Wprost niebywale! Po raz pierwszy tak bardzo sie nie zgadzam z Toba, Piotrku
. O ile mamy niemalze identyczne zdanie o pewnym podwojnym albumie, to tutaj rozmijamy sie w ocenie i w uwielbieniu. Fajnie moc sie "poniezgadzac", ale przyznam, ze jedna Twoja wypowiedz wzbudzila we mnie natychmiastowy protest:
Yer Blue napisał(a):
rzeczywiście produkcja bierze górę nad spontanem
wreszcie ktoś mnie zrozumiał.
Z tym sie zgodze, choc to w zadnym wypadku nie swiadczy samo przez sie o wyzszej wartosci owych "spontanicznych" utworow. Natomiast zaraz potem napisales:
Yer Blue napisał(a):
Abbey Road to po prostu kolekcja przebojów
słodko, miło, pięknie i przebojowo
Taaaak.. zdolalam juz przesledzic cala pozniejsza dyskusje.. Jednak moim zdaniem przymiotniki "slodki" i "przebojowy" kompletnie nie pasuja do tej plyty... Powiem szczerze, juz Sierzant Pieprz wydaje mi sie bardziej "piosenkowy" (specjalnie nie daje przykladu z owego typowego "piosenkowego" okresu tworczosci Beatli). Moim zdaniem "Abbey Road" jest jednym z trudniejszych beatlesowskich albumow w odbiorze. Zgodze sie z Toba, ze faktycznie "brakuje" spontanu i pazura, ze zniknela zarowno psychodelia pelna geba (oczywiscie pozostalosci sa) jak i ciagoty hard rockowe (wyjatek: "I Want You - She's So Heavy"). Zgodze sie tez z Toba czesciowo co do "wygladzenia", ale przez wygladzenie rozumiem przede wszystkim maksymalne podporzadkowanie utworow glownej idei, niezwykle dopracowana i dopieszczona "produkcje" i pewne.. uspokojenie sie... Nie majace wiele wspolnego z powrotem do wesolych pioseneczek czy uroczych balladek. Dla mnie ten album to byc moze najbardziej "dojrzaly" album Beatli. Taki, ktory potrzebuje wielu przesluchan (oczywiscie - to zalezy od osoby, ale tak bylo m.in. w moim przypadku), zeby porzadnie wsiaknac.. Taki, ktory przy kolejnych przesluchaniach odkrywa nowe warstwy.. I przede wszystkim - rewelacyjnie "zlozony" w calosc. Fenomalny "zar" bialego albumu, czy tez ostra psychodelia - utwory, ktore jesli sie "lapie", lapie sie zazwyczaj od razu. Wala prosto w czache
. I w serducho. Ten album jest znacznie bardziej, hmm.. wyrafinowany? Wyciszony.. Ja potrzebowalam czasu, zeby album do mnie dotarl w calosci, na poczatku razilo mnie nie "przebojowosc" czy "piosenkowosc" - bo gdyby album taki byl, to "kupilabym" go od poczatku (oprocz Bialego, pierwszymi albumami, ktore uwielbialam bylo AHDN i Help!). Nie, wlasnie przeciwnie, pomijajac niektore momenty, album na poczatku mnie "nuzyl", wydawalo mi sie, ze nic sie nie dzieje. Az powoli.. rozsmakowalam sie w nim, nie potrafie tego inaczej opisac.
Najwiekszym problemem jest wskazywanie na poszczegolne utwory, czy nawet partie utworow, jako dowody na to, ze album jest taki, lub smaki.. Wlasnie dlatego ten album jest tak wyjatkowy - suma czesci skladowych nie rowna sie wartosci CALOSCI. Pamietam, jaki problem mialam z ocenianiem poszczegolnych utworow z "Abbey Road" w kompendium. W przypadku Bialego, co i rusz ktorys utwor "obrywal" dziesiatke, tak tez ocenilabym caly album . W przypadku "Abbey Road" jest juz inaczej.. Czulam gleboka "niesprawiedliwosc", oderwane czesci suity - bardzo dobre, poszczegolne utwory - dobre i bardzo dobre, malo ktory "genialny" samo przez sie (w moim odczuciu).. Calosc? Genialna. Pelne 10. Album niezwykle zroznicowany, ze swietnym instrumentarium i tym, co ktos wczesniej nazwal "dramaturgia".. tylko, ze w miejsce kalejdoskopu bialego albumu, otrzymujemy idealnie przemyslany ciag. Gdzie poszczegolne elementy, zamiast iskrzyc miedzy soba (genialny efekt Bialego), sa w kapitalny sposob powiazane razem, nawet "spontanicznosc" (np. Her Majesty, czy "Polythene Pam") jest ujeta w karby... Kazdy element jest w idealnym miejscu. Ta plyta nie musi byc stricte "rockowa", czy tez "psychodeliczna" czy tez "hard rockowa" - dobre wytrychy - zeby byla arcydzielem.
Czy uwazam te plyte za lepsza od mojego ukochanego Bialego i Revolvera? Nie, oceniam ja "na rowni". Chociaz rzeczywiscie sadze, ze lepszego pozegnalnego albumu Beatlesi nie mogli nagrac. Piekny labedzi spiew i po raz ostatni faktyczne ZGRANIE sie wszystkich - efekt tworzenia RAZEM znacznie silniejszy niz na Bialym (ktory wlasnie dlatego jest fascynujacy - kalejdoskop, ktory im po prostu ""wyszedl", choc kazde ciagnelo w swoja strone i w zasadzie tworzylo swoje, bez ogladania sie na innych - wiem, wiem, generalizacja)...
A tak, co do szczegolow - "Maxwell Silver Hammer" - uwielbiam ten tekst! Toz to pyszny brytyjski czarny humor!
Jesli chodzi o kwestie popu i rocka, to tez przychylam sie do zdania Magdy. Pamietam, ze dawniej walczylam, gryzlam i kopalam, wilam sie na ziemi za kazdym razem, kiedy ktos okreslam Beatli mianem grupy popowej. Powod jest prosty - pop stal sie (szczegolnie w kregach rockowych, nie mowiac juz o metalowych) synonimem muzyki "kiepskiej", "prostej" czy wrecz "prostackiej". Pustej i nic nie przekazujacej. Dlatego uzycie slowa "pop" w pewnych srodowiskach jest rownoznaczne z negatywna ocena.
Tak, jakby nie istnialo cale poletko popu alternatywnego. Tak, jakby nie istnial synthpop. Tak, jakby pop odnosilo sie po prostu to muzyki lansowanej przez vive czy mtv... Troche rozminiecie sie ze znaczeniem.. Beatlesi byli niesamowici miedzy innymi dlatego, ze tak trudno jest ich zaszufladkowac. Nazwanie ich tylko grupa popowa byloby krzywdzace, chyba, ze mamy na mysli najszersze rozumienie popu, muzyki popularnej - w odroznieniu od muzyki klasycznej czy ludowej - wowczas tak, owszem, mimo, ze nikt tak nie napisze, ale rock jest czescia popu (szeroko rozumianego), tak samo jak metal jest czescia bardzo szeroko pojmowanego rocka.. Oczywiscie nie ma sensu stosowac tak szerokich okreslen, stad uzywa sie tych pojec znacznie weziej.. Jak tylko dany podgatunek wyodrebni sie i samodzielni dostatecznie - stosuje sie go "w oderwaniu".. Ale nawet wowczas - tak samo jak krzywdzace byloby zawezenie tworczosci Beatli do popu, tak samo niepoprawne jest zaprzeczanie, jakoby Beatlesi mieli cokolwiek z popem wspolnego.. a jesli mieli to tylko na poczatku, albo tylko czasem "im sie zdarzalo". Beatlesi wlasnie dlatego sa tak fenomenalni, ze przetarli tak wiele muzycznych szlakow, wykraczali poza proste "przyporzadkowania" muzyczne, poza czarno-biale "slodkie-pazur", znajdowali inspiracje w tak wielu gatunkach (w tym tez tych "popowych", wchlaniali je, nastepnie przeksztalcajac, formujac na nowo, proponujac nowe, swieze rozwiazania.. Tworzac cos ponadczasowego, przelomowego, na wysokim artystycznym poziomie niezaleznie od tego, czy polem "dzialania" byl rock and roll, rock czy pop. Wplyw Beatli na muzyke rockowa (stricte rockowa) jest niezaprzeczalny, jednak wplywy ich tworczosci sa znacznie szersze!
To sie rozpisalam.