Mój ulubiony album, nie tylko z solowej kariery George'a, ale i ze wszystkich post-Beatlesowkich wydawnictw. George odnalazł idealną równowagę pomiędzy swoją fascynacją wschodnim mistycyzmem a bardziej "tutejszą" muzyką, a efekt jest zdumiewający. Gdy ją przesłuchałam po raz pierwszy zatkało mnie, nie umiałam znaleźć słów by opisać jej geniusz, i tak jest również teraz. Myślę, że to co tu napiszę to i tak tylko niewielka część moich przemyśleń na temat tej płyty. Bardzo mocno odbiła się na mnie, mojej osobowości i całym moim podejściu do muzyki. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to najbardziej przełomowy album w całym moim życiu. Do dziś nie umiem wyjść z podziwu dla tego albumu, mogłabym słuchać go w kółko i w kółko i w kółko... Nie ma dnia bym nie przesłuchała moich ulubionych utworów z tej płyty (czyli dobre 90%). Wszystkie uważam za wspaniałe. Nie ma tam utworu, który uznałabym za beznadziejny czy chociaż słaby. Do tego wszystkiego dochodzi również unikalny klimat albumu. Taki... ciepły. Większość utworów opiera się na akustycznych instrumentach (duże wpływy muzyki folk rockowej), co tylko dodaje tego uroku. Jestem dość wrażliwa na wszelkie "klimaty" muzyki, dlatego każdy album działa na moją wyobraźnię i przywołuje mi pewne "obrazy" w głowie. Tak jest i w przypadku tej płyty - jej brzmienie zawsze będzie przywoływało mi na myśl góry, górskie widoki, wschodzące słońce, hale i łąki...
Nie znam się na muzyce od strony technicznej, dlatego w swoich ocenach kieruję się przede wszystkim własnymi odczuciami i emocjami.
Pierwsza płyta jest najlepsza. Każdy utwór to perła. Chyba nie zdziwię nikogo, jeśli wszędzie przyznam dwucyfrową ocenę.
I'd Have You Anytime - mój ulubiony utwór, od razu, na sam początek. Genialne rozpoczęcie genialnego albumu. Przepiękne brzmienie gitary i cała melodia, a także słowa. Dobre rozpoczęcie płyty z dwóch powodów - utwór od razu wprowadza w niepowtarzalny klimat albumu, a dwa - ze względu na tekst. Takie "załapanie" kontaktu ze słuchaczem na sam początek (let me into your heart...). Po prostu... arcydzieło. 10
My Sweet Lord - tak się akurat złożyło, że to mój drugi faworyt na płycie - tak więc gdybym miała ułożyć utwory na płycie według własnych preferencji dwa pierwsze zostałyby bez zmian. Nie jestem osobą "uduchowioną", więc z tekstem się jako tako nie utożsażmiam, choć uważam że to utwór w bardzo prosty ale zarazem też bardzo przemyślany i inteligentny sposób odzwierciedla to co George czuł wewnętrz. Jego wiarę, jego przekonania... Zresztą - klasyk, chyba jego najsłynniejszy utwór. 10
Wah-Wah - jeden z trzech "nieco innych" utworów
Choć nadal genialny, wpasowujący się w klimat płyty. 10
Isn't It A Pity (Version One) - dość długo wahałam się którą wersję wolę. Wybór padł na wersję drugą - ze względu na część wokalną, która tam brzmi wyraźniej i czuć więcej emocji. Mocną stroną tej wersji jest natomiast druga część - instrumentalna. Zawsze wbijała mnie w krzesło. No i myślę, że tekst utworu doskonale oddaje to co cały czas dzieje się wokół nas... ranimy się i zamartiwamy, nie dostrzegając piękna, które nas otacza. 10
What Is Life - następny z grupy tych "innych". Bardzo chwytliwy i energiczny. 10
If Not For You - bardzo lubię, cenię i szanuję Dylana i jego twórczość, jednak wersja George'a podoba mi się o wiele bardziej. Kolejna perła. 10
Behind That Locked Door - następne arcydzieło. Z pewnością jeden z najbardziej emocjonalnych i najpiękniejszych utworów na płycie. Do tego dochodzi jeszcze tekst, który uważam za zdecydowanie najlepszy na płycie. 10
Let It Down - w tym momencie mnie zatkało. Kolejne kolosalne arcydzieło. Muzycznie to chyba najmocniejszy punkt albumu. Zmiana tempa, sposób w jaki George śpiewa, no i te emocje... 10
Run Of The Mill - piękny utwór, bardzo optymistyczny. Zawsze gdy go słucham mimowolnie się uśmiecham. Z pewnością jeden z czołowych na mojej liście. 10
Druga płyta - może już nie tak genialna jak pierwsza, ale również trzyma bardzo wysoki poziom. Nadal sporo utworów powalających, ale i klilka nieco mniej lubianych przeze mnie.
Beware Of Darkness - jeden z najlepszych utworów, bez dwóch zdań. Od pierwszego usłyszenia zawsze ogarniają mnie przy nim ciary. I ta gitara... 10
Apple Scruffs - pierwszy utwór, który dostanie nieco niższą (lecz wciąż wysoką) ocenę. Jest taki... uroczy
. Lubię go sobie od czasu do czasu puścić, ale nie urzeka mnie tak bardzo jak reszta. 8
Ballad Of Sir Frankie Crisp (Let It Roll) - po chwilowym zboczeniu wracam do dziesiątki. Kolejna perła. Trochę tu takiej... tajemniczości. 10
Awaiting On You All - no i mamy trzeci z tych wcześniej wspomnianych "nieco innych" utworów. Jest dość ceniony, choć mnie do końca nie przekonuje. Momentami mi się bardzo podoba, momentami męczy. Od czasu do czasu również mile widziany. 7
All Things Must Pass - kolejny kolos w mojej czołówce. Piękne brzmienie, piękne przesłanie... Ponoć George pisząc ten utwór inspirował się górskimi widokami, czyżbym gdzieś podświadomie to wyczuła...? 10
I Dig Love - no i to jest utwór, który uważam za najsłabszy na albumie. Nie przepadam za nim. Po prostu mnie drażni. Nie podoba mi się jego brzmienie i ogólna "atmosfera". 5
Art Of Dying - tu również mam mieszane uczucia. Mam wrażenie że za dużo tu tła, wszystko się zlewa ze sobą. Tekst utworu jednak na duży plus. Muzycznie - nie jest najgorzej, uważam jednak że jest tu masa lepszych utworów. 6
Isn't It A Pity (Version Two) - chyba wszystko co miałam napisać, napisałam już przy pierwszej wersji. 10
Hear Me Lord - tak jak mamy genialne rozpoczęcie albumu, tak mamy i genialne zakończenie. Podobnie jak MSL - niby takie prosta słowa, ale wszystko takie... emocjonalne, że aż czuć że żyje się tą muzyką. 10
Apple Jamu z osobna oceniać nie będę. Uważam że to ciekawy pomysł, a znajdujące się tam utwory przyjemnie się słucha. Trzecią płytę jako całość oceniam na 9.
Poza jednym nowym utworem, dodatków do płyty nie będę komentować, bo odczucia mam w sumie podobne (choć oryginalne wersje są zdecydowanie lepsze). Chociaż MSL z 2000 roku
nie podoba mi się, i to bardzo.
I Live For You - piękny utwór! Naprawdę dziwne że nie znalazł się na płycie, bo w niczym nie ustępuje utworom z oryginalnej wersji z 1970 roku. 10
Cóż, większość utworów opisałam skromnym jednym zdaniem... w rzeczywistości mam dużo do powiedzenia na temat każdego z tych utworów, ale nie potrafię ująć tego w odpowiednie słowa. Czuję się bardzo przywiązana do tej płyty, nie potrafiłabym sobie wyobrazić mojego obecnego życia bez niej. Każdy z tych utworów to dla mnie coś pięknego, słuchając ich przenoszę się do innego świata...
Na koniec dodam jeszcze: myślę że ta płyta to prawdziwy George - ten, którego uwielbiam... niestety, nigdy już nie nagrał płyty równie genialnej co ta. Chociaż bardzo lubię i cenię wszystkie jego płyty wydane do roku 1975 (włącznie). Potem to już raczej tylko wybiórcze utwory...