A ja zacząłem w szkole podstawowej. To musiało być gdzieś na początku lat 90. Mój ojciec zgrał na składankę Pink Floyd tuż za utworami na obu stronach "Still Got The Blues" Moore'a i dwa fajne kawałki "Please Mr Postman" i "All My Loving". Od razu wiedziałem, że to Oni. Męczyło mnie to przez długie miesiące, aż uzbierałem na pierwszą kasetę. A było to na starówce w Warszawie. Stał sobie pan w przyczepie kampingowej i sprzedawał kasety. Byla tam tylko jedna
właściwa - "Past Masters vol 1". Pan jak stał, tak włożyl to magnetofonu i pstryk - po raz pierwszy usłyszałem "Thank you girl". Pomyślalem sobie "To jest to!".
Potem były składanki, które zmieniły moje życie. "I saw her standing there", "The Word", "A hard day's night"... Mógłbym wymieniać godzinami.
Pierwszymi dwoma - kupionymi jednocześnie - albumami były "Abbey Road" i "Sgt. Pepper...". Od razu z grubej rury. Ale to mnie nie przeraziło. Wręcz odwrotnie - poznałem Ich z innej strony. Potem - znowu jednocześnie - "Help!" i "Magical Mystery Tour". I tak dalej i tak dalej.
Swoją pasję dzieliłem z moim dobrym kolegą z podstawówki - to on po raz pierwszy przyniosł do szkoly książkę Jerzego Tolaka "The Beatles - Tak było". No i wiedziałem, że i ja tą książkę muszę koniecznie mieć
Przeczytałem ją jednym tchem leżąc na dywanie w swoim pokoju.
Przełomem byly dla mnie Antologie. Ponieważ niegdy nie kolekcjonowałem bootlegów (mam tylko jeden koncert z 62 roku z Hamburga), więc znałem tylko nagrania które znalazly się na płycie. Od czasu wydania Antologii bardziej doceniam Gearge'a Martina.
Uff.. ale się rozpisałem. Ale o Nich mógłbym godzinami...
I powiedziałem sobie dawno temu - jak już umrę, chcę żeby Oni tam dla mnie grali.