Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Czw Mar 28, 2024 8:43 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 157 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Który album uważasz za najlepszy ?
Please, Please Me 2%  2%  [ 2 ]
With The Beatles 1%  1%  [ 1 ]
Beatles For Sale 0%  0%  [ 0 ]
A Hard Day's Night 6%  6%  [ 7 ]
Help 4%  4%  [ 5 ]
Rubber Soul 4%  4%  [ 5 ]
Revolver 10%  10%  [ 13 ]
Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band 15%  15%  [ 19 ]
The Beatles 16%  16%  [ 20 ]
Yellow Submarine 1%  1%  [ 1 ]
Abbey Road 37%  37%  [ 47 ]
Let It Be 4%  4%  [ 5 ]
Magical Mystery Tour 1%  1%  [ 1 ]
Razem głosów : 126
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lip 25, 2006 11:03 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lip 25, 2006 3:03 pm
Posty: 720
Miejscowość: Wieluń
a dlaczego nikt nie poda starszych albumow??? Tam tez są świetne piosenki... fakt ze krociotkie po 2 min, ale jakzesz piekne :))
Cytuj:
najukochańsza Happiness...
no to fakt : chórki sa przecudowne... nie wiem jak oni to zrobili :D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lip 25, 2006 11:13 pm 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lip 23, 2006 6:42 pm
Posty: 325
Miejscowość: Leńcze/Kraków
a jak bardzo starszych żądasz? :wink: proszę bardzo :arrow: ja bardzo lubię Help!(no wiem to jest aż 65' :wink: ), to jedna z moich ulubionych :D ale też AHDN :D :arrow: to od niej wszystko się zaczęło...ech... :D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lip 26, 2006 2:36 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lut 06, 2005 11:35 pm
Posty: 2038
Miejscowość: Łódź
Yer Blue napisał(a):
a ja bym powiedzial, że ten jego wokalny "wygłup" w CT bardzo pasuje do tego jajowego tekstu, niż spiewanie go tak jakos bez werwy, bez przekonania... dobra dla Ciebie nie jest przez to lepszy, ale to juz sprawa nie podlegająca dyskusji...są gusta i gusciki...ja mam chyba ten "guscik" :wink: :)
Gust. Tyle, że odmienny. ;) "Come Together" jest według mnie pełen werwy (i mam na myśli wersję z Abbey Road ;)), a co więcej - w przeciwieństwie do Antologii - rozwija się. Nie ukazuje swoich atutów, emocji zbyt wcześnie. Zaczyna się jednostajnym rytmem, spokojnym wokalem, by pod koniec zabłysnąć wyższymi tonami, "wybuchem" nagromadzonych uczuć. ;) Tak ja to przynajmniej odbieram. ;)
Cytuj:
Asiu a co byś powiedziała na teksty z Abbey Road? czyż nie sa wygłdzone :?:
juz na Rubber Soul John miał więcej do przekazania niz na tym ponoć "najdojrzalszym" albumie Beatlesów. a na kolejnych płytach jego teksty to dla mnie niemal przewodnik...(Biały Album to prawie same jego tekstowe arcydziełka), a co nam na AB przekazał? dla mnie NIC. PODKREŚLAM - DLA MNIE. nawet Harrison zabłysnął kilkoma bardzo madrymi tekstami (Taxman, Piggies, Within You..., Love You To, Savoy Truffle...), a na Abbey śpiewa o "czymś" i o wscodzącym słońcu :roll:
czyż teksty na Abbey Road nie są kolejnym przykładem 'wygładzenia" :?:
No tak, to było pytanie do Asi, ale... można się wtrącić? ;) "Here Comes The Sun" faktycznie nie powala złożonością czy głębią tekstu, ale już "Something" mam zamiar bronić. Człowieku, czego ty wymagasz od piosenki, bądź co bądź, o miłości (pomijając natchnienie George`a, w to się nie zagłębiajmy ;) :lol:)?! W kwestii zauroczeń, powstałe już teksty o miłości mogłyby zapełnić kilka magazynów (byłyby to arkusze dociśnięte prasą drukarską) i niewiele można do tego tematu dziś dodać. Zresztą zauważ, że nie jest to zwykłe "blablabla, o jak bardzo kocham cię, tak jak ty kochasz mnie". :lol: Aby nie popadać w rutynowy banał, nie powtarzać tych samych frazesów na jakie z reguły skazane są ballady lub też jakiekolwiek piosenki o miłości, należało to pokazać od jakiejś innej strony. Z pozoru tego odmiennego punktu widzenia w "Something" nie ma. Jednakowoż się z tym nie zgodzę. Harrison, zamiast pisać wprost, nieświadomie czy celowo uchwycił tę efemeryczną naturę miłości. Nie wiadomo, o co chodzi, nie wiadomo dlaczego, nie wiesz kiedy podpełznie, zaatakuje cię (po czym jesteś stracony, koleżanko/kolego ;)), nie widać jej, ale mamy jednak niejasne poczucie, że jest. Miłość istnieje od zarania dziejów, a my, mimo tylu różnych rozpraw, czasem naukowego do niej podejścia, rozpamiętywania naszych uczuć, nie wiemy o niej w rzeczywistości nic ponad to, co wiedziały już nasze prababki. ;) To jest tylko (albo "aż") to "coś", a poza tym pustka. I kompletna niewiedza, poruszanie się po omacku w ciemności. Ale jakiej ciemności! :wink: :roll: :D I właśnie tę "niejasność" i zachwyt nad nieuchwytnym "czymś", które przyciąga jedną osobę do drugiej, George oddał w tekście utworu.
Jesli chodzi o resztę tekstów na Abbey, nie widzę w ich jakości czy też domniemanym wygładzeniu większej różnicy od takiego chociażby monolitu jak "Sgt. Pepper...". O 3 utworze, którego tekst jest naprawdę wysokiej próby angielskim humorem, wspominała już Ringo. Ale ile poza "Maxwell`s Silver Hammer" dzieje się na Abbey Road! Od abstrakcyjnego, jajcarskiego "Come Together, przez transowe "I Want You" z jednym, owszem, zdaniem - powtarzanym niczym mantrę i przez to niemal hipnotyzującym słuchacza, "Because", której słowa można interpretować na tysiąc sposobów, "You Never Give Me Your Money" - szydercze, acz celne, a kończąc chociażby na króciutkim, urwanym "Her Majesty" - pamiętam nawet artykuł z gazety, zeskanowanej i gdzieś udostępnionej w sieci, z końca lat 60., w której pisano, że tylko Beatlesom mogło to ujść na sucho. ;) No, może jeszcze Pythonom, ale to inna działka. ;) Trzeba pamiętać, że kiedy Żuki grali na tarkach i gitarach za parę groszy, Jej Wysokość była nietykalna. Przynajmniej jeśli rozchodzi się o "opinię publiczną". ;)

Ringo, jak to nie trafiasz na zwolenników Yoko? Pełno ich na forum! Mi np. do dziś głupio, że kiedyś, właściwie bezpodstawnie, kierowałam pod jej adresem inwektywy. :oops: :roll: I, co najśmieszniejsze, właśnie wtedy, gdy tak bardzo się zaperzałam, miałam o jej życiu najmniejsze pojęcie. Dziś babkę lubię, choć trzeźwo, bo nie szaleję za nią, a moją "idolką" też specjalnie nie jest. Aczkolwiek cenię ją za awangardowe pomysły, pojedyncze ciekawe koncepty w morzu tych, których kompletnie nie rozumiem. Ale to może i lepiej. ;) Nieciekawie byłoby, gdyby wszystko zdawało nam się od początku jasne i oczywiste. Zabrakłoby smaczku różnorakich interpretacji i konstruktywnego spierania się o nie z innymi. ;)

PS Zdziwiłabym się, gdyby ktokolwiek odebrałby tę dyskusję jako kłótnię. Bez obaw, nikt tu się przecież nie obrzuca przykrymi epitetami, nie odpowiada zjadliwie na czyjeś posty. ;) Też uważam, że dysputa jest przednia. :D

_________________
"Normalność nie jest kwestią statystyki."


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 27, 2006 1:46 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
no tak...
dziekuje Magdo za wykład o uczuciach zawartych w Something. chyba kobiety takie teksty inaczej odbieraja... dla mnie ten tekst to nic wielkiego, wole Harrisona z odrobinka jadu i szyderstwa...kto co lubi :)
Come Together tekstowo też mnie specjalnie nie zachwyca, to juz wole ten lapidarny tekst I Want You, ale tylko ze względu na bardzo emocjonalną wymowę w połączeniu z muzyką.
teksty Paula muszę przyznać mało mnie obchodzą, ale You Never Give Me...z pewnoscia moze się podobać, nie jest zmyslony, opisuje konkretna sytuację - na pewno plus. bardzo lubie Her Majesty, ale co by nie pisać to AR pod względem liryków po prostu wysiada z tymi z poprzednich płyt.
zauważyłem, że Abbey Road krytykować nie warto bo jest to tak "nietykalne" dzieło, że na wszystko znajdzie się odpowiedz, ta płyta jest bardzo ważna dla fanów, każdy sie rozpływa a ja znajduje na niej coraz wiecej wad...

Asiu, Abbey jednak nie jest koncept albumem, same połaczenie utworów w drugiej części jest pweną koncepcją, ale cała plyta jako taka nie. zresztą co ciekawe utwory z tej płyty powstawały podczas kilku odrębnych sesji (White Album, Get back, AR), wiec nie powstawały z myśla o sobie. to właściwie taka zbieranina najlepszych rzeczy z końcowego okresu działalności TB. tekstowo album ten także nie jest spójny, nawet suita... (teraz to juz moge się bać :wink: )
ponadto uważam AR za plytę mimo kilku wyjatków wesołą, nie mniej niz Sgt. pepper's. na pewno Biały i Revolver to płyty powazniejsze w wymowie.
Asiu, nasze pierwsze podejście do muzyki Bitlów z tego co widać było odmienne. zaskakujace, że cos takiego jak Rev 9 od razu Ci sie spodobało. albo niezwykle, złożone, ambitne Happiness...dla mnie to były 2 ciężkie orzechy do zgryzienia :wink: natomiast prawie ascetyczny I Want You z kończącym go kilkuminutowym motywem, który od razu wlewał sie do głowy jak magma - chwycił od razu i do dzis nie puszcza :)

zgadzacie się, że Abbey Road jest wygładzony, ale w tym pozytwywnym znaczeniu - OK. ja jednak wolę jak muzyka mnie bardziej zaskakuje, nie lubię w muzyce kompromisów, chociaz AR jest genialnym kompromisem bo ukazuje Beatlesów jako zespół, a nie jak odrębne indywidualności (Biały Album), chyba w większości utworów brała udział cała czwórka, to było takie ostatnie "zejście" sie Beatlesów i pewnie dlatego ta plyta ma tak wielkie znaczenie wśród fanów, a ja nieco ja krytykując jestem na z góry straconej pozycji...ale bronie sie bo mam agumenty :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 27, 2006 2:58 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lut 06, 2005 11:35 pm
Posty: 2038
Miejscowość: Łódź
Yer Blue napisał(a):
no tak...
dziekuje Magdo za wykład o uczuciach zawartych w Something. chyba kobiety takie teksty inaczej odbieraja... dla mnie ten tekst to nic wielkiego, wole Harrisona z odrobinka jadu i szyderstwa...kto co lubi :)
No tak, może za dużo chlapnęłam o tych "uczuciach". :roll: Wyszło nazbyt cukierkowo. Jeszcze jeden szczegół. NIE napisałam, ani nie miałam na myśli, że ja wolę takie teksty! Raaaany, jasne, że znacznie bardziej przychylam się do innych tekstów Harrisona, o nieco odmiennej tematyce. ;) "Something" broniłam tylko z obowiązku, które dyktowało mi serducho. Wszyscy, nawet fani George`a, częstokroć pomijają milczeniem lub wręcz źle wypowiadają się o warstwie lirycznej "Something", mając ją jedynie za głupią "piosenkę o miłości"; i najczęściej tylko z racji tego, iż traktuje o tej, a nie innej sprawie, dyskredytują wyżej wymieniony utwór w dorobku "cichego Beatlesa". Co prawda ja wolę "Taxmana", "Not Guilty" i "Savoy Truffle" (dla przykładu ;)) - ze zwróceniem uwagi na tekst - nie zachwycając się z reguły łzawymi andronami; ale to nie ma żadnego znaczenia. ;)
Cytuj:
zauważyłem, że Abbey Road krytykować nie warto bo jest to tak "nietykalne" dzieło, że na wszystko znajdzie się odpowiedz, ta płyta jest bardzo ważna dla fanów, każdy sie rozpływa a ja znajduje na niej coraz wiecej wad...
Jasne, że warto krytykować! Piotrku, gdybyśmy dzieła Beatli traktowali niczym nietykalne posągi, fora internetowe, dyskusje, "społeczności" fanów zespołu nie miałyby racji bytu.
Cytuj:
Abbey jednak nie jest koncept albumem, same połaczenie utworów w drugiej części jest pweną koncepcją, ale cała plyta jako taka nie.
Abbey Road nie jest koncept albumem, w tym wypadku się z Tobą, Piotrku, zgodzę.
Mnie coraz bardziej drażni traktowanie Sgt. Peppera jako takowy zamysł. :roll: Bo... jakby to powiedzieć... oprócz dwóch pierwszych utworów i przedostatniego... nie za bardzo widać tam koncept. Kompozycje, teksty nie są ze sobą tematycznie powiazane. Tym bardziej, że gdyby rzeczywiście koncert domniemanego zespołu Sierżanta Pieprza miałby spinać "klamrą" ten jakże wspaniały album, powinien się wówczas skończyć na "Sgt. Pepper... (Reprise)". Jasne, że "A Day In The Life" to prawdziwe cudo, utrzymane w klimacie tejże płyty i pasujące nawet na zakończenie, ale sam pomysł rozłazi się na końcu. Chyba, żeby potraktować "A Day In The Life" jako bis. ;) :roll:
Wiem, dziwaczna opinia. :roll:

_________________
"Normalność nie jest kwestią statystyki."


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 27, 2006 3:04 pm 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 14, 2005 9:32 pm
Posty: 373
Pozwolisz że się ustosunkouję do powyższego ;)

Yer Blue napisał(a):
no tak...
wole Harrisona z odrobinka jadu i szyderstwa...kto co lubi :)


Ja również. Taxman rulez.

Yer Blue napisał(a):
zauważyłem, że Abbey Road krytykować nie warto bo jest to tak "nietykalne" dzieło, że na wszystko znajdzie się odpowiedz, ta płyta jest bardzo ważna dla fanów, każdy sie rozpływa a ja znajduje na niej coraz wiecej wad...


Ależ warto. Fakt, że mało jest osób które się tym nie zachwycają, ale to nie znaczy, że ich zdanie się nie liczy. Ja osobiście uwielbiam tą płytę. Dla mnie było to gorsze w rozgryzieniu niż Sgt Pepper, Magical Mystery Tour.
Osławiona suita z drugiej strony płyty przez długi długi czas spędzała mi sen z powiek. Pierwszy raz słyszałem coś takiego. A w ogóle żeby temat z You Never Give Me... pojawiał się gdzieś tam w Carry That Weight? Skandal! Gdy dorwałem kasetę Abbey Road, na początku myślałem, że wydawca specjalnie pociął utwory i porozrzucał po płycie. Taki byłem głupi :) No i to Her Majesty - ni z gruszki ni z pietruszki. Takie 23 sekundy McCartneyowego brzdąkania. To była najbardziej szokująca płyta ze wszystkich :) Nie tem żadne Revolution 9, ani Within You Without You.
Tak w ogóle szokujące dla mnie było Flying, ale to temat na inną chwilę :)

Yer Blue napisał(a):
Asiu, Abbey jednak nie jest koncept albumem, same połaczenie utworów w drugiej części jest pweną koncepcją, ale cała plyta jako taka nie. zresztą co ciekawe utwory z tej płyty powstawały podczas kilku odrębnych sesji (White Album, Get back, AR), wiec nie powstawały z myśla o sobie. to właściwie taka zbieranina najlepszych rzeczy z końcowego okresu działalności TB. tekstowo album ten także nie jest spójny, nawet suita... (teraz to juz moge się bać :wink: )


Wcale nie masz czego się bać :) Suita jest niespójna - ot połączenie kilku krótkich pioseneczek. To nie Dark Side of The Moon. Jednakże Beatlesi tak to wypieścili, że brzmi to spójnie [chociaż takie nie jest].


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 27, 2006 10:01 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Mar 15, 2006 11:03 pm
Posty: 991
Miejscowość: Karlstad
Yer Blue napisał(a):
ale co by nie pisać to AR pod względem liryków po prostu wysiada z tymi z poprzednich płyt.
Zeby od razu "wysiadal", to przesada, ale lapie o co Ci chodzi. Widzisz.. Z Beatlami bylo u mnie zawsze tak, ze teksty byly owszem, wazne, szczegolnie teksty niektorych utworow.. Ale zawsze mialy dla mnie znaczenie troszke podrzedne (oj, to teraz sie posypia gromy ;-)).. Zupelnie inaczej jest np. w przypadku mojego uwielbienia Doorsow.. Wiec przyznaje - sluchajac w dawnych czasach Abbey nie analizowalam doglebnie tekstow... To jednak nie sa jednak teksty z poziomu tekstow z pierwszych albumow, nawet owo "Something" nieszczesne (ktore muzycznie jest moim zdaniem rewelacyjne!!!).. Oczywiscie, ze "Here Comes The Sun", oczywiscie, ze "Octopuses Garden", ale generalnie? Nie, oczywiscie ze nie twierdze ze to sa teksty w stylu "Tomorrow Never Knows", "Strawberry Fields Forever", "Hapiness Is A Warm Gun", "Within You Without You" czy "Across The Universe", ale tez bez przesady z tym "wysiadaniem" ;-).
Yer Blue napisał(a):
zauważyłem, że Abbey Road krytykować nie warto bo jest to tak "nietykalne" dzieło, że na wszystko znajdzie się odpowiedz, ta płyta jest bardzo ważna dla fanów, każdy sie rozpływa a ja znajduje na niej coraz wiecej wad...
I bardzo dobrze. Ja na samym poczatku nie przepadalam za ta plyta, kiedys bym jej az tak nie bronila. Ja z kolei zawsze czuje sie troszke tak przy "Rubber Soul" :roll:.. Albo przy.. Albo nie, to nie ten watek, jeszcze cos o tym napisze...
Yer Blue napisał(a):
Asiu, Abbey jednak nie jest koncept albumem, same połaczenie utworów w drugiej części jest pewną koncepcją, ale cała plyta jako taka nie.
zresztą co ciekawe utwory z tej płyty powstawały podczas kilku odrębnych sesji (White Album, Get back, AR), wiec nie powstawały z myśla o sobie.
Zalezy co rozumiemy przez pojecie koncept albumu.. Przede wszystkim na dobra sprawe koncept albumy to zjawisko lat siedemdziesiatych (no.. z wyjatkami) i prog rocka, jasne, ze nie mam TAKIEGO czegos na mysli. Dla mnie jednak utwory na tej plycie sa wyjatkowo zgrane.. Jesli za wyroznik koncepcyjnosci przyjmiemy tak jak napisales to, ze poszczegolne utwory POWSTAJA Z MYSLA O SOBIE - to wowczas masz racje, skoro powstaly w roznych sesjach, to nie ma mowy o koncepcyjnosci. JEDNAK, jesli za koncepcyjnosc przyjmiemy EFEKT, czyli to w jaki sposob poszczegolne elementy (niezaleznie w jaki sposob powstawaly) zostaly polaczone - i czy w ogole - to dla mnie "Abbey Road" przynajmniej mocno sie zbliza do idei concept albumu, i wcale nie mam na mysli tylko i wylacznie strony B (choc przyznaje, ze glownie). Proces powstawania albumu, dopasowywanie - tu tez wchodzi w gre ZAMYSL, KONCEPT... Kompozycja calego albumu, pozszywanie razem poszczegolnych fragmentow. Ogladalam kiedys swietny film Johana Löfstedta "Kometa" - film paradokumentalny o nadchodzacej zagladzie (tytulowa kometa) - reakcje ludzi na pozostajace godziny... Caly film oparty, z wyjatkiem dogranej pozniej muzyki oraz tablic z tekstami (film nawiazujacy do estetyki filmow niemych - chociaz kolorowy), na zarejestrowanym uprzednio przez jakiegos czlowieka (zdaje sie, ze nawet nie filmowca) wielu godzinach tasmy filmowej - ot, zycie ulicy.. To dopiero montaz i zamysl rezysera uczynil z materialu, ktory nie mial zadnego zamyslu, niezwykle przemyslane i poetyckie dzielo.. Czasem wlasnie owo "pozszywanie" liczy sie znacznie bardziej niz sam proces powstawania samego materialu..
Yer Blue napisał(a):
to właściwie taka zbieranina najlepszych rzeczy z końcowego okresu działalności TB.
Zbieranina kojarzy mi sie z workiem z poszczegolnymi elementami.. Tutaj poszczegolne elementy wspolgraja ze soba tak, ze brzmi, jakby byly nagrywane na potrzeby jednego albumu.. W porzadku, widocznie owo "brzmi jakby" jest bardzo subiektywne. Dla jednych (np. mnie) tak jest, dla innych (np. Ty, Piotrku) juz nie.
Yer Blue napisał(a):
tekstowo album ten także nie jest spójny
To akurat prawda. Ale i nie musi byc. To nie jest warunek konieczny, aby album mozna bylo nazwac koncepcyjnym. Oczywiscie - wiekszosc tych Wielkich Concept Albumow a) jest spojna TEKSTOWO (najczesciej albo tematycznie, albo opowiadajac jakas historie) b) jest spojna kompozycyjnie c) utwory powstaja z mysla o albumie - czyli koncept wyprzedza material CALKOWICIE --> jesli do takiego rozumienia zawezimy koncepcyjnosc, to zgodze sie z Toba (upierajac sie jednak przy tym, ze "Abbey Road" jest przynajmniej blisko do bycia concept albumem). Ale tematycznosc dotyczyc takze tylko samej kompozycji... Moje rozumienie concept albumu jest bliskie temu zaprezentowanemu w Wikipedii (zareczam jednak, ze dopiero dzisiaj tam zerknelam ;-)), wg. ktorej album koncepcyjny jest albumem, ktory jest:
Shuker w 2002 r. napisał(a):
"unified by a theme, which can be instrumental, compositional, narrative, or lyrical"
:arrow:zrodlo - czyli wcale nie wszystkie elementy musza wystepowac. Oczywscie czesc albumow zostanie bez watpienia zaklasyfikowanych jako koncepcyjne (te, w ktorych wystepuja wszystkie cechy, lub wiekszosc), czesc bedzie problematyczna... Wikipedia odroznia albumy koncepcyjne w ktorych najczesciej (co nie znaczy zawsze) planowane przed nagraniem (czyli - koncept poprzedza material) od albumow, ktore sa po prostu zbieranina utworow - nie polaczonych w zaden sposob... No wiec "Abbey Road", hmm.. Jesli nawet nie jest to concept album (wiem, ze nie jest uwazane za takowy, ale mam swoje zdanie :p), to nie jest to tez na pewno wyraznie ta druga opcja, jako, ze utwory sa wyraznie "connected" - choc doslownie dopiero w drugiej czesci albumu.
Michelle napisał(a):
Mnie coraz bardziej drażni traktowanie Sgt. Peppera jako takowy zamysł. :roll: Bo... jakby to powiedzieć... oprócz dwóch pierwszych utworów i przedostatniego... nie za bardzo widać tam koncept. Kompozycje, teksty nie są ze sobą tematycznie powiazane. Tym bardziej, że gdyby rzeczywiście koncert domniemanego zespołu Sierżanta Pieprza miałby spinać "klamrą" ten jakże wspaniały album, powinien się wówczas skończyć na "Sgt. Pepper... (Reprise)". Jasne, że "A Day In The Life" to prawdziwe cudo, utrzymane w klimacie tejże płyty i pasujące nawet na zakończenie, ale sam pomysł rozłazi się na końcu.
Kiedy wlasnie "A Day In The Life" wspaniale i PLYNNIE przechodzi z reprise'a... Tematycznosc moze byc czysto kompozycyjna, nie musi byc tekstowa - i o ile przyznam, ze nazwanie "Abbey Road" concept albumem faktycznie jest problematyczne (choc wg. mnie nie niemozliwe, i niekoniecznie niepoprawne), to juz "Sgt. Pepper" na takie miano calkowicie zasluguje, mimo, ze jeszcze daleko mu do spojnosci progrockowych dziel... Ale wszystko razem... Od samej muzyki, owszem - koncertu spinajacego (Pierwszy raz slysze, zeby absolutnym wyznacznikiem (choc prawda, ze jest to czesty zabieg) concept albumu byla klamra idealnie trafiajaca w poczatek i koniec plyty... Dla mnie wazniejsze jest to, ze "A Day In The Life" stanowi idealne zwienczenie (i tekstowo i kompozycyjnie) calej plyty, i ze wyplywa "naturalnie" z poprzedniego utworu.. kiedy koncert juz ucichl, zostalismy pozegnani, zostajemy "tylko" z dniem z zycia wzietym...
kalosz napisał(a):
Yer Blue napisał(a):
nawet suita... (teraz to juz moge się bać :wink: )
Wcale nie masz czego się bać Smile Suita jest niespójna - ot połączenie kilku krótkich pioseneczek. To nie Dark Side of The Moon. Jednakże Beatlesi tak to wypieścili, że brzmi to spójnie [chociaż takie nie jest]
Hmm, ciekawe ;-). Jesli udalo im sie stworzyc efekt spojnosci (iluzje spojnosci, tak?:D) niespotykany dla tak odrebnych i nielogicznych po sobie elementach... to sa zrecznymi hochsztaplerami i tyle ;-) No nie wiem.. Dla mnie wlasnie efekt ostateczny sie liczy.. jesli udalo im sie SPOIC te przedziwnie niepasujace do siebie kawalki, to CALOSC jest spojna ;-).
Yer Blue napisał(a):
ponadto uważam AR za plytę mimo kilku wyjatków wesołą, nie mniej niz Sgt. pepper's. na pewno Biały i Revolver to płyty powazniejsze w wymowie.
To ja powiem tylko tak - nie przecze, ze na "Abbey Road" elementy lekkie i radosne sie tez pojawiaja :D
Yer Blue napisał(a):
Asiu, nasze pierwsze podejście do muzyki Bitlów z tego co widać było odmienne. zaskakujace, że cos takiego jak Rev 9 od razu Ci sie spodobało.
To jest powod, dla ktorego tak trudno mi przyjac do wiadomosci, ze mozna tego utworu nie doceniac... Mnie z miejsca przenioslo w zupelnie inny wymiar... Oddzialalo niesamowicie na moja wyobraznie.. Zamknelam sie w pokoju z walkmanem po pierwszych dzwiekach, zamknelam oczy i.. niesamowite.. Powiem wiecej - malo ktore utwory na mnie tak dzialaja.. Do dzisiaj...
Yer Blue napisał(a):
albo niezwykle, złożone, ambitne Happiness...dla mnie to były 2 ciężkie orzechy do zgryzienia :wink:
Ojej, ja nie zastanawialam sie w owym czasie nad ambitnoscia czy zlozonoscia.. Ale jak juz napisalam - pierwszym utworem, ktory sie do mnie przyczepil, i ktory w pewien sposob sprawil, ze zaczelam sluchac Beatli (tzn. poswiecilam im troche uwagi) bylo "Let It Be", natmiast tym utworem, ktory dojrzal chyba w pewne dawne wakacyjne... dwa tygodnie?? Trzy tygodnie?? Miesiac??? Cos takiego - w kazdym razie w miedzyczasie Beatli nie sluchalam (jeszcze nie bylam zakrecona na ich punkcie) - byl wlasnie "Hapiness Is A Warm Gun". Sorrki za powtorzenie sie - bylam na wakacjach, i pewien utwor zaczal mi uporczywie chodzic po glowie i poczulam, ze mam straszna ochote go przesluchac, bo jest fenomenalny.. Co to jest, skad ja to znam.. I nagle olsnienie - przeciez to Beatlesi z "Bialego Albumu", ktorym to raczyla mnie moja przyjaciolka na wyjezdzie te kilka tygodni wczesniej... To byl wlasnie ten utwor..
Yer Blue napisał(a):
natomiast prawie ascetyczny I Want You z kończącym go kilkuminutowym motywem, który od razu wlewał sie do głowy jak magma - chwycił od razu i do dzis nie puszcza :)
A jesli chodzi o "I Want You" - sluchaj.. ja musialam dojrzewac do "Since I've Been Loving You" - jedno i drugie jest mocno bluesowe, choc jednoczesnie hard rockowe... Ale latwe i lekkie nie jest, prostota i ascetycznosc jest prostota i ascetycznoscia bluesa... A zreszta ta fenomenalna koncowka, z niesamowita sciana dzwiekow i niemalze apokaliptycznymi, ciagnacymi w dol (to pozytywne, oczywiscie ;-)), dzwiekami... prosciutkie? Absolutnie sie nie zgadzam. Ale zgodze sie z tym "nie puszczaniem az do dzis" ;-) (Po tym, jak juz zaskoczylo).
Yer Blue napisał(a):
ja jednak wolę jak muzyka mnie bardziej zaskakuje
"Abbey Road" nie jest albumem, ktory ma uderzac w twarz przy pierwszym kontakcie, tu nie ma estetyki szoku... Dla mnie otwieral sie jak roza.. No nic, kwestia indywidualngo odbioru.. A juz wytlumaczylam, ze nie jest tak, ze "Abbey Road" przebija w mojej hierarchii "Bialy Album".. wrecz przeciwnie, chyba wlasnie Bialy jest najwyzej (choc dzieli sie miejscem pierwszym z "Revolverem" i "Abbey Road" - zaskakujace... ;-))
Yer Blue napisał(a):
nie lubię w muzyce kompromisów
Hieh, rozumiem, o co Ci chodzi. No i Beatlesi mieli swoj niesamowity, niepowtarzalny i wspanialy okres "buntu", tworzenia utworow ktore "daja po czapie" od pierwszego przesluchania... I doszli do momentu, w ktorym to juz nie bylo potrzebne.. Ale nie "wrocili" do tego co bylo PRZED tym niesamowitym okresem.. To nie juz nie ta sama muzyka.. Doswiadczenie pozostalo - i jest, MOIM ZDANIEM, mocno wyczuwalne. To muzyka najwyzszych lotow, ktora nawet nie musi sie ogladac na to, czy bedzie uznana za "kompromisowa", czy nie
Yer Blue napisał(a):
chociaz AR jest genialnym kompromisem bo ukazuje Beatlesów jako zespół, a nie jak odrębne indywidualności (Biały Album)
O to mi wlasnie, miedzy innymi, chodzilo (Heh, w czyms sie jednak zgadzamy :D)... Tylko ja klade akcent na "genialny", a nie na "kompromis" ;-). A najwieksza "kompromisowosc" widze w owych kompromisach miedzy poszczegolnymi wizjami artystycznymi czterech juz tak odrebnych muzykow.. A nie jako "kompromisowosci" w stosunku do wymagan mniej wymagajacej publiki (skoro uwazam "Abbey Road", w przeciwienstwie do Ciebie, za jedno z tych najwybitniejszych dziel i najtrudniejszych - JAKO CALOSC..)
Yer Blue napisał(a):
to było takie ostatnie "zejście" sie Beatlesów i pewnie dlatego ta plyta ma tak wielkie znaczenie wśród fanów
Miedzy innymi. Ale nie dlatego, ze Beatlesi sie po prostu ostatni raz zeszli, ale ze zrobili to z TAKA KLASA.
Yer Blue napisał(a):
a ja nieco ja krytykując jestem na z góry straconej pozycji...ale bronie sie bo mam agumenty :)
Hieh, no i bardzo dobrze, ze je wytaczasz. Jak napisalam - znam tez sporo osob, ktore cenia tak jak Ty Sierzanta Pieprza bardziej... Wiec niekoniecznie jestes na straconej pozycji :D. Z "naszej" strony padlo jednak tez sporo argumentow.. :D W dyskusji najczesciej nie o to chodzi, zeby kogos przekonac (choc czasem tak, i czasem to sie udaje), ale najczesciej, zeby samemu sobie wyklarowac swoje poglady ;-) Przy okazji - uwzgledniajac i odnoszac sie do kontrargumentow.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lip 27, 2006 10:47 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lut 06, 2005 11:35 pm
Posty: 2038
Miejscowość: Łódź
Poza tym, że totalnie mnie wgniotłaś w ziemię, chciałabym tylko jeszcze nanieść poprawkę (coby ktoś mnie źle nie zrozumiał ;)), iż wcale nie uważam, że "klamra" musi być wyznacznikiem 'koncepcyjności' albumu! Ależ skąd. Wtedy po każdym concept albumie spodziewalibyśmy się tego samego. A przecież, najczęściej (choć rzeczywiście nie zawsze ;)) concept albumy mają nas zdumiewać (ewentualnie z czasem oczarować ;)). Miałam tylko osobiste, minione już (za twoją sprawką, Ringo ;)) przeczucie, że tak powinno być w przypadku Sgt. Peppera. :roll:
Przekonałaś mnie do spójności Sgt. Peppera, bez wyłączenia A Day In The Life. Nie mam kontrargumentów. Żadnych. :D

_________________
"Normalność nie jest kwestią statystyki."


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lip 28, 2006 12:40 pm 
Offline
Lovely Rita
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Gru 14, 2005 9:32 pm
Posty: 373
Ringo napisał(a):
kalosz napisał(a):
Wcale nie masz czego się bać Smile Suita jest niespójna - ot połączenie kilku krótkich pioseneczek. To nie Dark Side of The Moon. Jednakże Beatlesi tak to wypieścili, że brzmi to spójnie [chociaż takie nie jest]
Hmm, ciekawe ;-). Jesli udalo im sie stworzyc efekt spojnosci (iluzje spojnosci, tak?:D) niespotykany dla tak odrebnych i nielogicznych po sobie elementach... to sa zrecznymi hochsztaplerami i tyle ;-) No nie wiem.. Dla mnie wlasnie efekt ostateczny sie liczy.. jesli udalo im sie SPOIC te przedziwnie niepasujace do siebie kawalki, to CALOSC jest spojna ;-).


Brzmieniowo jest spójna, ale nie tekstowo. O to mi chodziło.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lip 28, 2006 2:02 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
dzięki Asiu! pod wieloma rzeczami, o których napisałaś mógłbym sie podpisać obiema rękoma. zaskakująco mnie zrozumiałaś i w sprawie Abbey Road wiesz już chyba o co mi chodzi bo ja dokładnie łapię o co z kolei Tobie chodzi ... doszlismy wreszcie do porozumienia. :D
co do I Want You tylko to nie powiedziałem, że jest lekkie, ani że jest prościutkie - no co Ty? nie jest to co prawda utwór jakos specjalnie złożony, ale na pewno zaskakujący. I po prostu coś takiego mój umysł był w stanie ogarnąć i zaakceptować już za pierwszym przełuchaniem. No i na pewno nie jest to utwór lekki :!: NIGDY bym czegoś takiego nie powiedział :!: z kolei do Rev 9 przekonałem się może za 50 podejściem :) to tak jak z muzyką Amon Duul 2, trudna rzecz do której trzeba się przyswoić, a z czasem nie będzie mozna się już uwolnić :D ale jestem pod wrażeniem, że Ciebie ten utwór od razu tak CHWYCIŁ :D do prawdy zaskakujące! :D
w ogóle jakoś teraz się wszyscy zgadzają ze sobą :o :D co to się porobiło? :shock: :D :D

acha Sgt. Pepper's to wyśmienity przykład koncept albumu, taka mozaika przepychu, bogactwa w muzyce, spięta klamerką i uwieńczona przegenialnym A Day In The Life, który mozna uznać za wspaniałe podsumowanie tego dzieła. tutaj się z Magdą nie zgodze. chociaż też imponuje mi, że coś takiego stwierdzasz, to zaskakujące :o I bardzo odważne! 8) może to pociągnie kolejną ciekawa rozmowę, tym razem o Sierżancie Pieprzu... :)

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pią Lip 28, 2006 2:46 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lut 06, 2005 11:35 pm
Posty: 2038
Miejscowość: Łódź
Do samego zakończenia jednak się przekonałam (a w zasadzie Ringo tak wyłożyła sprawę, iż nie mogę się nie zgodzić ;))... i "A Day In The Life "poza" klamrą mi już nie przeszkadza i jest 'usprawiedliwione', a wręcz wydźwięk albumu straciłby wiele, gdyby ten utwór nie pojawił się właśnie w tym miejscu. ;) Jednakowoż wewnętrzna "część" albumu nie jest dla mnie "koncepcyjna"; nie jest spójna. Większość utworów, poza pierwszym i dwoma ostatnimi, mogłaby się znaleźć gdziekolwiek indziej (np. na i tak już przeładowanym Białym Albumie ;)). Zresztą sam Lennon (wypowiedź, której doszukać można się m. in. na Antologii ;)) stwierdzał, iż ranga concept albumu, którą przyczepiono Sgt. Pepper, została nadana, głównie przez krytyków i dziennikarzy, trochę na wyrost. :o :roll: :wink:
Tak, wiem, że to niepopularne stwierdzenie. Znam nawet paru beatlefanów (akurat nie z tej strony), którzy mogliby się za powyższą opinię o Sierżancie Pieprzu obrazić... :roll: :?

_________________
"Normalność nie jest kwestią statystyki."


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Lip 29, 2006 1:19 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Maj 15, 2005 9:35 pm
Posty: 737
Miejscowość: Kielce
Nie. Sprawa jest dosc prosta. Beatlesi jako pierwsi wpadli na pomysl albumu koncepcyjnego i jako pierwsi ZACZĘLI go stwarzac - nie ulega to watpliwosci. Inną sprawą jest to, że po zrobieniu dwoch pierwszych piosenek (Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band i With a Little Help From My Friends) zabrakło im pomysłów na dalszą realizacje tegoż planu i zaczeli po prostu nagrywac kolejne piosenki, bez zadnej koncepcji wiązania ich z sobą w jakikolwiek muzyczny czy tematyczny sposób. Potem na koniec dodali jeszcze Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band (Reprise) i to wszystko. Tak wiec wymyslili koncepcje i zaczęli ją wcielać w życie, ale po drodze troche sobie odpuscili.

Nie ja jestem twórcą tej teorii, wystarczy czytac ze zrozumieniem niektore wypowiedzi Beatlesów w ktorych jest to wyraznie powiedziane.

Yer Blue napisał(a):
"Sgt. Pepper's to wyśmienity przykład koncept albumu, taka mozaika przepychu, bogactwa w muzyce, spięta klamerką i uwieńczona przegenialnym A Day In The Life, który mozna uznać za wspaniałe podsumowanie tego dzieła".


To prawda, ale to raczej odnosi sie do przelomowosci a nie do koncepcyjnosci Peppera. Nie potrzebnie mieszasz te dwie rzeczy. Przeciez mogli rownie dobrze stworzyc koncepcyjny album spiewajac piosenki jak na "A Hard Days Night". Mogli zatytyłowac album Anna i nagrac piosenki "Anna, I love you", "Anna, I need you", "Oh, Anna" itd i powstalby w ten sposob pierwszy album koncepcyjny:)

_________________
Ah, matches.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Lip 29, 2006 10:47 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Gru 08, 2005 8:55 pm
Posty: 1041
Miejscowość: Warszawa
(mały offtop- nie było mnie kilka tygodni i chyba w życiu nie nadrobie tego wątku, a tu się takie ciekawe rzeczy musza dziać ;( - koniec offtopu)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Lip 31, 2006 7:39 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lut 24, 2005 12:38 pm
Posty: 847
Miejscowość: Warszawa
Audrey napisał(a):
(mały offtop- nie było mnie kilka tygodni i chyba w życiu nie nadrobie tego wątku, a tu się takie ciekawe rzeczy musza dziać ;( - koniec offtopu)
szczerze powiedziawszy to próbowałem się za to zabrać, ale poległem. Wiem tylko tyle, że rozmawiają na temat, który album jest słodki, słony, czy jak. Oj, wydaje mi się, że chyba w tym temacie się już nie poudzielamy :D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Lip 31, 2006 11:12 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lip 25, 2006 3:03 pm
Posty: 720
Miejscowość: Wieluń
Cytuj:
szczerze powiedziawszy to próbowałem się za to zabrać, ale poległem. Wiem tylko tyle, że rozmawiają na temat, który album jest słodki, słony, czy jak. Oj, wydaje mi się, że chyba w tym temacie się już nie poudzielamy


:D:D:D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Sie 01, 2006 1:59 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Iwo napisał(a):
Nie. Sprawa jest dosc prosta. Beatlesi jako pierwsi wpadli na pomysl albumu koncepcyjnego i jako pierwsi ZACZĘLI go stwarzac - nie ulega to watpliwosci. Inną sprawą jest to, że po zrobieniu dwoch pierwszych piosenek (Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band i With a Little Help From My Friends) zabrakło im pomysłów na dalszą realizacje tegoż planu i zaczeli po prostu nagrywac kolejne piosenki, bez zadnej koncepcji wiązania ich z sobą w jakikolwiek muzyczny czy tematyczny sposób. Potem na koniec dodali jeszcze Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band (Reprise) i to wszystko. Tak wiec wymyslili koncepcje i zaczęli ją wcielać w życie, ale po drodze troche sobie odpuscili.


czytałem ostatnio, że Sgt. Pepper's wcale nie był pierwszym albumem koncepcyjnym w historri. Podobno Frank Sinatra juz w latach 40-tych tworzył płyty powiązane tematycznie.
Tak sobie mysle, że sklejanie wszystkich utworów na Pieprzu byłoby bez sensu - wątpie czy Beatlesi mieli taki zamysł :wink: np. Withing You...połączone z When I'm 64, She's Leaving Home z Mr. Kite albo Lucy z Getting Better - wyszłoby coś dziwacznego :wink: . I tak kolejność tych utworów jest tak wymyślona jakby to była jedna całość - ta płyta niezwykle oddziaływuje właśnie jako całość.



Nie ja jestem twórcą tej teorii, wystarczy czytac ze zrozumieniem niektore wypowiedzi Beatlesów w ktorych jest to wyraznie powiedziane.


To prawda, ale to raczej odnosi sie do przelomowosci a nie do koncepcyjnosci Peppera. Nie potrzebnie mieszasz te dwie rzeczy. Przeciez mogli rownie dobrze stworzyc koncepcyjny album spiewajac piosenki jak na "A Hard Days Night". Mogli zatytyłowac album Anna i nagrac piosenki "Anna, I love you", "Anna, I need you", "Oh, Anna" itd i powstalby w ten sposob pierwszy album koncepcyjny:)


Sierżant Pieprz JEST albumem koncepcyjnym. Nie bardzo wiem jak to Wam wytłumaczyć, ale zacytuje może ostatnie słowa z przydługiej recenzji tego krążka z wkładki o The Beatles z TR autorstwa Wiesława Weissa, które dobrze oddają istote sprawy : "Sgt. Pepper's to jeden z najdoskonalszych koncept albumów, bo zamiast wspólnej dla wszystkich utworów historyjki mamy tu o wiele więcej - wspólną wizję świata".

PS. wypowiedziałem się też co do Twojego pierwszego akapitu, ale coś się pochrzaniło i jest to małym druczkiem (ja nie umiem cytować :? :roll: :oops: :wink: :wink: )

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Sie 01, 2006 3:59 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Gru 08, 2005 8:55 pm
Posty: 1041
Miejscowość: Warszawa
Maveric napisał(a):
Audrey napisał(a):
(mały offtop- nie było mnie kilka tygodni i chyba w życiu nie nadrobie tego wątku, a tu się takie ciekawe rzeczy musza dziać ;( - koniec offtopu)
szczerze powiedziawszy to próbowałem się za to zabrać, ale poległem. Wiem tylko tyle, że rozmawiają na temat, który album jest słodki, słony, czy jak. Oj, wydaje mi się, że chyba w tym temacie się już nie poudzielamy :D

Ja się wzięłam i po troszku czytam. Z wypiekami na twarzy! Naprawdę, niemalże słyszę te głosy pełne oburzenia! Kilka wypowiedzi mi się ogromnie spodobało:
Michelle napisał(a):
Because", "Sun King" to co, patyk?

albo
Yer Blue napisał(a):
tekst w rodzaju "Everybody's Happy" to już sofcik pieszczota


Jak zresztą
Michelle napisał(a):
dysputa jest przednia.

:wink:
Nawet jeśli nie mogłam wtedy pogadać, to naprawdę przyjemnie się czyta. Sama mam mieszane uczucia co do "Abbey Road", a teraz to jeszcze mieszańsze!


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Sie 01, 2006 5:15 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Lut 06, 2005 11:35 pm
Posty: 2038
Miejscowość: Łódź
Co do braku koncepcyjności w Sgt. Pepperze... przychylam się bardziej do zdania Iwa! :shock: :wink: Naprawdę. Właśnie spójność widzę jedynie w dwóch pierwszych i dwóch ostatnich utworach! A reszta to zlepek różnych perełek, które zostały wciśnięte w środek albumu, ale nie mają związku z pierwotnym zamysłem Paula. Przecież koncept polegał na koncercie domniemanego zespołu Samotnych Serc Sieżanta Pieprza...
A do czego mają odwoływać się "środkowe" utwory? Lucy na niebie z diamentami? A jaki to ma związek z koncertem? Nawet nie ma dodatkowych atrakcji (np. szczęk sztućców, odgłosy przyciszonych rozmów, strojenie instrumentów), które mogłyby dodawać wiarygodności, że większość "wewnętrznych" kompozycji to utwory zaprezentowane podczas koncertu. Zresztą, jak też wspominali sami Beatlesi, utwory zaprezentowane na Sierżancie Pieprzu zainicjowały tę erę w twórczości Żuków, gdy efekty pracy w studiu były niemożliwe do odegrania na scenie. I rzeczywiście, z wyjątkiem tytułowego "Sgt. Pepper`s Lonely Hearts Club Band", "With a little help from my friends" i "Sgt. Pepper`s... (Reprise)", utwory na płycie nie były "koncertowe"!
Wspominasz o recenzji Weissa.... cóż, zawsze bardzo szanowałam jego opinie, ale ośmielę się z nim nie zgodzić. Nie mówię, że nie ma racji, twierdzę tylko, że jego słowa mnie nie przekonują. Wspólna wizja świata? W utworach? A co ma wspólnego "She`s Leaving Home" (nawet lirycznie, nie bacząc na brzmienie, i przesłaniem) z "Being For The Benefit Of Mr. Kite"?. :roll: A "Lovely Rita" i "Good Morning, Good Morning"? :roll:
Kilka postów wyżej Ringo podała definicję concept albumu z wikipedii. I pewnie posypią się na mnie gromy, ale ani brzmieniem, ani w warstwie tekstowej, ani kompozycyjnie... ani nawet narracyjnie (poza czterema wyjątkami, które spinają klamrą album) kompozycje na płycie nie są ze sobą powiązane.
Beatlesi jakby zaczęli od świetnego, nowatorskiego pomysłu, ale gdzieś po drodze pogubili spójność i zostawili tylko szczątek albumu koncepcyjnego. Fragment. A fragment nie może stanowić (osobista opinia ;)) o tym, iż cały album jest koncepcyjny. ;) Dla mnie "Sgt. Pepper`s" to nieskończony concept album, nieukończony projekt. Płyta, która miała opowiadać jakąś historię, ale w końcu zdecydowała, że opowie nam ich kilka, a tą przewodnią jedynie rozpocznie i zwieńczy gawędę.

Tylko widzisz... magia Sgt. Peppera, w mojej opinii, nie wypływa z koncepcyjności czy też jej braku... tylko pewnego świeżego powiewu nowego stylu, harmonijnego połączenia starego i nowego brzmienia, eksperymentów dźwięków, które nie tracą nic z świetności klasyków, jednocześnie nie zapominając o rozwoju. Sierżant Pieprz to dla mnie symbol, subtelna zapowiedź przemian w kulturze tamtego okresu, w pewnym sensie przełom, ale nie gwałtowny... taki niejasny znak informujący o nadchodzących zmianach. ;) I to dla mnie stanowi prawdziwą wartość tego albumu i w tym jednym konkretnym przypadku nie ubolewam nad "niepełnym" (znowu indywidualna opinia), "niedokończym, urwanym" konceptem.

A teraz skrywam twarz w dłoniach i czekam z pokorą na zasłużone razy. Wiem, że to był zamach na wszelką niewzruszoną doktrynę beatlesowską. :roll: Z góry proszę - miejcie litość nade mną! :roll: :wink: :lol: :wink:

_________________
"Normalność nie jest kwestią statystyki."


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Sie 03, 2006 3:16 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
a dla mnie akurat połączenie dwóch ostatnich utworów na Pieprzu jest mało spójne - mówie poważnie. wolałbym gdyby druga część tutułowego utworu sie do końca wyciszyła a A Day In The Life lebiej by zabrzmiał po kilku sekundach przerwy, od tej przepięknej akustycznej gitary. tak więc te złączenia utworów na siłę byłyby dla mnie bez sensu. Dobrze, że kawałki są oddzielone krótkimi przerwami, w niczym to nie przeszkadza uznać Sierżanta na koncept album od tej strony muzycznej. Beatlesi to nie był progrockowy zespół, a i tak kolejne numery na tej płycie brzmią ze sobą niezwykle spójnie. tak to słysze, tak czuje i już.
a najlepszym złączeniem utworów dla mnie na tej płycie jest Good Morning z Pepper's Reprise. Zaskakujące, wyśmienite, szalone (i bardzo istotne bo tu powraca kawałek tytułowy i klamerka się spina - to właściwie punkt kulminacyjny płyty, powiedzmy, że A Day in The Life to już kropka nad I :wink: )- jedne z moich ulubionych 'sklejeń' utworów jakie w życiu słyszałem! dziwne, że nawet o nim nie wspomniałaś! :o (nawiasem mówić bardzo lubie też złączenie Bungalow Billa z Gently Weeps, ale do tego z Sierżantowego połączenia mu daleko :wink: ).

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Sie 03, 2006 5:21 pm 
Offline
Musketeer Gripwood
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Lut 01, 2006 4:34 pm
Posty: 99
Miejscowość: Mielec
Obecnie "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" ale ja nie słyszałam wszystkich albumów więc mogę zmienić zdanie :D


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 157 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY