Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Wto Mar 19, 2024 4:12 am

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 86 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Jakie utwory uważamy za najlepsze? Można wybrać 4.
Ankieta zakończyła się Wto Gru 25, 2018 1:13 pm
1 Opening Station 0%  0%  [ 0 ]
2 I Don't Know 22%  22%  [ 10 ]
3 Come On to Me 2%  2%  [ 1 ]
4 Happy With You 9%  9%  [ 4 ]
5 Who Cares 2%  2%  [ 1 ]
6 Fuh You 7%  7%  [ 3 ]
7 Confidante 0%  0%  [ 0 ]
8 People Want Peace 0%  0%  [ 0 ]
9 Hand in Hand 9%  9%  [ 4 ]
10 Dominoes 4%  4%  [ 2 ]
11 Back in Brazil 9%  9%  [ 4 ]
12 Do It Now 2%  2%  [ 1 ]
13 Caesar Rock 2%  2%  [ 1 ]
14 Despite Repeated Warnings 18%  18%  [ 8 ]
15 Station II 0%  0%  [ 0 ]
16 Hunt You Down / Naked / C-Link 11%  11%  [ 5 ]
17 Get Started [bonus track] 2%  2%  [ 1 ]
18 Nothing for Free [bonus track] 0%  0%  [ 0 ]
Razem głosów : 45
Autor Wiadomość
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Sob Wrz 08, 2018 11:01 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Wrażenia po dwóch przesłuchaniach. Pisane jakby na bieżąco, „na gorąco”, więc trochę niedbale, a późniejsze refleksje dodane w nawiasach kwadratowych.

Rozmyślnie nie słuchałem singli, gdy wychodziły, bo chciałem doświadczyć albumu w całości. Jestem zadowolony z takiej decyzji, bo gdybym wcześniej poznał single, mógłbym się podłamać. Ale po kolei.

Mam wysokie oczekiwania, żeby nie rzec wygórowane. Liczę, że płyta „Egypt Station” będzie współczesna i klasyczna zarazem, ciekawie zaaranżowana, jednocześnie jednolita brzmieniowo jako album i różnorodna kompozycyjnie, a przede wszystkim mam nadzieję, że przynajmniej raz Paul mnie zaskoczy tak, że pomyślę: „Tego się po nim nie spodziewałem”.

No to wciskam „play”. Intro – no dobra, to w dzisiejszych czasach modne, ma sprawiać wrażenie, że płyta to coś więcej niż zestaw piosenek. Pewnie na końcu będzie takie samo outro. „I Don't Know” od razu czaruje niesamowicie piękną, eteryczną partią fortepianu. Jest jak rzadko u Paula melancholijna (z braku lepszego porównania – kojarzy mi się z kompozycjami Yoshikiego albo Eltona Johna z „The Diving Board”). Szkoda, że zaraz się kończy, ale piosenka pięknie płynie na klawiszach (i basie), ciepłe brzmienie przypomina współczesne R&B, tylko że z białym wokalem. Zaskakująco dobry tekst (szczery, a nie przesadnie optymistyczny - „I got crows at my window, dogs at my door. I don't think I can take any more. What am I doing wrong? I don't know”). Czyżby już na samym początku jeden z lepszych utworów na płycie? [Okazuje się, że tak. A początek to mój ulubiony fragment na całym albumie]. Podtrzymuję wysokie oczekiwania.

Drugi utwór – zaraz, coś tu nie gra. Melodia kończy się po dwóch wersach, a potem się powtarza? Poczekam, może po refrenie będzie lepiej. „Did you come on to me? Will I come on to you? If you come on to me, will I come on to you?”... co to w ogóle za tekst? Ale dobra, poczekam, w końcu to McCartney. Czekam i nic. Nadal nie jest lepiej. Perkusja jak automat. [Jestem zawiedziony perkusją na tym albumie, albo beznamiętnie wybija rytm jak automat, albo brzmi, jakby grał na niej Paul, a nie Abe]. Piosenka szybko się nudzi, wprawdzie można wsłuchać się w instrumenty (bywa ciekawie), ale ta melodia zabija całą przyjemność. To taki prostacki, ordynarnie skrojony pod singla utwór, który mnie obraża, gdyż znam możliwości McCartneya. Cieszę się, że nie usłyszałem „Come On to Me”, gdy wyszedł na singlu. [Tak, to najgorszy utwór na płycie].

Po jednym dobrym i jednym złym utworze znów nie wiem, czego się spodziewać. Robi się ciekawie. „Happy with You” – optymistyczny tekst, aranżacyjnie i tematycznie przypomina „Great Day” czy „Calico Skies” (i jeszcze coś Wingsowego, ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu), przyjemne perkusjonalia. I zmiana stylu – „Who Cares” to energiczny glam rock z chwytliwą melodią. Rock and rollowy bas, a momentami można usłyszeć ostrzejszy wokal Paula. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że piosenka nadawałaby się idealnie dla Ringo (pomijając problem, czy podołałby wokalnie).

A teraz będzie to niesławne „Fuh You”. Dwa razy usłyszałem utwór (wbrew swojej woli, można by rzec) w radiu. Wrażenia – skrajnie negatywne. Raz, że nie poznałem, że to śpiewa Paul (chciałem zaskoczenia, to mam), a dwa – zupełnie mi się nie podobało. Ale na albumie... mocno zyskuje. Ależ Macca ma zakonserwowany (czyt. przerobiony) głos w tej piosence! Jakby miał 40 lat, a nie 76. Jak się spodziewałem – bardzo w stylu współczesnego mainstreamowego synthpopu (Shawn Mendes, słabszy Justin Timberlake i zakładam, że także OneRepublic, którego nie znam). Muzycznie znacznie ciekawiej niż w „Come On to Me”, są różnorodne instrumenty, jest jakaś melodia, a nie zapętlone kilka taktów. Pomijając tekst napisany na poziomie nastolatka – nie jest źle. Przynajmniej to jakiś eksperyment. Nadal nie mogę powiedzieć, że lubię, ale już mi nie przeszkadza.

Paul sięga po trudne słowa, czyli „Confidante”. Zaczyna się bluesowo, ale to raczej folk w stylu The Everly Brothers. Chyba najstarzej brzmiący wokal na płycie, pozwala przypomnieć, że autor ma już siedem dych na karku, choć chce mieć trzy. „People Want Peace” zaczyna się intrygująco, jednak zaraz wpada w takie przeciętne Paulowe tory. Jakiś smętny i niezaangażowany ten hymn pokoju. Za dużo podobieństw do „Freedom” (które miało przynajmniej jakieś emocje), no i brakuje puenty. „Hand in Hand” to ładna linia melodyczna i prosta aranżacja. Nie najgorszy tekst, ale przede wszystkim znów melancholia i piękna solówka (solóweczka) na... czymś dętym. Za szybko się kończy, słyszałbym tu jakieś instrumentalne outro. W „Dominoes” powraca denerwująca (jeszcze bardziej niż w „Come On to Me”) perkusja wybijająca rytm na pierwszym planie. Jakieś to za długie, ciągnie się. Za to końcówka arcyciekawa, brzmienie gitar sprawia, że chce się wrócić do tej części utworu. Za to nie mam pojęcia, o czym jest ten tekst.

Nawet nie zauważyłem, że już dawno minęła połowa płyty. Ciekawe, różnorodne kompozycje i krótkie utwory sprawiają, że album się nie dłuży. A co to? Echa „McCartney II”, czyli „Back in Brazil”. Tego bym się nie spodziewał po Paulu. Niezły drive, perkusja i klawisze ładnie współgrają. Kolejny synthpopowy utwór na albumie. Jest ciekawie, solówki, chórki (Ichiban! Ichiban!), kilka przełamań melodii. Ciepłe brzmienie idealnie pasuje do tekstu. Na razie największe zaskoczenie. Na pewno będę chętnie wracał.

No to co teraz? „Do It Now”, czyli nudna McCartneyowa ballada. Musi być co najmniej jedna na każdym albumie. „Do it now, do it now...”, kiedy to się kończy? Zasypiam... Do zapomnienia w kilkanaście minut po przesłuchaniu. Może to i dobry utwór, ale Paul zrobił kilkanaście lepszych w tym klimacie. Jedyny pomysł to chórki. Macca takie piosenki pisze w pięć minut. No, nareszcie się skończyło i z tej okazji od razu jest intrygująco. Gitary puszczone od tyłu, ciekawe akustyki, wokal w „starym” stylu (czyli krzyczący), choć dzięki produkcji i tak brzmi inaczej. „Caesar Rock” to taneczne beaty (mocno „ejtisowe”) i całkiem niezły tekst („If I was back to school, she gotta be my favourite teacher”). Przydałaby się jedna konkretna solówka gitarowa, najlepiej taka mocno elektroniczna, w stylu Miyaviego chociażby. Ale i tak jest dobrze. Drugie zaskoczenie!

Kolejny utwór, o którym tyle słyszałem – „Despite Repeated Warnings”. Spodziewam się jakichś fajerwerków. [Nie doczekałem się]. Napięcie narasta („What can we do?”), ale prowadzi nie tyle do większego wybuchu, co raczej do kolejnej części utworu. To taki Wingsowy medley z wyraźnym podziałem na rozdziały. Akurat w tej piosence prosta perkusja daje radę. Utwór ciekawie się rozpędza, by potem zwolnić. Do ponownych przesłuchań, bo pewnie jest tam więcej ciekawostek. W sumie jestem na tak. I kolejny Wingsowy medley, tym razem widać to już po tytule – „Hunt You Down/Naked/C-Link”. Pierwsza część glam rockowa, połączenie prostej perkusji (cowbell) z dęciakami nadaje rytm, do tego ciekawy pogłos na wokalu. „Naked” przypomina nieznany kawałek z „Pipes of Peace” [Jak zresztą wiele fragmentów na tym albumie]. No i „C-Link”, czyli w końcu soczysty instrumental, a nie te szumnie zapowiadane na początku i końcu albumu (tak, było outro, prawie go nie zauważyłem). Nie wbija w fotel, ale sprawia dobre wrażenie i zachęca do ponownego włączenia płyty.

Może nie do końca tego się spodziewałem, ale to właśnie jest plus. Chciałem zaskoczenie, to mam. Zamiast rockowego McCartneya jest McCartney popowy. Dokładniej synthpopowy, mocno inspirujący się lżejszym obliczem lat 80. (tendencja widoczna we współczesnej muzyce, zresztą nie tylko muzyce). Paul czuje się w tej stylistyce jak ryba w wodzie, wszak to on stworzył „Tug of War” i „Pipes of Peace” (nie wspominając o „McCartney II”).

Doceniam ciepłe brzmienie, które sprawia także nowoczesne wrażenie. Dobrze (współcześnie?) zmiksowane są instrumenty, chociaż kompresja dźwięku jest niesamowicie duża (było do przewidzenia). Interesująco brzmią partie instrumentalne (gitara akustyczna w „Confidante”, klawisze w „I Don't Know” i „Hand in Hand”, gitary w „Dominoes”). Greg Kurstin jak zwykle popisuje się swoim charakterystycznym brzmieniem, wszak u niego nawet Foo Fighters nabrali popowego sznytu. Podkreśla przy tym to, co najlepsze u danego wykonawcy – Sia to wokal, Foo Fighters to gitary, a McCartney to chyba melodie. Z drugiej strony, każdy z utworów ma wiodącą partię instrumentalną – czasem klawisze, czasem perkusja, a innym razem gitara. Gdzieś tam zawsze obecny jest bas (muszę zwrócić na niego uwagę podczas kolejnych przesłuchań). Zastrzeżenia mam do perkusji, bo albo podkreślone są te prostsze zagrywki (współczesność brzmienia), albo nie ma ciekawszych. Czasem brzmi to tak, jakby sam McCartney grał na tym instrumencie (a że nie umie, to wszyscy wiemy). Ciekawy jest też powrót do dęciaków (choć pewnie komputerowych), a pomysły na ukrycie ewentualnych wokalnych niedoskonałości zasługują na uznanie. McCartney brzmi na „Egypt Station” młodziej niż na „New”. Nie usłyszymy starczych zaśpiewów jak w „Early Days”. Gdyby w końcu ktoś powiedział Paulowi, że czas zdzierania gardła na koncertach dobiega końca, fani byliby wdzięczni.

Dygresja: w pewnym wieku (a 76 lat to już ten wiek) muzyk nie może już sobie pozwolić na męczenie siebie i widowni podczas koncertów rozpaczliwymi próbami grania i śpiewania na maksimum możliwości. Trzeba ograniczać wysiłek. Przecież Macca jest w stanie śpiewać dobrze, stosując inną technikę (co słychać na „Kisses on the Bottom” i większości utworów na „Egypt Station”), więc nie wiem, w czym problem. To naprawdę nie jest miło słuchać, jak kładzie kolejną piosenkę, próbując wydzierać się jak 40 lat temu. Koniec dygresji.

Co jeszcze interesujące w kwestii „Egypt Station” – album jest długi, a wcale tego nie czuć. Kompozycje są różnorodne, raczej krótkie, niewymęczone, nie przedłużają się w nieskończoność (jest kilka przeciągniętych, ale w granicach rozsądku). W kilku słowach – nie jest to poziom „New”, ale jestem zadowolony. Paul nie poszedł na łatwiznę. Warto było czekać. Mogę dać 7/10.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Ostatnio edytowany przez Fangorn, Nie Wrz 09, 2018 2:24 am, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Sob Wrz 08, 2018 11:32 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 11, 2006 10:21 pm
Posty: 2313
Miejscowość: New Salt
Fangorn napisał(a):
Dygresja: w pewnym wieku (a 76 lat to już ten wiek) muzyk nie może już sobie pozwolić na męczenie siebie i widowni podczas koncertów rozpaczliwymi próbami grania i śpiewania na maksimum możliwości. Trzeba ograniczać wysiłek. Przecież Macca jest w stanie śpiewać dobrze, stosując inną technikę (co słychać na „Kisses on the Bottom” i większości utworów na „Egypt Station”), więc nie wiem, w czym problem. To naprawdę nie jest miło słuchać, jak kładzie kolejną piosenkę, próbując wydzierać się jak 40 lat temu. Koniec dygresji.

To samo pomyślałem po nocnym koncercie Paula na stacji Grand Central w Nowym Jorku.
Fajna i rzetelna recenzja. Cieszę się, że znalazłeś na nią czas.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Sob Wrz 08, 2018 11:54 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Fangorn napisał(a):
Drugi utwór – zaraz, coś tu nie gra. Melodia kończy się po dwóch wersach, a potem się powtarza? Poczekam, może po refrenie będzie lepiej. „Did you come on to me? Will I come on to you? If you come on to me, will I come on to you?”... co to w ogóle za tekst? Ale dobra, poczekam, w końcu to McCartney. Czekam i nic. Nadal nie jest lepiej. Perkusja jak automat. [Jestem zawiedziony perkusją na tym albumie, albo beznamiętnie wybija rytm jak automat, albo brzmi, jakby grał na niej Paul, a nie Abe]. Piosenka szybko się nudzi, wprawdzie można wsłuchać się w instrumenty (bywa ciekawie), ale ta melodia zabija całą przyjemność. To taki prostacki, ordynarnie skrojony pod singla utwór, który mnie obraża, gdyż znam możliwości McCartneya. Cieszę się, że nie usłyszałem „Come On to Me”, gdy wyszedł na singlu. [Tak, to najgorszy utwór na płycie].


Jak dla mnie to typowa melodyjka Paula do radia i choć nie zapisuję utworu do ulubionych - kompletnie mi w niczym nie przeszkadza. Bardzo przyjemny, rytmiczny numer do nucenia, który (podobnie jak I Don't Know) wiele zyskał w kontekście płyty.

Fangorn napisał(a):
A teraz będzie to niesławne „Fuh You”. Dwa razy usłyszałem utwór (wbrew swojej woli, można by rzec) w radiu. Wrażenia – skrajnie negatywne. Raz, że nie poznałem, że to śpiewa Paul (chciałem zaskoczenia, to mam), a dwa – zupełnie mi się nie podobało. Ale na albumie... mocno zyskuje


To mam odwrotnie. Jako singiel, gdzieś oddzielnie słuchany mogę od biedy bronić tego średniaka, ale na płycie kompletnie mi on nie pasuje. Odstaje nowoczesnością.

Fangorn napisał(a):
No to co teraz? „Do It Now”, czyli nudna McCartneyowa ballada. Musi być co najmniej jedna na każdym albumie. „Do it now, do it now...”, kiedy to się kończy? Zasypiam... Do zapomnienia w kilkanaście minut po przesłuchaniu.


Aż tyle czasu można go pamiętać? ;) U mnie ulatuje po 3 sekundach ;)

Po około 5 przesłuchaniach "Egypt Station" nieco stracił w moich uszach, np. "People Want Peace" ciężko mi już dosłuchać do końca. Ale jeden utwór wiele zyskał - "Despite Repeated Warnings". Jednak. Może miałem za duże oczekiwania, może za szybko go oceniłem. Utwór jednak wymaga zdecydowanie tych kilku przesłuchań, jakiegoś oswojenia, przemyślenia. Po czasie wszystko się tam zaczyna układać i tworzyć niesamowitą całość. Strasznie dużo zmian tempa. Najdłużej przekonywać się musiałem do dęciaków (brzmieniowo trochę wydaje się za słodki) No i tekst - ja zawsze odbieram z początku wrażenia muzyczne, z tekstem muszę dłużej popracować. Bardzo mocna wypowiedź Paula, człowieka, który tekstowo mnie zazwyczaj nudzi, męczy i dręczy. Znaczenie słów strasznie podnosi w górę ten utwór, wszystko nabiera powagi. Ciekawe co na to pan Kapitan. Ja to bym chyba odczuwał lekką dumę z powodu uwiecznienia w tak zacnym utworze. Tak więc małe sprostowanie: "Egypt Station" przynosi jednak jeden wielki numer, może jeden z ostatnich tego kalibru w karierze McCartneya.

Ale za całość "Egypt Station" więcej jak 7/10 nie ma u mnie szans. Można mówić o lekkim rozczarowaniu bo jednak spodziewałem się więcej.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Nie Wrz 09, 2018 12:17 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Yer Blue napisał(a):
Fangorn napisał(a):
No to co teraz? „Do It Now”, czyli nudna McCartneyowa ballada. Musi być co najmniej jedna na każdym albumie. „Do it now, do it now...”, kiedy to się kończy? Zasypiam... Do zapomnienia w kilkanaście minut po przesłuchaniu.

Aż tyle czasu można go pamiętać? ;) U mnie ulatuje po 3 sekundach ;)

Miałem napisać, że po kilku. Rzeczywiście byłem zbyt łagodny.

Yer Blue napisał(a):
Ale za całość "Egypt Station" więcej jak 7/10 nie ma u mnie szans. Można mówić o lekkim rozczarowaniu bo jednak spodziewałem się więcej.

Widzisz, to ja się niby spodziewałem czegoś wielkiego, ale podświadomie to chyba nie aż tak wspaniałego, bo "Egypt Station" jak na razie spełnia moje oczekiwania (właśnie kończę słuchać trzeci raz). Ale też na wyżej niż 7/10 nie ma szans. Do "New" nawet nie ma startu.

Co do "Despite Repeated Warnings" to rzeczywiście zmiany tempa i nastroju oraz bogata (w porównaniu do innych piosenek na płycie) instrumentacja sprawiają, że utwór nie będzie się nudził. Natomiast tekst jest jednak strasznie naiwny. Jak na Paula to jest ambitny, zgoda (słowo klucz: "jak na Paula"). Wiesz pewnie, że uważam, że Paul jako tekściarz jest słaby (bywał od czasu do czasu dobry, ale to już nie te czasy). Może to najlepszy tekst na albumie, ale dla mnie jest bardzo naiwny. Że niby co? Pójdźmy i powiedzmy, że nam się nie podoba, powstańmy, power to the people i w ogóle, i będzie tak jak było? Proszę Cię. To nawet nie jest atak, to jakiś bunt rozkapryszonego dziecka. W tym momencie historii przydałby się Lennon, który w trzy minuty zaśpiewałby w prostych słowach i głęboko zarazem tak, że Trumpowi by w pięty poszło. A tego tekstu to nawet nie ma sensu rozpatrywać pod względem manifestu społecznego (zresztą Paul żadnego dobrego chyba nie stworzył w tym temacie), bo on się nie broni. Literacko też jest bez rewelacji.

PS. "Come On to Me" już zacząłem przełączać, po trzech odsłuchaniach.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Nie Wrz 09, 2018 2:20 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
PPS. Bonusy:

„Get Started” nadawałaby się na singla lepiej niż ten potworek „Come On to Me” (zresztą każda jedna by się nadawała, nawet „Nothing for Free”). Przyjemna gitara, wokal może nie najlepszy, raczej płaski, ale za to melodia jest przyjemna i nie męczy. Outro chyba trochę niepotrzebne, ale urozmaica całość. Raczej z tych do zapomnienia, ale nie irytuje.

„Nothing for Free”: dobra, to jest trzecie zaskoczenie na albumie. Paul próbuje rapować... tego bym się nie spodziewał. Nie powiem, żeby mi się podobało, ale szanuję za poszukiwania, szczególnie że jest ciekawa melodia (wchodzi do głowy zastraszająco łatwo i nie chce z niej wyleźć). Raczej wyłącznie eksperyment. Ale coś w nim jest... Współpraca z Ryanem Tedderem jest moim zdaniem bardziej interesująca (a na pewno bardziej słuchalna) niż ta z Kanye Westem.

No i mam zasadne podejrzenia, że intro do „I Don't Know” gra Greg Kurstin. Paul tak nie gra i nawet kompozycyjnie to nie jest w jego stylu. Ale dalej uważam, że ten fragment jest piękny.

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Nie Wrz 09, 2018 11:27 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Fangorn napisał(a):
W tym momencie historii przydałby się Lennon, który w trzy minuty zaśpiewałby w prostych słowach i głęboko zarazem tak, że Trumpowi by w pięty poszło.


Lennon to by miał w obecnych czasach mnóstwo inspiracji do pisania pełnokrwistych tekstów. Brakuje kogoś takiego jak John, który jednocześnie pisał co mu leżało na wątrobie bez żadnego owijania, z drugiej miał tą smykałkę do ponadczasowych, nośnych tekstów, pięknie ubranych w słowa i trafiających w samo sedno.

Fangorn napisał(a):
Może nie do końca tego się spodziewałem, ale to właśnie jest plus. Chciałem zaskoczenie, to mam. Zamiast rockowego McCartneya jest McCartney popowy. Dokładniej synthpopowy, mocno inspirujący się lżejszym obliczem lat 80.


Płyta przynosi różne oblicza, nie jest jednorodna, przy czym elementów synthpopowych dużo tu nie słyszę. Odczuwam natomiast na "Egypt Station" sporą ilość folkujących brzmień i aranżacji. Jest kilka akustycznych piosenek z jakimiś flecikami i innymi piszczałkami, "Back In Brazil" przez swoja egzotyczną solówkę tez wpisuję się w taki obraz. "Caesar rock" pomimo ostrzejszego wokalu też ma podstawę akustyczną z jakimiś przeszkadzajkami. Nie pamiętam płyty Paula kiedy było tak dużo folkujących klimatów.

Bonusy wydają mi się bardzo przeciętne. "Nothing for Free" nieco mnie odrzuca. Dobrze, że to tylko bonusy. Swoją drogą najdłuższą płytą Paula pozostaje jednak "Driving Rain".

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Nie Wrz 09, 2018 11:58 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
Kilka informacji wydawniczych:

1) Napis na naklejce albumu "Limited Edition Concertina CD": słowo 'concertina' oznacza rodzaj okładki - rozkładana harmonijkowo. Wygląda na to, że późniejsze wydania płyty będą już w zwykłej, skromniejszej obwolucie, jednak nie wiem, do jakiej ilości egzemplarzy odnosi się sformułowanie 'Limited Edition' (reklama!).

2) W formacie CD dostępne są DWIE wersje płyty: z 16 utworami (standardowa) i z 18 utworami (2 bonusy). Różnią się tym, że wersja standardowa przepasana jest CZERWONĄ gumką, a rozszerzona ZIELONĄ. W Polsce wersja z 18 utworami dostępna jest tylko w Media Markt i w Saturnie. Pozostałe sklepy (z empikiem włącznie) sprzedają wersję z 16 utworami.

3) W październiku ma się ukazać wersja z 26 utworami, wg obecnych zapowiedzi tylko na winylu.

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Nie Wrz 09, 2018 1:26 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Lip 06, 2006 10:52 am
Posty: 1499
Cytuj:
Napis na naklejce albumu "Limited Edition Concertina CD": słowo 'concertina' oznacza rodzaj okładki - rozkładana harmonijkowo

Przyznam się bez bicia, że rzuciłam okiem na naklejkę i tylko zarejestrowałam fragment słowa "Concert" i później się głowiłam dlaczego nie ma na płycie bonusowych wykonań koncertowych :oops:

7 września w Brazylii obchodzono Dzień Niepodległości. Z tej okazji Paul podarował brazylijskim fanom (li i wyłącznie) klip do piosenki "Back In Brazil". Video udostępnił pewien fan z Brazylii na Facebooku wyłącznie dla swoich znajomych, do których zaliczam się i ja. Niestety, z powodu prywatnych ustawień, nie dało się tego filmiku zapisać na komputerze ( pewnież można w jakiś sposób, ale ja jestem na bakier z technologią). Dzisiaj olśniło mnie, że mogę nagrać klip przy pomocy telefonu z mojego kompa. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to video (już nie takiej super jakości) można pobrać pod tym linkiem: https://wetransfer.com/downloads/525e35 ... 404/b461ab

_________________
Image
Strawberry Fields Forever


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Śro Wrz 12, 2018 6:03 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Miałem wczoraj napisać parę słów o płycie i wrzucić ocenki ale postanowiłem, że w ogóle od niej odpocznę. I ten odpoczynek okazał się bardzo inspirujący! Słucham dziś sobie Egypt Station (jak zwykle jadąc rowerem, podziwiając lekko jesienną aurę Podlasia) i jakieś 50% płyty mi się zupełnie przetasowało, prawie wszystko zabrzmiało lepiej, melodie stały się wyraźniejsze, a aranżacje ciekawsze. Jak bym odkrył wszystko na nowo. Polecam odpoczynek od słuchania, wszystko się może zresetować.

Po kolei.

Opening Station / Station II- jak dla mnie obydwa przerywniki są kompletnie bez sensu i nie traktuję ich poważnie, tak samo jak "The Broadcast". Jakaś taka na siłę dodana koncepcyjna ciekawostka.
2 I Don't Know - zadziwiająco melancholijny jak na Paula pierwszy utwór na płycie. Delikatny był też początek "Venus And Mars" ale tam szybko przechodził w pełen życia "Rock Show", jeszcze bardziej eteryczny był początek "London Town", ale utwór tytułowy się jednak trochę rozkręcał. Tutaj mamy do końca atmosferycznego openera. Muszę przyznać, że teraz dużo lepiej mi się go słucha niż latem. Raz, że kontekst płyty trochę go umocnił, dwa - (prawie już) jesienią jego melancholijny klimat o wiele lepiej się odczuwa. Jesienią w ogóle muzykę odczuwam ze 3 razy mocniej niż latem. Perełka. 8
3 Come On to Me - też zyskał, ale nieznacznie. Taki tam sympatyczny numer do potupania nóżką na rozgrzewkę. Uwielbiam moment przyśpiewek Paula (tu tu tu) z dodatkiem harmonijki ustnej. Też perełka, ale mniej wysmakowana. 7
4 Happy With You - od pierwszego odsłuchu bardzo mnie ujęła ta miniaturka. Ten flecik jest cudowny! Utwór jakby wyjęty z "Chaosa" i tam też byłby pięknym momentem. 8
5 Who Cares - Knopflerowski sznyt gitar dość mocno ciąży nad tym numerem i jest to zdecydowanie plus. Przepyszne, choć króciutkie wejście klawisza to taki smaczek, który każdy utwór musi mieć. Dobra melodia. Krótko i do przodu. 7
6 Fuh You - jedyny utwór, który dla mnie kompletnie nie pasuje do tej płyty. Ale sam w sobie nawet polubiłem. Biedne jest pierwsze pół minuty, potem jest coraz lepiej. Middle eight i refren naprawdę dają radę. Lubię te chwilowe pojawianie się żeńskiego głosu, ten patent kupił mnie ostatecznie. Wiem, że to muzyka dla dzieci i młodzieży ale jakoś sie przekonałem, choć z płyty bym wywalił bo aranż nie pasuje do reszty, a zaraz po "Who Cares" odczuwam zgrzyt gdy wchodzi to denne "Komon bejbe nał". Początek utworu trzeba przecierpieć. Ode mnie całe 6.
7 Confidante - od razu podszedł mi ten surowy klimat, bez słodkich melodii. Jednak z drugiej strony ten numer ginie w zalewie reszty, jest trochę za mało wyrazisty i przez to może nudzić. Mnie nie nudzi. Dobrze, że krótkie. 6
8 People Want Peace - różne były perypetie mojego odbioru tego utworu. Z początku zaakceptowałem, potem mnie męczył i go przewijałem, ostatnio znów wrócił do użytkowności. Są tu ciekawe momenty, dobry aranż, byłoby nawet bardzo dobrze, gdyby nie sztampowy refren. A tak jest tylko dobrze. Gdy tylko zobaczyłem ten tytuł z miesiąc temu, od razu nabrałem podejrzeń, że to będzie kupa frazesów zawieszona na dennym refrenie, tak jak to było z "Freedom". Ale tym razem, poza refrenem jest znośnie. 6
9 Hand in Hand - jeden z moich faworytów. Strasznie piękny klimat bardzo w stylu "Chaosa" (znowu). Melodia zagrana na piszczałce miękczy moje serce. Chciałbym by Macca grał to na koncertach. 9
10 Dominoes - przebłysk genialnej melodii. Kojarzy mi sie bardzo z płytą "Flaming Pie". Wielki plus za końcówkę. Znowu marzenie by Paul to grał na żywo. Właściwie to jedyny dłuższy numer na płycie (przekraczający 5 minut), gdyż obydwa ponad 6 minutowe są zbiorem kilku, czasem nieco kontrastowych fragmentów. 9
11 Back in Brazil - największy oryginał płyty. Zawsze będzie mi się kojarzył z "Egypt Station" jako taki jedyny w swoim rodzaju smaczek. Środkowa część jest zniewalająca. Pewnie McCartney zagra go jak będzie w Brazylii, a Brazylijczycy odwdzięczą się jakąś akcją, sama się prosi. Żeby to było Back In Poland, ech ;) 8
12 Do It Now - najgorszy fragment płyty. Sukcesem jest to, że go już dosłuchuję do końca i nawet dostrzegłem coś w melodii ostatecznie. Sztampowe i bez pomysłu ale jakiś tam urok ma. 5
13 Caesar Rock - z początku nie doceniłem, teraz świetnie mi się go słucha. Znakomity aranż i charakter. Coś więcej niż kolejny prosty, wywrzeszczany utwór. Akustyczne gitary z mocnym wokalem Paula to ciekawy patent. 7
14 Despite Repeated Warnings - wiem, to ja pisałem, że z duzej chmury średni deszcz. Zapomniałem tylko dodać, że ten średni deszcz przeszedł w większy a potem w ulewę ;) Ciekawostka podczas jednego z odsłuchów: raz jadąc rowerem złapał mnie deszcz, pewnie za karę za zbyt wcześne ferowanie wyroków ;) Smutny początek ma poruszającą melodię i bardo pasujący, wzmaniający ją tekst. Gdy utwór przyśpiesza też zaczynają się dziać rzeczy piękne, słychać tam bardzo dużo pomysłów, które dopiero po którymś przesłuchaniu bardziej się ogarnia, docenia i słyszy jako całość. Jestem oczarowany tym utworem i dawkuję sobie jego słuchanie by mi nie zbrzydł. Dla mnie wybitny. 10
16 Hunt You Down / Naked / C-Link - tutaj też trzeba było dosłuchać się do sedna całości. Z początku to wydawały się takie na siłę doklejone 3 utwory, z jedynym dobrym "Naked". Po czasie uważam, że "Naked" jako jedyny poradziłby sobie sam i osobno dał bym mu 8. Szkoda bardzo, że jego refren (lub coś co mi sie refrenem wydaje) pojawia sie tylko raz. Ale 2 pozostałe utwory bardzo ciekawie go "otulają". "Hunt You Down" jako opener sprawdza się ok, i chyba dobrze, że się szybko urywa, natomiast "C-Link" w bardzo wysmakowany sposób wieńczy całość, jest wręcz stworzony by zakończyć coś większego. Sam w sobie chyba by mnie trochę nudził. Chociaż jego delikatnie orientalne momenty gdy wchodzą klawisze mają sporą siłę rażenia. Ogółem te 3 fragmenty jakoś zadziwiająco dobrze na siebie oddziałują i wzajemnie podwyższają swoją wartość. Jak dla mnie rewelacja. 9

"Egypt Station" zdaje się być bardzo udaną płytą, zadziwiającą nawet udaną i świeżą jak na 76 latka. Bardzo dużo się na niej dzieje. Wg mnie płyta ma swoją tajną broń - jej utwory jak chyba nigdy wcześniej są bardzo krótkie i zwięzłe (jakieś 3/4 płyty to około 3-minutówki), co sprawia, że w ogóle nie ma elementu znużenia i takiego lania wody znanego mi bardzo z albumów Paula (ot choćby 5 minutowy "Mamunia", który ciągnie się w nieskończoność). Przez to nawet mniej udane fragmenty jakoś lepiej się przyswaja. Można też śmiało stwierdzić, ze "Fuh You" był totalną zmyłką, płyta jest w kompletnie innym stylu - raczej, takim z jakiego znamy od lat Beatlesa. Jak dla mnie "Egypt Station" jest bardzo podobne w klimacie do "New". Jest różnorodna i pełna życia. Chociaż daje się zauważyć na nowym albumie nieco więcej melancholii. I więcej akustycznych brzmień. W ogóle marzę o akustycznym albumie Paula w całości i koncertach bez prądu - dla staruszka wkraczającego w 80-tkę byłoby to bardzo na rękę.
Dużym plusem płyty jest bardzo wyrównany materiał, bez wypełniaczy. Jest jeden średniak i jeden utwór nie pasujący do reszty - obydwu bym sie pozbył ale razem z nimi nie czuję jakiegoś dyskomfortu całości. Poza tym Macca pierwszy raz dobrał utwory na płytę po mojej myśli. Pierwszy raz bonusy są takie jaka ich rola - odstają od materiału podstawowego i to dość znacznie. Wcześniej zawsze jakiś bonus (o ile był, bo czasem ich nie było) wydawał się zmarnowanym potencjałem, boleśnie nie wpuszczonym na płytę.

Jeśli zaś chodzi o moją ocenę "Egypt Station" - do "New" jej jednak daleko. Mogę ją za to śmiało postawić obok np. "Memory Almost Full". 8/10

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Pon Wrz 17, 2018 12:34 pm 
Offline
Mean Mr Mustard
Awatar użytkownika

Rejestracja: Czw Cze 10, 2004 12:43 pm
Posty: 153
Miejscowość: Nowhere Land
Podchodzę to tego posta już drugi raz. Poprzednio napisałem naprawdę wredną recenzję i w pewnym momencie skończyły mi się synonimy do słowa "banalny". A to słowo niestety pasuje najbardziej do nowego albumu McCartneya. No trudno, zaciskam zęby, biorę coś na uspokojenie, słucham ponownie i piszę.

Nie mogę nawet powiedzieć, że jestem rozczarowany, bo dwa pierwsze single nie wzbudziły we mnie większych oczekiwań, a Fuh You to prawdopodobnie najgorsza piosenka Paula. Ale gdyby ten album był kompletną kaszaną chyba prędzej bym go przecierpiał, bo każdemu się może zdarzyć. Gorzej, że Paul wciąż potrafi pisać dobre utwory, ale nikt mu nie powie, że nad niektórymi trzeba mocno popracować. Na całej płycie nie ma ani jednego kawałka, do którego nie miałbym żadnych zastrzeżeń. Jeśli jest trochę dobrych melodii, niezłej harmonii, ciekawych akordów, czy przykuwającej uwagę aranżacji, całość jest prędko zaprzepaszczona przez prostotę, a nawet prymitywność powyższych elementów w innych miejscach.

Najlepiej wypadające utwory to I Don't Know, Happy with You, Dominoes i Despite Repeated Warnings. Come on to Me i Who Cares też można posłuchać, choć prędzej jako tło. Parę innych piosenek ma swoje lepsze i gorsze momenty, jak Back in Brazil. Przyjemnym akcentem są wieloczęściowe piosenki z finiszu. Ale znajdzie się też parę gniotów. No i niestety zbyt często zdarza się walenie na równo w bębny, w akompaniamencie podobnie prymitywnych rytmicznie instrumentów i niezbyt ambitnych melodii.


I Don't Know [7]
Jest parę niezłych momentów, ciekawa linia basu, zróżnicowana, acz spójna konstrukcja. Niestety, melodia nie należy do przesadnie odkrywczych.
Come on to Me [6]
No tak, narzekałem na wtórność melodii poprzedniego utworu, to mam. To dość prosty kawałek, ale przynajmniej trochę się tu dzieje.
Happy with You [8]
Najlepsza piosenka na płycie. Jest stonowana, melodia dość prosta, ale ładna. Subtelna, acz ciekawa aranżacja. Nie wiem tylko po co te bębny. Bez maestrii Ringo z Mother Nature's Son można sobie darować perkusję w takich numerach.
Who Cares [6]
Naprawdę trzeba wytrzymać 20 sekund brzęczenia na gitarze, żeby piosenka się zaczęła? Jest wiele lepszych propozycji urozmaicenia kompozycji. Sam utwór, choć prosty i aranżacyjnie wtórny, wypada całkiem przyjemnie. Tylko na koniec gitara udaje komara.
Fuh You [2]
Nie jestem w stanie słuchać tego utworu. Paul chyba postawił sobie za cel przeskoczenia beznadziejności Ever Present Past. Piosenka doskonale wpisuje się w dzisiejsze standardy papkowatego popu kiczowatą aranżacją, trywialną melodią, wrzaskliwym refrenem i niedorzecznym tekstem.
Confidante [6]
Żal mi tego utworu. Paul ma niewiele ciekawych przemyśleń na tym albumie, a kiedy zdarza się coś lepszego jak tu, obleka to w banalną melodię.
People Want Peace [4]
Niewybredna melodia i wyświechtane frazesy plus obowiązkowe ich skandowanie przy akompaniamencie solowych bębnów. Szczyt sztampy na całej płycie.
Hand in Hand [5]
Czasem wydaje mi się, że Paul bierze tę samą melodię, dopina w paru miejscach dodatkowy akord i stwierdza, że to wystarczy na nowy kawałek. Tekst, w którym Macca chce przekazać coś bardziej osobistego ponownie dostaje trywialną melodię.
Dominoes [7]
I wreszcie można odetchnąć od tej kawalkady przeciętności. Melodia jest może nie szczególnie wyszukana, ale ma coś w sobie. Aranżacja to też nie powiew świeżości, ale może zaskoczyć chórkami czy zróżnicowaniem swojego natężenia. No i na koniec dostajemy troszkę ciekawej, nieco psychodelicznej improwizacji.
Back in Brazil [6]
Ptaszki śpiewają, ludzie w Brazylii żyją swoim życiem, a Paul bawi się syntezatorkiem. Melodia czasem intryguje, podobnie jak aranżacja, więc po co wplatać w to takie pipczenie? Dajmy do piosenki byle co, ale na syntezatorze, to będzie atrakcyjnie. Przyznam się, że moment z krzyczeniem "ichiban" na początku w ogóle mi się nie spodobał, ale z czasem go doceniłem. Niestety tekst nie zaliczy się do panteonu miniaturek o codziennym życiu. Pod względem tekstu, Eleanor Rigby i She's Leaving Home są o parę lig wyżej.
Do It Now [5]
Oklepany, szablonowy, płaski, nieoryginalny to tylko niektóre słowa, którymi można określić ten kawałek. Ale niestety najbardziej pozytywne.
Caesar Rock [5]
Podoba mi się tytuł i wstęp, ale niestety niewiele ponad to. Jest tu trochę krzyczenia, ale mało energii. I duże pokłady banału.
Despite Repeated Warnings [7]
Końcówka albumu próbuje zatrzeć wrażenie przeciętności. Mamy złożoną z kilku zróżnicowanych części kompozycję (szkoda, że nie zadbano o lepsze szwy składowych), które muzycznie i lirycznie stoją w większości na dość przyzwoitym poziomie. Czasem waha się w jedną lub drugą stronę, ale jest OK.
Medley [7]
Hunt You Down to raczej niewyszukana melodia, ale miło ubarwiona. Podobną sytuację mamy z Naked i z instrumentalną końcówką C-Link. W sumie nic specjalnego, ale można posłuchać.

Ocena całości [5]

BONUSY
Get Started [6]
Jak na piosenkę, która nie weszła na kiepską płytę, jest zaskakująco w porządku. Oprócz prostackiego rytmu i cukierkowej aranżacji ma całkiem ciekawą melodię (choć miejscami przypomina inny utwór z płyty).
Nothing for Free [4]
Nie ma nic za darmo? Czegoś takiego nawet bym nie wziął za dopłatą. Wers "my brain's not working today" to niestety motto tego utworu.

_________________
alias Dawidsu


Ostatnio edytowany przez Ph.D. Jeremy Hillary Boob, Śro Paź 31, 2018 12:01 am, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Pon Wrz 17, 2018 1:31 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Ph.D. Jeremy Hillary Boob napisał(a):
Hand in Hand [5]
Czasem wydaje mi się, że Paul bierze tę samą melodię, dopina w paru miejscach dodatkowy akord i stwierdza, że to wystarczy na nowy kawałek. Tekst, w którym Macca chce przekazać coś bardziej osobistego ponownie dostaje trywialną melodię.


Dla mnie melodia z kategorii sensacyjnie pięknych i ujmujących. Coś jak "For No One".

Ph.D. Jeremy Hillary Boob napisał(a):
Despite Repeated Warnings [7]
(...)szkoda, że nie zadbano o lepsze szwy składowych(...)


Za każdym kolejnym odsłuchem jestem pod coraz większym wrażeniem właśnie tej konstrukcji, przechodzenia z wątku w wątek, skomponowania i ułożenia całości. Każde przejście i zmiana tematu to dla mnie mistrzostwo. Co ciekawe można wyodrębnić tutaj 3 oddzielne kompozycje, które składają się z kilku osobnych wątków i melodii - razem jest tego chyba z 10 połączonych fragmentów. Trudno się doliczyć. Uważam, że Macca nie miał dotąd w solowej twórczości tak błyskotliwie skomponowanego utworu (1 część "Band On The Run" oraz "The Pound Is Sinking" były brawurowe, ale o wiele skromniejsze w pomysły). A w całej karierze Makki pod względem zamysłu kompozycji lepsze wrażenie robi na mnie tylko "Golden/Carry/The End".
"Despite Repeated Warnings" staje się powoli jednym z moich ulubionych utworów Paula od czasów rozpadu The Beatles.

Dodałem ankietę.

Pewnie już wszyscy wiedzą, że "Egypt Station" to nr 1 w USA. Zupełnie się tego nie spodziewałem.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Czw Wrz 20, 2018 1:30 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Lis 19, 2013 3:54 pm
Posty: 1335
"Egypt Station" numerem jeden w zestawieniu Billboardu - sukces niewątpliwy i może nadspodziewanie dobry, choć w jakimś stopniu antycypowany, bo kampania reklamowa spora i szeroko zakrojona (mimo że przemysł muzyczny wciąż pozostaje branżą nie do końca przewidywalną).

Bez wnikania w wartość artystyczną nowego albumu McCartneya, można bez ryzyka stwierdzić, że w historii show-biznesu nie było, nie ma, i nie będzie sytuacji, gdy jakiś inny 76-letni muzyk pop-rockowy wydaje premierową płytę z premierowymi utworami swego autorstwa i trafia z nią na szczyt amerykańskiej listy albumów Billboardu (na dodatek detronizując niejakiego Eminema). A jak wielki i niełatwy to wyczyn, niech świadczy fakt, że poprzedni raz kiedy McCartney gościł ze swym albumem na 1. miejscu w Ameryce miał miejsce w roku 1982!

Dla przypomnienia, w USA McCartney umieścił na 1. miejscu łącznie 8 albumów - oprócz najnowszego "Egypt Station" były to: debiutancki "McCartney" (1970), "Tug Of War" (1982), a między nimi wielka sekwencja pięciu kolejnych krążków: "Red Rose Speedway" (1973), "Band On The Run" (1973), "Venus And Mars" (1975), "Wings At The Speed Of The Sound" (1976), oraz (trzypłytowy!) "Wings Over America" (1976) /uwaga: cała ta piątka firmowana nazwą Wings/.

Wracając do współczesności - "Egypt Station" od razu ZADEBIUTOWAŁ NA TOPIE, a taki przypadek zdarzył się McCartneyowi pierwszy raz! I mimo że dziwi fakt, iż zaszczyt ten przypadł akurat tej płycie, to niewątpliwie jest to wydarzenie, które każdy artysta chciałby mieć w swoim CV. Toteż, McGratulacje!


PS. Ale na liście singli już nie jest tak łatwo...

_________________
WISH is the future and ASH was the past, what stood in between was WISHBONE ASH.

Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Czw Wrz 20, 2018 5:36 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 865
Pierwszą płytą McCartney'a, którą świadomie wysłuchałem, była nagrana jeszcze z grupą Wings “At the Speed of Sound''. Zaprezentował ją w Trójce red. Piotr Kaczkowski. Pamiętam, że nie zrobiła wówczas na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia poza kompozycją Beware My Love. Później zaakceptowałem ją prawie w całości po kilku przesłuchaniach. Od tej audycji mogę śmiało sobie zadawać pytania: co robiłeś kiedy po raz pierwszy usłyszałeś nową płytę McCartney'a. Kiedyś pierwsze przesłuchanie wiązało się z nagraniem audycji na magnetofon. Później z zakupem nowego wydawnictwa w sklepie muzycznym i pospieszną ewakuacją do domu aby jak najszybciej wysłuchać premierowych utworów . I tak ten ekscytujący rytuał, trwa na razie do dnia 7 września kiedy kupiłem “Egipt''.
W miesięczniku Tylko Rock z 1995 roku, ponownie przywołany red. Kaczkowski stwierdził o Białym Albumie:''...po pierwszym przesłuchaniu nie znalazłem na nim ani jednego zachwycającego utworu, a przez następne 20 lat wszystkie.''
Broń Boże, nie będę porównywał tutaj płyty Beatlesów do Egypt Station, ale po pierwszym przesłuchaniu nie znalazłem na niej...ani jednego utworu, który przykułby moją uwagę. Do czasu. Po kilkukrotnym odtworzeniu cd, zrobiłem sobie dzień przerwy i to zadziałało. Po każdym kolejnym wysłuchaniu zacząłem doceniać zawartość “Egiptu”.
Można zadać sobie pytanie , czego oczekujemy od naszego artysty w wieku 76 lat? Przy okazji ukazania się New, świetnie (jak pamiętam) opisał ten temat Argus9 i nie chciałbym się tutaj powtarzać. Pytałem siebie przed ukazaniem się płyty, czy Makka AD. 2018 może przeskoczyć samego siebie wokalnie (tego mi najbardziej żal, ale biologia jest nieubłagana), albo kompozycyjnie sprzed lat? Odpowiedź jest oczywista...
Pogodzony z tą odpowiedzią, przyjmując kryteria roku 2018 i po ''nauczeniu się na pamięć” materiału, obiektywnie stwierdzam, że jest to najlepsza płyta Paula nagrana ...po ukończeniu 75 roku życia. A teraz super subiektywnie: Egypt Station bardzo mi się spodobał i juz teraz cenię sobie płytę wyżej od niejednej solowej pracy basisty Nie ma na nim jakichś kanonów melodyjnych (o tekstach nie będę się wypowiadał), nie zawiera kompozycji zniewalających, które wejdą do Makkowej klasyki (chyba). Jest to jednak wydawnictwo niezwykle solidne , tak solidne ,że rzadko , który wykonawca szeroko pojętej muzyki pop – rock po ukończeniu “wieku dojrzałego'' , może stawać w szranki z ex-Beatlesem. Wraz z bonusami skomponował on samodzielnie 16 piosenek! Piosenek w większości na dobrym poziomie. To ważne! Jak zwykle mocnym atutem są wysmakowane aranżacje (np. Hand In Hand, Back In Brazil, Ceasar Rock czy Despite Repeated Warnings).
W mojej ocenie do wyróżniających się numerów na płycie należą (trudno tu oceniać obie stacje, które jednak ładnie wkomponowują się w role łączników):
- I Don't Know :jeden z piękniejszych fragmentów lirycznych to ten , kiedy Stacja przechodzi w fortepianowy prolog I Don't Know. Wyróżniająca się pozycja na albumie
- Happy With You: początkowo był to mój numer 1. Klimat muzyczny troszkę jak w Put It There. A takie klimaty w wykonaniu Mistrza lubię.
- Fuh You: niesamowite, ale ten przebój (chyba), przeszedł dłuuuga drogę przez moje uszy.Od zlekceważenia do prawie podziwu.Wojciech Mann w dniu kiedy odpoczywałem od płyty zaprezentował Fuh i...przez prawie cały dzień piosenka nie chciała mnie opuścić. Taki syndrom Ringa w windzie (jedna z jego wypowiedzi o Paulu). Naprawdę nie myślałem ,że coś takiego napiszę o Fuh. Życie jest czasami niezwykle ''niespodziankowe”.
- Hand In Hand: klimatyczna ballada z tym czarownym instrumentalnym ornamencikiem.
- Dominoes :jedno słowo kojarzy mi się z tą kompozycją – zgrabna.Tej zgrabności moim zdaniem nie zaszkodziła nawet wyeksponowana nieco perkusja, która mnie osobiście nie przeszkadza.
- Ceasar Rock: lubię takie nieco transowe rytmy.Utwór fajnie się napedzą podobnie jak Paul w tle.Chyba Ceasar sprawdziłby się na koncertach.
- Despite Repeated Warning:napisano o nim juz co nieco. Dodam, że najbardziej w tej wielowątkowej kompozycji podoba mi się przyspieszenie z sekcją blachy w tle (pewnie imituje ją Wickens), oraz kiedy artysta zaczyna śpiewać ''yes we can do it..''. Prawie ''ciarkowisko”
- Hunt You Down/Naked/C Link: niezłe chociaż mam pewien niedosyt ponieważ w Naked irytuje mnie sposób spiewu Paula. Taki hmm...sepleniący(?). Fragment gitarowy nie rzuca mną o ścianę ale i też nie przeszkadza (było gitarzystów wielu, ale nie ma Ciebie wśród nich McCartney'u). Nie wiem też czy umieszczenie obok siebie dwóch ponad 6-minutowych utworów dobrze robi płycie
- Get Started: robi wrażenie, zwłaszcza końcówka w chwili ''ujawnienia'' sie gitary oraz dającego radę wokalnie autora

Do kompozycji tzw.przyzwoitych zaliczyłbym:
- Come on to Me (nieco nachalna ilość powtórzeń choć pojawiająca się sekcja blachy jest świetna. No i fragment ''yes I will...! (need ya!)
- Who Cares : to chyba sprawdzi się na koncercie. Mikstura zmiękczonego riffu ZZ Top, trochę Prince'a (fragmencik klawiszy) i ...Paula
-Back In Brazil: nie jest to moja ulubiona stylistyka muzyczna, ale niewatpliwie piosenka urozmaica album.
Wreszcie utwory, które może maja jakis potencjał, ale ja ich do tej pory nie dosłyszałem:
- Confidante
- Do It Now (coś w nim jednak jest)
- Nothing For Free

Płytę w skali całego solowego dorobku Paula ocenaim na 8/10 choć jak wspomniałem na wstępie, po pierwszych dwóch przesłuchaniach myślałem,że będzie to maksimum 6/10.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Pią Wrz 21, 2018 12:24 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
To co mnie najbardziej zadziwia w sukcesie komercyjnym Egypt Station to nie tyle nr 1 w USA, co ilość sprzedanych tam sztuk płyty - astronomiczne jak na dzisiejsze czasy 153 tysiące. Dla porównania New miało 67 tysięcy. Dodając inflację sprzedaży ostatnich 5 lat, jest to spokojnie 3 razy lepszy wynik od poprzedniej płyty. Jak to wytłumaczyć? Mam jakieś podejrzenia, że to duża zasługa popularności "FourFiveSeconds". Macca przebił się dzięki temu utworowi (beznadziejnemu ;)), daleko poza swój elektorat, rockowych słuchaczy. To tylko moja teoria.

Swoja drogą w Polsce nowy Macca zadebiutował na 15 miejscu.

dr Maxwell napisał(a):

W miesięczniku Tylko Rock z 1995 roku, ponownie przywołany red. Kaczkowski stwierdził o Białym Albumie:''...po pierwszym przesłuchaniu nie znalazłem na nim ani jednego zachwycającego utworu, a przez następne 20 lat wszystkie.''


Pamiętam to :)

Max, zapomniałeś o People Want Peace . Do jakiej kategorii byś wrzucił?

Ostatecznie spodobał mi się "Do It Now". W sumie nawet sympatyczna melodia z dodatkiem nostalgii i wingsowych chórków. Tym samym na dzień dzisiejszy każdy utwór z Egypt Station mi się podoba, choć tak ze 4 w bardzo umiarkowany sposób. Fuh You pomimo swoich walorów do odstrzału, jako jedyny z płyty. Tak mi nie pasuje do reszty, że już go pomijam.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Pią Wrz 21, 2018 5:52 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 865
Yer Blue napisał(a):
Max, zapomniałeś o People Want Peace . Do jakiej kategorii byś wrzucił?


Do ostatniej kategorii. Na szczęście Macca uniknął tutaj na szczęście powtarzania tytułu utworu, co przy tego rodzaju próbach bywa czasami nieznośne. Kompozycja przyzwoita.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Pią Wrz 21, 2018 9:15 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Paź 12, 2010 6:31 pm
Posty: 865
Yer Blue napisał(a):
To co mnie najbardziej zadziwia w sukcesie komercyjnym Egypt Station to nie tyle nr 1 w USA, co ilość sprzedanych tam sztuk płyty - astronomiczne jak na dzisiejsze czasy 153 tysiące. Dla porównania New miało 67 tysięcy. Dodając inflację sprzedaży ostatnich 5 lat, jest to spokojnie 3 razy lepszy wynik od poprzedniej płyty. Jak to wytłumaczyć? Mam jakieś podejrzenia, że to duża zasługa popularności "FourFiveSeconds". Macca przebił się dzięki temu utworowi (beznadziejnemu ;)), daleko poza swój elektorat, rockowych słuchaczy. To tylko moja teoria.


New w odróżnieniu od Egypt nie promował taki gigant jak Capitol.
Co do podejrzeń: można dodać All Day i Only One :wink: Serio: nie sądzę aby płytę egipską kupowali miłośnicy Rihanny i Westa. Jeżeli już to w szczątkowych ilościach.Capitol się kłania!


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Nie Wrz 23, 2018 9:47 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Wrz 09, 2005 4:27 pm
Posty: 972
Miejscowość: Warszawa
Sprzedaż płyty w USA jest prawdopodobnie na bardzo zbliżonym poziomie do NEW. Znaczną różnicę spowodowało dołączenie "darmowych" egzemplarzy Egypt Station do kupowanych biletów na koncert Paula. Takim ruchem objęta była część koncertów, na które sprzedaż biletów ruszyła w okolicach daty wydania albumu oraz co najmniej kilka koncertów, które odbyły się... w zeszłym roku, kiedy to oferowano bilet + nowy album Paula - oczywiście bez żadnych konkretów, bo nie było jeszcze mowy, ani o tytule, ani o nawet przybliżonej dacie premiery.

_________________
"Going fast, coming soon,
We made love in the afternoon.
Found a flat, after that
We got married" :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Śro Wrz 26, 2018 12:26 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 11, 2006 10:21 pm
Posty: 2313
Miejscowość: New Salt
Znalazłem na Wikipedii.
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Śro Wrz 26, 2018 12:31 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
W sumie poza spektakularnym sukcesem w USA wyniki Egiptu są bardzo porównywalne z New. New było jedynką w Norwegii, a nr 2 w Japonii. Aż dziwne, że Egypt Station w Japonii nie zaistniał na listach. W Polsce odpowiednio 15 i 18 miejsce.

Natomiast recenzje i opinie fanów "Egypt Station" wydają się dużo bardziej surowe od poprzedniej płyty. Na portalu Rate Your Music, który jest dość miarodajnym wskaźnikiem popularności / docenianiem płyt wśród słuchaczy (duża liczba oceniających) - Egipt jest jedną z najniżej ocenionych płyt Paula. Niżej są tylko Press To Play i Pipies Of Peace, co jest dla mnie zadziwiające, bowiem osobiście zaliczam Egypt Station do czołówki dokonań Beatla Eda.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: Egypt Station
PostWysłany: Pią Paź 19, 2018 3:24 am 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Mar 28, 2014 4:48 am
Posty: 615
Miejscowość: Zamość / Warszawa
Wróciłem do Egiptu po dłuższej przerwie, chyba miesięcznej, bo zwykle po takim czasie słyszy się coś nowego. Jednak w tym wypadku się to nie sprawdziło. Bardziej doceniłem dyskretne, acz dopracowane aranżacje, ale poza tym podtrzymuję ocenę wyrażoną tuż po premierze. 7/10, nie widzę perspektyw na więcej. Jest dobrze, nie jestem rozczarowany, ale mam też pewne "ale". Przede wszystkim już mi się nie chce "grzebać" w tej płycie, podczas gdy dookoła jest tyle muzyki, której jeszcze nie słyszałem. A kolejka wciąż się wydłuża. Odkładam na półkę i sięgnę pewnie dopiero tuż przed koncertem.

Aha, padłem ofiarą syndromu sztokholmskiego. To okropne, niedorzeczne "Fuh You" stało się najczęściej słuchaną przeze mnie piosenką na albumie (obok "I Don't Know"). I... podoba mi się! :oops: Aż się boję, że po następnym przesłuchaniu spodoba mi się "Come On to Me" :shock:

_________________
Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 86 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY