Argus9 napisał(a):
Yer Blue, jesteś NIEKONSEKWENTNY: z jednej strony uruchamiasz ‘niebo i ziemię’ żeby ‘udowodnić’ (tak naprawdę NIEPOTWIERDZONY przez samego zainteresowanego) 'domniemany' Wpływ grupy Pink Floyd na McCartneya, a z drugiej strony ignorujesz RZECZYWISTY (i wielokrotnie POTWIERDZANY przez samego zainteresowanego) Wpływ amerykańskiego rock and rolla na Lennona (tylko dlatego bo ‘nie lubisz’ tamtej muzyki…) Jeśli to nie jest demagogia, to przynajmniej ‘wybiórcza’ NIEKONSEKWENCJA…
Nazywaj to jak chcesz. Wpływ muzyki Pink Floyd na Beatli mnie interesuje, wręcz fascynuje gdyż kocham ich muzykę a PF to mój zespół nr 2. Wpływy amerykańskiego rock&rolla biorę do wiadomości ale mnie one nie interesują - bo zwyczajnie nie lubie tej muzyki. Jednak jest w tym jakaś konsekwencja, jak sądzę.
Argus9 napisał(a):
Jeśli chcesz mieć Rzetelnie DZIENNIKARSKIE podejście do Muzyki, to nie możesz ‘omijać’ Faktów, tylko dlatego, że Ci się ‘nie podobają’. Historia już ‘to’ przerabiała…
Nie omijam faktów, omijam muzykę, która mnie nie intersuje.
Głębiej zainteresuje się czymś co lubię. Bardzo np. zaciekawiła mnie informacja o pochlebnych słowach Johna nt. Genesis, którą kiedys przytoczył Dżejdżej. W ogóle nie mam zacięcia kronikarsko-dziennikarskiego, przynajmniej w tym suchym znaczeniu. Chociaż są smaczki, które bardzo ciekawią, ale jak dla mnie prawie wszystko sprowadza się do muzyki i do emocji z nią związanych.
Argus9 napisał(a):
A tego to już zupełnie NIE rozumiem… Dla mnie ‘załamka’… powiedzieć, że Ktoś jest ‘numer jeden’ i od razu w tym samym zdaniu dodać, że to ‘w zasadzie nic nie znaczy’???!!!…
Absolutnie nic nie znaczy podczas słuchania muzyki. Gdy przeżywam muzykę, odcinam mózg, włączam emocje. Nie ma znaczenia, że to John Lennon, ten cudowny Beatles, ten błyskotliwy człowiek, charyzmatyczny i tak dalej. Gdy utwór jest kiepski - mogę go juz drugi raz nie włączyć. A bardzo często słucham muzyki wręcz anonimowych artystów i słucham często setki razy. Im jestem starszy to coraz bardziej odczuwam fakt, ze kocham muzykę Johna, nie jego samego. Może to i przykre, ale kult jednostki jest dla mnie coraz bardziej obojętny. Jestem bardziej fanem muzyki Beatlesów czy Floydów niż ludzi, którzy ją stworzyli. Przykładowo: autografem od Lennona cieszyłbym się chyba 2 minuty - jakimkolwiek jego pieknym utworem, np. odrzuconym I'm In Love - całe życie.
Argus9 napisał(a):
svarog napisał(a):
...nielubiany przeze mnie wykonawca może mieć jakąś piosenkę, która mi się spodoba. I podobnie, moi faworyci mogą nagrać coś poniżej swojego poziomu. A jednak, chyba cierpię na syndrom zbieracza-kolekcjonera. Nie znam spokoju dopóki nie mam "kompletu"
Też jestem ‘komplecistą’
. Absolutnie rozumiem i zgadzam się chyba ze wszystkim co napisał Svarog. Jeśli naprawdę jest się Prawdziwym Fanem jakiegoś Artysty, to w moim odczuciu ‘kupuje się’ Go w CAŁOŚCI - Takim Jakim Jest: ze wzlotami i upadkami. Dlatego ja wracam do słuchania jednak słabszej niż inne płyty McCartneya ‘Press To Play’. Dlatego słuchając ‘Back To The Egg’ nie pomijam krytykowanego tu przeze mnie ‘To You’. I nie uważam tego za ‘stratę czasu’. Bo Taki Paul był w ‘tamtym momencie’. To Część Jego Drogi. Bo Taka Jego Ścieżka. Bo NIE MA artysty, którego Twórczość byłaby jednym, nieustannym ‘Greatest Hits’ (z Fab4 włącznie!). Oczywiście można sobie wybierać jedne utwory i pomijać inne, ale to NIE JEST PEŁNY PRAWDZIWY OBRAZ. To taki pseudo-‘śliczny’ wizerunek - sztucznie ‘kreowany’ - jak w ‘reklamach’ TV gdzie wszyscy są ‘szczęśliwi’ i ‘uśmiechnięci’ bo kupili jakiś ‘pozytywny produkt’… Przekłamywanie Rzeczywistości… Konsumpcyjność
Słuchanie tylko popularnych artystów to też zafałszowany obraz rzeczywistości, bo popularność nigdy nie łączy się jednoznacznie z talentem i poziomem muzyki. Dla mnie ważniejsze jest poznawanie tego czego nie promują media (ogólnie rzecz ujmując) niż trzymanie się zasad słuchania czegoś od A do Z. I nad niedocenieniem niszy bym raczej ubolewał. Dlatego nie jestem taki skrupulatny dla jakieś jednego zespołu - omijam to co słabsze, pomimo, że podpisane wielką marką. Nie mam zamiaru tez słuchać słabszych utworów w obrębie genialnych płyt dla jakiejś tam zasady (pomijam On The Run na Dark Side bez żalu - żeby dać od razu gruby przykład:)).
Argus9 napisał(a):
Jeśli naprawdę jest się Prawdziwym Fanem jakiegoś Artysty, to w moim odczuciu ‘kupuje się’ Go w CAŁOŚCI
Prawdziwy fan to w tej Twojej definicji dla mnie fanatyk
Jej, ten kto nie chce się męczyc przy jakimś tam Press To play to już od razu mniej prawdziwy fan? Ta "prawdziwość" to jakiś grubszy absurd
svarog napisał(a):
Wybór najlepszej części twórczości danego artysty i odrzucenie reszty jest wielką umiejętnością ponieważ sentyment do wykonawcy powoduje, że szukamy mniej znanych utworów, rarytasów czy nawet odrzutów
W ten sposób dotarłem do Traveling Wilburys vol. 2 i vol. 4.
Lubie grzebać w odrzutach
Bardzo lubię wiele niedokończonych demówek Johna z 80 roku, uwielbiam odrzuty z pierwotnej wersji Somewhere In England a niedawno temu przekopywałem się przez blisko 300 (!) niewydanych piosenek Paula by odnaleźć spory procent wartościowych rzeczy. Miałem jakiegos farta, że trafiłem na sporo pereł przez co chciało sie szukać dalej, stąd ten zapał.
Traveling Wilburys widocznie nie wpisał się w mój gust i nie mam na razie zamiaru przez to przedzierać. A żeby było pikantniej: Jedynki słuchałem ostatnio w latach...90-tych. I ani razu nie wróciłem do tego, tak mnie to odrzuciło
Jak dla mnie poza Handle With Care nie było tam w ogóle beatlesowego uroku i fajnych melodii.