Michelle napisał(a):
Niby nie jestem już tak wyśmiewana jak jeszcze rok temu byłam, ale... ale czuję się z tym zamiłowaniem do tej konkretnej muzyki (lat `50, `60 i `70 głównie) jakoś tak osamotniona. Nie żebym na to szczególnie narzekała, ale... czasem doskwiera fakt, iż po prostu nie ma z kim pogadać - tak, by się zrobiło lżej na sercu.
Pamietam to doskonale. Z jednej strony, mialam niesamowite szczescie do przyjaciol nadajacyh na tych samym falach (wlasnie Beatlesi nas zlaczyli...), wiec mialam jakaa mozliwosc odskoku od calej masy, ktora mnie totalnie nie rozumiala. A na przelomie podstawowki/na poczatku liceum zbiorowosci klasowo-szkolne potrafia byc wyjatkowo okrutne... W podstawowce wszyscy zdazyli sie juz przyzwyczaic do tego, ze przechodze przez jakis czas swoje rozne manie (od zawsze cos
, wiec patrzyli na to z poblazaniem, troche sie podsmiewujac, troszke przedrzezniajac, oczywiscie obgadujac za plecami (ale w podstawowce cala klasa obgadywala sie za klasami - ech).. Troche nabijanie sie z ksywki, ale nie bardzo zlosliwe. Ja zylam w swoim swiecie i bylo OK, w dodatku mialam niesamowite szczescie, bo pod jednym dachem sali mialam moje dwie przyjaciolki, i wszystkie sluchalysmy Beatli.. Ale bylysmy wlasnie przez to odsuniete od spolecznosci klasowej. Natomiast koszmar rozpoczal sie w liceum. Jak pisalam wczesniej, w sierpniu przed liceum bylam w Liverpoolu - to wystrarczylo, zeby mania wrocila mi ze zdwojona sila. A ludzie w tym wieku podejrzanie patrza na pasjonatow. Szczegolnie na zwolennikow tego, co nie jest aktualnie na topie. W zadnym wypadku nie powinno sie odslaniac... Na jednej z pierwszych lekcji angielskiego - czyli jeden z moich ukochanych przedmiotow (ciekawe dlaczego, he he
- zglosilam sie do przeczytania wypracowania domowego. Poniewaz napisalam o Johnie... I to bardzo, ale to bardzo osobiscie. I to bardzo, jak na standarty wypracowania, dlugo (taaak.. chyba zdazyliscie juz zauwazyc
. Czyli popelnilam wszelkie mozliwe "bledy" w niepisanych zasadach funkcjonowania spolecznosci klasowej. Odslonilam swoje wnetrze, pasjonowalam sie czyms nie na czasie oraz wyrwalam sie do czytania wypracowania - to ostatnie to niechybna oznaka kujonstwa
Wystarczylo. Mimo, ze mania tak silna przeszla mi po roku-dwoch (przyszly nowe rzeczy, no i zaczelam hipisowac), to i tak do konca pozostalam "Beatlesem". Kojarzycie to? Ksywka bardzo przyjemna, ale wypowiadana z najwieksza mozliwa pogarda...niemalze wstretem... "O, patrzcie - BITELS idzie". Proba wypowiedziania sie o czyms - usmieszki na twarzach. Co wiecej - jakies idiotyczne mobbowanie w postaci wrzucanych np. torebek po czipsach do butow w szatni itd... Dopiero w polowie pierwszej klasy w ogole znalazlam z kims jezyk (w tym momencie tez moja przyjaciolka), w trzeciej klasie liceum mialam jeszcze jakies 2-3 osoby do pogadania (sluchajace przeroznej, ale generalnie - dobrej muzyki)... Ale przez pierwsze dwa lata przezylam koszmar. Powaznie zastanawialam sie nad zmiana szkoly (teraz ciesze sie, ze tego nie zrobilam, bo mialam swietny profil, i kapitalnych dwoch nauczycieli - wystarczy ten powod)... Pamietam jakas impreze, na samym poczatku liceum. Przynioslam i dalam do puszczenia (na "przytulanke").. no, moze nie najszczesliwsze przyporzadkowanie celu piosence, ale zalezalo mi, zeby cos pieknego i od siebie, puscic, zeby inni zobaczyli, ze
Mialam (tzn. mam, ale Beatli chyba juz rzadko sluchamy...) super paczke.. ale o dziwo, samotnosc ze swoja pasja i tak sie czulo.. Tzn. czulo sie, ze istniejemy tylko my, taki maly dziwny osobliwy cypelek na morzu szarej rzeczywistosci, a poza tym NIKT nie podziela, nie czuje juz tego co MY... (Dlatego tak niesamowitym byl dla mnie wyjazd do Liverpoolu na Konwent)... Ciekawe, ze jesli wchodzi sie na forum, od razu widac, ze osob sadzacych, ze to tylko one, ze nikt wiecej itd. - jest faktycznie bardzo duzo
Ale kiedy jest sie w samym srodku... Poza tym faktycznie mialam inna sytuacje, bo znalam ludzi sluchajacych.. Gromadzilam ich wokol siebie - tak jak czesc z nich gromadzila kolejne... Jeszcze Internet nie byl tak powszechny, jeszcze nie mielismy w domu... Ale istnialy telegazety i ogloszenia w jakis pismach ---> kontakty listowne z fanami z Polski i spoza - wspaniale uczucie, ze jednak sa jeszcze ludzie, dla ktorych ten zespol cos znaczy..
A jesli chodzi o ten koszmar nietolerancji... Nie zalezalo mi, zeby sie "przystosowac" i to byl ten "problem" (w ich odczuciu). Wyobcowanie z grupy ludzi, z ktorymi naprawde nie mialam wiele wspolnego, nie bylo dla mnie absolutnie zadna katorga, katorga bylaby proba przylgniecia do czegos tak nie-mojego. To co bolalo to nie tyle samo niezrozumienie ze strony ogolu (po cholere to?) , co raczej agresja, przekraczanie mojego terenu
Na zrozumieniu mi zalezalo - ale ze strony ludzi podobnie odczuwajacych rzeczywistosc.
Co ciekawsze juz potem, najpierw na imprezach rockowych pod golym niebem, potem na slawetnym barbakanie (tak, tak, tez przeszlam
, potem wreszcie na zlotach hipisowskich.. odkrylam, ze ludzi sluchajacych takiej muzyki jest jednak sporo. Znacznie wiecej, niz mi sie wydawalo. Bo myslenie jest takie... O, kolejna osoba, ktora slucha muzyki, ktorej nikt prawie nie slucha. O, super - Ty tez sluchasz tego, czego nikt prawie nie slucha... Tworzy sie GRONO, grono sie powieksza... Takich gron sa dziesiatki. Co nie zaprzecza wyjatkowosci KAZDEJ historii beatlesowskiej, oczywiscie. Ale faktycznie, jak juz sie wyrwie z fatalnego "tla" srodowiska, jakim jest klasa szkolna, i zaczyna sie miec odniesienie do innych "zbiorowisk", okazuje sie, ze nie jest tak zle
W dodatku.. zarowno z tolerancja, jak i z nieco bardziej wyrafinowanymi gustami muzycznymi zaczyna sie robic lepiej wsrod 18-20 latkow.. Oczywiscie, tez moge wskazac na dziesiatki kontrprzykladow, ale jednoczesnie.. cos w tym jest.. Na studiach jednak (pewnie - jeszcze zalezy na jakich kierunkach) znacznie mniej osob slucha shitowej muzyki... A nietypowe zaintresowania, malo kogo pobudzaja do robienia sobie jaj z "nie bycia na topie"... Z takiego robienia sobie jaj sie wyrasta.
Emmm.. pocieszylam Cie, Michelle?
Musisz tylko wyjsc z liceum
I trzymaj sie blisko swojej przyjaciolki
Stonesi - miodzio! Queen - doskonali (choc nie mam na ich punkcie swira), Police - fajny klimat, Genesis - jak najbardziej z wysokiej polki, choc ja mam nieco inny klucz do art rocka, ELO mam tylko jedna skladanke bestowa, ktorej wiekow nie sluchalam, wiec trudno mi sie wypowiadac!
A Stonesami, swoja droga, nie udalo jej Ciebie zarazic? Ja przeszlam tez w swoim czasie przez krotka Stonesomanie
Now it's time to say good night.. prawie czwarta w nocy...