Yer Blue napisał(a):
Bowie mnie trochę przeraża. Pewnie specjalnie to wszystko zaplanował by zrobić wrażenie na słuchaczu ostatnia płytą. Mimo wszystko własnej śmierci nie powinno się wystawiać ...na widok publiczny... na sprzedaż. Gdy jeszcze żył można to było uznać za performence (jakich w jego życiu było mnóstwo), a teraz, po śmierci ciężko się do tego podchodzi.
Tutaj jest to dobrze opisane:
http://rockjazz.pl/viewtopic.php?t=75&start=180Wydaje mi się, że nie można tu mówić o wystawianiu swojej śmierci na widok publiczny, o sprzedawaniu jej - byłoby tak gdyby np. wstawił kamery do szpitala/domu.
Tutaj... Nikt nawet nie wiedział, że on umiera. Nikt nie wiedział, że choruje.
On po prostu chciał odejść z przytupem. Zrobił z umierania sztukę. Zostać ożywionym przez własną muzykę - jak Łazarz - Lazarus. Nie wszystek umrę... Te klimaty. Wyszło tak - że kiedy konał, w ten weekend, cały świat słuchał jego płyty. Każdy o nim mówił. Albo chociaż pamiętał. Moim zdaniem to genialne. Piękne.
Ja tak to widzę.
Bo... Nie wiedzieliśmy o jego śmierci, słuchając tego. Wydaje mi się, że to kluczowa różnica. To nie wystawianie swojej śmierci na widok. To jak... pozostawienie testamentu. Pocieszenia. Umarłem, ale jestem z Wami, słuchacie mnie, nie zostaliście sami. Jestem tam, gdzie jestem i jestem szczęśliwy. A Wy się nacieszcie, nie smućcie.
Inaczej już nie umiem wyjaśnić.
Poradziłam się wielkiej, wieloletniej fanki Bowiego, która zdaje się rozumieć go jak nikt inny, co myśleć o Blackstar i jego śmierci. Napisała:
Możesz ode mnie dopisać: Zawsze chciał być kimś więcej niż człowiekiem. Spadł na ziemię niespodziewanie i od tej pory dzielił się z nami swoim geniuszem. Pełen niuansów, kontrowersji i prowokacji, także ze swojej śmierci uczynił dzieło sztuki. Lazarus i cała Blackstar są jego pożegnaniem i przekazem spoza czasu i przestrzeni. Bowie niczego nie pozostawiał przypadkowi, więc czemu miało by być inaczej ze śmiercią? Był człowiekiem niezwykle wrażliwym i intelugentnym, więc świadomość końca także wpłynęła na jego twórczość, bo to doświadczenie niezwykle silne i jak żadne, emocjonalne.
Sam zresztą powiedział nam w latach osiemdziesiątych: "i hope to see you all once again, another day, in another place ..."