Gratulacje Rob, kolejna gazeta:) No i właśnie, ta moja ikonka "uśmiechu". Wstawiłem właśnie kilka razy coś takiego w tekst ale w finalnym wydaniu Gazetki zamiast ikonki lub znaczka
zaistniało słowo 'Uśmiech' - z lekka niespodziewanie i bez sensu. Przepraszam za to
Przypuszczalnie w czasie edycji do tekstu nastąpiła zamiana. Będę uważał w czasie następnych tekstów a będzie niebawem moja ulubiona 'Help!', gdzie - uprzedzam
- moje opisy nie będą już tak zdawkowe. Krótka moja refleksja na temat 'Beatles For Sale'. Wszystko to co jest o niej na 1 stronie Gazetki (tekst Maxwella) to oczywiście prawda. Jest jeszcze jeden ważny powód jej wydania. Mimo presji wytwórni, Epsteina, wydawców, którzy widzieli w zespole kurę znoszącą złote jajka i wiedzieli, że w owym czasie wszystko co by wydano na płytach, odniesie sukces (żartowano, że można wydać singiel z chrapaniem Ringa i będzie to nr 1), Beatlesi znali już swoją pozycję i siłę i z pewnością gdyby chcieli, mogliby przesunąć termin wydania następnej płyty (choć warto pamiętać, że także i oni obawiali się, że kiedyś ta mydlana bańka, czytaj: szaleństwo na ich punkcie, może pęknąć). Zespół chciał się zwyczajnie 'pożegnać' ze swoimi piosenkami, które wykonywali na koncertach, utrwalić je, w pewien sposób unieśmiertelnić, bo czyż nie czyś takim jest wydanie płyty z danym utworem. Z pewnością gdyby chcieli - nie przewidzieli, bo nie mogli, wydanych w przyszłości bootlegów, na których znajdzie się PRAWIE WSZYSTKO co kiedykolwiek zagrali - mogliby wydać w owym czasie więcej niż jeden album z materiałem, który kiedyś grali, ale albumem 'Beatles For Sale' żegnali się z aktualnym materiałem scenicznym, plus oczywiście wydanie tego co mieli w szufladach, czyli własne, odkładane, niedokończone wcześniej utwory premierowe. Album rzeczywiście z tego powodu chyba najsłabszy w dyskografii zespołu. Także amerykańska wersja (Beatles VI) albumu nie zachwyca mnie, mimo że pozbyto się z niej dwóch najsłabszych moim zdaniem coverów Perkinsa (to dla mnie jedne z najsłabszych w całej płytotece Fabsów). Przy okazji tych piosenek Perkinsa. Ringo Starr kolejny raz w trasie ze swoim All His Starr Band, na której pozwala zabłyszczeć znowu przebrzmiałym gwiazdom (S.Lukather z Toto, Richard Page z Mr.Mister, wcześniej muzykom z The Romantics, Men At Work). W Warszawie Ringo zagrał 'Honey Don't' bo... lubi, bo to 'beatlesowski' numer itd. Ale dlaczego Ringo nie zorganizuje trasy gdzie jest rzeczywiście Główna Gwiazdą i nie zagra tylu wspaniałych piosenek ze swojej bogatej dyskografii). Przesłuchuję sobie teraz wszystkie jego płyty i znakomitych przebojów Ringo NAPRAWDĘ ma bez liku. Lenistwo, słaby głos na dwie godziny śpiewania ? Ringo kocha koncertować i jak Paul odcina kupony od sławy Beatlesów, ale czemu jest go tak mało, na jego koncertach ? A jest mało, wierzcie mi, mam prawie każde jego koncertowe dvd z ostatnich lat. Na marginesie z przyjemnością w Warszawie wysłuchałem na żywo cudowne wykonania dwóch (jedynych) przebojów Mr Mister:
Broken Wings i
Kyrie czy
'Talking In Your Sleep' The Romantics (na co przecież nie było szans, kapele te nie istnieją).