Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Pią Mar 29, 2024 8:39 am

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 120 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: Nie Cze 14, 2015 3:17 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Rita napisał(a):
Nie wiem, gdzie sie podziala Emeela, ale ona powinna tu przyjsc i zaprowadzic porzadek w watku :D

Jakby co, to się wszystko zwali na Fangorna :wink:
Rita napisał(a):
Circulus Astrrus ;)

Circulus Astrrus jest mistrzowsko trafione w dziesiątkę! :D

Circulus Astrrus, dla przyjaciół - Octopus :wink:

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Cze 14, 2015 3:21 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Argus9 napisał(a):
Circulus Astrrus, dla przyjaciół - Octopus :wink:


Aaaaa... i padlam ze smiechu!!! :D

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Cze 17, 2015 2:41 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Rita napisał(a):
Aaaaa...

Na Zdrowie! :)
Rita napisał(a):
padlam ze smiechu!!! :D

Padłaś? Powstań! :wink:

Pozdraviamus! :)

Antonius Seridanus (z Polydorus) :)

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Cze 17, 2015 8:45 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Argus9 napisał(a):
Jakby co, to się wszystko zwali na Fangorna :wink:

No pewnie! Myślę, że Król Off-topów jest tu tylko jeden i nie jestem nim ja :wink: :D
Rita napisał(a):
Omnes viae Beatles ducunt

Chciałbym mieć koszulkę z takim napisem! :)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Cze 21, 2015 9:46 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Nic trudnego - są firmy "koszulkarskie", które oferują możliwość zaprojektowania sobie własnej koszulki online. Bardzo fajnie to wychodzi. Kiedyś przyjaciółce-zapalonej narciarce podarowałam taką z cytatem o nartach. ;)

A sprowadzając temat na 'właściwe' tory, to chciałam się podzielić wrażeniami po obejrzeniu ekranizacji "Skrzypka na dachu".

Na wstępie chciałam Wam, Argusie i Fangornie, bardzo bardzo podziękować za rekomendację tego filmu! Podejrzewam, że gdyby nie Wy, tak szybko bym po niego raczej nie sięgnęła. Kultura żydowska leży raczej poza obrębem moich zainteresowań, muzyka żydowska... raczej nie trafia do mojego odtwarzacza, no i sam opis fabuły musicalu nigdy do mnie nie przemawiał na tyle, bym miała ochotę szybko ten film obejrzeć.

Tymczasem film - jakże mistrzowsko zrealizowany - wciągnął mnie od pierwszych minut, i dawno już nie oglądałam niczego z takim zaciekawieniem. Chodzi tu też nie tylko o samą fabułę, ale również o sam przedstawiony w "Skrzypku" świat, tak doskonale odwzorowany... [To, co mnie na przykład ujęło od samego początku, to fakt, że córki głównego bohatera wyglądały pod kątem "urody" dokładnie tak, jak mogły wyglądać na początku zeszłego wieku młode żydowskie dziewczyny żyjące na przedstawionych w filmie terenach - a nie jak hollywodzkie piękności z przefarbowanymi na czarno włosami (co daję głowę miałoby miejsce teraz, gdyby powstała nowa ekranizacja musicalu :lol: )].

Sama historia opowiedziana w filmie/musicalu jest tak ciepła i dająca nadzieję, mimo że dzieje się w czasach trudnych, a otwarte zakończenie jest raczej smutne... No i bohaterowie! Główny bohater (czy to prawda, że aktor go odtwarzający miał w momencie kręcenia filmu zaledwie trzydzieści parę lat?!) i jego żona Gołda to mistrzostwo świata!

Przewspaniałe w "Skrzypku" są dialogi i kwestie poszczególnych bohaterów:

Cytuj:
I tell you, Tzeitel, if God lived on earth, people would break his windows!


A JUŻ SZCZEGÓLNIE mistrzowskie są "rozmowy" głównego bohatera z Bogiem:

Cytuj:
As the Good Book says, ev... Why should I tell You what the Good Book says?


Cytuj:
It may sound like I'm complaining, but I'm not. After all, with Your help, I'm starving to death.



A piosenki... Piosenki mówią same za siebie, są fantastyczne! Dla wszystkich, którzy jeszcze nie oglądali - na zachętę:

To, co chyba wszyscy znają, czyli... "Gdybym był bogaczem..." https://www.youtube.com/watch?v=RBHZFYpQ6nc
Sunrise Sunset: https://www.youtube.com/watch?v=03rzUoyq9K0
Do You Love Me? https://www.youtube.com/watch?v=h_y9F5St4j0

Mój plan teraz - zobaczyć "Skrzypka" na scenie! :D

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Cze 22, 2015 12:42 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Wiedziałem, że Ci się spodoba. Ten film po prostu nie może się nie podobać :wink:
Rita napisał(a):
Przewspaniałe w "Skrzypku" są dialogi i kwestie poszczególnych bohaterów:
A JUŻ SZCZEGÓLNIE mistrzowskie są "rozmowy" głównego bohatera z Bogiem

Polecam w takim razie książkę, na podstawie której film powstał. Niedługa powieść Szolema Alejchema pt. "Dzieje Tewji Mleczarza". Takich wspaniałych dialogów Tewje z Bogiem, żoną, córkami i sąsiadami, a także zupełnie niezwykłych perypetii utrzymanych w duchu tragikomedii jest tam o wieeele więcej (ponadto fabularnie książka różni się od filmu). To "targowanie się z Bogiem" i specyficzny żydowski światopogląd, podejście do życia i wiary zostały przez Szolema Alejchema genialnie przedstawione - z dozą sympatii, pobłażania, zdziwienia, ale i podziwu. Książka jest pisana w formie opowieści Tewje - ubogiego, zaściankowego Żyda - skierowanych do samego Szolema Alejchema - Żyda wykształconego, zasymilowanego, a mimo to niegardzącego kulturą uboższych warstw społeczeństwa żydowskiego i językiem jidysz (który był uważany za język ubogich i niewykształconych), a którego był wielkim orędownikiem w literaturze. Niezwykle przyjemnie się czyta - i wciąga. Książka na dwa wieczory :)

Rita napisał(a):
Mój plan teraz - zobaczyć "Skrzypka" na scenie! :D

Podobno najlepszy w Polsce jest w... warszawskim Teatrze Żydowskim (zaskoczenie :wink: )

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Cze 23, 2015 3:53 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Maj 10, 2006 10:11 am
Posty: 1293
Miejscowość: Piernikowo
Czuję się zobowiązana natychmiast to tu opublikować:
Plany Teatru muzycznego w Gdyni:
Cytuj:
ZŁY / reż. W. Kościelniak / 4 września 2015
KUMERNIS... / reż. A. Duda-Gracz / 30 października 2015
GHOST / reż. T. Dutkiewicz / 6 listopada 2015
KONCERT SYLWESTROWY / reż. B. Szyc / 31 grudnia 2015
PIOTRUŚ PAN / reż. J. Józefowicz / kwiecień 2016
NOTRE DAME DE PARIS / reż. G. Maheu / wrzesień 2016
WIEDŹMIN / reż. W. Kościelniak / wrzesień 2017
KRAKOWIACY I GÓRALE / reż. M. Zadara / wrzesień 2018


"Zły" już w tym roku!!! Jejku jejku jejku!!!
"Ghost"! To ten "Ghost"?!
"Notre dame de Paris" - mam palpitacje!!! Wspaniały musical!
No i... "Wiedźmin"...
Oficjalnie - jaram się potwornie!

_________________
"Czekaj i nie trać nadziei"
"Żeby czekać trzeba żyć"
"Do, or not do - there is no try"


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Nie Cze 28, 2015 10:11 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Oh, "Notre Dame de Paris" dopiero za ponad rok!! Nie mogę się doczekać!

Ciekawi mnie też bardzo "Kumernis". Premiera już niedługo! To może być interesujący spektakl. Polecam opowiadanie Olgi Tokarczuk z tomu "Dom dzienny, dom nocny" poświęcony św. Wilgefortis.

Na "Skrzypka" do Teatru Żydowskiego na pewno się wybiorę :) A książkę mam już na liście życzeń w Audible i tylko czekam na nowy kredyt. Serdecznie dziękuję za rekomendację :)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Sie 07, 2015 6:49 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Chcialam tylko miedzy wierszami doniesc, ze przeczytalam (a raczej wysluchalam) "Upiora w operze" (powiesc, ktora polecal tu m.in. Fangorn) i bardzo polecam - fanom musicalu i szczegolnie fanom jego ekranizaji z Emmy Rossum, bo jest w niej (ekranizacji) pare "smaczkow", ktorych bez znajomosci ksiazki nie sposob zauwazyc.

Teraz widze, ze troche motywow z powiesci "zarzuconych" na potrzeby musicalu na pewno uczyniloby go ciekawszym. Na pewno historia Upiora i jego mroczna dusza.

Tak czy owak, dziekuje Fangorn za namowienie mnie do przeczytania powiesci Leroux'a!

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Sie 14, 2015 12:03 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Cieszę się, że książka Ci się spodobała :) Swoją drogą, to jest tu chyba gdzieś temat o książkach, jak będę miał czas to coś tam napiszę :wink:

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Śro Wrz 09, 2015 10:58 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Wczoraj widziałem "My Fair Lady" i powiem tak: soundtrack leci w głośnikach drugi raz z rzędu i chyba moja lista ulubionych musicali przejdzie spore przemeblowanie :) Może nie pierwsza trójka, ale "My Fair Lady" może spokojnie trafić na niej na czwarte miejsce.

Przede wszystkim jest to zasługa historii. Już wiem, że chcę w najbliższym czasie przeczytać "Pigmaliona" (wiem, że tam jest inne zakończenie, proszę nie spoilerować :wink: ). Pełne humoru i błyskotliwych uogólnień przedstawienie relacji męsko-damskich z dwóch punktów widzenia - i to w taki sposób, że można zrozumieć odczucia, przemyślenia, racje i podejście do życia obu głównych postaci (Elizy Doolittle i profesora Higginsa). Relacji charakterystycznych dla epoki (pozycja kobiet w społeczeństwie a pozycja mężczyzn), ale też tych bardziej współczesnych, uniwersalnych. Poza tym sam pomysł przekształcenia ubogiej, prostej dziewczyny w ozdobę arystokratycznych salonów (w którym to założeniu główną rolę odgrywa sfera językowa) jest niezwykle interesujący i angażujący uwagę. I oczywiście uniwersalny, co widać po dość długiej liście adaptacji scenicznych, telewizyjnych i filmowych "Pigmaliona" - od USA po Indie, niezależnie od kręgu kulturowego i epoki, a także w wielu różnych kostiumach i konwencjach - od dramatu po komedię (ostatnio nawiązano do "Pigmaliona" nawet w tak odległym filmie, jak "Kingsman"). W pewnym stopniu położenie nacisku na sam język jest jakimś uproszczeniem sytuacji, bo równie wielką rolę w transformacji Elizy odgrywały maniery i zachowanie (dostajemy tylko informację, że się ich nauczyła, nie obserwujemy, jak to robi), ale poza tym sam temat uważam za doprawdy świetny (ach, te akcenty! uwielbiam słuchać brytyjskich akcentów, choć może jeszcze bardziej amerykańskich :) ). Poruszono także kwestię odpowiedzialności za własne (często nieprzemyślane) działania wobec drugiego człowieka - zarówno w odniesieniu do Elizy (z której profesor zrobił praktycznie nowego człowieka i próbował uchylić się od konsekwencji zapoczątkowanej przez siebie przemiany, która wyrwała Elizę z jej dawnego środowiska, by przesadzić ją sztucznie do środowiska nowego i obcego, w którym musiała się odnaleźć, bo na powrót było już za późno), jak i w wątku ojca Elizy (rozwiązanym raczej przyjemnie i z pozytywnymi konsekwencjami, ale lekkomyślność profesora mogła zaowocować odwrotnymi skutkami - choć raczej nie w pogodnym musicalu). I tak w pewnym momencie ciężar fabuły wyraźnie przenosi się na relacje między Elizą i profesorem Higginsem, a ten wątek poprowadzony jest bezbłędnie - z humorem, a czasem i powagą. Tutaj prawdziwą ozdobą są aktorzy - niesamowita Audrey Hepburn na oczach widza przechodząca przemianę z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia oraz wyśmienity Rex Harrison jako profesor Henry Higgins - domagający się "życiowej lekcji", bo traktujący bliźnich instrumentalnie, ale z drugiej strony urzekający swą naiwnością i wytrwałością "starego kawalera", która kruszy się powoli i nieubłaganie, chociaż on sam tego nie dostrzega. W tym kontekście wyborna jest finałowa rozmowa Elizy i profesora. W tle przemykają się jeszcze inne wątki - biedne, ale wolne życie zestawione ze spętaną konwenansami sytuacją arystokracji; pytanie, czy pieniądze dają szczęście (wątek ojca Elizy) - oba trochę ograne; kwestia sytuacji kobiet w Anglii na początku XX wieku (widać pochód sufrażystek).

I to wszystko w musicalu - bo to przede wszystkim jest musical filmowy, i to raczej pogodny w ogólnym wrażeniu po seansie. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to mogę tylko wyrazić swój zachwyt w samych superlatywach. Piosenki są świetne, chwytliwe, z wyśmienitymi tekstami, w których zręcznie wykorzystano "językową tematykę" dzieła, i ładnie, klasycznie zaaranżowane (ewentualne uwagi: "On the Street Where You Live" jakoś mi nie pasowała do reszty swoją ciężkością, a "Get Me to the Church on Time" pod koniec filmu odwracała - chyba niepotrzebnie - uwagę od głównego wątku, ale sama piosenka jest w porządku) oraz solidnie wykonane (tutaj znowu przyciężki śpiew Billa Shirleya niezbyt mi pasował). Moje ulubione kompozycje na dzień dzisiejszy to przede wszystkim "Just You Wait" (akurat ten utwór (w połowie) śpiewa Audrey Hepburn, którą zastąpiła Marni Nixon w trudniejszych partiach pozostałych utworów), "Show Me", "I've Grown Accustomed to Her Face" i "Wouldn't It Be Loverly" (tylko ten utwór znałem przed filmem). W warstwie realizacyjnej natomiast wyróżnia się dla mnie podkreślenie teatralnego rodowodu (szczególnie w sekwencjach targu kwiatowego i wyścigów w Ascot, a także przez samą akcję toczącą się w większości pośród zbudowanych dekoracji i z niewielką liczbą aktorów).

Dzięki, Rito, za polecenie "My Fair Lady"! Jest jeszcze kilka musicali duetu Lerner-Loewe - widziałaś któryś? Mam gdzieś nagrany "Camelot", a "Paint Your Wagon" na pewno obejrzę, bo gra tam Clint Eastwood, ale nie wiem, czy spośród tych pozostałych musicali któryś jest tak świetny jak "My Fair Lady".

Rita napisał(a):
A co do "West Side Story" to się pochwalę, że w sierpniu zobaczę musical na żywo.
Co prawda w Manchesterze (nienawidzę tego miasta), ale na żywo, na żywo!


I jak wrażenia?

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 11, 2015 1:42 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Serdeczne dzięki za przefantastyczną recenzję :) ! Cieszę się, że My Fair Lady Ci się spodobało, ale... raczej się tego podziewałam ;) Tak jak już tutaj pisałam, My Fair Lady to mój absolutny top wśród musicali a zarazem jeden z ulubionych filmów w ogóle, i ogólnie uważam go za arcydzieło. A to wszystko dzięki wszystkim tym "składnikom", które wymieniłeś, czyli arcyciekawej i oryginalnej historii, przewspaniałej grze Audrey (co za ironia, że akurat za tę rolę, w której po raz pierwszy "wyszła" poza typowo grane przez siebie postacie, nie dostała Oscara; a przecież jej Eliza jest tak autentyczna, zabawna i urocza zarazem) oraz Rexa Harrisona, przepięknej realizacji filmu i oczywiście piosenkom, piosenkom! Cieszy mnie, że zwróciłeś uwagę na "Show Me", bo to chyba mój ulubiony kawałek, oraz na "teatralną" scenę w Ascott, którą uwielbiam. Jak dla mnie to kwintesencja sztywności i konwenansów oraz pewnego zakłamania panującego w angielskiej high society. A te stroje i kapelusze - po prostu sama radość! :D

Ciekawe, że w pewnym momencie swojej recenzji wspomniałeś, że musical porusza wiele tematów, m.in. sytuację kobiet w ówczesnej Anglii. Ja w pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie jest to tak naprawdę jeden z głównych motywów? Dla mnie jednym z najbardziej ujmujących momentów w musicalu jest ten, gdy pułkownik Pickering zwraca się do jeszcze-kwiaciarki Elizy słowami "Czy zechciałaby pani usiąść, panno Doolittle?", a z reakcji bohaterki możemy się domyślić, że nikt jej wcześniej w taki sposób nie traktował. I tym momencie symbolicznie rozpoczyna się dla mnie "przenoszenie" Elizy do wyższej grupy społecznej, co się ostatecznie, jak wiadomo, udaje - ale czy jest to zmiana tak do końca pozytywna dla bohaterki? Z jednej strony dostaje ona to wszystko, o czym marzyła ("Lots of chocolate for me to eat, lots of coal makin' lots of heat, warm face, warm hands, warm feet"...), jednak z drugiej, pomimo uzyskanej uprzywilejowanej pozycji społecznej, traci swą -niewielką wprawdzie, ale zawsze - niezależność. W pamiętnej scenie kłótni z prof. Higginsem wypomina mu, że w nowej roli, do jakiej ją "ukształtował", pozostaje jej wyłącznie wydać się bogato za mąż (a i po tym, jeżeli wierzyć późniejszym słowom profesora, nie zawsze czeka wspaniałe życie, jeśli mąż okaże się takim niezaradnym lekkoduchem jak Freddy). Moim zdaniem historia Elizy w znakomity sposób obrazuję tę w gruncie rzeczy przykrą sytuację kobiet w ówczesnym czasie.

Ja również nie jestem fanką zdubbingowanego głosu Freddy'ego, i moim zdaniem był to jeden z gorszych pomysłów filmie. Zgadzam się, podłożony głos jest za ciężki i za "stary" dla młodego chłopaka, jakim był Freddy, wykonanie "On The Street..." zdecydowanie za poważne. Co do zdubbingowania Audrey mam mieszane uczucia. Marni Nixon śpiewała pięknie, jednak jej głos pasuje mi bardziej do postaci radosnej pastereczki niż kogoś takiego jak Eliza. Audrey... może nie miała głosu musicalowego - zachowało się m.in. "Show Me" w jej wersji https://www.youtube.com/watch?v=H8zyF0ZOy3k i chyba wszyscy się zgodzą, że nie jest to idealne wykonanie- ale być może jej śpiew lepiej zgrałby się z postacią Elizy? Niestety, nigdy się tego nie dowiemy.


Fangorn napisał(a):
Dzięki, Rito, za polecenie "My Fair Lady"!


Fangorn, ja Ci mogę z marszu polecić wszystkie moje ulubione filmy, jeśli do każdego napiszesz taką recenzję :lol: :wink:

A pozostałych wymienionych przez Ciebie musicali jeszcze nie widziałam. Mogę jednak w ciemno strzelić, że żaden nie może być tak dobry jak "My Fair Lady" ;)

Co do "West Side Story" w Manchester Palace Theatre, to występ był wspaniały! Śmiem twierdzić, że musical ten o wiele lepiej "smakuje" na żywo ze sceny niż z filmu (film jest wspaniały, ale trudno ukryć, że pod wieloma względami się mocno zestarzał). Nie mogę się doczekać, kiedy znowu pójdę obejrzeć coś na żywo. Nie mogę się przełamać, żeby pójść na "Mamma Mia", więc prawdopodobnie będzie to "Skrzypek" w Żydowskim :)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 11, 2015 5:23 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Rita napisał(a):
Audrey... może nie miała głosu musicalowego - zachowało się m.in. "Show Me" w jej wersji https://www.youtube.com/watch?v=H8zyF0ZOy3k i chyba wszyscy się zgodzą, że nie jest to idealne wykonanie- ale być może jej śpiew lepiej zgrałby się z postacią Elizy? Niestety, nigdy się tego nie dowiemy.

Wersja Audrey jest sto razy lepsza! :) A w nawiązaniu do samego jej występu, to moim zdaniem to ona powinna dostać Oscara za ten film, a nie Rex Harrison. Na Youtube są jeszcze "I Could Have Danced All Night", "Without You", "Wouldn't It Be Loverly" i "Just You Wait" w jej wykonaniu. Szczególnie ten ostatni utwór jest rewelacyjnie wykonany i zupełnie nie rozumiem, czemu nawet tutaj dołożyli partię Marni Nixon (https://www.youtube.com/watch?v=vbdVvIbB1KU). Może nie wszystkie wykonania są lepsze niż Marni Nixon (w sensie czystości głosu), ale są bardziej szczere w kontekście roli i bardziej realistyczne. I moim zdaniem szkoda, że Audrey została zdubbingowana (niestety to była norma w tamtych latach). Dzisiaj już przeważnie wykorzystuje się głos aktora grającego daną rolę (oczywiście zwykle w wykonaniu studyjnym), co nadaje autentyczności. Ciekawym pomysłem jest natomiast ten zastosowany w "Nędznikach" Toma Hoopera, bo tam większość partii wokalnych zarejestrowano bezpośrednio na planie (stąd czasem nieidealne wykonania). Ogólnie to jestem zwolennikiem śpiewu aktorów grających daną rolę w musicalach, nawet jeśli nie miałby być idealny. Aktorzy, którzy wcale nie umieją śpiewać, nie powinni po prostu grać w musicalach :wink:

A wracając do "My Fair Lady", to oczywiście masz rację - kwestia sytuacji kobiet w Anglii rzeczywiście nie jest tylko marginalnym wątkiem, ale bardzo ważnym i wręcz oczywistym tematem filmu (tak oczywistym, że chyba dlatego tego nie dostrzegłem :wink: ). Kto wie, czy (razem z innymi kwestiami społecznymi, np. zarysowaniem nierówności społecznych przez porównanie sytuacji arystokracji i plebsu w Anglii początków XX wieku) nie ważniejszym niż wątek relacji damsko-męskich. Co do "przeniesienia" Elizy do wyższej warstwy społecznej: tutaj ciekawy jest wątek jej ojca - dostał pieniądze, o które wcześniej musiał żebrać u córki i pewnie u znajomych, mógł robić z tymi pieniędzmi co chciał, był ustawiony do końca życia - czyli, wydawałoby się, że zyskał szczęście. Ale dostał też "bagaż" nowej pozycji społecznej (bo to w dużej mierze pieniądze o niej decydują, jak widać z filmu, już nie tylko szlachetne urodzenie) - spętanie konwenansami (był już "szanownym panem Doolitle", a nie starym Alfiem), grupkę takich jak on wcześniej pasożytów pragnących jego pieniędzy, nie mówiąc o żonie, która zdecydowała się za niego wyjść jak już był bogaty. Powrót do "wolności" byłby możliwy, gdyby oddał komuś lub rozdał pieniądze, ale - jak sam mówi - brakuje mu do tego zdecydowania, odwagi, bo życie bogate nie jest może wolne, ale jest wygodne. Podobnie Eliza - jej trudniej jest powrócić do życia, jakie znała wcześniej (bo nawet nikt jej już nie rozpoznaje w szykownych strojach i makijażu), ale mogłaby to teoretycznie zrobić, jednak wiązałoby się to z utratą pełnego pragmatycznych korzyści i wygód życia. Kto na jej miejscu wróciłby do życia kwiaciarki? Chyba nikt. Nawet jeśli tęskniła za prostotą świata, który porzuciła, to profesor Higgins dał jej w pewnym sensie szansę, którą wykorzystała. Jako kwiaciarka miałaby cięższe życie i wcale nie szczęśliwsze. Może po prostu sytuacja kobiet w tamtym czasie i miejscu była trudna niezależnie od pozycji społecznej. Albo inaczej (w odniesieniu już nie tylko do kobiet, a np. ojca Elizy) - każda pozycja społeczna ma swoje dobre i złe strony; pytanie, co jest ważniejsze: pragmatyczne czy idealistyczne podejście do życia? Pieniądze i materialne dostatki czy wolność i niezależność? Co do utraty niezależności Elizy, to zależy, jak na to spojrzeć - z jednej strony rzeczywiście zostało jej tylko korzystnie się "sprzedać" i wydać dobrze za mąż, ale z drugiej - Eliza bardzo dobrze umiała sobie ustawić profesora w ostatnich scenach, więc myślę, że poza nabyciem pewnych konwenansów natury wychowawczej (brak spontaniczności i beztroski, chyba że w warunkach domowej prywatności) nie wyszła na eksperymencie Higginsa źle. Już od początku miała tak silną osobowość, że profesorowi nie udało się jej do końca "utemperować" - tak sądzę.

Idąc za ciosem, obejrzałem wczoraj "Deszczową piosenkę", ale to jednak nie do końca moje klimaty. Wrócę prędzej do musicali z lat 60. Owszem, nie można odmówić "Deszczowej piosence" świetnego aktorstwa, radosnego klimatu beztroski (nie przejąłem się zbytnio problemami bohaterów), piosenki są całkiem przyjemne, ale... No cóż, to lata 50.: dużo tańczenia i slapsticku, wszyscy cały czas się uśmiechają, życie jest tak naiwnie bezproblemowe, dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane :) Ciekawy natomiast jest przede wszystkim wątek przełomu w kinematografii związanego z pojawieniem się kina dźwiękowego i odejściem na przymusową emeryturę wielu sław kina niemego (na faktach). I karykaturalne przedstawienie ówczesnego Hollywood (ciekawa postać reżysera czy wzorowanej na Poli Negri femme fatale). Przyjemna rozrywka, ale po takim seansie nie ma zbytnio o czym myśleć :wink:

Rita napisał(a):
Fangorn, ja Ci mogę z marszu polecić wszystkie moje ulubione filmy, jeśli do każdego napiszesz taką recenzję :lol: :wink:

To rzuć jakimiś tytułami, może któryś jest też moim ulubionym? Bo wtedy mógłbym pisać i pisać :wink:

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 11, 2015 10:16 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Ojej, to szkoda, że nie podobała Ci się "Deszczowa Piosenka", byłam przekonana, że to pewniak :) chociażby ze względu na wspomniany przez Ciebie wątek odejścia kina niemego. Ale skoro wolisz musicale z lat 60., to polecam skądinąd znanego nam wszystkim Music Mana. Sama powinnam sobie odświeżyć ten musical, gdyż widziałam go raz kilka lat temu - pamiętam jednak, że mi się bardzo podobał. A może spodoba Ci się "Hello Dolly" z Barbrą Streisand z 1969 roku?

Odnośnie kwestii głosów aktorów występujących w musicalach, to zdaje się, że Rex Harrison nie tylko śpiewał własnym głosem, lecz również śpiewał "na żywo" - odmówił bowiem późniejszej rejestracji głosu w studio. Ale mimo to w stu procentach zgadzam się z Tobą, że Audrey również zasługiwała na Oskara. Ale jakoś tak się stało, że - może z wyjątkiem Śniadania u Tiffany'ego - jej najlepsze role pozostały moim zdaniem niedocenione, co rozwinę szerzej w wątku "Filmy" ;)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pią Wrz 11, 2015 11:05 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Rita napisał(a):
Ojej, to szkoda, że nie podobała Ci się "Deszczowa Piosenka", byłam przekonana, że to pewniak :) chociażby ze względu na wspomniany przez Ciebie wątek odejścia kina niemego.

Myślę, że to wina "My Fair Lady". Drugiego dnia po obejrzeniu takiego musicalu nawet "Deszczowa piosenka" nie ma szans :wink: Wątek kina niemego był rzeczywiście najciekawszym elementem filmu. Gene Kelly grał bezbłędnie, trzeba przyznać; strona wizualna "The Broadway Melody" także robiła wrażenie. Na pewno oglądało mi się przyjemnie, nie wiem, może miałem zbyt wysokie oczekiwania. Podobnie jak z "Czarnoksiężnikiem z krainy Oz", który nie przeszedł próby czasu - jak byłem mały, to zdecydowanie bardziej mi się podobał :)

W następnej kolejności zabieram się właśnie za "The Music Man", bo już wcześniej go polecałaś i swego czasu trafiłem na bardzo pochlebną recenzję tego filmu. Potem... jeszcze nie wiem. Kuszą mnie Lerner i Loewe (znowu pokłosie "My Fair Lady"), "Producenci", ale z drugiej strony jest jeszcze mnóstwo takich "podstawowych" musicali, których nie widziałem, np. "Dźwięki muzyki" czy "New York, New York". Myślałem też nad "Hello, Dolly!" właśnie, "Jentł" (bo interesuje mnie tematyka tego filmu) i "Zabawną buzią", bo tam gra Audrey :) Jak myślisz?

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Sob Wrz 12, 2015 11:07 am 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Jeśli chodzi o "Zabawną buzię", to podejrzewam, że odczucia będziesz miał podobne do tych po seansie "Deszczowej". To właśnie taki lekki, zabawny, typowy musical z lat 50., w którym wszystko dobrze się kończy, ale nie za bardzo jest nad czym rozmyślać :) Ogląda się głównie z sympatii dla Audrey i Freda Astaire'a.

"Dźwięków muzyki" akurat nie lubię i nikomu nigdy nie polecam. Dla mnie za dużo tam kiczu i przesłodzenia, chociaż oprawa "piosenkowa" jest świetna. Bardzo wiele osób jednak lubi i ceni ten musical, więc każdy chyba musi obejrzeć sam, by wyrobić sobie o nim zdanie :)

"New York New York" sama jeszcze nie widziałam :) Ja bym obejrzała najpierw "Producentów", a potem "Hello, Dolly!". Ale cokolwiek obejrzysz - będę bardzo ciekawa Twojej opinii :)

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 21, 2015 10:03 am 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
W nadchodzącą sobotę 26 września o godz. 13:25 na TVP Kultura będzie można obejrzeć musical "Słodka Charity" z Shirley McLaine w reżyserii Boba Fosse :)

Cytuj:
Fordanserka Charity szuka miłości. Mężczyźni, których spotyka, jednak tylko wykorzystują jej naiwność. Satysfakcji nie przynosi jej również wieczór spędzony w towarzystwie aktora Vittorio Vidala. Niezrażona niepowodzeniem, chcąc odmienić los, rozpoczyna poszukiwania bardziej godnego zajęcia. W agencji pracy poznaje Oscara. Między dziewczyną a specjalistą od ubezpieczeń rodzi się uczucie. Oscar wydaje się być idealnym kandydatem na męża, ale zanim dojdzie do ślubu, Charity musi wyjawić mu prawdę o swojej profesji.


Mam nadzieję, że nie przegapię!

_________________
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Pon Wrz 21, 2015 12:38 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Oby tylko był z napisami...

A tak na marginesie: powstał właśnie pierwszy od kilkudziesięciu (?) lat polski musical - "Córki dancingu". Dzieje się w latach 80. w środowisku warszawskich dancingów i ma przedstawiać lata 80. z nietypowej, groteskowej perspektywy (podobno). Za muzykę odpowiada grupa Ballady i Romanse. Od 25 grudnia w kinach. Ja się chyba nie wybieram, bo boję się, że to będzie coś żenująco słabego, ale kto wie? Jak będzie w telewizji, to chętnie rzucę okiem.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2015 1:15 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Maj 10, 2006 10:11 am
Posty: 1293
Miejscowość: Piernikowo
Fangorn napisał(a):
A tak na marginesie: powstał właśnie pierwszy od kilkudziesięciu (?) lat polski musical - "Córki dancingu". .

Oj, muszę sprostować!
Polskie musicale powstają niemal rok w rok chociażby w fenomenalnej Baduszkowej w Gdyni.
Wtrącam się, bo właśnie wracam z doskonałego "Złego" na podstawie Tyrmanda!
Ach, co to był za spektakl!
Ta choreografia! Kostiumy, a przede wszystkim scenografia - nie mam pojęcia, jak oni to zrobili, ale wspaniale uchwycili wrażenie przestrzenności wciąż jeszcze miasta ruin, jakim była Warszawa w 1954 roku. Jak zrobiono bary! Jak pomysłowo stworzono spółdzielnię Woreczek (tu - spółdzielnia Tektura).
Dobór aktorów również całkiem spełnił moje oczekiwania - zwłaszcza Złego i Merynosa.
Zawodzi może Kubuś Wirus, który wydaje się zbyt stary.
Co do muzyki - w cale mnie nie zdziwiło, że skupili się na jazzie i swingu. Aż emanowało Tyrmandem, jednocześnie wcale nie będąc ciężkostrawnym.
Niektórzy twierdzą, że braknie hitu, jednak po drugim dniu słuchani płyty, mam już swoich faworytów.
Nie wszyscy może wiedzą, że jestem prawdziwym maniakiem wiernych adaptacji książek i tu należy podkreślić, że musical w pełni spełnił moje wygórowane oczekiwania fanki prozy Tyrmanda.
Cóż, zachęcam każdego!
Ja wciąż trzymam kciuki, że jeszcze raz się wybiorę.
Niech najlepszą zachętą będzie fakt, że rodzony syn Tyrmanda - Matthew, był zachwycony!

_________________
"Czekaj i nie trać nadziei"
"Żeby czekać trzeba żyć"
"Do, or not do - there is no try"


Góra
 Profil  
 
PostWysłany: Wto Wrz 29, 2015 2:29 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Emeela napisał(a):
Fangorn napisał(a):
A tak na marginesie: powstał właśnie pierwszy od kilkudziesięciu (?) lat polski musical - "Córki dancingu". .

Oj, muszę sprostować!

To ja też muszę sprostować, bo teraz zobaczyłem, że nie wyraziłem się dostatecznie jasno - oczywiście chodziło mi o musical filmowy. Ja jestem zakręcony na punkcie filmów, więc pewnie nie zwróciłem uwagi, że brakuje wyjaśnienia, że chodziło mi o film. Wiem, że powstają polskie musicale sceniczne :)
Ostatni polski musical filmowy z prawdziwego zdarzenia (i dostępny w szerokiej dystrybucji) to chyba "Lata dwudzieste... lata trzydzieste" Janusza Rzeszewskiego (1983) albo "Hallo Szpicbródka" (1978) Mieczysława Jahody. (Piszę "chyba", bo żadnego nie widziałem)

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 120 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 15 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY