www.beatles.kielce.com.pl
https://beatles.kielce.com.pl/phpbb2/

"McCartney is OK but he's not Lennon"
https://beatles.kielce.com.pl/phpbb2/viewtopic.php?f=1&t=3584
Strona 1 z 1

Autor:  Rita [ Czw Lut 12, 2015 11:28 pm ]
Temat postu:  "McCartney is OK but he's not Lennon"

... czyli zdanie, które padło w dyskusji, ja wywiązała się niespodziewanie u mnie w pracy.

No kurka, jakem całe życie fanka Lennona i murem za Lennonem, to takie opinie mnie totalnie wpieniają. Ile razy to już słyszeliśmy? W wersji hardcore: Lennon to bóg / osobowość / artysta, a McCartney to taki tam sobie neptek, który sobie przy okazji z geniuszu Lennona skorzystał. No i wiadomo, Lennon bez McCartneya jest cacy, ale w drugą stronę to już nie działa, bo McCartney bez Lennona nie istnieje.

Najgorsze, że ludzie wypowiadający takie opinie nie mają bladego pojęcia o McCartneyu - chłopaku, który 24-letnim gówniarzem będąc napisał Eleanor Rigby, rok później pociągnął niemal całego Pieprza, a ponadto chodził, wypatrywał i poszukiwał, podczas gdy upupiony w domowych pieleszach wielki Lennon zdobywał się jedynie na sięgnięcie po plakat cyrkowy.

Nie mają też ci ludzie pojęcia o Lennonie i o tym, jak to owszem, mało komercyjne, ale równie mało słuchalne bywały jego niektóre solowe albumy :)

Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy w miejsce fanki Lennona nie zacząć się deklarować fanką spółki Lennon/McCartney. Po równi.

Ech, potęga mitu jest jednak ogromna!

Autor:  Noelka [ Czw Lut 12, 2015 11:47 pm ]
Temat postu:  Re: "McCartney is OK but he's not Lennon"

Ech Anglicy nie doceniają tego co mają. U mnie w pracy wszyscy mówią: "on dawno już powinien przestać śpiewać" itd.. Lennon miał jaja, a Macca to jakiś taki jest itd... Ogólnie wychodzi, że Rolling Stonesi są o niebo lepsi od Beatlesów.
Najlepsze jest to, jak puszczam w pracy płytę "Kisses On The Bottom" i wtedy wszyscy zachwycają się muzą, a potem robią zdziwioną minę, że to McCartney - który jak wiadomo powinien przestać już śpiewać. :)

Autor:  Rita [ Śro Sie 05, 2015 6:43 pm ]
Temat postu:  Re: "McCartney is OK but he's not Lennon"

Ostatnio znowu ktos mi powiedzial, ze McCartney to fajny czlowiek, ale muzycznie to juz powinien przejsc na emeryture. Oczywiscie osoba ta nie znala ani jednej plyty czy piosenki Paula z okresu chociazby ostatnich dziesieciu lat :)

Ostatnio natknelam sie na taki, jakze prawdziwy, demotywator:
http://demotywatory.pl/3963746/Cokolwiek-bys-nie-zrobil

I stwiedzilam, ze analogicznie mozna to odniesc do Paula, ktory czego nie zrobi, to i tak bedzie niedobrze, gdyz:

- jesli bedzie nagrywal i dawal koncerty - dalby sobie juz dziadek spokoj, i tak nic dobrego po Beatlesach nie stworzyl
- nagrywal ale nie dawal koncertow - aaa, pewnie juz sie rozsypuje na kawalki, a glos ma poprawiony w studio, bo przeciez gdyby mogl jeszcze spiewac, to by koncertowal
- dawal koncety ale nie nagrywal - nie potrafi juz niczego dobrego skomponowac a odcina kupony od tworczosci Beatlesow, a fe!
- nie nagrywal i nie koncertowal - a nie mowilismy, ze McCartney skonczyl sie wraz z rozpadem Beatlesow? A tacy Stonesi czy inny Cliff Richard jeszcze potrafia i plyte wydac, i koncert zagrac...

:D

Autor:  dr Maxwell [ Śro Sie 05, 2015 9:09 pm ]
Temat postu:  Re: "McCartney is OK but he's not Lennon"

Jeżeli pamięć mnie nie myli , to w naszym kraju do czasu śmierci Johna , z Paulem nie było tak źle. Wings byli przynajmniej do płyty Venus and Mars bardzo popularni. Pamiętam pewną audycję Dariusza Michalskiego w "Trójce" , głosowanie na najpopularniejszego (czy coś w tym rodzaju) Beatlesa. Mniej więcej rok 1977. Zwyciężył Paul przed George'm ...Johnem i Ringo. Oczywiście zabawa to była. Wszystko zmieniło się po 8 grudnia 1980 roku. Nawet miłośnicy Paula "przeszli" na stronę Johna. W latach 80-tych fanów ceniących Maccę przynajmniej na równi z Lennonem , prawie nie spotkałem...
W Wielkiej Brytanii McCartney jednak ciągle znakomicie sprzedaje swoje albumy, więc chyba z mojego punktu widzenia nie jest tak źle. Chyba ,że kupują "za zasługi" :)

Autor:  mark.vermes [ Śro Paź 14, 2015 10:55 pm ]
Temat postu:  Re: "McCartney is OK but he's not Lennon"

Dla mnie liczy się to, że wszyscy czterej byli niesamowicie dopasowanymi do siebie elementami układanki. Ja kij wędki, żyłka, haczyk i kołowrotek. Nieważne, który był czym. Jako jeden mechanizm działali znakomicie. Wiem, że to wyświechtana, banalna opinia. Jednak nie kojarzę w historii muzyki, wśród największych, tak monolitycznego zespołu. Może dlatego tak często są brani pod lupę.

Ja często próbowałem dopatrzeć się geniuszu w samym McCartneyu i... zawsze mi wychodziło, że brakuje mi przy nim Lennona. Tak samo z Lennonem, gdy patrzę na niego solo. Obaj byli jak prawa i lewa noga, jeden praworęczny, drugi mańkut, hihihi.

Osobiście wolałem i wolę Lennona, ale to osobiste preferencje. To jego głos mnie oczarował, gdy usłyszałem po raz pierwszy Beatlesów. Pewnie nie po raz pierwszy, ale gdy usłyszałem "właśnie wtedy", to wiedziałem, że to jest "mój zespół". Ktoś puszczał z ostatniego piętra na początku lat 80. "A Hard Day'S Night". Pomyślałem sobie wtedy: "Kurcze, to Beatlesi, musi mieć ich wszystkie nagrania". Dzięki, John.

Strona 1 z 1 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/