Mamy dobry material koncertowy z 64 roku - jest oczyszczony i ucyfrowiony, ale jednoczesnie nie jest przesadnie uwspolczesniony. Barwa instrumentow pozostaje ta sama.
Z drugiej strony jest koncert McCartneya ale nie ma miedzy nimi techniczno-brzmieniowej przepasci. Jest co najwyzej zauwazalna roznica.
Mysle, ze mozna porownac.
Paul gra ze swietnymi instrumentalistami, ale on nawet jakby mial Hendrixa w skladzie, to tez kazalby mu grac Love MeDo na dwoch akordach.
Beatlesi odwalali w USA kiche. Oni dosc dobrze umieli grac juz w Hamburgu i tamte koncerty wydaja mi sie nawet lepsze od amerykanskich:
s± dłuższe, ciekawsze, lepiej zagrane i zaspiewane.
W Stanach Beatlesi sprawiaja wrazenie, jakby nie mogli zlapac ani tchu ani tonacji, mimo, ze dwa lata wczesniej grali zupelnie przyzwoicie po 8 godzin.
Mimo wszystko, jak sie poslucha All My Loving to roznicy w zasadzie nie widac.
Jedyna roznica - dzisiaj po All My Loving nie wybuchaja zamieszki na ulicach.
Co do porownan Beatlesow do karier solowych czlonkow grupy, to moim zdaniem tez mozna porownac. Najlepsze plyty Paula, Georgea i Johna, to sredni Beatlesowski poziom. Nic sie wlasciwie nie zmienilo. Wiele z solowych kawalkow mogloby trafic na plyty Beatlesow i nikt by nie zauwazyl roznicy.
Dlaczego nie ma powrotu Beatlemanii ? Beatlemania to A Hard Days Night i Help. Swiezosc, nowosc, mlodosc. Od tamtej pory nikt juz tak nie gral. Nawet oni sami.