Miejscem, które odwiedzilam kiedyś tylko z zewnątrz, a teraz wiem, że to był ogromny błąd, był dawny
The Casbah Coffee Club.
W zasadzie to nawet nie umiem powiedzieć, dlaczego w ciągu całego roku, podczas którego mieszkałam w Liverpoolu, nigdy nie wybrałam się, aby to niezwykle ważne w historii Beatlesów miejsce odwiedzić od środka.
Może zakładałam, że poczęstują mnie tam historyjką w stylu "źli Beatlesi, tyle żeśmy dla nich zrobili, a oni wypięli się na nas tylną częścią ciała". Nie, żeby nie było w tym prawdy, jednakowoż jakoś mnie ta obawa odrzucała. W końcu chyba nie lubi słuchać przykrych opowieści o swoich ulubieńcach
Tak czy owak, do Casbah nigdy nie zajrzałam i teraz wiem, że był to OGROMNY BŁĄD!
Teraz, gdybym miała układać hierarchię miejsc obowiązkowych do zwiedzenia przez Baeatlefanów podczas pobytu w Liverpoolu, Casbah byłby na trzecim miejscu, po domach Johna i Paula, a przed Cavern, który, jak wiemy, mimo całego swego uroku nie jest nawet autentycznym miejscem. Casbah, natomiast, jest nie tylko jak najbardziej autentyczny, ale dodatkowym atutem wizyty w tym miejscu jest fakt, że oprowadza po nim nikt inny, lecz Roag Best, czyli syn Mony Best i Neila Aspinalla oraz przyrodni brat Pete'a. Roag jest niezwykle pozytywnym, sympatycznym i ciepłym człowiekiem, i albo ukończył jakieś studia z opowiadania historii, albo ma do tego naturalny talent, bo ja jego opowieści - w większości przecież mi już znanej - słuchałam z otwartymi ustami
.
Zachęciwszy być może niektórych z Was do wizyty w Casbah, pragnę ostrzec tych, którzy planują się tam wybrać, przed
spoilerami w dalszej części tego postu
Wspomnę bowiem o niektórych rzeczach, o których dowiedziałam się od Roaga, i może ktoś nie chce sobie psuć przyjemności z przyszłej wizyty.
Zacznijmy więc. Jak wygląda dom przy 8 Hayman's Green od frontu to już wiemy, natomiast jego otoczenie z tyłu wygląda tak, jak poniżej. Widoczna na pierwszym zdjęciu studnia to studnia życzeń i można do niej wrzucić pieniążka
Samo wejście do klubu wygląda tak:
... a na chodniku przed wejściem wyryte są imiona i nazwiska Beatlesów oraz wszelkich krewnych i znajomych Królika:
Pierwszym pomieszczeniem, do którego wchodzimy, jest była szatnia. Znajduje się w niej m.in. galeria zdjęć poświęcona rodzinie Bestów (głównie Monie).
Piękna Mona:
Kolejne pomieszczenie mieści takie artefakty jak: pianino rodziny Bestów, na którym John i Paul zagrali setki razy (niestety niedziałające, bo ktoś postanowił wyjąć z niego cały mechanizm grający i przerobić na barek), pierwszy używany przez Beatlesów wzmacniacz (którego zapomnieli zabrać, wyjeżdżając do Londynu na nagranie płyty, i tak sobie został), sufit pomalowany przez Johna (który uprzednio pomalował był on dwa razy, jednak za każdym razem Mona była niezadowolona z efektu; zirytowany John powiedział więc, że nie pomaluje sufitu trzeci raz, dopóki Mona nie powie wyraźnie, co na nim powinno się znaleźć. Mona odrzekła, że chciałaby mieć coś w stylu "wzorów azteckich" - sufitowa interpretacja Johna widoczna poniżej
) oraz jego podpis wyryty na jednej ze ścian (John uważał, że jest artystą, a sufit jest jego dziełem, wobec tego powinien gdzieś znaleźć się jego podpis; przyłapany przez wściekłą Monę na gorącym uczynku, dostał za to od niej po głowie - dosłownie!)
Sufit:
Podpis:
Kolejnym pomieszczeniem jest mały korytarzyk, w którym mieściła się pierwotna scena Casbah ze słynnym tęczowym sufitem wymalowanym przez Paula
Jeżeli kojarzycie zdjęcie The Quarrymen grających w Casbah z Cynthią uśmiechającą się do Paula, to zostało ono zrobione właśnie na tej scenie, a Cynthia siedziała dokładnie na ławce po prawej.
W tym pomieszczeniu znajduje się jeszcze jeden, hm, beatlesowki artefakt. Otóż George nie chciał być gorszy od kolegów i również zapragnął pomalować jakiś sufit. Zmieszał więc wszystkie dostępne farby razem i powstałym z tego brunatnym kolorem dokonał "dzieła" w pozostałej części pomieszczenia:
Kolejne pomieszczenie zostało "dodane" przez Monę do Casbah już nieco później, gdy okazało się, że malutka scena z tęczowym sufitem była może wystarczająca dla Quarrymenów, ale już dla innych zespołów, które Mona zatrudniła po konflikcie z powyższymi - już nie. Inne liverpoolskie komba posiadały bowiem takie cuda jak perkusja, a do tego czasami nawet saksofon i inne instrumenty, i trudno było to wszystko upchać na maluteńkiej scence udekorowanej przez Paula. Pani Best postanowiła więc wykorzystać kolejne pomieszczenie i urządzić tam scenę z prawdziwego zdarzenia:
Kojarzycie, jak John dostał po głowie za wyrycie swojego podpisu na ścianie w jednym z poprzednich pomieszczeń? Otóż nigdy nie zapomniał tego Monie i gdy Beatlesi zaczęli grać w Casbah ponownie, już po Hamburgu i z Pete'em Bestem przy bębnach, nie omieszkał "zemścić się" poprzez wyrycie kolejnego podpisu na suficie konkretnie nad tą sceną
Ten podpis Mona z kolei zauważyła dopiero po kilku tygodniach.
A tu kolejna ciekawostka: dziura w suficie wykonana głową Rory'ego Storma, który nie dość, że i tak był za wysoki jak na to niskie piwniczne pomieszczenie, to jeszcze lubił podczas występów podskakiwać do góry
Ostatnim pomieszczeniem w Casbah, które chciałabym Wam pokazać, jest dawna kuchnia i bufet, w którym serwowano przekąski, zimne napoje i kawę. W tym pomieszczeniu na jednej ze ścian znajduje się też sylwetka Johna wykonana przez Cynthię.
I znowuż - kolejny beatlesowski artefakt na suficie
gwiazdy będące efektem wspólnej pracy artystycznej Johna, Paula i Stu.
Jakieś trzydzieści lat temu, gdy pomieszczenia dawnego Casbah służyły rodzinie Bestów za rupieciarnię, ten konkretny sufit przyjechali obejrzeć bardzo ważni panowie, którzy wycenili wartość każdej z tych gwiazd na - bagatela - 1500 funtów, co już w tamtych czasach było sporą sumą pieniędzy, i aż strach myśleć, na jakie by się to przekładało pieniądze dzisiaj.
A skoro mowa o finansach, to w Casbah na jednej ze ścian jest jeszcze malunek smoka. Jakoś tak się złożyło, że Beatlesi przed każdym koncertem zaczęli pocierać go po głowie i zadzie "na szczęście", i wkrótce robili to wszyscy bywalcy Cavern. Uczynił to też kilka lat temu pewien turysta z Dublina, który tył i przód tegoż smoka potarł kuponem na loterię. Było to w sobotę, a w poniedziałek zadzwonił do Casbah by poinformować, że właśnie na tejże loterii wygrał bodaj 40 milionów funtów... Niestety nie znawszy tej historii wcześniej, nie poczyniłam odpowiednich przygotowań i smoka potarłam jedynie ręką
Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten niespodziewany dodatek to naszej wycieczki do Liverpoolu. A jako że zostało jeszcze przynajmniej jedno beatlesowskie miejsce, którego nie odwiedziłam, kto wie, czy za jakiś czas nie będzie kolejnego odcinka