Masz rację Greg, nie nam decydować co John sobie upodobał. Jakoś jednak w stosunku do Yoko nie mogę (ale tylko ja, a może nie tylko?) zastosować powiedzenia "kocham ciebie i pchły twoje".
Może Yoko podziałała jako katalizator (bardzo trafne określenie), ale w każdym zespole tak jest, że jeden tworzy ekspresyjnie, drugi balladowo i do kupy się to ładnie zgrywa. Jednak po pierwsze - śpiew musi jakoś brzmieć. Powtarzam to, o czym już pisałem. Masz sesję Thirty Days albo Kum Back lub Get Back? Mogę Ci to nagrać w formie wymiany. Na jednej z płyt "śpiew" (czytaj wycie) Yoko jest tak niesamowite, że porównać je można do odgłosów z horrorów, gdzie kogoś mordują, albo obdzierają ze skóry. I to jest śpiew? Wybacz Stary, ale nawet wyć trzeba umieć na daną nutę. Jeśli grupa gra w tonacji C-dur, a ona wyje w B-mol, to jest to jak zgrzyt po szkle albo nożem po talerzu. Brrrrrr......
I dziwię się tutaj nie tylko zakochanemu Johnowi, który uchyliłby jej nieba (na pewno zrobiłbym to samo kochając kogoś tak jak John Yoko), ale nie pozwoliłbym dać się skłócić z grupą zgranych od lat kumpli. Kiedyś już miałem taką sytuację w rodzinie. Nie lubisz mojego kumpla? OK. Pójdę do niego na imieniny sam, ty zostań w domu.
Płyty Johna, to jego prywatna sprawa, mógł zrobić z tego dziwolągi. Ale dlaczego kobieta Beatlesa wtrącała się w płyty całej grupy?(mam na myśli White Album).
Druga sprawa. Niby cel uświęca środki, czyli po trupach ale do celu. Mnie jednak osobiście nie podoba się fakt jak ktoś wyrzucony drzwiami pcha się oknem. A tak było właśnie z Yoko. Dosłownie. Toć ona nie dała Mu wejść do domu. Koczowała przed jego drzwiami i zasypywała gradem bezmyślności. John połknął haczyk, pokochał, było im dobrze, ale na Boga - powtarzam to jeszcze raz i będę powtarzał do znudzenia - kochaj mnie, ale nie wtrącaj się w moje przyjaźni zawarte przed wieloma laty.
Mając pretensję - żal do Yoko o spowodowanie rozpadu The Beatles, właśnie to mam na myśli. Może gdyby nie taka jej postawa zespół nie zakończyłby swojej działalności na Abbey Road (bo to była ich ostatnia płyta mimo że ukazała się wcześniej), a powstałoby jeszcze kilka fajnych rzeczy? Może "All Things Must Pass", "Not Guilty" czy "Another Girl" byłby materiałem na kolejną płytę asygnowaną nazwą The Beatles?