Argus9 napisał(a):
admin_joryk napisał(a):
Zgadzasz się z Argusem nawet wtedy, kiedy mówi, że:
* gitarowy Sgt. Pepper,
* klawiszowo-dzwonkowy LSD,
* wyłącznie wiolinowy She's Leaving Home,
* sitarowy Within You oraz
* udziwniony w stylu Revolvera Mr. Kite
mają takie samo brzmienie?
A tego Argus akurat NIE POWIEDZIAŁ
Powiedziałem, że „Pepper ma JEDNOLITE BRZMIENIE” - jako album, a nie że poszczególne utwory "mają takie samo brzmienie”. To jednak coś innego.
Niestety ale jedno wynika z drugiego. Utwory o różnorodnym brzmieniu nie tworzą jednolitej brzmieniowo całości. Pepper brzmieniowo jest pstrokaty jak tylko się da bo kolejne jego elementy dość drastycznie różnią się miedzy sobą brzmieniowo
Argus9 napisał(a):
To, że sitar w ‘Within You Without You’ nie brzmi “tak samo” jak klarnet w “When I’m Sixty-Four” słyszy nawet przedszkolak. Bzdurą byłoby twierdzić inaczej! Ja mówię, że dzięki Martinowi (i dźwiękowcom) te rzeczy WSPÓŁBRZMIĄ obok siebie. Mówię o BRZMIENIU ALBUMOWYM. Co oznacza - na kolana z szacunku i podziwu dla Martina!
Ty chyba mówisz o wrażeniu całości, że wszystko do siebie pasuje, jest idealnie "posklejane" i poukładane. Tak próbuję to zrozumieć. "Brzmienie albumowe" w przypadku Peppera to jakiś oksymoron
Argus9 napisał(a):
Najlepszy dowód: spróbujmy umieścić Within You Without You na Revolwerze w miejsce Love You Too - nie pasuje! - bo NIE BRZMI Revowerowo, bo oba utwory, choć ‘hinduskie’ i oba harrisonowe, zostały INACZEJ zrealizowane, INACZEJ nagrane, z INNĄ aurą w studiu, mają całkiem INNE plany muzyczne, INNĄ przestrzeń, NIE BRZMIĄ TAK SAMO. Ja to słyszę. Słychać to wyraźnie.
Przecieram oczy ze zdumienia
Ależ utwory brzmią BARDZO podobnie, to co je różni to dynamika - Love You To poza intrem jest szybki i gwałtowny, Within You jest wolny i medytacyjny natomiast brzmienie jest prawie identyczne. Prawie, bo Within You ma bogatszą gamę instrumentów (smyki), Love You To brzmi odrobinkę surowiej, ale to efekt dopieszczania Peppera, dłuższej realizacji nagrań.
Within You nie pasuje do Revolvera z jednej przyczyny - jest za długi. A w miejscu Love You To nie pasuje dodatkowo ze względu na medytacyjny charakter a byłby przecież miedzy sennym I'm Only Sleeping a delikatniutkim Here, There And Everywhere. Dynamiczne Love You To pasuje tam idealnie.
Natomiast w innym miejscu i po skróceniu Within You wpasowałby się IDEALNIE w klimat Revolvera. 5 minut to jednak czas nie wpasowujący się w standardy Revolvera (2-3 minutowe utwory).
Swoją drogą połowa utworów z Peppera pasuje jak ulał na Rvolvera (np. Fixing A Hole na miejsce For No One, Getting Better na Good Day Sunshine, Lucy na I'm Only Sleeping), bo to są momentami bardzo podobnie brzmiące płyty, z niemal swoimi odpowiednikami. A gdyby zamienić When I'm 64 na Honey Pie to pewnie nikt nie zauważyłby różnicy
Moim zdaniem właśnie na Biały bardziej pasuje When I'm 64.
Argus9 napisał(a):
Mówiąc o JEDNOLITYM BRZMIENIU ALBUMU (w tym przypadku Peppera) mam na myśli specyficzną przestrzeń muzyczną, pewien ‘feeling’, nie wiem jak to określić, coś co bardziej się wyczuwa (słyszy), a nie da się dotknąć palcem.
Uważam, że to co chcesz przez to określić nie jest żadnym "JEDNOLITYM BRZMIENIEM ALBUMU", a jakimś Twoim bardzo, bardzo subiektywnym odczuciem, Twoim specyficznej "feelingiem" podczas obcowania z Pepperem.
Z późniejszych płyt najbardziej jednolite brzmienie ma z pewnością Let It Be. Abbey Road też ma swoje specyficzne brzmienie, utwory są bardzo podobnie odegrane (specyficzny, finezyjny i dość uwypuklony bas, troszkę wygładzone, wypieszczone gitary, mnóstwo chórków, mniej radykalnych aranży), ale Pepper jest zbiorem czasem tak kontrastowych nagrań, że o jednolitym brzmieniu po prostu nie ma mowy. Tylko Biały Album jest bardziej rozstrzelony brzmieniowo.
Fangorn napisał(a):
Produkcja "Peppera" jest jakby bardziej kompleksowa, pełniejsza (w sensie, że próbuje wydobyć całe spektrum dźwięków, jakie zostały nagrane), natomiast "Revolver" stawia na uwypuklenie poszczególnych, przewodnich instrumentów w danym utworze. Nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych efektach dźwiękowych obecnych na "Pepperze", innym sposobie nagrywania, różnicach sprzętowych. W każdym razie w tym chyba tkwi znaczenie "brzmienia Peppera" – w innym pomyśle na końcowy efekt dźwiękowy. Po części wynika to pewnie z innych kompozycji – na "Revolverze" są one dynamiczne, a na "Pepperze" nieco wolniejsze, dostojne
Tu się zgodzę. Revolver jest jakby bardziej zwarty i dynamiczny, utwory są krótsze. Pepper jest bardziej finezyjny. Jednakże to nie różnica brzmień a charakteru kompozycji, czego najlepszym dowodem 2 bliźniacze niemal brzmieniowo utwory hinduskie.
Fangorn napisał(a):
"Brzmienie albumu" jako takie (jak również "brzmienie utworu", gdy, powiedzmy, album nie jest tak spójny w tym zakresie jak "Pepper") to jednak zasługa przede wszystkim produkcji. Czyli tego, jak coś zostało przetworzone (podkreślone, uwypuklone lub schowane) już po nagraniu.
To w takim razie nie słychać tego wspólnego mianownika produkcji gdy się słucha powiedzmy najpierw She's Leaving Home, potem Mr Kite!, zaraz potem Within You i przeskakując na When I'm 64. Każdy utwór brzmi całkowicie inaczej. Podkreślone, uwypuklone jest w tych nagraniach całkowicie co innego.
Mimo tych absolutnych różnic na Pepeprze działa tam jakaś magia, że to wszystko tak pięknie ze sobą idealnie pasuje i współgra (poza When I'm 64). Poniekąd rozumiem Wasz sposób odczuwania "brzmieniowego współistnienia" Peppera, ale nie zgadzam się z terminem "jednolitego brzmienia" płyty. Pewnie wszystkie nasze różnice wynikają z odmienności interpretowania terminów.