Napiszę w tym temacie, bo film ma zbyt mały związek z The Beatles, by zakładać odrębny wątek.
"Muzyka jest wieczna" (ang.
"The Music Never Stopped") z 2011 r. to oparta na faktach opowieść o młodym mężczyźnie, Gabrielu (Lou Taylor Pucci), który w wyniku nowotworu mózgu utracił kontakt z rzeczywistością - nie gromadzi nowych wspomnień, ma kłopoty z kojarzeniem faktów, jest jakby oddzielony od świata niewidzialną zasłoną. Po minucie potrafi zapomnieć o czym mówił, a czasem nie można z nim nawiązać jakiegokolwiek kontaktu. Jako zafascynowany muzyką i skonfliktowany z ojcem chłopak opuszcza dom, by po prawie dwudziestu latach rodzice znaleźli go w szpitalu w takiej właśnie kondycji. Próbując pomóc dziecku, ojciec (J.K. Simmons) odnajduje terapeutkę Dianne (Julia Ormond), która za pomocą muzyki próbuje nawiązać kontakt z Gabrielem.
Nie chciałbym zdradzać za dużo, ale w tym procesie bardzo ważną rolę odgrywa pewna piosenka The Beatles. Film jest amerykański, więc poza tym jest sporo amerykańskiej muzyki (Grateful Dead, Dylan, Buffalo Springfield). Ale nie o same piosenki tu chodzi. Ja znalazłem w filmie kilka prostych, ale niesamowicie prawdziwych refleksji dotyczących muzyki w ogóle - że muzyka przywołuje wspomnienia, potrafi być wspaniałym medium komunikacji międzyludzkiej, a także że podobają nam się najbardziej te piosenki, z którymi mamy pozytywne konotacje pozamuzyczne (wspomnienia, co robiliśmy i jak się czuliśmy w chwili słuchania danej piosenki są niezwykle ważne). Film jest oparty na faktach (przypadek opisany przez Olivera Sacksa, brytyjskiego neurologa, na podstawie jego prac powstał jakiś czas temu słynny film "Przebudzenia"), co sprawia, że czasami aż trudno uwierzyć w przedstawiane wydarzenia. Świetne aktorstwo (rewelacyjny J.K. Simmons znany obecnie z "Whiplasha" i Lou Taylor Pucci) dodaje historii autentyzmu.
Jeśli chodzi o sposób narracji, to nie ma tu żadnych ekstrawagancji, budowa "wstęp-rozwinięcie-zakończenie" jest łatwo przyswajalna i pozwala skupić się na samej historii i emocjach. I tu muszę "ostrzec", że film jest - przynajmniej dla mnie - bardzo wzruszający. Co może się nie spodobać niektórym, a inni mogą to polubić, to już zależnie od gustu. Ja ostatnio nie mam nic przeciwko takim filmom
Ogólnie polecam entuzjastom muzyki i poruszającego kina spod znaku... nie wiem, Jeźdźca wielorybów?