Too Deep - dosyć hałaśliwy jak na The GOASTT, wokal gdzieś tam schowany na ścianą dźwięku. Jako początek albumu może być, choć nie spodziewałem się takiego klimatu. Od pierwszego przesłuchania skojarzył mi się z otwierającym jeden z albumów Osais 'Fuckin' In The Bushes', ale to takie jedno z luźniejszych skojarzeń
Xanadu - jakimś hinduskim orientem główny motyw zajeżdża, choć moze dzięki temu szybko wpada w ucho
Drugi utwór na albumie, a mam wrażenie że to solowe wydawnictwo Seana - do tej pory głosu Charlotte i charakterystycznych dla Tygrysa Szablozębnego harmonii jak na lekarstwo.
Animals - super kawałek, zdecydowanie najbardziej przebojowy z całego albumu. W refrenie znowu tworzy się hałaśliwa ściana dźwięku, co niestety jest charakterystyczne dla większości utworów z tego albumu. Niby wiele się tam w tle dzieje, jakieś fajne nietypowe dźwięki są powprowadzane, ale momentami chyba przedobrzono sprawę.
Johannesburg - w końcu taki GOASTT jaki znam i lubię
Charlotte prowadzi wokal, harmonie ładnie współgrają, fajne zmiany akordów i świetna taka trochę rozjechana gitarka w środku.
Midnight Sun - chwytliwe i do przodu, kawałek jak najbardziej na plus
Ponownie główne zastrzeżenia mam odnośnie zbyt hałaśliwej produkcji.
Last Call - urasta do miana jednego z faworytów na płycie; dużo się tu dzieje od samego instrumentalnego wstępu poprzez wejście rozmarzonego wokalu, po którym następuje chwilowe ożywienie i generalnie co chwila coś się zmienia. Fajne solo na klawiszach przechodzi w jeszcze fajniejszego "slajda" gitarowego. Muszę przyznać, że jako instrumentalista Sean radzi sobie bardziej niż przyzwoicie, zwłaszcza że jest odpowiedzialny za jakieś 80% wszystkich instrumentali na albumie (tak, łącznie z perkusją).
Devil You Know - kawałek z nieco mroczniejszym klimatem i fajnym pulsem. Jeden z tych, których wpadł mi w ucho od pierwszego odsłuchu. Refren znowu z przesterowana ściana dźwięku.
Golden Earrings - rewelka, uwielbiam te podniosłe harmonie i progresje akordów. Jedyny cover na płycie, ale za to jaki! Z filmu pod tym samym tytułem z 1947. roku.
Great Expectations - lepsza zwrotka, trochę banalny, choć wpadający w ucho, refren. Znowu świetnie dopełniające się głosy Seana i Charlotte.
Poor Paul Getty - pierwszy z dwóch kawałków które wyraźnie psują mi odbiór płyty - niby też wpada w ucho i nie można odmówić mu jakiejś tam przebojowości, ale jak dla mnie zaniża poziom nie wnosząc nic wartościowego do albumu, a jedynie go wydłużając przesadnie do blisko 50-ciu minut. Od taka sobie pioseneczka, którą bardziej widziałbym jako b-side.
Don't Look Back Orpheus - zdecydowanie liryczny klimat, ale czegoś tu zabrakło, bo nie robi na mnie takiego wrażenia jak utwory z przesyconej lirycznymi klimatami i uwielbianej przeze mnie płyty Acoustic Sessions. Kolejny potencjalny b-side, a w obecnej formie po prostu zbędny przedłużacz.
Moth to a Flame - o tym utworze juz chyba dość zostało powiedziane, absolutnie opus magnum płyty i doskonałe jej zakończenie.
PODSUMOWUJĄC:
Największym minusem na Midnight Sun jest w moim odczuciu zbyt hałaśliwa produkcja oraz przesadzona ilość utworów i co za tym idzie długość płyty. Gdyby odstrzelić Poor Paul Getty, Don't Look Back Orpheus i jeden z trzech utworów z listy Too Deep, Xanadu, Great Expectations, to album zyskał by na jakości, zarówno pod względem muzycznym, jak i ogólnej zwartości, a długość w dalszym ciągu sięgałaby blisko przyzwoitych 35-40 minut.
Plusem są oczywiście najlepsze utwory oraz fakt, że z każdym dotychczasowym przesłuchaniem płyta nieco zyskuje w odbiorze. Czy jest lepsza od poprzednich albumów The GOASTT? Nie, chyba nie jest, ale i tak nie jest źle - jest tu wciąż dużo bardzo fajnych dźwięków
A oto jak prezentuje się wersja winylowa Midnight Sun, z grafiką ze środka okładki oraz dołączonym posterem, gdzie tym razem podpis Seana jest nieco mniej niedbały
Kolor określę bardziej jako amarantowy niż róż majtkowy
_________________
"Going fast, coming soon,
We made love in the afternoon.
Found a flat, after that
We got married"