Kilka koncertów już się odbyło, a nikt nic?
Mnie się koncert w Warszawie bardzo podobał.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem fanką aż nadto odjechanych od oryginału coverów Beatlesów, i jestem w tym tak przewidywalna, że niektórzy potrafili w stu procentach odgadnąć, które interpretacje na koncercie mi się podobały, a które nie
Zgodnie z tym wzorcem niezbyt przypadło mi do gustu np. "Glass Onion" czy "Blackbird", a także "Long Long Long", które samo w sobie nie było jakoś wyjątkowo odbiegłe od oryginału, ale za to cholernie brakowało w nim tej perkusji! I tych klawiszy! To one robią ten utwór!
Jednakowoż większość zaprezentowanych przez Tymona i spółkę kawałków mi się spodobała, szczególnie "Dear Prudence", "Everybody's Got Something to Hide Except Me and My Monkey", 'I'm So Tired" czy "Savoy Trufle". Z wykonawców rewelacyjna jak zwykle była Natalia Przybysz, a tuż za nią Krzysiek Zalewski. Najmniej przypadł mi do gustu głos Natalii Grosiak - śliczny jest, ale jak dla mnie zbyt idealny.
To, co przede wszystkim było świetne w koncercie, to sam pomysł i inicjatywa. Gdyby Biały Album był wśród ogółu ludzkości tak znany, jak jest nieznany, opinie o grzecznych, spokojnych Beatlesach należałyby do rzadkości. A na koncercie w Warszawie było naprawdę sporo ludzi, i myślę sobie, że jeśli połowa z nich sięgnie potem po "Biały", to już będzie bardzo spoko. Na pewno Tymon and co. przekonali do Beatlesów moją przyjaciółkę - zawsze mówiła, że ich ceni, ale po płyty jakoś nie chciała sięgnąć, choć jej mówiłam, że Biały byłby sto procent w jej guście. No to po koncercie sięgnęła i jest zachwycona
Mam nadzieję, że takich przypadków było więcej. W końcu artyści podczas koncertu udowodnili dobitnie, że Beatlesi DAJĄ KOPA, i to jakiego!
Impreza była świetna, ale muszę wspomnieć o dwóch minusach. Pierwszy - na Boga, Biały Album to nie tylko klimaty balladowe czy hardrockowe, ale też wodewillowe. Byłam zawiedziona pominięciem w repertuarze czegoś, co ja nazywam "McCartneyem w pigułce", czyli utworów "Honey Pie" i "Marthy My Dear". Podobnież brakowało mi "Sexy Sadie".
Minus dwa - kulejąca znajomość tekstów. No człowiek chce sobie tutaj z Tymonem pośpiewać "I'm So Tired", a się nie da się, bo Tymon już w pierwszej zwrotce śpiewa "Although I'm so tired....". No cholera. Takich wpadek tekstowych było (nie tylko u Tymona) jeszcze kilka.
Szkoda też, że artyści nie przygotowali bisu! Bo zostali wywołani na scenę i zagrali ponownie "Cry Baby Cry". Fajny utwór i niezła interpretacja, ale chciało się czegoś więcej