Savoy Truffle - Ten kawałek miał u mnie niefart, został 'odkryty' niemal pod koniec mojego nagłego zafascynowania Fabsami (żeby was jeszcze bardziej "przerazić", to powiem, że nie znałam go jeszcze wtedy, gdy już bujałam sobie po forum
) Z początku podchodziłam do numeru niczym do jeża, bo zawsze miałam dystans do wszystkich tytułów, które kojarzyły mi się ze słodyczami
skutecznie odstraszył mnie od takiej tematyki chociażby wsławiony "A Taste Of Honey"
). Ale myślę tak... White Album to oczywiście album różnorodny, niepozbawiony lekkiego kiczu spełniającego funkcję prześmiewczą ("Ob-la-di Ob-la-da"), ale gniota, to by już chyba na płytę nie dali... co najwyżej jakiś dziwny przerywnik.
No i przesłuchałam... boom!
Stawiam na równi z wszystkimi beatlesowskimi klasykami i najwyżej cenionymi przez mnie utworami muzyki wszechczasów (nie tylko Beatli). Ja wiem, przesadzam jak zwykle.
Ale bomba bez dwóch zdań! - 10.
Sexy Sadie - Już może trochę mniej ożywczo, niż przy poprzedniej pozycji, ale nadal pięknie i z klasą. Początkowo nawet nie wiedziałam, że tekst niesie ze sobą takie multum aluzji.
Można więc uznać, że piosenkę doceniłam dwukrotnie - za pierwszym razem, za wypracowaną, smakowitą melodię, głęboki wokal Johna, subtelne pianino; a za drugim -za powalający na kolana i wyciskający łzy śmiechu z oczu, tekst. - 9
Sgt. Peppers Lonely Hearts Club Band - Nie mogę się nadziwić, że to tak mocna kolejka. Brakuje mi już słów podziwu i uznania. Chyba muszę w końcu zacząć szukać tego słownika synonimów.
Ale do rzeczy. Kawałek otwierający pierwszy concept-album The Beatles. I od razu słychać jakąś dziwną (na plus, rzecz jasna
) zmianę głosu Macci. Niższy wokal, zaczepne, szorstkie brzmienie i gdzieś w głowie myśl: "To jest to!"
Już dwa pierwsze wersy zgrabnie wprowadzają nas w historię, którą ma "opowiedzieć" cała reszta albumu.
Z początku zdziwiło mnie, że utwór został nagrany dwukrotnie, na tym samym krążku, ale wtedy jeszcze nie zauważyłam, że to nie powtórka.
Może się stwierdzeniem poniższym narażę, ale...
Reprise jest lepszy.
Za pierwszy dałabym 7, a za "powtórkę" 9, więc aby wypośrodkować wynik, daję 8.
She Came In Through The Bathroom Window - Dla mnie zawsze ten utwór odrobinę odstawał klimatem od reszty albumu. Taki snująco-poetycko-senny kawałek. Dobra robota, ale nie pobudzał mnie do życia, ani też nie był wybitnie "lirycznym". Z tego względu - 6
She loves You - No to tego... yyy... czas się przyznać.
Od wejścia perkusji i gruchnięcia dźwiękiem gitar i głosami coś dziwnego się ze mną dzieje.
Odnoszę wrażenie, jakby jakaś nieznana sił pchała mnie do gwałtownego ruchu (a wręcz rzucania się po pomieszczeniu, w którym aktualnie jestem).
Żadne inne "yeah, yeah, yeah", nawet w kolejnej piosence Fabsów, nie działa na mnie tak impulsywnie.
Czasem, choć daleko mi do takiego zachowania, potrafię jeszcze zrozumieć te hordy nastolatek, które na byle odgłos "She Loves You" dostawały spazmów, konwulsji, zaczynały wrzeszczeć i piszczeć jak szalone.
- 10
She Said, She Said - Ja jestem jakaś niedorobiona. Wszystkim się ten numer strasznie podoba, a we mnie nigdy nie wywoływał szczególnych emocji. Sęk nie tkwi w tym, że piosenka jest zła, tylko zupełnie na mnie nie działa.
- 5
She's A Woman - Nie zabijać!!
- 4
She's Leaving Home - Ciekawy tekst. - 6
Slow Down - 7
Something - Podobno kiedy George komponował "Something", myślał o Ray`u Charlesie
(serio, serio - tak kiedyś powiedział w w jednym z wywiadów). Hmm...
Utwór poruszający tę moją czułą strunę (hiehie
) od pierwszych nut, pierwszych dźwięków gitary. Mało kto potrafi tak pięknie śpiewać o miłości.
I najpiękniejsze jest to, że gdy ktoś wpada w monotonię i zasypia przy zwrotkach, to nagle budzi go wers "You`re asking me where my love grow/ I don`t know, I don`t know", której ostatnie zdanie zaśpiewane jest z taką energią, wykopem; a chwilę po, rozbrzmiewa urocze tum-tum-tum na basie.
Bez chwili wahania - 9
Strawberry Fields Forever - Nadto się rozpisałam o poprzednich kompozycjach, a główną uwagę miałam przecież skupić na "truskawkach".
"Strawberry Fields Forever" jest dla mnie szczególna, nie tylko dlatego, że to piękny, psychodeliczny, wytrawny utwór, ale także - jest to jeden z tych, od których zaczęła się moja przygoda z Fabsami; a ściślej - razem z "Lucy in the Sky with Diamonds" były to pierwsze dwa utwory w moim życiu (nieprawdopodobnie brzmi, ale nie zalewam
), które pokochałam od pierwszego przesłuchania.
Obejrzałam "I Am Sam", usłyszałam dwa wyżej wymienione utwory i już przeczuwałam, że wreszcie odnalazłam coś, poza książkami, co stanie się jedną z najważniejszych pasji i sporą częścią mojego życia... wpływ na mój światopogląd - tego już nie mogłam przewidzieć.
SFF urzeka kolażem, kalejdoskopem tonów, brzmień, dźwięków. Świętokradztwem z mojej strony byłoby nie wspomnieć o nietuzinkowej wstawce na melotronie (o którym to instrumencie nie miałam wczesniej zielonego pojęcia). Intro zabiera nas (a przynajmniej mnie
) do zupełnie innego świata, wykrzywionego, ale radosnego, kolorowego i beztroskiego. Ogarnia wtedy słuchacza ochota, by zaczepić się o rękaw Johna i udać się razem z nim na Pola Truskawkowe, gdzie wszystko jest nadzwyczajne i zupełnie różne od otaczającej nas rzeczywistości. - 10
Sun King - 9
Octopus's Garden - Ha! To był jeden z moich ulubionych kawałków.
Nie wiem dlaczego, ale tekstowo i melodyjnie piosenka zawsze pasowała mi do klimatu "Yellow Submarine". Choć Ringo otrzymał pomoc od zespołu, w komponowaniu tego kawałka, to i tak należą mu się solidne brawa.
- 8