Maveric napisał(a):
Ja kiedyś tutaj czytałem, że komuś przeszkadzają dzwoneczki. Wtedy wystarczy wyłączyć lewy bądź prawy głoscik (nie pamietam który) i dzwoneczków nie ma ale ma się mono.
Lewy. Wypadła mi raz słuchawka lewa, to wiem
(Taaak, wypadanie słuchawek i ten okrzyk "Aaaaa, kroplówka!", kiedy idzie się po szkolnym korytarzu. Będzie mi tego brakowało w liceum...)
No to tak! Po pierwsze, to jestem zła, że nie było tego forum, kiedy chciałam napisać, jak bardzo się cieszę, że dostałam płytkę od kochanej Magdy czyli Michelle (hip hip hurra!) i sobie słuchałam, wylegując się na plaży.
I większością swoich BARDZO CIEKAWYCH uwag podzieliłam się juz z Blackie (, która jest grzeczną dziewczynką i nie będzie się ze mną spierać, czy te uwagi rzeczywiście były ciekawe).
Ale mogę się trochę powtórzyć.
Album porównywałam oczywiście z moją ukochaną płytką "Flaming Pie" i... jakoś tak wypadł... no, nie że jest gorszy, ale jakiś taki...
Brakuje mi Lindy. Jej ciepły głos wnosił coś takiego do piosenek. Sam fakt, że Ona tam była... Nie umiem wytłumaczyć. Ale łapiecie?
Potem. "Fine Line" kojarzy mi się trochę z "Flaming Pie", tylko że mi się bardziej podoba, chociaż nie ma "get 'em baaaack"
"Jenny Wren" jest fantastyczna. Co to jest za instrument? Myślałam na początku, że jakiś normalny dęciak, ale brzmi jakoś tak nietypowo. Cudowne! Słuchałam tego tyyyyyle razy w nocy jak nie mogłam zasnąć i działało tak...eee...kojąco?
"At The Mercy", podobało mi się najmniej. Czegoś mi tam brakowało...
"Friends To Go" jest żuczkowe. Podoba mi się... nie znam się na muzyce, ale to będzie chyba po prostu akord mollowy (że taki smutny?) w drugiej linijce. To sprawia, że melodia nie jest banalna, ten moll (czy inny insekt) dodaje pewnego smaczku
I lubię po tym jak Paul śpiewa "I'll be fine on my own" jest "tututu duuuu"! Zawsze to nucę razem z dęciakami!
"Follow Me", tak tutaj chwalone, jakoś tak mam mieszane uczucia. W miejscu "Down the track of loneliness..." TRZEBA się uśmiechnąć. Ale mimo tego piosenka wydaje mi się jakaś przygnębiająca...
"A Certain Softness"... To o Lindzie, nie? ...
(Omijam kilka piosenek, żeby się nikt nie znudził)
To jeszcze tylko "This Never Happened Before", na które zagłosowałam. Zgadzam się z Michelle - bardzo żuczkowe! Na początku nie trawiłam tylko pierwszych dwudziestu sekund. Ale po nich następuje coś tak szalenie wciągającego, słyszę niemal te okrzyki na koncercie, wzruszenie... I ta końcówka z "powtarzanką"! I aż do ostygnięcia ostatniego dźwięku... Coś ślicznego!
Tylko jakoś za mało mocy! Dobra, Paul już ma te 64 lata, ale przecież energia mu się nie skończyła! W ogóle, więcej powerka by się przydało na "Chaosie..."
Ale ogólnie - to świetna płyta, słucha się jej z prawdziwą przyjemnością! No to mniej więcej się podzieliłam, ale wcześniej wymyśliłam więcej, więc się cieszcie, bo byście się znudzili
Koniec!