To bardzo poruszające (i piszę to bez ironii), że pan Marek odzyskał wzrok, jest to cenniejsze od całych Beatlesów razem wziętych. To bardzo piękna, budująca historia.
Niestety, problem jest z tym koncertem...
Argus9 napisał(a):
Fakty są następujące:
Zachowany film (o którym tu mowa) jest nie tyle rejestracją regularnego koncertu Beatlesów, co utrwaleniem ich bardzo krótkiego występu w studiu szwedzkiej telewizji w Sztokholmie, w programie ‘Drop In’, gdzie Fab4 wykonali na żywo tylko cztery utwory, a miało to miejsce 30 października 1963 roku.
Skoro wzmiankowana operacja odbyła się w „czerwcu-lipcu”, to pytanie brzmi: w którym roku?
Skoro był to rok epidemii ospy we Wrocławiu sprawa jest prosta do ustalenia - rzeczywiście taka epidemia miała miejsce - latem 1963 roku.
W takim razie, czas zabiegu to lato 1963 roku , po nim długi pobyt w szpitalu, „spędzenie w nim świąt" (a więc grudzień 1963) i wreszcie „pozwolenie na wyjście dopiero po nowym roku” czyli w styczniu 1964 roku - to przecież było już PO październikowej (1963) wizycie Beatlesów w Szwecji.
Celne spostrzeżenie. Święta i Nowy Rok rujnują tutaj logiczny porządek tej fascynującej historii. Wygląda to tak jakby pacjent leżał w szpitalu pół roku po operacji (od czerwca-lipca 63 do stycznia 64) a potem blisko pół roku czekał na koncert, chociaż zapewne musiał wrócić po operacji do kraju i drugi raz wybrać się do Szwecji, w 64 roku.
No właśnie, 64 roku. Pan Marek wrzucił swego czasu screen z występu Beatlesów ze Szwecji AD 63 i oznajmił, że chłopiec, który stoi obok Paula to na pewno on. Czyli wygląda na to, że to jednak nie on a historia jest błyskotliwie zmyślona. Brak podstawowej logiki.
Dziwne też, że nie zachowały się żadne zdjęcia pana Marka z tego okresu. Jedno zdjęcie w końcu mogło tutaj zamknąć temat - porównanie chłopca z koncertu z jakimkolwiek z tamtych lat, nawet o 10 lat starszym, na pewno widać by było podobieństwo. Każdy z nas będący w takiej sytuacji na pewno chciałby od razu to udowodnić, w końcu chodzi tutaj o obecność na koncercie The Beatles i uwiecznienie na zapisie obok McCartneya, a pan Marek gdy go poprosiłem o zdjęcie - zamilkł. Od razu wydało mi się to dziwne i podejrzane.
Tak samo podejrzana wydała mi się historia z biletami na koncert Paula w Kijowie, którą kiedyś opowiedział pan Marek. Że jakiś tam kolega cudem załatwił wejściówki. Problem w tym, że koncert na Ukrainie był darmowy, o biletach nie było mowy. Również wygląda to na zmyśloną historię, tym bardziej, że znów moje zapytanie o tę wątpliwość zostało potraktowane wymownym milczeniem.
Po drodze spotkałem się z wieloma innymi przekłamaniami, już mniejszego kalibru (typu, że "Bad To Me" było planowane na płytę "Let It Be" z dramatyczną próbą udowodnienia takich śmiesznych tez) w wykonaniu pana Marka, czasem wręcz budzących podziw, że ma tak bujną wyobraźnię.
Nie wiem czy pan Marek był na koncercie Beatlesów. Jeśli był to chciałbym mu szczerze pogratulować, ale pewne sprzeczności w jego opowiadaniach rzucają cień na te wszystkie rewelacje, które przecież mogłyby być bardzo interesujące. Polak na koncercie Beatlesów brzmi jak coś nieskończenie pięknego dla każdego obserwującego ten wątek. Tak niesamowita historia powinna być znana, przedstawiona i udokumentowana bez żadnych niedopowiedzeń.