Yer Blue napisał(a):
bobski66 napisał(a):
dr Maxwell napisał(a):
Moja żona zapytana przeze mnie...
Nie wiedziałem, że byłeś z żoną. Przy kasie numer 1, na "mini" spotkaniu fanów po koncercie byłeś sam?
Był z żoną.
Potwierdzam
Fangorn napisał(a):
Po pół godziny przytulania się każdego z każdym i robienia zdjęcia za zdjęciem (czego zupełnie nie lubię) poczułem się jak w jakimś skeczu Monty Pythona i wycofałem się, żeby coś zjeść. Dobrze, że udało się spotkać choć na chwilę po samym koncercie. To chyba było to "zadeklarowane" spotkanie po prostu.
No, nie każdy przytulał się z każdym
Trudno nie wyciągnąć ramion do kogoś, kto wyciąga ramiona ku mnie (zdarzyło się) i vice versa. Kogoś kogo kiedyś się poznało i lubi. Wiem, że nie lubisz zdjęć (zawsze można zabawić się wówczas w fotografującego), ale niektórzy tak jak ja, traktują zdjęcia z ludźmi w większości jako dokument, pamiątkę. Nie interesuje mnie wówczas czy ktokolwiek (włącznie ze mną) jest fotogeniczny czy nie, bo nie to jest najważniejsze.Takie monty podejście z dystansem do fotografii i nie tylko...
bobski66 napisał(a):
Mnie trzyma żal straconej szansy na spotkanie po koncercie. Byłem pewny, że tak się stanie, na tyle pewny, że odmówiłem dwóch noclegów w Krakowie i powrotu do siostry. Pomyślałem sobie, że te emocje z koncertu trzeba będzie "przekuć" w dyskusję i że przecież taka okazja może szybko nie nastąpić ponownie, albo wcale. Wiele osób zapewniało mnie, że tak się stanie i że na pewno się spotkamy (najlepiej na rynku). Prawda okazała się miażdżąca, na rynku nie pojawił się nikt z długiej listy chętnych. Grubo po północy, chodziłem jeszcze po mieście blisko dwie godziny licząc, że spotkam kogokolwiek, kto był na koncercie i chciałby pogadać... A znajomego gdybym spotkał gdzieś w uliczce to chyba z radości tak bym ścisnął i chyba wycisnął...
P.S. Żeby było jasne, nie mam do nikogo pretensji. Utwierdziłem się tylko w tym, że mimo przeżytych lat jednak nadal jestem naiwny i może zbyt wieżę w ludzi takich jak ja i sam dopowiadam sobie pozytywne zakończenie takich historii...
Rozumiem Cię doskonale Robercie. Sam miałem poczucie niedosytu i trochę wyrzutów sumienia ponieważ to ja byłem jednym z tych, który wstępnie umawiał się z Tobą na krakowskim rynku. Niektórzy z forum znają mnie nieco i wiedzą, że uwielbiam długie nocne Polaków rozmowy nie tylko o Beatlesach
( z niedzieli na poniedziałek rozmawiałem z macho i Argusem do prawie 4-tej nad ranem). Po koncercie nie byłem jednak sam. Wstępnie czworo z nas miało udać się pod pomnik Mickiewicza. Bez szczegółów: z uwagi na zmęczenie, nie wszyscy chcieli już spędzić część nocy w rynku mając w perspektywie pobudkę we wtorek o 7 rano. Być może zabrakło wodza, który donośnym głosem zarządziłby ewakuację do centrum. Pamiętam, ze po koncercie Ringo również wszyscy szybko się rozpłynęli.
Wydaje mi się, że nie tylko Tobie żal być może ostatniej szansy na spotkanie w szerszym gronie. Z rozmów z zebranymi wynika, że przyczyny były różne:
1.Zakupione bilety powrotne na godziny nocne lub poranne
2.Uzależnienie od transportu z innymi osobami (np.Argus)
3.Ludzkie zmęczenie
Mimo wszystko liczę jeszcze, że kilku forumowiczów jeszcze się spotka ze sobą chociaż nie będzie to rzecz prosta...
P.S. Nasz grupka była i tak ostatnią, która odchodziła spod Tauron Arena dopiero po interwencji porządkowego