechtany, gdyż niewielu ludziom Beatlesi proponowali udział w swych nagraniach" - pisze Eric.

Jak twierdzi Clapton, możliwość zagrania w utworze z Wielką Czwórką pozwoliła mu zauważyć, że Paul i John trochę lekceważyli sobie wkład, jaki do zespołu wnosili zarówno George, jak i Ringo. "George komponował utwory przy każdym albumie, ale zawsze spychano je na dalszy plan. On chyba uważał, że nasza przyjaźń da mu trochę wsparcia, i że zaproszenie mnie do nagrania może ustabilizować jego pozycję czy nawet przysporzyć mu szacunku (...) Nagraliśmy go [utwór] w jednym podejściu i moim zdaniem brzmiał świetnie. John i Paul swoim zwyczajem nie okazywali przesadnego zachwytu, ale George przesłuchiwał kawałek raz za razem i był wyraźnie zadowolony. Pod dodaniu kilku efektów i zrobieniu pierwszego miksu pozostali zaczęli grać utwory, które już wcześniej nagrali. Poczułem się, jakbym został dopuszczony do ich sanktuarium".

Przyjaźń z George'em miała jednak i swoje mniej miłe momenty. Jeden z nich zdarzył się już niewiele później podczas pożegnalnego tournee zespołu Cream, w którym Eric był gitarzystą, po Ameryce. Jakiś czas wcześniej otrzymał on od George'a próbne tłoczenie albumu; na rynku miał on wkrótce zaistnieć jako Biały Album. Będąc w Los Angeles puszczał niektóre nagrania swoim znajomym i właśnie wtedy zadzwonił do niego Harrison. "Dotarło do niego, że pozwalam słuchać tych nagrań każdemu, kto się napatoczy -- był wściekły i zdrowo mnie opieprzył. Pamiętam, że byłem głęboko urażony, ponieważ sądziłem, iż wykonuję wspaniałą robotę, promując ich muzykę wśród wybrednych słuchaczy. Sprowadził mnie na ziemię w bardzo przykry sposób. Owszem, była to świetna lekcja na temat określonych granic i niewysnuwania pochopnych wniosków, ale bolało jak diabli. Na jakiś czas odsunąłem się od niego, ale z czasem znów zaczęliśmy się przyjaźnić, chociaż po tym wydarzeniu już zawsze byłem czujny i w jego towarzystwie bardzo się pilnowałem".

Jednak proszę nie dochodzić do mylnych wniosków -- Eric chciał promować płytę Beatlesów, ale było to podyktowane raczej przyjaźnią z ich gitarzystą niż rzeczywistym umiłowaniem do ich muzyki. Jak na złość nie mogę znaleźć tego fragmentu autobiografii, ale jestem prawie pewna, że Eric wyznał gdzieś, że utwory Beatlesów mu się nie podobały i że wolał inne, bardziej rhytm'n'bluesowe, brzmienie (co prawda, mówił to o utworach z początkowego okresu działalności Żuków, ale w autobiografii nie ma nic o tym, by w miarę jak Beatlesi dojrzewali artystycznie zmienił swoją opinię). Co jest bardzo prawdopodobne zważywszy na rodzaj muzyki, jaką w owym czasie sam uprawiał. A tak btw, to nasz George miał swój wkład w powstanie jednego z moich ulubionych utworów grupy Cream (i w ogóle) -- Badge z 1969 roku. A u kogo w ogrodzie powstało Here Comes The Sun (również przeze mnie ukochane, o wiele bardziej od Something) to już wszyscy wiemy ;) W ogóle miłość Erica do Pattie Boyd-Harrison to temat na osobnego posta... którego może popełnię, jak sobie odświeżę autobiografię Pattie. Póki co musicie się zadowolić lekturą ostatniego posta w tym wątku.

W 1969 roku Eric został zaproszony przez Johna Lennona do dołączenia do grupy Plastic Ono Band podczas ich koncertu w ramach festiwalu Live Peace odbywającym się w Toronto (z Lennonem -- w utworzonym specjalnie na potrzeby wieczoru zespole The Dirty Mac -- wystąpił już w 1968 roku podczas realizowanego przez The Rolling Stones widowiska muzycznego The Rolling Stones Rock'n'Roll Circus). Nawiasem mówiąc, zaproszony został rankiem tego samego dnia, w którym odbywał się koncert ;) i po tym, jak się zgodził, John po prostu poprosił go o jak najszybsze przybicie na lotnisko do hali odpraw. W samolocie zespół postanowił chociaż odrobinę przygotować się na planowany występ. "Graliśmy, po prostu siedząc w fotelach. Nikt się nie skarżył, co nawet teraz nie dziwi, ponieważ John był jedną z największych gwiazd na świecie i pozostali pasażerowie dochodzili do siebie tym, jak okazało się, że lecą z nim tym samym samolotem. Co ciekawe, nie przypominam sobie, żeby Yoko brała w tym udział. Po prostu siedziała bez słowa i trzymała się w cieniu".

W Toronto Eric zetknął się z przykładem kolejnego typowo "lennonowskiego" zachowania: "Staliśmy, czekając na odbiór bagażu, i nagle zajechała wielka limuzyna, do której wskoczyli John z Yoko i odjechali, nie mówiąc reszcie, co dalej robić ani dokąd jechać. (...) W końcu zapakowaliśmy się do furgonu, ale uważałem, że to smutne, ponieważ zasługiwaliśmy na trochę więcej szacunku". Na temat samego koncertu nie mówi zbyt wiele, opisując tylko co zagrali itd. Fragment koncertu i grający na nim Eric do obejrzenia tutaj.

Image

Przy pisaniu posta korzystałam z książki Clapton. Autobiografia (wyd. polskie 2007) w tłumaczeniu Jarosława Rybskiego.

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Sie 22, 2010 8:50 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Chciałam tylko dodać, że Eric Clapton zagrał na płycie Harrisona „Wonderwall” wydanej w 1968 roku. Clapton zagrał jako Eddie Clayton w utworze „Ski-ing”. Jako ciekawostkę dodam fakt, że pseudonim wymyślił Ericowi sam Ringo Starr.

Inną ważną rzeczą do odnotowania jest występ trójki Beatlesów na weselu Erica i Pattie. Zacytuję fragment z książki Zdzisława Pająka „Eric Clapton – Pielgrzym Rocka”:

„27 marca w Arizonie odbył się ślub, a prawie dwa miesiące później – 19 maja 1979 roku – wesele Erica i Pattie. Wśród gości weselnych nie zabrakło znakomitości świata Rock’n’Rolla. Mick Jagger i Charlie Watts patrzyli, jak na zaimprowizowanej estradzie Paul McCartney, Ringo Starr i George Harrison zagrali swemu przyjacielowi wiązankę standardów. Kto wie, co by było, gdyby na wesele przyjechał John Lennon. Ale on od dawna skłócony z Maccą zapowiedział ‘Albo ja, albo Paul’. I z tego powodu, do jedynej chyba okazji występu kwartetu „The Beatles” – nic nie wyszło. Chociaż nieco później w rozmowie telefonicznej z Claptonem, Lennon przyznał, że gdyby wiedział, iż zanosi się na wspólny występ to pewnie, by jednak przyjechał.”

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Sie 26, 2010 1:45 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
Po tak porządnej dawce Claptona :wink: odświeżyłam sobie jeszcze zapis trójkowej audycji Piotra Metza, która poświęcona była życiu i twórczości Erika.

Clapton przywołał przykład Beatlesów kiedy obrazowo mówił o swoim odejściu z The Yardbirds:
Sukces niesie ze sobą wiele pułapek i pokus. Mogliśmy pozostać na tej samej ścieżce (…) i niczego nie zmieniać. Istniały dwie proste drogi jakie mogliśmy obrać, zostać jak Stonesi- grać R&B i bluesa, albo jak Beatlesi, którzy błyskawicznie zdobyli sławę, paść ofiarą zespołowych mundurków i fryzur.

Eric wspomina, że jego uzależnienie od narkotyków zbiegło się w czasie z pracą nad płytą George'a All Things Must Pass

George Harrison:
Wiedziałem, że Eric ma problemy ponieważ często go widywałem. Co raz bardziej zamykał się w sobie. Były takie momenty kiedy próbowałem z nim porozmawiać o narkotykach, ale po chwili zauważałem, że jeżeli będziemy kontynuować- znienawidzi mnie. Jeśli się z nim nie widziałem ani nie słyszałem przez jakiś czas, często nikt nie miał z nim kontaktu ponieważ w tym stanie izolował się od otoczenia. Próbowałem włamywać się do jego domu żeby po prostu się przywitać i zapytać: „Wszystko w porządku? Chciałem się tylko upewnić czy jeszcze żyjesz”.



I przy okazji- krótki powrót do wcześniejszego wątku.


Keith Moon w beatlesowskim T- shircie… ciąg dalszy :wink:

Image
Tym razem z resztą The Who

W ostatnim odcinku trójkowych audycji o Lennonie była mowa o tym, że podczas straconego weekendu John na kilka miesięcy zamieszkał razem z Harrym Nilssonem, Ringo Starrem i Keithem Moonem właśnie. Cytując prowadzącego: Co zdumiewające... budynek przetrwał :lol:

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Sie 29, 2010 10:00 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Pennylane napisał(a):
Cytując prowadzącego: Co zdumiewające... budynek przetrwał :lol:


:lol: :lol: :lol:

Zdjęcie The Who z Keithem w beatlesowskim T-shircie ŚWIETNE. Ciekawe, że nikt z pozostałych "Ktosiów" nie oponował, że Keith tak otwarcie konkurencję promuje :wink: .

A propos, właśnie przeglądałam na Google Books Amazing Journey: The Life of Pete Townshend i znalazłam tam wypowiedź Pete'a, o której już kiedyś mówiłam, czyli:

"Jedynym Beatlesem, co do którego podejrzewałem, że mógłby mieć ze mną cokolwiek wspólnego, był Paul McCartney... Podoba mi się to, co mówi i lubię jego piosenki. Są one moim głównym źródłem inspiracji -- tak jak wszystkich. Moim zdaniem Eleanor Rigby była ogromnym krokiem naprzód. Z pewnością zainspirowała mnie do pisania i słuchania rzeczy w tym stylu".

Pete udzielił tej wypowiedzi w styczniu 1967 roku.

A wracając do Rolling Stonesów, to gdzieś kiedyś wyczytałam taką oto historię:

W sierpniu 1968 roku w jednym z londyńskich klubów Rolling Stonesi zorganizowali imprezę, mającą promować ich nadchodzący singiel Street Fighting Man. Wśród zaproszonych gości znalazł się m.in. John Lennon, a wkrótce pojawił się też Paul McCartney. Miał ze sobą świeżutki egzemplarz SP Hey Jude/Revolution i zamierzał podarować go również obecnemu w klubie sesyjnemu muzykowi Nicky Hopkinsowi, jako że ten zagrał na pianinie elektrycznym na stronie "B" singla. Trzeba nadmienić, że cała sytuacja miała miejsce jeszcze przed premierą ww. singla Beatlesów.

Wcześniej tego wieczoru Hopkins sporo opowiadał Keithowi Richardsowi o mającym się wkrótce ukazać singlu Wielkiej Czwórki, chwaląc zwłaszcza ostre brzmienie gitar w Revolution. Dlatego też kiedy Mick Jagger dowiedział się, że Paul ma ze sobą egzemplarz tegoż krążka, zaczął namawiać go, aby pozwolił mu go puścić. Paul spojrzał na Johna, który wzruszył ramionami i zgodził się. Krążek został więc dostarczony DJowi, a sam -- już nieco wstawiony -- Mick zapowiedział utwór na stronie A jako "Hey Judy".

Kiedy w klubie wybrzmiały obie strony singla, zapadła martwa cisza, a Mick Jagger podobno po prostu stał w ciężkim szoku, z otwartymi ustami. Keith Richards podszedł do Lennona i powiedział pół-żartem: "Czy wy zawsze, do k***y nędzy, musicie być lepsi od nas?!" Wiadomo było, że utwór Stonesów po prostu już nie ma szans. Od tamtej pory wszyscy chcieli już tylko słuchać Revolution i Hey Jude, wciąż od nowa.

Ciężko musiało być czasami oddzielić przyjaźń od interesów :wink:

PS A jeszcze co do The Who...

Pennylane napisał(a):
Nawiązując do tego, co napisała Rita w wątku o The Who, muszę przyznać, że nie raz myślałam sobie... gdyby tak Beatlesi mogli mieć dwóch perkusistów...


Oj, to by chyba było niewykonalne :wink: Ostatecznie, Beatlesi byli przyzwyczajeni do Ringo grającego sobie grzeczniutko z tyłu, bez zbytniego zwracania niczyjej uwagi, tymczasem Keith Moon był chyba jedynym perkusistą, którego się OGLĄDAŁO. The Who zresztą często dawali go na sam przód sceny ;) A poza tym, co by później zrobił Keith bez koncertowania... ;)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Sie 30, 2010 12:19 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
Z moim tokiem myślenia to mogłabym chyba pisać historię świata (albo przynajmniej historię muzyki) na nowo :wink: Ale gdyby tak spojrzeć na to zupełnie zupełnie teoretycznie, to myślę sobie, że w takim składzie:

1) Lennon nie byłby postrzegany jako ten najbardziej ekscentryczny

2) McCartney za życia obwołany zostałby świętym (przez fanów z przedziału 6- 12 lat) To mi wyszło z równania: Moon 'plus' Lennon w jednym zespole 'razy' ten stereotypowy wizerunek grzecznego Beatle Paula

3) A Harrison… Właśnie, gdzie jest George? Czy ktoś widział George’a? No tego małomównego (znów stereotyp, cóż)

4) Oddzielny wynik równania: Moon 'plus' Lennon w jednym zespole, mógłby przerażać (pomimo tego, że bądź, co bądź... budynek przetrwał :wink: )

5) Moon wyleciałby z zespołu szybciej niż Pete Best

Myślę, że kombinacji może być wiele :wink:

Rita napisał(a):
A poza tym, co by później zrobił Keith bez koncertowania... :wink:

Już to widzę. Albo nie! Wolę sobie tego nie wyobrażać. Wygląda na to, że uśmierciłabym Moona kilka lat wcześniej niż mu to było pisane :shock: O tym nie pomyślałam.

Można chyba powiedzieć, że Perkusista Ringo był baaardzo dobrym Beatlesem, a Perkusista Keith- baaardzo dobrym… „Ktosiem” (świetne określenie :D ) I niech już tak zostanie, bez niebezpiecznego zachwiania równowagi w przyrodzie :P

Rita napisał(a):
Ciekawe, że nikt z pozostałych "Ktosiów" nie oponował, że Keith tak otwarcie konkurencję promuje :wink:.

O, tutaj Keith prawie nie reklamuje swoją piersią Beatlesów... bo go odpowiednio przycięli i mają spokój :wink:
Image

A odnośnie relacji Beatlesów z piękniejszą częścią artystycznego świata :wink:

Rita napisał(a):
Podobno Cass kochała się w Lennonie; kiedyś pisałam tu zresztą o coverze I Call Your Name, w którym szepcze ona imię "John" -- według niektórych, właśnie na cześć Lennona.

Chodzi mi o to nagranie :arrow: http://www.youtube.com/watch?v=-2JLPKlghaI (dokładnie od 8:07)
Fragment konferencji prasowej Beatlesów z 1966 r. :

- John, znasz Cass z The Mamas and The Papas?
- Tak. Jest świetna. Jesteśmy umówieni na wieczór.


A ja się zastanawiałam dlaczego zapytali go akurat o Cass :wink:

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Sie 30, 2010 1:32 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Pennylane napisał(a):

2) McCartney za życia obwołany zostałby świętym (przez fanów z przedziału 6- 12 lat) To mi wyszło z równania: Moon 'plus' Lennon w jednym zespole 'razy' ten stereotypowy wizerunek grzecznego Beatle Paula

3) A Harrison… Właśnie, gdzie jest George? Czy ktoś widział George’a? No tego małomównego (znów stereotyp, cóż)


Najbardziej spodobały mi się te dwa punkty z Twojej "alternatywnej historii rocka" :lol:
Przy Moonie (i częściowo Townshendzie) problem z utrzymaniem uwagi publiki miewali w końcu i Daltrey, i Entwistle ;)

Ale Keith pasowałby do Beatli co najmniej z jednego powodu -- miał dwie takie same literki w nazwisku :wink: .

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Wrz 02, 2010 3:15 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Temat rozkwita i dobrze sie czyta ;) ( w wolnych chwilach pisze poezje ;))

Do głowy przyszedł mi jeden cholernie wazny zespół lat 60-tych, w tym okresie bardzo do Bealesów stylistycznie podobny i jeden z niewielu (a moim zdaniem jako jeden jedyny), który mogł sie tak naprawde równac poziomem z Beatlesami:

PINK FLOYD

Zgrzeszyliśmy, że jeszcze nic o nich nie wspomnieliśmy. Uprzejmnie prosze o wyszparanie jakichś ciekawostek na temat punktów stycznych Floydów z Beatlami :)

Kilka dni temu gdzieś wyczytałem, że Floydzi w tym samym czasie i w tym samym miejscu - w studio przy Abbey Road - nagrywali swoj słynny debiut co Beatle jeszcze słynniejszego Pieprza. Podobno pierwszy raz spotkali sie podczas miksów do "Lovely Rita". Wiadomo równiez, że John i Yoko byli na jednym z koncertów Floydów w Londynie co dokumenuje DVD, a Gilmour gościł na płycie Back To The Egg Wingsów i dzielił z Paulem scene, bodaj w 99 roku na jednym szczegolnym koncercie.
I tutaj bardzo mnie ciekawi: co Beatlesi sadzili o muzyce Floydów? Czy jakoś na nich wpłyneła? (z moim obserwacji wynika, że tak - Flying, Blue Jay Way czy Magical Mystery Tour sa tego najlepszymi przykładami). Jeśli ktoś zna jakies ciekawe wypowiedzi Beatlesów, bede wdzieczny.

Noelka napisał(a):
Kto wie, co by było, gdyby na wesele przyjechał John Lennon. Ale on od dawna skłócony z Maccą zapowiedział ‘Albo ja, albo Paul’. I z tego powodu, do jedynej chyba okazji występu kwartetu „The Beatles” – nic nie wyszło. Chociaż nieco później w rozmowie telefonicznej z Claptonem, Lennon przyznał, że gdyby wiedział, iż zanosi się na wspólny występ to pewnie, by jednak przyjechał.”


Ciekawe. Było tak BLISKO.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 14, 2010 1:01 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
Natknęłam się gdzieś na wypowiedź Rogera Watersa, gdzie stwierdza, że Lennon to najlepszy poeta drugiej połowy XX w. (nie jest to dokładny cytat, ale myślę, że zachowałam sens wypowiedzi)

Pink Floyd - Let There Be More Light i znajomy beatlesowski cytat:

Oh, my, something in my eye - eye
Something in the sky - sky
Waiting there for me
The outer hatch rolled slowly back
The service men were heard to sigh
For there revealed in glowing robes
Was Lucy in the sky


Roger Waters501 AM (The Pros And Cons Of Hitch Hiking)

The Eastern seaboard spread before my eyes
"Jump" says Yoko Ono
"I'm too scared and too good looking" I cried
"Go on", she says
"Why don't you give it a try?
Why prolong the agony all men must die"

The body on the plain
Did you understand the music Yoko
Or was it all in vain?



A skoro mowa o sesji do Back to the Egg Paula to (pewnie jestem monotematyczna :wink: ) dodam, że udział wzięli w niej też m. in. Pete Townshend i Kenney Jones (drugi perkusista The Who, wcześniej Small Faces). Co ciekawe (tak ciekawe, że aż powtórzę za Wikipedią) W wywiadzie z 2001 roku dla stacji VH1 Paul przyznał, że Keith Moon także miał wziąć udział w nagraniach, lecz zmarł miesiąc przed sesją.

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 14, 2010 5:00 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Pennylane napisał(a):
Natknęłam się gdzieś na wypowiedź Rogera Watersa, gdzie stwierdza, że Lennon to najlepszy poeta drugiej połowy XX w. (nie jest to dokładny cytat, ale myślę, że zachowałam sens wypowiedzi)


A ja gdzies czytałem, że Waters uważał Johna za jedynego wiekszego geniusza od siebie, bo znany jest ze swojej skromnosci, typu "Pink Floyd to ja" ;) W holdzie dla Johna wykonał Across The Universe.

Pennylane napisał(a):
A skoro mowa o sesji do Back to the Egg Paula to (pewnie jestem monotematyczna :wink: ) dodam, że udział wzięli w niej też m. in. Pete Townshend i Kenney Jones (drugi perkusista The Who, wcześniej Small Faces). Co ciekawe (tak ciekawe, że aż powtórzę za Wikipedią) W wywiadzie z 2001 roku dla stacji VH1 Paul przyznał, że Keith Moon także miał wziąć udział w nagraniach, lecz zmarł miesiąc przed sesją.


W sesji byli też obecni muzycy Led Zeppelin. Całe szczeście, że John Bohnam załapał sie na nia, bo już nie dużo mu zycia zostało; był tez John Paul Jones. Sesja dotyczyła tylko dwoch utworów z płyty: Rockestra Theme i So Glad To See You Here, jest materiał który wystep i cała ta impereze supergrupy dokumentuje.
Apropos Led Zep, w czasach najwiekszego zagubienia, czyli około 74 roku nasz George troche imprezował z muzykami Led Zeppelin. Na jednej z nich, kompletnie pijany wrzucił kogoś do basenu i zainicjował spora rozrube, zdaje sie wszyscy skończyli skapani w wodzie. To chyba było jakies przyjecie urodzinowe z tego co pamietam.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 20, 2010 2:46 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Maj 15, 2005 9:35 pm
Posty: 737
Miejscowość: Kielce
Yer Blue napisał(a):
Apropos Led Zep, w czasach najwiekszego zagubienia, czyli około 74 roku nasz George troche imprezował z muzykami Led Zeppelin. Na jednej z nich, kompletnie pijany wrzucił kogoś do basenu i zainicjował spora rozrube, zdaje sie wszyscy skończyli skapani w wodzie. To chyba było jakies przyjecie urodzinowe z tego co pamietam.


dementuje

_________________
Ah, matches.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 25, 2010 2:31 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
THE BEACH BOYS

Brian Wilson:
"Gdy zobaczyliśmy, jaki sukces odnieśli Beatlesi, spotkaliśmy się i zadaliśmy sobie pytanie: Co z tym zrobimy? Przyćmił nas zespół The Beatles z Londynu.
Mój Boże... Ależ im zazdrościliśmy. Może to nas jakoś zainspirowało, może sprawiło, że zaczęliśmy tworzyć lepszą muzykę niż The Beatles"

Carl Wilson:

"Byłem tak zachwycony I Want To Hold Your Hand, że nie spałem całą noc, bo nie miałem płyty z tą piosenką, a ciągle chciałem jej słuchać. W radiu grali ją co godzinę"

Nie wiem czy poszczególni członkowie The Beatles i The Beach Boys kiedykolwiek się spotkali, ale z pewnością, w sferze muzyki, oddziaływali na siebie wzajemnie.
Wiadomo, że McCartney wskazywał na album Pet Sounds jako na źródło inspiracji podczas pracy nad Pepperem, a George Martin stwierdził, że nagrywanie Sierżanta było próbą dorównania albumowi Beach Boysów.
Wypowiedzi obydwu Panów można przeczytać tu: http://www.brianwilson.com/brian/musicians.html

Z kolei Brian Wilson mówił, że kiedy zaczął nagrywać Pet Sounds, to właśnie beatlesowska Rubber Soul, była dla niego największą (choć może w nieco przewrotny sposób) muzyczną motywacją:

"Kiedy usłyszałem Rubber Soul powiedziałem: To jest płyta koncepcyjna, posłuchajcie jakie to wszystko spójne. Ja zrobię coś dokładnie odwrotnego, stworzę wspaniały album, w którym każdy utwór będzie inny. Ale naprawdę Rubber Soul mnie zainspirował, to był album, który przedstawiał ewolucję muzyki od czasów kiedy jeszcze nawet nie byliśmy ludźmi (...) I dalej coś kosmosie, ciałach niebieskich, małej przestrzeni zwanej życiem, do której człowiek wcisnął muzykę z orbitalnej sfery, za której to pomocą każdy może poczuć cząstkę nieznanego świata. :shock:
A w oparciu o inną wypowiedź Briana Wilsona można (z przymrużeniem oka) zaryzykować wniosek, że po wysłuchaniu Girl, I'm Looking Through You i Michelle wystarczyło zasiąść do pianina i napisać God Only Knows :wink:

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 25, 2010 4:37 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Wrz 23, 2002 4:06 pm
Posty: 2132
Miejscowość: Wrocław
Yer Blue napisał(a):
Apropos Led Zep, w czasach najwiekszego zagubienia, czyli około 74 roku nasz George troche imprezował z muzykami Led Zeppelin. Na jednej z nich, kompletnie pijany wrzucił kogoś do basenu i zainicjował spora rozrube, zdaje sie wszyscy skończyli skapani w wodzie. To chyba było jakies przyjecie urodzinowe z tego co pamietam.

Znam tą historie z trochę innym scenariuszem. Rzecz miała mieć miejsce w 1973 roku podczas świętowania 25 urodzin perkusisty Led Zeppelin - Johna Bonham'a. Jak głosi legenda, George miał sprowokować swoim zachowaniem rzucając tortem z zgromadzonych czy coś w tym stylu. Wtedy to Bonham ponoć wpadł w szał i zacząć wrzucać do basenu kogo tylko mógł wychwycić (w tym George'a i Patti) :wink:

Co o tym sadzisz Iwo?

pozdrawiam
macho

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=6f6uVZon_Kg


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 25, 2010 5:27 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Wrz 23, 2002 4:06 pm
Posty: 2132
Miejscowość: Wrocław
Pennylane napisał(a):
A w oparciu o inną wypowiedź Briana Wilsona można (z przymrużeniem oka) zaryzykować wniosek, że po wysłuchaniu Girl, I'm Looking Through You i Michelle wystarczyło zasiąść do pianina i napisać God Only Knows :wink:
Zrobię malutki off-top i wrzucę wspólne wykonanie tego utworu przez Briana i Paula, podczas koncertu Adopt-A-Minefield w 2002 roku. Jak podkreśla w wywiadach McCartney - to jeden z jego ulubionych kawałków :wink:

http://www.sendspace.com/file/5eadpc

pozdrawiam
macho

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=6f6uVZon_Kg


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 27, 2010 3:53 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
macho napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Apropos Led Zep, w czasach najwiekszego zagubienia, czyli około 74 roku nasz George troche imprezował z muzykami Led Zeppelin. Na jednej z nich, kompletnie pijany wrzucił kogoś do basenu i zainicjował spora rozrube, zdaje sie wszyscy skończyli skapani w wodzie. To chyba było jakies przyjecie urodzinowe z tego co pamietam.

Znam tą historie z trochę innym scenariuszem. Rzecz miała mieć miejsce w 1973 roku podczas świętowania 25 urodzin perkusisty Led Zeppelin - Johna Bonham'a. Jak głosi legenda, George miał sprowokować swoim zachowaniem rzucając tortem z zgromadzonych czy coś w tym stylu. Wtedy to Bonham ponoć wpadł w szał i zacząć wrzucać do basenu kogo tylko mógł wychwycić (w tym George'a i Patti) :wink:


Dzieki za sprostowanie, Łukasz.
Pokreciłem troche bieg zdarzen, bo bardzo dawno temu czytałem "Młot Bogów", gdzie opisane było całe zajscie. Bardzo mozliwe, że zaczeło sie od tortu, a dopiero potem była kąpiel ;) Prowokacje Iwo czesem jednak maja sens.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Wrz 30, 2010 11:18 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
macho napisał(a):
(...) wspólne wykonanie tego utworu przez Briana i Paula, podczas koncertu Adopt-A-Minefield w 2002 roku. Jak podkreśla w wywiadach McCartney - to jeden z jego ulubionych kawałków :wink:

Co za duet! :D Akurat ja słucham tego wykonania z przyjemnością.
Pennylane napisał(a):
Nie wiem czy poszczególni członkowie The Beatles i The Beach Boys kiedykolwiek się spotkali (...)

Odpowiem sobie :wink: że i owszem :D
Znalazłam informacje, o kilku spotkaniach muzyków, np. w sierpniu 1965 r. w czasie występów w Portland, Carl Wilson i Mike Love odwiedzili Beatlesów w ich garderobie. Takich spotkań (między pojedynczymi członkami zespołów) zarówno na scenie jak i poza nią, było więcej, ale chyba nigdy nie zaaranżowano spotkania obydwu grup w pełnym składzie u szczytu ich popularności.

Myślę, że warto wspomnieć o tym, że Mike Love w tym samym czasie, co Beatlesi, przebywał w Rishikesh w Indiach. Mówił, że tam właśnie nieznacznie pomógł McCartney'owi, gdy ten zagrał mu Back in the U. S. S. R Jak sam przyznaje, Paul był niezwykle kreatywny i nie potrzebował pomocy przy układaniu tekstu, ale Mike poddał mu pomysł na pewien fragment piosenki (ten gdzie mowa o Ukraine girls and Moscow girls :wink: )
Sam McCartney mówił, że w tej piosence, chciał uzyskać brzmienie The Beach Boys, a główną inspiracją był utwór California Girls. 4 lipca 1984 r. Ringo dołączył w tym numerze do Beach Boysów podczas koncertu w Miami. Nie udało mi się znaleźć żadnego zapisu, a szkoda.

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Paź 01, 2010 12:16 am 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Mar 30, 2010 9:27 pm
Posty: 167
THE WHO

Okazuje się, że The Who (w pojedynczym przypadku, ale jednak :wink: ) wywarli wpływ na Beatlesów.

Przytoczę fragment wywiadu, który wykorzystany został w jednym z odcinków porannej trójkowej audycji.
Paul McCartney:
"Helter Skelter powstał pod wpływem artykułu w Melody Maker, w którym zespół The Who opowiadał o jednym ze swych nagrań. W sumie nigdy się nie dowiedziałem, o którym i nigdy go nie słyszałem. Określili je mianem najgłośniejszego, najdzikszego, najbrudniejszego rock'n'rolla w ich karierze. Od razu sobie pomyślałem- no to się pościgamy kto zagra głośniej. I z tego właśnie wziął się Helter Skelter. Wszystko przez to jedno zdanie."

Ach, ten Paul :wink:
Piosenką, o której w ten sposób opowiadał Townshend była I Can See For Miles


Cytuj:
(...) podczas straconego weekendu John na kilka miesięcy zamieszkał razem z Harrym Nilssonem, Ringo Starrem i Keithem Moonem właśnie. Cytując prowadzącego: Co zdumiewające... budynek przetrwał :lol:

Gdzieś w Internecie znalazłam fragment książki May Pang, opisujący na pewnym przykładzie, specyficzny styl bycia Keitha Moona. Z tego, co pamiętam, w czasie wspomnianego pomieszkiwania, Keith przez kolejne dni, witał rankiem swoich współtowarzyszy jako Baron von Moon- w długim, skórzanym płaszczu, szalu, z aktówką w ręce, ale bez spodni. Chciał mieć pewność, że wszyscy wiedzą, że już się obudził, co John potwierdzał odpowiadając: Dzień dobry Baronie.

Image
Baron von Moon :lol:

Cytuj:
(...) w 1964 r. The Who (wtedy The High Numbers) występowali jako support przed Beatlesami w Blackpool

Image
Wzmianka w magazynie Disc (1 sierpnia 1964)

_________________
Pełny rock'n'roll od A do Ą


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 47 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY