Argus9 napisał(a):
Ryszard napisał(a):
Pierwszy jednak taki koncert - jako zlot gwiazd na jednej scenie oraz z racji szczytnego celu mu przyświecającego - zorganizował nikt inny a ten cichy Beatles, George.
The Concert For Bangla Desh - jeden z NajPiękniejszych i NajWspanialszych Koncertów Wszech Czasów - Uwielbiam!
Nie tylko ze względu na związki Beatlesowskie. Dramaturgia! Wykonawcy! Nazwiska! Rewelacyjny występ Leona Russella. A wykonanie It Don’t Come Easy - NAJGORSZE ze wszystkich możliwych, z pomylonymi słowami włącznie
, ale przez to na swój sposób urocze
. Zresztą owacja publiczności jednoznaczna, choć na zremasterowanym CD (2005) publiczność została znacznie wyciszona
- prawdziwie żywiołowe oklaski słychać na winylu i na pierwszym wydaniu CD (1991).
Jak przyjrzeć się od strony logistycznej późniejszym wielkim koncertom charytatywnym (które wymienia Ryszard), to aż trudno uwierzyć, że Harrisonowi udało się zorganizować Tak Wielkie Wydarzenie w tak krótkim czasie! (to tak jakby porównać organizacyjnie współczesne koncerty stadionowe, z występami Beatlesów - totalna partyzantka!)
PS. Gdy Clapton zorganizował PrzeCudowny ‘Concert For George’, z pierwszą częścią hinduską, paralela do Koncertu Bangla Desh była dla mnie oczywista.
To również Piękny i Wzruszający Koncert, zabrakło jednak Dylana…
-----
Tak. Argus zwrócił uwagę na rzeczywiście ważną rzecz. George'owi udało się zorganizować koncert naprawdę bardzo szybko. W iście ekspresowym tempie, choć co prawda 'stajnia' tego koncertu pozwalała na takie tempo. Badfinger jako muzycy studyjni przybyli za George'm z Londynu (byli w stajni Apple), Ringo, Eric i Klaus to przyjaciele, nie mogli odmówić, byli zawsze pod ręką. Russell wiedział, że Beatlesowi się nie odmawia, pozostał tylko Bob, który wahał się i wahał. Live Aid czy '8' to dziesiątki gwiazd no i więcej scen niż 1-dna. Wspomniany koncert 'Tribute To George' - tak, to chyba zdecydowanie najlepszy, najcudowniejszy koncert jaki oglądałem. Szkoda, że wcześniej trzej Beatlesi nie zdecydowali się zorganizować takiego koncertu w hołdzie dla Johna. Koncert poświęcony George'owi (rzeczywiście Olivia poprosiła Erica o zorganizowanie go, pomagało mu więcej osób, zwłaszcza Joe Brown, ale Eric miał ten 'power' w sobie jako Gwiazdy, która gwarantowała wysoki poziom artystyczny koncertu - taki był). Koncert dla George i śmieszy (Monty Python, Idle), zmusza do refleksji, zadumy (część hinduska ale i tzw. 'rockowa'), bawi jako doskonałe widowisko no i - w moim przypadku - wywołuje smutek, żal, ogromny ból za TYM CZŁOWIEKIEM. Spodobało mi się zdanie Hołdysa w wywiadzie dla Newsweeka o Beatlesach: Byli Ojcami wszystkiego! Wiem! Dzięki Argus za tekst! Dziękuję, że wytknąłeś mi pomyłkę odnośnie zremasterowanej wersji 'Koncertu dla Bangladeszu'. Wyjaśniam, że napisałem na blogu, że została dodana tam wersja studyjna singla George'a. Na zremasterowanej wersji TAK, ale w wersjach pirackich, o czym przeczytałem na zachodnich blogach o The Beatles (lista tutaj:http://top.dmbeatles.com).