Ringo napisał(a):
Kalosz, Michelle, no co Wy!! ;p
Dobra, to subiektywny odbior
Ten album jest cudowny!!! I zupelnie niesamowity w brzmieniu. To byla moja pierwsza oryginalna kaseta Zeppelinow.. Hmm.. Chociaz moze wczesniej kupilam "Remasters", nie pamietam...
Czy ja gdzieś napisałam, że ten album nie jest "niesamowity w brzmieniu"...?
Kiedyś tak myślałam, teraz się to zmieniło przecież.
Daruj walniętej nastce, której pierwszą ulubioną piosenką było... "Immigrant Song"
(a to już świadczyło o swoistym ignoranctwie).
A zaraz! Dwa utwory z I szalenie mi się podobały. Fakt, faktem, że było to nieśmiertelne "Good Times, Bad Times" i "Dazed And Confused"
.
Tak, tak, wiem, że to równie śmieszne jak przypadki takich osób, które z dyskografii Lennona kojarzą tylko (a myślą, że "aż"!
) niezwykle "nieznane" (
) "Imagine"....
Ale wiecie, co się odwlecze, to nie uciecze - z czasem zaczęłam doceniać kunszt i tej pierwszej płyty. Pamiętam moje pierwsze zachwyty nad tym, że w końcu odkryłam zespół, który w żadnym razie nie można nazwać "piosenkowym" (jeśli wiecie co mam na myśli
).
Ringo napisał(a):
yer blue napisał(a):
to moja ulubiona płyta Led Zep. inna niż wszystkie, nawet troche psychodeliczna, ale jak określić ta muzykę...może Hard/psycho/blues/rock
Jedynke, dwojke i trojke kocham na rowni!!! Czworke ciuteczke mniej (uwazam, ze jest mniej odkrywcza niz trzy poprzednie, ale nadal - wielka! Takie "When The Levee Breaks", na przykald... No i folki, ktore tu UWIELBIAM - czyli "Going To California", ale PRZEDE WSZYSTKIM "Battle Of Evermore"... I NIE - jeszcze mi sie nie przejadly schody do nieba. Nadal uwazam to za jeden z najwiekszych utworow Zeppelinow. Jaki groch z kapusta, znowu!!! ;p
A mi absolutnie "Stairway To Heaven" się przejadło!
Nie mogę, wręcz zaczynam już nie zdzierżać tego utworu.
Zwłaszcza od czasu, kiedy mój nauczyciel mordował mnie nauką grania tego kawałka przez... cztery bite tygodnie!
Dopiero po miesiącu odważyłam się włączyć IV - wcześniej występowało ryzyko zaobserwowania mojej furii i wyrzucenia odtwarzacza przez okno. Znowu dygresja, ech.
Ja tymczasem na równi stawiam jedynie II i III. I gdzieś w średnich ośrodkach skali oceniania (jakiejkolwiek tam sobie założycie), a IV gdzieś bliżej II i III, ale jednak zdecydowanie niżej od nich.
No i to wspaniałe "Going To California" (dzięki, że o tym wspomniałaś).
Wcześniej nawet nie przypuszczałam, że kiedykolwiek ktoś skomponował tak skomplikowane, precyzyjne, melodyjne, lekkie, dopracowane (ach i och!
) folkowe kawałki. wspaniała, nieziemska robota! (No i mogłabym się tak zachwycać jeszcze parę godzin
).
Ringo napisał(a):
Troche naciagajac mozna stwierdzic, ze na tych trzech albumach zakreslili mniej wiecej pole po ktorym beda sie poruszac, pociagneli za wszelkie mozliwe sznurki (ok, reggae jeszcze nie bylo...).
Gdyby w swojej twórczości zawarli jeszce reggae to kto wie, czy na mojej liście nie stanęliby na pozycji pierwszej, dzieląc razem z Beatlami zaszczytne (czyżby
) miano najlepszego zespołu.
Ringo napisał(a):
Jednoczesnie wlasnie te plyty sa najbardziej spojne. Kazda z nich wytwarza inny klimat (najbardziej odplywam przy jedynce, jednoczesnie zawarta tam jest NIESAMOWITA pasja, wykrzykiwanie bluesowe, bol.. blues... Dwojka - jest jak uderzenie mlotem. W pozytywnym sensie. Jest bardziej "bezposrednia", mniej tam zadumy, miejsce na odlot tez sie pojawia. Jest znacznie bardziej "energetyczna". Taka porzadna dawka energii. Trojka - cudowny kalejdoskop, taki troche jak na okladce... Folkohipisujacy
Takie skojarzenia.
Lepiej nie mogłabym tego określić.
Ringo napisał(a):
kalosz napisał(a):
Physical Graffiti też mi nie podpasił, ale tego słuchałem już tak bardzo dawno, że gust mi się mógł od tamtej pory porządnie zmienić.
Wiem, że niektóe kawałki mi się jednak podobały.
"Physical Grafitti" jest kolejnym moim ukochanym ich albumem, chociaz nie jest juz tak spojny. Za to ile tam sie dzieje!!! Wlasnie tego albumu na poczatku nie "lapalam" (poza pojedynczymi utworami, typu niesmiertelny "Kashmir")... Az zaczelam sie bardziej i bardziej w niego wkrecac. Najbardziej: "Night Flight", "The Rover", genialne "Bron-Yr-Aur" i "In The Light", "Boogie With Stu", "Black Country Woman"...
No i właśnie w przypadku "Physical Graffiti" zachodzi u mnie dziwna zmiana... Jak bardzo z początku nie zrozumiałam I, tak "Physical Graffiti" 'łyknęłam' momentalnie. Krążek w ruch, pierwsze dźwięki przebijają się przez warstwy mieszaniny gazów, zwanej powietrzem,
i jestem stracona dla świata.
Nie ma mnie, nie istnieję, lewituję gdzieś między czasoprzestrzenią, wszechświatem, a moim pokojem;
nie wiem co się ze mną dzieje, nie dociera do mnie nic poza muzyką - nie wiem jak działają narkotyki, ale pewnie jest to zbliżone uczucie.
Chyba, o zgrozo (;)) ten album wywarł na mnie największe oddziaływanie, ale możliwe, że to wynika to z tego, iż była to jedna z ostatnich płyt Led Zeppelin, które poznałam. Byłam już na tyle wkręcona w ich twórczość, że niemal (nie do końca,
niemal) bezkrytycznie przyjmowałam wszystko, co stworzyli, a czego jeszcze nie znałam.
Ale nie pomyślcie, że "Physical Graffiti" jest moją ulubioną płytą Zeppelinów, co to, to nie.
Ringo napisał(a):
kalosz napisał(a):
Jak byłem młodszy to się żenowałem jękami Planta, ale trochę podrosłem i mi przeszło
Bo byles facetem
Na mnie, jako dziewczyne, bardzo silnie jego "jeki" dzialaly...
Heheh, mnie te jęki też się podobały, nie musiałam się do nich przyzwyczajać. Właśnie m. in. dzięki temu specyficznemu wokalowi Planta ciary przechodziły mi po plecach.
Ringo napisał(a):
kalosz napisał(a):
Jako instrumentaliści - Zeppelini mi się nie podobają. Page gra świetnie, ale mnie to niezbyt porusza. Bohnam jest też trochę przeceniany.
To ciekawe. Dla mnie Zeppelini to niemalze bogowie, jesli chodzi o poziom kazdego z muzykow z osobna! Doipero przy nich zaczelam doceniac wirtuozerie muzyczna w sposobie grania kazdego z muzykow (przy Beatlach nie analizowalam osobno gry na basie, solowek gitarowych, czy perkusji.. Najwyzej wokal...)
Bohnam przeceniany, wrrr!!!
Pozwole sie z Toba nie zgodzic, wystarczy spojrzec na "Moby Dick"... Ale to moje zdanie. Page to dla mnie jeden z najwiekszych geniuszy gitarowych, o! Jasne, ze mozna szybciej i jeszcze bardziej skomplikowanie, ale to, wydobywa ze swojej gitary... rodzaj muzycznej opowiesci... ekspresja i moc jego solowek/riffow.. Do mnie trafia bez dwoch zdan.
A mi też odwrotnie niż u kalosza - Zeppelini podobają się
przede wszystkim jako instrumentaliści. Do takiej wirtuozerii to Beatlesom było bardzo daleko (szkoda
). cenię ich różnież ze względu na kompozycje, ale głównie dzięki ich zręczności i artyzmowi, a nie porywającym, charakterystycznym harmoniom (tu z kolei daleko im do Fab Four;
wiadomo - żuki, zwłaszcza w pierwszym okresie rozwoju, miały znacznie prostsze i bezpretensjonalne melodie, ale mimo wszystko bardziej chwytliwe i reprezentatywne)
PS OMG! A przede mną jeszcze kupa roboty!
Ringo... zarażasz tym siedzeniem nad postami do późnego wieczoru.
Długością postów także - szczęście, że nie mnie.
Adam S już został zawirusowany (patrz
wątek o Muzyce Metalowej
)
Mnie w to nie wciągniesz! Nawet nie próbuj!