Kocham ich za muzykę (nikt nie jest nie był i nie będzie w stanie stworzyć czegoś równie dobrego), za wygląd (trzeba to przyznać, że wyglądali niekiepsko, ktoś widział np. Animalsów?), za barwę ich głosów, za to, że grali na wielu instrumentach (Paul to niemalże multiinstrumentalista), za to że wszyscy śpiewali (a nie tak jak w innych zespołach - był wokalista i na tym koniec), że są najlepszym zespołem wszechczasów i to napawa mnie dumą, za to, że jak na nich patrzę to w sercu robi się radośniej, za to, że kiedy ich słucham, moim sercem targa cały wachlarz emocji i kiedy czuję się fatalnie to "Sgt. Pepper..." mnie ulecza, za to, że poznałbym ich wszystkie piosenki po wysłuchaniu 0.0001 sekundy i za to, że nigdy się nie połączyli z powrotem (choć przechodzą mnie dreszcze na samą myśl ile jeszcze wspólnie mogli skomponować), za to, że kiedy gram "Blackbird" to naokoło robi się cisza i wszyscy zastygają w bezruchu, za to, że każda płyta jest inna. I jest pewnie jeszcze ze sto powodów, których nie potrafię wyrazić słowami.
|