Ok, Lukasie, to ja słowo o ANATO, żeby nie było tak niemrawo i offtopowo (btw, jest też takie słówko
ino, ale to chyba gwara).
Zgoda, nie jest to perfekcyjna płyta (to odnośnie zdania Yer Blue), tak samo jak nie jest doskonały
Kapral Pieprz. Chyba tylko
Abbey Road,
DSOTM czy
In The Court Of The Crimson King jest
Jak dla mnie oczywiście.
Parę garści uwag (z ocenami, też was zachęcam do takiej oceny
):
Death On Two Legs 10!!! - niesamowity ten fortepian, narastające napięcie, a potem już jazda na najwyższym poziomie, naprawdę jeden z najbardziej zachwycających mnie kawałków Królowej.
Lazing On A Sunday Afternoon 5 - nie zachwyca, wiem, że to jakiś humorystyczny zabieg dla stworzenia klimatu tejże tytułowej opery, ale... no, dobrze, że krótkie.
I'm In Love With My Car 8 - brudna gitara i wspaniałe, monumentalne chóry + fajny temat, naprawdę fajne.
You're My Best Friend 8 - popowa ballada, ale ma coś w sobie. Queen naprawdę robili pop (w przerwach między rockowaniem
) na najwyższym poziomie (może oprócz okropnego
I Want to Break Free), warto tego słuchać.
39' 10 - wzrusza mnie, naprawdę mnie wzrusza ten kawałek. Uwielbiam takie coutrowo-folkowe granie (eh, chyba zaraz sobie zapodam tę płytkę).
Sweet Lady 6 - strasznie toporny hard-rock. Nie przypadł mi do gustu.
Seaside Rendezvous 5 to samo, co przy
Lazing. Nie kojarzy się wam to z
When I'm 64? Słabszy moment.
The Prophet's Song 10!!! - wstrząsający moment. Coś niesamowitego. Jakby jakaś przepowiednia czy coś
Ta wokaliza... rzeczywiście czasem zdaje się za długa, ale ten dramatyzm... zawsze mam wrażenie jakby się ziemia pode mną trzęsła. Naprawdę!
Love Of My Life 7 - aj aj aj. Te wykonania koncertowe nie przekonują mnie (jakby ktoś nie wiedział: zamiast Freddiego śpiewa publiczność na koncertach - zresztą to w Queen jest wyjątkowe, ten kontakt z tłumem!). Takie łzawe... eh jak Macca w chociażby
Here, There, Everywhere.
Good Company 6 - kolejny słabszy przerywnik. Niestety
Bohemian Rhapsody 10
God Save The Queen - bez oceny. Naprawdę fajny pomysł, choć jeśli chodzi o hymny to lepszy jest nasz Henio
Jestem tylko zdegustowany tym, co robią wytwórnie przy reedycjach takich legendarnych albumów. Po co te dodatki? Jak to psuje odbiór
Wyobrażacie sobie
Sierżanta z zapodanymi odrzutami po
Wielkim Decrescendo?
Słowem, album rzeczywiście nierówny, moim zdaniem słabszy od
Innuendo, ale na pewno wielki. Te przerywniki na szczęście są krótkie. Może jutro napiszę coś o samy
Innuendo, bo z albumów Q te dwa znam najlepiej. Muszę posłuchać początków, jak radzicie.
Pozdrawiam kwadratowo