Niedawno skończyłam czytać biografię współczesnego Beatlesom zespołu
The Creation.
Nie znalazłam w niej niestety żadnych opowieści o relacjach The Creation z Beatlesami poza wzmianką jednego z członków zespołu, który pamiętał Johna z jego wcześniejszych, liverpoolskich lat. Lennon wówczas robił na nim wrażenie typowego wkurzonego gościa, który chętnie zdewastowałby jakiś pokój hotelowy
- to raczej moja bardzo luźna parafraza, niż dosłowne słowa, gdyż nie mogę znaleźć tego fragmentu, a biografia niestety nie posiada indeksu. Poza tym jednak the Creation, zapewne po części z powodu braku komercyjnego sukcesu, prawdopodobnie należeli do tych zespołów, które nieczęsto miały okazję spotykać się z Beatlesami na gruncie towarzyskim, a i też nigdy nie dostąpili "zaszczytu" supportowania ich na jakimś koncercie.
Znalazłam jednak krótki fragment dotyczący Sgt. Peppera i w związku z rozpoczęciem jubileuszowego roku tego albumu uznałam, że warto go ów fragment przytoczyć:
Bob Garner, basista i później także wokalista zespołu:
"Kupiłem [Peppera] w dniu, w którym się ukazał. Udało mi się dostać egzemplarz. Był taki sklep muzyczny na Piccadilly Circus, w którym tego dnia zaczęli sprzedaż już o dwunastej. Mogę powiedzieć, że zdarłem tę płytę. To jedna z tych rzeczy, których słuchasz i za każdym razem odnajdujesz na coś, czego nie słyszałeś wcześniej. Jak dla mnie to chyba najlepszy album w dziejach. Jest niemal jak musical. Bardzo mi się podobało, że [Beatlesi] nie ograniczyli się na niej tylko do grania rock'n'rolla, ale połączyli wszystkie utwory i pomysły w jedną całość".
June Clark, sekretarka fanklubu zespołu: "Bob na punkcie "Peppera" dosłownie zwariował. Przypuszczam, że tak samo było z Eddiem. Ta płyta po prostu nie mogła nie pozostawić wpływu na muzyków w tamtym czasie. Wszyscy w kółko gadali tylko o niej. Pamiętam jak Joey Molland, który potem grał w Badfinger, nie mógł uwierzyć, że taki album w ogóle powstał. Pepper był niesamowity. Kiedyś poszłam odwiedzić moją szacowną, wiktoriańską podstawówkę i nie zapomnę, jak moja nauczycielka muzyki przyniosła ten album i powiedziała: 'Dziś posłuchamy tego albumu, bo jest on przykładem najgenialniejszej muzyki, jaką kiedykolwiek dane mi było usłyszeć'. I omówiła calusieńki album, a nie tylko budowę akordów"
[Cytaty w tłumaczeniu za "Our Music Is Red With Purple Flashes. The Story of the Creation" Seana Egana].
A korzystając z okazji, chciałabym zapoznać wszystkich nieobeznanych tutaj z kapelą The Creation, która chociaż nie odniosła sukcesu w czasach swego istnienia i długo pozostawała zapomniana, to jednak z biegiem lat nabrała w pewnych kręgach statusu zespołu kultowego (m.in. wytwórnia Creation Records, z którą swego czasu podpisali kontrakt Oasis - swoją drogą też fani TC - została nazwana na cześć chłopaków).
Warto dodać, że wspomniany tu już gitarzysta zespołu, Eddie Phillips, na długo przed Jimmym Pagem grał na gitarze smyczkiem. W biografii i wcześniej w jeszcze jednym źródle natknęłam się na informację, że próbował również używać do gry na gitarze ziemniaka, i jako stuprocentowa gitarowa laiczka nie mogę odżałować, że temat ten nigdzie nie został rozwinięty
https://www.youtube.com/watch?v=mmxMqV00cUEA pozostając w temacie, niektóre kompozycje The Creation nie ustępują moim zdaniem utworom najbardziej uznanych zespołów drugiej połowy lat 60. Jak dla mnie "How Does It Feel To Feel" mogłoby się z powodzeniem znaleźć na Magical Mystery Tour, a kto wie, czy nawet nie na samym Pepperze:
https://www.youtube.com/watch?v=rIGcipQ3THY