Ah, cóż to był za wspaniały dzień! Zobaczyć pod Salą Kongresową tłum ludzi, w tym większość w beatlesowskich i Beatles-related koszulkach... Po prostu bezcenne [za wszystkie inne rzeczy, w tym za bilet na koncert, zapłacisz kartą... ] Ale naprawdę, widok niezapomniany, zwłaszcza że co najmniej połowa tych osób to byli ludzie przed 40.
A ta piesza "pielgrzymka" przed koncertem, najpierw na alejkę Harrisona (śliczna jest!!! Bliskość wody -- Kanału Piaseczyńskiego -- oraz mnóstwo zieleni składają się na ogromny urok tego zakątka, a jeszcze jak dodamy górujący nad tym wszystkim Zamek Ujazdowski, wychodzi nam kawałek poezji w środku miasta , następnie na uliczkę Lennona, potem pod Kongresową, a wszystko to w doborowym beatlesowskim towarzystwie. Co jak co, ale taka okazja nie zdarza się często...
Co zaś się tyczy samego koncertu, to zbyt wiele nie mogę powiedzieć, bo byłam w takim jakby transie. W podobnym byli chyba moi rodzice, którzy przez cały koncert się uśmiechali. Gdyby jeszcze tylko można było pójść pod scenę!!!! (a nie można było opuścić nawet własnego sektora). Niemniej jednak -- trudno opisać, co się czuje, gdy widzi się BEATLESA grającego koncert we własnym kraju. Jak już to się przeżyje, wówczas daje się przeżyć nawet masakryczną cenę biletu
Owszem, Ringo nie jest Johnem, Paulem ani George'em, ale... jednak przy "With a Little Help from My Friends" czy "I Wanna Be Your Man" dusza człowiekowi śpiewa, a oczy robią się wilgotne... przynajmniej moje...
Wspaniały był też pomysł z papierowymi łódkami, pomysłodawcy chylę czoła. Zrobiło to wyraźne wrażenie na Ringo, zresztą kto czytał artykuł z cytatami z PAP Life ten wie
Video można obejrzeć tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=s7Le7tLmN48Zgrzytał mi tylko ten brak bisu. No kurczę, to jednak dziwne, gdy artysta kończy koncert bez bisu, gdy publika klaszcze, a tu się nagle zapalały światła, to tak jakby ktoś powiedział nam "WON!" No i miejsce było trochę nie teges, gdyż moim zdaniem powinno być takie, gdzie można by się bawić pod sceną. I po co w ogóle te siedzenia ?
Po koncercie nastąpił integracji beatlesowskiej ciąg dalszy, w Hard Rock Cafe, chociaż rzekoma promocja na piwo dla ludzi z biletami koncertowymi podobno okazała się fikcją (shame on you, HRC!). W ogóle podczas tego dnia nie tylko po raz kolejny miałam okazję zobaczyć się z beatlesowskimi znajomymi, lecz także spotykałam takich, których nie widziałam kilka lat, a także poznałam nareszcie Anię1 z naszego forum (pozdrawiam!) Nie mogę też zapomnieć o naszej nowej forumowiczce Oli, która zachwycała wszystkich swą pasją beatlesowską w tak młodym wieku
Pozdrawiam wszystkich, w których towarzystwie spędziłam ten jedyny w swym rodzaju dzień. Mam nadzieję, że Ringo jeszcze do nas wróci -- może tylko w jakieś bardziej rockowe miejsce.