O, a ja mam z prequelami jeden poważny problem, który nazywa się Jar Jar Binks.
Starą sagę poznałam stosunkowo wcześnie, bo mam sporo starszego szwagra, który to zawsze dzieciakom dostarczał coś dobrego do obejrzenia. I tak poznałam Gwiezdne Wojny. I się zakochałam n amen.
Prequele poznawałam ze sporą obsuwą, bo nadal byłam nieletnia. Tak wyszło, że Mroczne Widmo oglądaliśmy klasie, na lekcji. Taka zadowolona byłam, że klasa w końcu pozna moje Gwiezdne Wojny. wtedy pojawił się on...
Poważnie, było mi wstyd za Lucasa - chciałam się schować pod ławkę.
W przeciwieństwie do wielu nie mam nic przeciwko małemu Aniemu - Jake Lloyd zagrał najlepiej jak mógł to, co napisał mu George.
No i jeszcze te nieszczęsne medichloriany. Zniszczyły pojmowanie mocy, jakie dała nam stara trylogia - tak uważam.
To przeważyło. A potem Wyszedł Atak Klonów i okazało się, że może być gorzej. Było nudno, okrutnie nudno. Nie pomógł nawet arcyciekawy wątek Jango Fetta i Klonów, nie uratował nawet boski Christopher Lee...
I podrywa Anakina: "nie lubię piasku..." - epic
Na szczęście Trójeczka - Zemsta Sithów okazała się o wiele lepsza - moim zdaniem tylko ona trzyma poziom starszych epizodów. Przemiana Anakina w Vader, potęga Palpatine'a w końcu objawiona, finałowa walka na Mustafar... Coś niesamowitego.
Najmocniejszą jak dla mnie składową prequeli jest wybór Ewana McGregora na bi Wana Kenobiego. Nie dość, że podobny do sir Aleca, to jeszcze podchwycił jego manierę, sposób gry. Dźwiga filmy na swoich barkach.
Co do siódemki - jest ostro zerżnięta z Nowej Nadziei - to się zgadza. Być może tym, co sprawiło, że mi się podobała, jest fakt, że jestem osobą sentymentalną i jak zobaczyłam Carrie, Harrisona, Petera jako Chewiego i na końcu Marka... po prostu się wzruszyłam. Cieszył także widok R2 i Treepio. Nie polubiłam jakoś małej kuleczki BB8, co w sumie pasowałoby do mojej teorii.
Ciężko też powiedzieć, bym na razie zżyła się z jakąkolwiek nową postacią. Po prostu szalenie miło było zobaczyć ukochanych bohaterów na starych śmieciach.
Zdaje się, że ten sam mechanizm zadziałał przy Łotrze - chociaż muszę nadmienić, że w przeciwieństwie do BB8, szalenie polubiłam nowego droida - za cięte riposty. Tak samo przypadł mi do gustu nowy ciemny charakter - Krennic, w którego wcielił się Ben Mendelsohn. Ciekawie ukazano, jak coraz bardziej, stopniowo zżera go niezdrowa ambicja.
Resztę - moim zdaniem - zrobił sentyment (i wielka sympatia, jaką darzę Madsa Mikkelsena jako aktora
).
Czekam teraz ze ściśniętym gardłem na ósmą część, bo będzie to ostatni występ Carrie na ekranie. Podobno zdążyła dograć wszystkie sceny...
Niech moc będzie i z Wami.