Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Czw Mar 28, 2024 12:59 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 24 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: Sob Cze 27, 2015 2:57 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
„Moi Beatlesi, czyli życie na 33 i 1/3 obrotu” Romana Stinzinga to opowieść o dorastaniu fana The Beatles w czasach PRL-u. Autor (rocznik 1952), mieszkaniec Gdyni, opisuje swoją fascynację muzyką zespołu, a także innych wykonawców, oraz barwnie przedstawia realia życia w latach 60. i 70. w naszym kraju.

Image

Gdy 11-letni Romek usłyszał po raz pierwszy zapisane na pocztówce dźwiękowej dźwięki „Love Me Do” i „Please Please Me”, otworzył się przed nim nowy świat. Zakochał się w muzyce The Beatles i postanowił skompletować ich nagrania. W książce, pisanej lekkim, wręcz potocznym językiem, obserwujemy zmagania bohatera z realiami ekonomicznymi (gdy zachodnia płyta kosztowała tyle, co gitara elektryczna), niezrozumieniem i chłodną akceptacją ze strony rodziny i brakiem podstawowych informacji dotyczących zespołu w Polsce. Ale nasz bohater radzi sobie z wszelkimi przeciwnościami. Pieniądze zbiera od rodziny, ukochanej babci, a także np. zbierając – nie do końca uczciwie :wink: – puste butelki i oddając je do skupu. Z czasem znajduje także coraz większe grono podobnych mu zapaleńców, a nawet poznaje zawodowych „hurtowników”, sprowadzających i rozprowadzających w Gdyni i okolicach zachodnie płyty. Ogromną pomocą jest też rodzina z zagranicy, mieszkająca w USA i RFN.

Autor jest niewątpliwie szczęściarzem, bo dzięki odpowiednim koneksjom i dobrej sytuacji materialnej (pochodzi z rodziny wojskowej, jak wielu jego kolegów) udaje mu się do 1970 r. zgromadzić pełną angielską dyskografię zespołu na LP plus kilka wydań amerykańskich, nie licząc wielu singli. Taka sytuacja jest jednak – moim zdaniem – wyjątkiem od reguły, gdyż opisany w książce dostęp do płyt jest stosunkowo łatwy (studio pocztówek dźwiękowych, handlarze, targowiska, komisy, „znajomi znajomych”, nie licząc już rodziny zagranicą), a jedyną kwestią problematyczną są pieniądze. Chyba zazwyczaj wyglądało to jednak inaczej. Płyty były natomiast niesamowicie drogie – 500 złotych za jednopłytowe wydanie angielskie (nowe), używane nieco taniej, podobnie wydania amerykańskie. Dla porównania w latach 1966-1968 przeciętna pensja wynosiła jakieś 2000 złotych.

Autor jest przede wszystkim kolekcjonerem i opisy powiększania kolekcji, kolejnych nabytków, zapisywanych w zeszycie transakcji zajmują dużą część wspomnień. Najciekawsze dla mnie były jednak fragmenty poświęcone temu, jak wyglądało życie fana The Beatles w latach 60. i 70. Gdy informacje o zespole pozyskiwano z wycinków prasowych, Radia Luksemburg, od rodziny z Zachodu, od znajomych, którzy mieli rodzinę na Zachodzie itd. Gdy młodzi robili wszystko, by wyglądać jak ich idole – beatlesowskie buty i czapka były nieodzownym elementem ubioru, a z długimi włosami było już gorzej, chociażby ze względu na dyrektorskie kontrole w szkole (!). Gdy informacje pozyskiwane o zespole były szczątkowe, wybiórcze, a w związku z tym każdy strzępek wiadomości miał ogromne znaczenie. Gdy radość ze znalezienia poszukiwanej płyty na targowisku, u kolegi czy w komisie była nie do opisania. Gdy słuchanie muzyki było doświadczeniem grupowym (a przynajmniej dwuosobowym). Tak w sumie to trochę nawet zazdroszczę osobom, które to przeżyły, bo dzisiaj dostęp do niemal wszystkiego jest tak łatwy, że aż nużący.

Poza fascynacją muzyką i The Beatles autor wspomina też życie nastolatka, dorastanie i życie dorosłe w latach 60. i 70. Od pierwszej miłości, pierwszego pocałunku, przez stosunki koleżeńskie, wspólne wyjazdy, działalność w ZHP, pierwszą wakacyjną pracę, pomoc babci w maglu, włóczenie się ze znajomymi po Trójmieście, kolejne stadia edukacji, potem pierwszą stałą pracę i małżeństwo. W tle – polsko-niemiecka przeszłość Sopotu czy początki polskiej i gdańskiej sceny big-bitowej w połowie lat 60.

Wspomnienia z lat 70. i późniejsze (a doprowadzone są praktycznie do dzisiaj) stają się już niestety nieco nużące i pozbawione tego kolorytu „czasów minionych”, im bliżej do końca XX wieku. Chciałbym jednak zaznaczyć kilka fragmentów: przemiany w muzyce od 1967 r., które zepchnęły Beatlesów na plan dalszy w zainteresowaniach autora (kosztem np. The Moody Blues); małżeństwo i koniec „kawalerskich pasji” – ograniczenia w nabywaniu płyt i schowanie kolekcji do szafy; oraz upadek systemu komunistycznego (pierwsza wizyta autora na Zachodzie, gdzie „wszystko było w zasięgu ręki”) i odkrycie Internetu, który rozbudził na nowo fascynację autora Beatlesami. Myślę, że taki życiorys jest wspólny dla wielu fanów The Beatles w Polsce.

Serdecznie polecam tę książkę, którą znalazłem wczoraj za śmieszną cenę w taniej księgarni i przeczytałem od razu (tylko 160 stron). Ładne wydanie, w twardej oprawie i ze zdjęciami. Zastrzeżenia mam tylko do strony edytorskiej (sporo błędów gramatycznych i interpunkcyjnych, miejscami dziwna interpunkcja, niedokładnie przytoczone tytuły płyt – jak np. „The Beatles Store” zamiast „The Beatles' Story”). Ale to tylko szczegóły, a książkę czyta się bardzo dobrze – ze względu na potoczny język i barwnie przedstawiony koloryt epoki. Znacie serial „Cudowne lata”? Opis lat 60. w PRL-u przypominał mi właśnie narrację z tego serialu. Polecam poszukanie tej książki i poznanie (lub powspominanie) minionych czasów. Książka ukazała się w 2013 roku nakładem gdańskiego Wydawnictwa Oskar.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Cze 28, 2015 11:25 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Po Twoim opisie od razu zachciało się przeczytać tę pozycję. Dość nietypową, bo bardzo osobistą. Jak zwykle klasa wpis, Fangorn. Masz wielki pisarski potencjał, nie zmarnuj tego :) Mam nadzieję, że kiedyś przeczytam Twoją wspominkową ksiązkę o Beatlesach. Swoją drogą chyba wielu fanów mogłoby przenieść historię swojej Beatlemanii na jakieś opasłe tomisko, książka Romana Stinzinga to na pewno ciekawy pierwowzór i inspiracja do takich działań.

Znalazłem autora książki na facebooku i rzuciłem mu linka do Twojej pięknej recenzji, kto wie, może przeczyta.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Cze 28, 2015 9:52 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Zgadzam się z Yer Blue - to kolejna recenzja od Fangorna z gatunku "on to tak świetnie opisuje, że chce się po to sięgnąć natychmiast" :) Ja w każdym razie dorzucam książkę Stinzinga do listy tych, które chciałabym przeczytać.

Co do dyrektorskich kontroli w szkole... Kilka osób żyjących w tamtych czasach faktycznie opowiadało mi, że dłuższe włosy były wówczas niewybaczalne. A nauczyciele byli wówczas bardzo restrykcyjni, jeśli chodzi o wygląd uczniów. Kto oglądał "Wojnę Domową", ten pamięta scenę, gdy nauczyciel nakazuje całej klasie Pawła obciąć na drugi dzień paznokcie. A jako ciekawostkę dodam, że do 1970 roku dziewczynom do szkoły nie wolno było nosić spodni (przy czym spódniczki mini akceptowano).

Wracając do włosów, zapewne uważano, że taka fryzura to brud, wszy i takie tam rzeczy :) A poza tym wywrotowa moda ze zgniłego Zachodu! Podobno też na ulicy do takiego "długowłosego" delikwenta potrafił podejść milicjant i raz-dwa nożyczkami załatwić sprawę ;) W zasadzie to dziwne i ciekawe, w końcu w toku historii ludzkości mężczyźni często nosili długie włosy, z takimi często przedstawiany jest też sam Jezus :)

Myślę, że zdobywanie informacji w tamtych czasach musiało mieć niepowtarzalny klimat. Ja sama, jako osoba u której prawdziwa beatlemania wybuchła gdzieś w połowie lat 90., pamiętam radość z każdej pełnej błędów (teraz to wiem) gazetki Sellesa, albo wzmianki o Paulu w "Życiu na gorąco" czy innych kolorowcach. A już jak kanał VH1 zrobił "John Lennon Day" to dopiero był szał, i kupowanie pustych kaset video :) Faktycznie wówczas bardziej się takie rzeczy doceniało i cieszyło się nimi. A gdy byliśmy do tego "za żelazną kurtyną" - musiało cieszyć sto razy bardziej.

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Cze 29, 2015 1:47 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Dzięki :) Ja bym się wahał, czy to w ogóle nazwać recenzją, ale jak Wam się podoba, to się cieszę. Książka spodoba się Wam bardziej :)

Rita napisał(a):
W zasadzie to dziwne i ciekawe, w końcu w toku historii ludzkości mężczyźni często nosili długie włosy, z takimi często przedstawiany jest też sam Jezus :)

Taki dowcip mi się przypomniał - wiem, że strasznie stary i wszyscy słyszeli, ale muszę :D

Syn zdał egzamin na prawo jazdy i przychodzi do ojca:
- Tato, pożycz mi samochód.
- Popraw oceny, przeczytaj Biblię, zetnij włosy, to pogadamy.
Minął miesiąc. Syn przychodzi po raz drugi:
- Mam same piątki, a Biblię to już znam prawie na pamięć, to może pożyczysz mi auto?
- A włosy?
- Ale Jezus nosił długie włosy, Mojżesz nosił długie włosy, Samson nosił długie włosy...
- No widzisz, synku, i chodzili na piechotę. :D

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Cze 29, 2015 2:39 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Ja nie słyszałem :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Cze 29, 2015 8:42 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Yer Blue napisał(a):
Swoją drogą chyba wielu fanów mogłoby przenieść historię swojej Beatlemanii na jakieś opasłe tomisko, książka Romana Stinzinga to na pewno ciekawy pierwowzór i inspiracja do takich działań.

O właśnie, właśnie, to samo przyszło mi do głowy po przeczytaniu książki! Dr Maxwell, Argus, macie coś do powiedzenia na ten temat? :wink:

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Cze 29, 2015 9:18 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Rita napisał(a):
Co do dyrektorskich kontroli w szkole... Kilka osób żyjących w tamtych czasach faktycznie opowiadało mi, że dłuższe włosy były wówczas niewybaczalne.

Przeżyłem taką dyrektorską „czystkę”… i kilka Ojcowskich… „wrażenie” podczas wyjścia na podwórko po takim „zabiegu” - jakby się było NAGO! :(
Rita napisał(a):
Myślę, że zdobywanie informacji w tamtych czasach musiało mieć niepowtarzalny klimat. (...) Faktycznie wówczas bardziej się takie rzeczy doceniało i cieszyło się nimi. A gdy byliśmy do tego "za żelazną kurtyną" - musiało cieszyć sto razy bardziej.

Święte (że tak powiem) słowa. Dylemat - co „lepsze”: ówczesny niedosyt, czy obecny przesyt? …Bardziej Smakowało :)
Fangorn napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
Swoją drogą chyba wielu fanów mogłoby przenieść historię swojej Beatlemanii na jakieś opasłe tomisko, książka Romana Stinzinga to na pewno ciekawy pierwowzór i inspiracja do takich działań.

O właśnie, właśnie, to samo przyszło mi do głowy po przeczytaniu książki! Dr Maxwell, Argus, macie coś do powiedzenia na ten temat? :wink:

Przyznam, że od paru lat znajomy namawia mnie do napisania takiej książki. Zawsze odkładam wszystko „na później” więc ktoś mnie w końcu ubiegł… :wink:
Fangorn napisał(a):
Zastrzeżenia mam tylko do strony edytorskiej (sporo błędów gramatycznych i interpunkcyjnych, miejscami dziwna interpunkcja, niedokładnie przytoczone tytuły płyt...

Jestem ZBUDOWANY, że w czasach językowego chwastowiska ktoś (tak młody!) zwraca jeszcze na takie kwestie uwagę! :D

Fangorn, jak będziesz już Sławny, to pamiętaj, że ja Cię Chwaliłem :wink:

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Lip 02, 2015 2:40 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Argus9 napisał(a):
Przyznam, że od paru lat znajomy namawia mnie do napisania takiej książki. Zawsze odkładam wszystko „na później” więc ktoś mnie w końcu ubiegł… :wink:

Argus, a kto powiedział, że musi być tylko jedna taka książka? Każdy, kto żył w tamtych czasach, ma swoje własne wspomnienia i są one niepowtarzalne, więc to słaba wymówka :wink: Jakby co, to ja też Cię namawiam!

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Czw Lip 02, 2015 7:11 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Ja Cię namawiam nawet bardziej!! :D

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lip 03, 2015 12:41 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Więcej osób chce książki Argusa :) I koniecznie musi być napisana z tymi specyficznymi "smaczkami literowymi". Posłużę się przykładem: "Szkoda, że Ringo nie chce zadbać o SOLIDNĄ Opowieść o Nim...", albo: ..."jak będziesz już Sławny, to pamiętaj, że ja Cię Chwaliłem" :D

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lip 03, 2015 1:49 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Tercetowi RITANGORNELKA :) dziękuję za słowa zachęty :) . Póki co, zamierzam przeczytać książkę Romana Stinzinga, który ma nade mną Zasadniczą Przewagę (a zarazem Wielkie Szczęście) - „przeżył” Beatlesów od samego początku Ich Działalności, co mi jednak nie było dane…

I druga kwestia (która mnie w Jego książce ciekawi) - miał także Szczęście dorastać w Trójmieście. Dla osób niezorientowanych - przez pierwszą połowę polskich lat 60. to właśnie Wybrzeże (Gdańsk, Sopot i Szczecin), a nie Warszawa było centrum polskiego rock and rolla i big-bitu. Relacje świadka zawsze są cenne. Dobrze, że Fangorn wyszperał tę książkę :) .

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lip 03, 2015 3:04 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Jak przeczytasz książkę Romana Stinzinga to w pewnym sensie przewaga będzie i po Twojej stronie - będziesz wiedział jakich tematów nie powielać i jak udoskonalić formę takiej książki. Warto też pociągnąć swoją Beatle-Historię dalej, która ciągle się na naszych oczach rozgrywa (i która w wersji namacalnej zmierza powoli do końca co też jest historyczną sytuacją). Oczywiście, że nic nie przebije doświadczania początków zespołu, ale zawsze liczy się ciekawy pomysł na książkę, dobre pióro oraz moc przerzucania pięknych historii i i emocji w nich zawartych na papier. I tutaj każdy jest na takiej samej pozycji startowej.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Lip 03, 2015 6:02 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Yer Blue napisał(a):
Oczywiście, że nic nie przebije doświadczania początków zespołu, ale zawsze liczy się ciekawy pomysł na książkę, dobre pióro oraz moc przerzucania pięknych historii i i emocji w nich zawartych na papier.

Zgadzam się w 100% z Yer Blue :) Dorastanie w późniejszych czasach niż Stinzing może być przewagą, bo narracja jego książki wyraźnie wyhamowuje w połowie lat 70., a wtedy wkraczasz Ty, Argus, ze swoimi wspomnieniami, niepowtarzalnym stylem, lekkością narracji i zabawą słowem, wypełniasz lukę na rynku wydawniczym i Twoja książka staje się bestsellerem! :D

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Lip 04, 2015 12:22 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 866
Rita napisał(a):
Co do dyrektorskich kontroli w szkole... Kilka osób żyjących w tamtych czasach faktycznie opowiadało mi, że dłuższe włosy były wówczas niewybaczalne. A nauczyciele byli wówczas bardzo restrykcyjni, jeśli chodzi o wygląd uczniów.


O tak. Pamiętam jak moich dwóch znacznie starszych kolegów z podwórka nosiło beatlesowskie fryzury. Nie chodziłem Jeszcze do szkoły podstawowej , a było to w maju 1968 roku. Dlaczego pamiętam dość dokładnie datę za chwilę. Otóż "nasi" podwórkowi Beatlesi , tamtego majowego dnia wrócili ze szkoły (mieli wówczas około 15-16 lat) z założonymi czapkami "lennonówkami" na głowach. Kiedy je zdjęli , okazało się ,że dopadła ich dyrektorska czystka w szkole. Ich głowy były po prostu...łyse. Musieli się poddać, kładąc na szalę nieodpowiedni stopień z...zachowania. Dlaczego było to w maju 1968 roku? Ponieważ namiętnie dyskutowałem z nimi o piłkarskim finale dzisiejszym odpowiedniku Ligi Mistrzów , który wygrał Manchester United. A co miała wspólnego wtedy z Beatlesami ta drużyna piłkarska? Otóż jej najlepszym(?) graczem był wówczas George Best , zwany na Wyspach "piątym Beatlesem" z racji swojej fryzury i ...rock and rollowego trybu życia. Inne asocjacje z Fabs i United ? Ich trenerem był Matt Busby , uwieczniony w wyliczance Johna w Dig It. Beatlesi ze wszystkim mogą się kojarzyć :D

P.S. Książkę czytam. Jestem na 50 - tej stronie. Ach te hasła: magiel , kupowanie zdjęć (coś o tym wiem),zbieranie butelek, książeczki uczniowskie SKO...


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lip 05, 2015 1:40 am 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lut 07, 2012 7:49 am
Posty: 158
Miejscowość: Chicago
Pete Best był fanem rocka - widać go nawet w pierwszym rzędzie widowni programu TV Granada 1970 Deep Purple "Wring that neck".
Czy nie koloryzujesz troszeczkę Maxwell :wink: , ja akurat wtedy chodziłem już do podstawówki ( może bardziej tolerancyjnej :?: ) i pamiętam , że u fryzjera strzygliśmy się " na angielkę"/ samymi nożyczkami - miejscowy fryzjer wiedział już o co chodzi ( nie podgalać maszynką !)za 6-8 zł.
Już mniej tolerancyjny był Tato , który po takiej wizycie mawiał - to wyrzucone pieniądze , zgol lepiej te "chały" :lol:

PS
Książki niestety nie czytam - ale pamiętam butelki były skupowane po złotówce za szt. ( ale umyte i nie "uszczerbione") a słoiki "musztardówki" po 50gr,
natomiast zdjęcia czarno-białe gwiazd progrocka (ELP, YES) kupowałem we wczesnych 70-tych przy okazji wizyt w Bratysławie.
A czy ktoś pamięta taki "wynalazek" jak naszywki na koszulki z koszmarkami/ niby podobiznami Black Sabbath , Slade etc.- przyszywało się "toto" na zwykły biały podkoszulek i wyrabiało za koszulkę z "nadrukiem" :lol:
Może znajdę parę takich artyfaktów przy okazji wizyty w domu - pstryknę fotki i załączę.


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lip 05, 2015 1:29 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Dżejdżej napisał(a):
A czy ktoś pamięta taki "wynalazek" jak naszywki na koszulki z koszmarkami/ niby podobiznami Black Sabbath , Slade etc.- przyszywało się "toto" na zwykły biały podkoszulek i wyrabiało za koszulkę z "nadrukiem" :lol:
Może znajdę parę takich artyfaktów przy okazji wizyty w domu - pstryknę fotki i załączę.

Młodsze pokolenie byłoby wdzięczne za zdjęcia takich naszywek, jeśli znajdziesz je w domu :) Z Beatlesami też były?

Ja pamiętam w sklepach całe tablice naszywek (połowa lat 90.), wtedy też były modne. Właśnie na koszulkach, bluzach, piórnikach, no i plecakach (chyba do dzisiaj, przynajmniej wśród niektórych osób). Głównie taka tandetna chińszczyzna imitująca wyroby z Ameryki (orły bieliki, harleye, anglojęzyczne hasła itp.). Chyba że to jakieś technicznie inne wynalazki?

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lip 05, 2015 6:22 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lut 07, 2012 7:49 am
Posty: 158
Miejscowość: Chicago
Pewno też - choć ja nie trafiłem na nie , akurat w 1972 na topie byli SLADE ( nie wiem dokładnie jak to w statystykach wyglądało w por . do Fabsów , ale mieli też sporo przebojów w Top Ten ; bodaj kilkanaście).
Technicznie rzecz biorąc - to o czym piszesz to były chyba tzw. wprasowywanki ( na gorąco , żelazkiem ) albo samoprzylepne naklejki , ja pisałem o naszywkach ( dosłownie przyszywanych , ja umiałem tylko ścigiem "na okrętkę" , co nie wyglądało zbyt ładnie :( )

PS
Maxwell- na temat SKO ( i paru innych związanych z tym rzeczy napiszę jeszcze - ale to troszkę dłuższa historia , choć nie na 130 stron jak książka)


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Lip 05, 2015 7:24 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Miałem kilka takich naszywek, ale pamiętam jedną - z Jimi Hendrixem :) . Była trójkolorowa: czarno-biało-czerwona. Miała owalny kształt jaja i kupiona została chyba na targu. Babcia naszyła mi ją na klatę :) .

Takie rzeczy wówczas tylko u „prywaciarzy”.

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lip 06, 2015 7:58 pm 
Offline
Sierżant Pepper
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Wrz 07, 2014 8:07 pm
Posty: 113
Dżejdżej napisał(a):
Technicznie rzecz biorąc - to o czym piszesz to były chyba tzw. wprasowywanki ( na gorąco , żelazkiem ) albo samoprzylepne naklejki , ja pisałem o naszywkach ( dosłownie przyszywanych , ja umiałem tylko ścigiem "na okrętkę" , co nie wyglądało zbyt ładnie :(


Myślę, że Fangron miał na myśli normalne naszywki, o których piszesz. Ludzie nadal mają ich mnóstwo (szczególnie na tzw. "kostkach"), praktycznie w każdym sklepie muzycznym można je znaleźć.
Żeby nie było żadnych nieporozumień, chodzi mi o takie naszywki:

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Lip 06, 2015 8:52 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Dokładnie, chodziło mi o naszywki naszywane :) Dzisiaj kojarzą się raczej z fanami muzyki metalowej, hard rockowej itd., którzy lubią ozdabiać plecaki bądź okrycia wierzchnie (kurtki itp.) naszywkami z nazwami zespołów. I takie są do dziś łatwo dostępne w sklepach muzycznych - podobnie jak prasowanki (żelazkowe). Natomiast jak byłem mały, to do sklepów muzycznych nie chodziłem (inna rzecz, że w Zamościu był tylko jeden), natomiast w pasmanteriach i sklepach z podobnym asortymentem (włóczki, guziki itp.), w których bywałem z mamą przy okazji jakichś tam zakupów, były wielkie tablice, do których szpilkami poprzyczepiane były różnego rodzaju naszywki. Przyszywało się je na bluzach i koszulkach (ale też na piórnikach czy plecakach), by jakoś się wyróżnić; był to asortyment skierowany raczej do dzieci (pamiętam jakieś zwierzęta, deskorolki i inne akcesoria sportowe, postacie z kreskówek, amerykańskie flagi, motocykle, amerykańskie orły bieliki); chyba nie było tam zespołów muzycznych (ale były drużyny piłkarskie). Prasowanki też były, ale mniej i trochę droższe. Nie wiedziałem, że naszywki mają taką długą tradycję :) Dzisiaj zostały chyba tylko naszywki z zespołami.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 24 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY