Na początku tego roku ukazał się nowy studyjny album Wishbone Ash "Coat of Arms". Płyta została bardzo ciepło przyjęta w różnych zakątkach świata, i to nie tylko przez fanów zespołu. Pozytywne opinie o tym wydawnictwie przekazali mi również tacy Znaczący Forumowicze, jak dr Maxwell, Fangorn i Helter-Skelter. Piotr Kaczkowski w (jeszcze niezawirusowanej) Trójce powiedział, że ta płyta to "zacny album".
Wszystko to bardzo cieszy, bo ta nowa płyta (mimo moich przed-premierowych obaw, o czym później) jest naprawdę BARDZO DOBRA.
W konsekwencji tego pozytywnego odbioru płyty, Helter-Skelter jakiś czas temu zwrócił się do mnie z propozycją, abym napisał "coś" o gitarzystach w tym zespole, bo jak powiedział "Panowie mnie zaczarowali"... Urzekło mnie słowo "
zaczarowali"
(a nie "super", "ekstra" i tym podobne kliszowate pustosłowiaki).
I w tym sęk (że zacytuję tytuł jednego z albumów zespołu), bo Wishbonowych gitarzystów było... WIELU... a dokładnie dziesięciu:
Andy Powell
Ted Turner
Laurie Wisefield
James 'Jamie' Crompton
Phil Palmer
Roger Filgate
Mark Birch
Ben Granfelt
Muddy Manninen
Mark Abrahams
Jednak powinienem wymienić ich inaczej - jako
duety:
Andy Powell - Ted Turner (1969-1974) & (1987-1994)
Andy Powell - Laurie Wisefield (1974-1985)
Andy Powell - James 'Jamie' Crompton (1986-1987)
Andy Powell - Phil Palmer (1986)
Andy Powell - Roger Filgate (1994-1997)
Andy Powell - Mark Birch (1998-2001)
Andy Powell - Ben Granfelt (2001-2004)
Andy Powell - Muddy Manninen (2004-2017)
Andy Powell - Mark Abrahams (2017-....
Najsłynniejsze tandemy, to dwa pierwsze na powyższej liście, ale zacznijmy od początku, a więc od tego, że o powstaniu słynnego dwugitarowego znaku firmowego zespołu zadecydował przypadek (uwielbiam taki element w biografiach artystów, z Beatlesami włącznie, a nawet przede wszystkim
).
Otóż w drugiej połowie lat 60. działał sobie zespół w Cream-owo / Hedriksowo klasycznym składzie, czyli trio: perkusja + bas + gitara. Zespół miał bardzo niemarketingową nazwę - Empty Vessels, ale wywodził się z ciepłego, malowniczo położonego, nadmorskiego miasta Torquay (tam urodziła się Agatha Christie). Perkusistą w tej grupie był
Steve Upton, basistą
Martin Turner, a gitarzystą jego brat Glenn Turner. Zespół wydał tylko jeden, bardzo kiepski singiel, po czym w roku 1969 gitarzysta opuścił kolegów. Pozostała dwójka postanowiła znaleźć nowego gitarzystę, toteż zamieścili w
Melody Maker stosowne ogłoszenie o takiej treści:
Wanted - LEAD GUITARIST: Positive thinking, creative and adaptable, for strongly backed up group with great future.Hmm, pogratulować dużej dawki optymizmu - "great future"
. Zaczęły się przesłuchania kandydatów, już w Londynie. Odzew na ogłoszenie był duży, toteż wysłuchano wielu muzyków (pojawił się m.in. Dave Clempson, przyszły gitarzysta Colosseum). Ostatecznie w puli finałowej zostały dwa nazwiska:
Ted Turner (bez koligacji z Martinem Turnerem) oraz
Andy Powell. Nie mając pewności, na którego gitarzystę postawić, postanowiono przyjąć obu, a "potem się zobaczy". I tak właśnie narodziło się to dwugitarowe brzmienie Wishbone Ash - przypadkowo - zaś trzy dekady poźniej magazyn Rolling Stone umieścił Andy'ego Powella i Teda Turnera w swoim zestawieniu "
Top 20 Guitarists of All Time".
Jak widać z powyższego wykazu, gitarzyści zmieniali się, ale przez 50 lat działania zespołu, od samego początku gra tam Andy Powell. I mimo upływu czasu i zmienności mód, wciąż udaje się zachować unikalny styl zespołu (z wyjątkiem paru albumów). I tu należałoby poświęcić ileś tam słów każdemu z Wishbonowych gitarzystów (kto by to czytał!), bo każdy z nich pozostawił po sobie gitarowy ślad, ale skoro Heltera "zaczarował" nowy album, to rozumiem, że chodzi o obecny duet gitarowy, więc za chwilę przeskoczę do współczesności. Powtórzę jednak, że te najważniejsze dwójki to Andy Powell - Ted Turner oraz Andy Powell - Laurie Wisefield, a najlepsze czasy zespołu to dekada lat 70.
W połowie lat 90. Andy Powell stał się jedynym muzykiem oryginalnego składu i zarazem sternikiem tej Łyszbońskiej Łajby, i to on do dziś jest liderem zespołu, i to on umiejętnie dobiera kolejnych gitarzystów (wartościowych, choć szerzej nieznanych). Jakakolwiek próba porównania do duetu Lennon-McCartney musi oczywiście zostać uznana za całkowicie przesadzoną i niezasadną (jeśli nie bluźnierczą), ale wydaje mi się, że Andy Powell zawsze potrzebował od swych gitarowych partnerów z jednej strony uzupełnienia, dopełnienia harmonii, z drugiej zaś przeciwwagi, kontrastu, wyzwania? Chodzi o utrzymanie proporcji: owszem zachowanie starego stylu Wishbone Ash, ale jednak również świeży napęd, by nie popaść w schematyzm i skostniałość. Kolejni gitarzyści oprócz bezdyskusyjnego warsztatu i kunsztu wnosili też (co ważne) pomysły kompozytorskie, riffy, i to się razem mieszało i Wishboniło.
Ale jesteśmy (wreszcie!
) w XXI wieku. W latach 2004-2017 gitarowym partnerem Andy'ego Powella był Muddy Manninen (gitarzysta z Finlandii) i ponieważ był to najdłużej utrzymujący się skład grupy, byłem przekonany, że taki kształt zespołu dociągnie do emerytury (ich i mojej). Stabilizacja. Przyzwyczaiłem się do Muddy'ego. Nie przesadza się starych drzew (a "ash" oznacza nie tylko
popiół, ale również
jesion). Dlatego sporym zaskoczeniem była wiadomość o jego odejściu z zespołu po 13 latach Wishbonienia - w 2017 roku. Zmiennik pojawił się bardzo szybko, i jak (prawie) zawsze nikomu nieznany -
Mark Abrahams.
No i mamy obecny Ash-owy tandem gitarowy:
Andy Powell - Mark Abrahams. Andy urodził się w roku 1950, Mark w 1978, gdy Wishbone Ash właśnie zamykali swój klasyczny okres (niemal 30 lat różnicy!).
Andy PowellMa lat 70. Z racji wieku, jako nastolatek był świadkiem muzycznych niepowtarzalnych lat 60. - jako uczestnik koncertów wielu Wielkich. Za największych gitarzystów uważa Hendrixa, Claptona i Petera Greena (którego szczególnie lubi). Natomiast wśród płyt, które wywarły na nim znaczące wrażenie i były inspiracją wymienia m.in. debiutancki album kanadyjskiej artystki Joni Mitchell (
Song To A Seagull, 1968), której twórczość w głównej mierze nasycona jest folkiem, co istotne, ponieważ w tej mieszance stylistycznej Wishbone Ash to Andy Powell ciągnął zespół w rejony folkowe (to on jest autorem balladowych klasyków
Errors of My Way oraz
Valediction).
Mark AbrahamsLat 42. Gdy miał 9 lat, przyjaciel rodziny nauczył go grać na gitarze intro do klasyka Wishbone Ash -
Blowin' Free. Od tego momentu Mark wiedział, że jego przyszłość to gitara, został też fanem zespołu, a po latach stał się również dobrym znajomym Andy'ego Powella. Grał w kilku grupach, które nie odniosły sukcesu. Pytany o gitarzystów, którzy wywarli na niego wpływ wymienia przede wszystkim muzyków związanych z bluesem: Stevie Ray Vaughan, Gary Moore, Robert Cray, Peter Green i Eric Clapton, ale na jego liście są również Paul Kossoff, Mark Knopfler i oczywiście Wishbone Ash.
Gdy zobaczyłem ten najnowszy skład z Markiem Abrahamsem na żywo, przyznaję, byłem nieco sceptyczny. Bez dwóch zdań na tym koncercie był (Mark) kompetentny, ale jakoś mnie nie przekonał, mimo niezaprzeczalnej radości z grania i żywiołowości na scenie i pomyślałem sobie, że warsztatowo jest bez zarzutu (jak wszyscy Ash-gitarzyści), ale co do jego ewentualnego wkładu kompozytorskiego w nowy materiał miałem wątpliwości (mam nadzieję że tego nie czyta
). Na szczęście, jakże się pomyliłem!
Gdy słucham ich nowego albumu, uszy same się śmieją! Ba, złapałem się na tym, że częściej sięgam po
Coat of Arms, niż po
Egypt Station! Żeby oddać Markowi sprawiedliwość - na albumie spośród 11 utworów on ma współudział w powstaniu 8, i jest głównym twórcą 5. Zespołowi naprawdę dobrze zrobił powiew świeżej krwi.
Jeśli ktoś ma ochotę, pod tym linkiem można wysłuchać rozmowy z Andym Powellem i Markiem Abrahamsem, gdzie utwór po utworze omawiają, wyjaśniają, który z nich wymyślił który riff, co było inspiracją tekstową, muzyczną, etc. Mimo różnicy wieku, i w przypadku Marka bycia fanem Wishbone Ash, w wypowiedziach obu muzyków wyraźnie słychać, że nie jest to relacja mistrz-uczeń, ale w pełni partnerska, zarówno prywatnie, jak i muzycznie. A Mark kipi twórczym wigorem.
https://drive.google.com/file/d/1XhKMoD ... u0GQx/viewJeden fragment z tej rozmowy, o jednym z głównych punktów nowego albumu - It's Only You I See - Mark z premedytacją stworzył go jako utwór stylizowany na dawne Wishbone Ash (z myślą o nawiązaniu do płyty New England z 1976 roku, która jest jego ulubionym LP zespołu). Całość trwa siedem i pół minuty, z których część "piosenkowa" to zaledwie dwie i pół minuty, a cała reszta to granie gitarowe, najpierw w duecie, z wieloma mrugnięciami do zagrywek z albumu
Argus, natomiast dwie ostatnie minuty to solowy popis Marka - wyimprowizowany, bo to nawet nie był Take 1; Panowie po prostu w ramach rozgrzewki jammowali ten utwór przed zasadniczą sesją i mimo iluś tam dalszych podejść na album ostatecznie trafiła ta partia z rozgrzewki.
https://www.youtube.com/watch?v=P6YN_lBU9JEKończąc (uff!) Wiadomo, że pandemiczna przerwa w koncertowaniu jest dotkliwa dla wielu artystów, jednak dla Wishbone Ash jest dotkliwa potrójnie: po pierwsze - oczywiście finansowo, po drugie - brak możliwości promocji nowego albumu (ukazał się w końcu lutego 2020, tuż przed zamknięciem świata), po trzecie - zespół naprawdę żyje koncertami, czego dowodem jest następujący fakt:
od 1969 do 2020, przez pół wieku, rok w rok Wishbone Ash odbywa trasy koncertowe; jedynym wyjątkiem był bezkoncertowy rok 1994 - takim wynikiem nie mogą poszczycić się ani Macca, ani Stonesi.
(Helter, sorry że tak długo to zajęło, pisałem na raty i sto razy skracałem...)
PS. Żeby było też Fabowo: ciekawostką jest fakt, że najwcześniejsze nagrania Wishbone Ash, odnalezione przypadkowo w XXI wieku podczas robienia porządków na półkach, przeleżały w zapomnieniu niemal 40 lat w archiwach... Apple!