Dla mnie wogóle cały ten problem jest niepojęty. Czy angielski to to samo co niemiecki? Niezupełnie chyba. Mimo wspólnego pnia. To w niemieckim rzeczowniki pisze się z dużej litery.
Ja problem (na własny użytek) rozwiązałem tak: ignoruję te wszystkie duże litery (poza im. własnymi - rzecz oczywista). Generalnie z dużym dystansem podchodzę do tych nowinek, szczególnie pochodzących zza oceanu. To dziwaczne społeczeństwo za kałużą ma tendencje do upraszczania wszystkiego, co się da (pomijam fajerwerki raperów - to już z innego drzewa pochodzi). Nie znajduję sensownego uzasadnienia dla takiej pisowni. Co prawda mój syn, studiujący filologię angielską, twierdzi że jest zasada kapitalizacji w tytułach, ale mam prawo nie akceptować takich nowinek. Może mam naturę buntowniczą. Poza tym istotne jest aby rozpoznać tytuł utworu, który w końcu jest ważniejszy (ten utwór) niż samo pismo. Wszystko co tu wpisuję jest subiektywne i nie trzeba się z tym zgadzać. Przedstawiłem tylko swoją opinię.
A wogóle w tytułach angielskich działo się wiele na przestrzeni lat. Było "Cum feel the noiz", "Coz I luv you" Slade, Sinead O'Connor - "Nothing compares 2 U" i wiele, wiele innych. Czy ma to znaczyć, że to ma być jakimś wzorcem? Do wszystkiego trzeba podchodzić z rozumem. Jeśli mi nikt nie przedstawi ewidentnej reguły, to traktuję sprawę intuicyjnie i drażniącą mnie manierę pisania dużymi literami ignoruję.
A co powiecie na polskie płyty tak opisywane? Polska papugą narodów. Bo my we wszystkim musimy kogoś naśladować. A że większość płyt pochodzi z kręgu anglojęzycznego, to już jakiś geniusz gramatyczno-ortograficzny wpadł na to, że po polsku też tak można. A na to z pewnością reguły nikt mi nie przedstawi, bo takiej nie ma.
Przepraszam za tak długi wpis, ale toczę o to wojnę już od dość dawna i nie zamierzam się poddać.
Marek
PS. Przed chwilą syn podsunął mi dwie grube księgi na ten temat. Czyli coś jest na rzeczy, ale ja i tak wiem swoje. I nikt mi za to stopni stawiać nie będzie. A jemu tak...