Ja dość żadko wychylam nosa poza lata 60-te i 70-te, jeżeli już to jest to klasyczny metal z lat osiemdziesiątych albo gotyk. W latach dziewiędziesiątych (powiedzmy, że to już wspóczesna muzyka) pociągała mnie swego czasu scena grunge, szczególnie Alice In Chains i Soundgarden, ale ta muzyka nosiła w sobie wyrazne piętno lat siedemdziesiątych. To samo Britpop- lubiłem Manics Street Preachers, Supergrass, Suede, nawet Oasis byli w porządku a Radiohead poszli własną drogą ...i dobrze na tym wyszli. ich płyty są naprawdę wyczekiwane. Strasznie lubiłem Sheryl Crow- ta pani była jakby żywcem wzięta z lat 60-tych. Druga płyta i "Globe Sessians" sporo namieszały w mojej głowie. Naprawdę zdolna kompozytorka! Tori Amos też mi się podoba
Niezwykłe rzeczy w poprzedniej dekadzie stworzył Depeche Mode i w jakimś tam stopniu odbijający sie echem Beatlesów, bardzo lubiany przeze mnie Tears For Fears. A z takich totalnych nowości to naprawdę podziwiam Mars Voltę- ale i ci czeprią garściami z rocka progresywnego z lat 70-tych, tak więc wszędzie się doszukuję starych klimatów. Chyba, że jest to Lacrimosa- naprawdę nowa jakość w muzyce, dla mnie najlepszy zespół od czasów Bitwy pod Grunwaldem! Wspaniale wypełnił lukę po niepowtarzalnym Dead Can Dance. TAKIE zespoły dzisiaj to naprawdę rzadkość! Ale dobrze, że są i bronią honoru dzisiejszych cieniutkich czasów
Metal niestety schodzi na psy, ale całe szczęście, że są tradycjonaliści- Iron Maiden, Slayer, Megadeth- na nich nigdy się nie zawiodę! A najbardziej czekam na Black Sabbath z Ozzym(w wydaniu płytowym) i już nie wiem czy się doczekam...