Od wczoraj jestem posiadaczem kompaktowej wersji "
Ocean's Kingdom". Od strony technicznej płyta znajduje się w rozkładanym, tekturowym opakowanie i jak można się domyślić, oprócz samego krążka zawiera również kilkunastostronową książeczkę. Wewnątrz niej znajdziemy wstęp napisany przez Paula, dokładny opis każdej z 4 części baletu oraz historie pracy nad samym dziełem - od strony muzycznej jak i scenicznej, pióra Petera Quantrilla. Szkoda trochę, że ilość zamieszczonych zdjęć można policzyć na palcach jednej dłoni. To jednak nie wszystko. W każdym zakupionym egzemplarzu znajduje się kupon z kodem, dzięki któremu można ściągnąć przez stronę Paula zapis gali premierowej... jak i samą płytę studyjną wraz z cyfrowym bookletem. Dotyczy to również płyt zakupionych tradycyjną formą (np. w sklepie muzycznym) a nie tylko tych zamawianych przez oficjalną stronę McCartneya.
Trudno jest opisywać to wydawnictwo. Po pierwsze - nie jestem znawcą tego typu muzyki. Po drugie - jest to muzyka baletowa, więc trudno opierać się na samym dźwięku, skoro jest to tło do opowieści rozgrywającej się na scenie. Po trzecie - nigdy wcześniej Paul nie sięgnął aż tak głęboko w muzykę orkiestrową, pisząc utwory beż żadnych wokali (jak to bywało w przypadkach poprzednich płyt klasycznych) więc postawił sobie wysoką poprzeczkę. Spróbuje jednak napisać kilka słów o moich przemyśleniach.
Pierwszą rzeczą na którą zwróciłem uwagę były nagłe i nieprzewidywane - nieraz zbyt "ostre" - zmiany tempa i brzmienia. Momentami następowały tak szybko, że można było odnieść wrażenie, jakby ktoś chaotycznie pociął i posklejał taśmy z różnymi patentami. Paul jest bardzo płodnym muzykiem, który pomysłami rzuca jak z rękawa. Nic więc dziwnego, że dzieję się tutaj tak dużo. Nie oznacza to jednak, że całość to jedna wielka kakofonia. Nic z tego. Jest wiele wspaniałych i spokojnych momentów, które dzięki zastosowaniu bogatej orkiestrowej instrumentalistki aż motywują do dalszego słuchania. Skoro jesteśmy już przy instrumentach - jest kilka smaczków. Bardzo podobała mi się linia puzonu i gitary (?) w Movement 2. Ogólnie uważam, że "Hall of Dance" jest najlepszą muzyczną częścią z całego opowiadania. Gdybym miał porównać "
Ocean's Kingdom" do jakiegoś innego działa McCartneya, to celowałbym chyba w "Liverpool Oratorio", pod warunkiem, że byłaby to wersja pozbawiona śpiewu chóru. Oba utwory są wg mnie muzycznie do siebie zbliżone.
Na koniec przytoczę wypowiedz jednego dziennikarza muzycznego, który tak napisał o Paulu w odniesieniu do omawianej przeze mnie płyty:
driven by his heart rather than his head, and inspired by feeling rather than specific technical knowledge. Resztę osadźcie sami po przesłuchaniu
pozdrawiam
macho