Wlasnie wysluchalem "Back In the World Live". Moje spostrzeżenia
:
Przede wszystkim, jestem mile zaskoczony i zdumiony doskonałą dyspozycją wokalną Paula, po nieudanej zupelnie pod tym wzgledem plycie "Driving Rain" nie spodziewalem sie tak wysokiej jakosci wokalu. Na "Back In..." McCartney spiewa swobodnie, wiele lepiej , niz podczas niektorych koncertow w przeszlosci... Parę utworów wykonał w niższej niż oryginalnie, tonacji, poza tym odnosze wrazenie, ze Sir Paul skorzystal z pomocy jakiegos fachmana od emisji głosu.
Repertuar... Czego moznaby sie spodziewac, jesli nie dominacji utworow z "beatlesowskiego" okresu? Nie moglem oprzec sie wrazeniu,ze Macce przejadly sie mocno niektore kawalki - np "I Saw Her Standing There" - niby wszystko jest ok, ale brakuje mi swiezosci - nie znecalbym sie jednak nad tym faktem zbyt mocno , sam Paul pewnie dostaje torsji grajac tysieczny raz ten sam numer..
Bardzo podobał mi się utwór z "Flaming Pie" - "Calico Skies" - z sekcja rytmiczna w szkockim stylu, utwor nabrał ciekawej energii. Glos Paula do zludzenia przypomina mi tu Stinga...bo i utwor w "stingowej " nieco konwencji. Totalnym nieporozumieniem wykonawczym jest dla mnie "Something" - takich rzeczy po prostu nie robi sie przyjacielowi, zwlaszcza,gdy ten nie moze juz w zaden sposob zareagowac. Nie wiem, co Paul mial na celu, robiac z tego, niewatpliwie - pieknego utworu, pastisz z banjo i wokalem. Jesli to humor, ironia - to przykro mi, nie wylapalem jej. "Carry That Weight" - werja akustyczna,przez co wyprana z energii przemija niezauwazenie, jako kolejny, odbarwiony utwór, a szkoda. Paul pozwolil sobie na znaczne zubozenie pod wzgledem akordow, co dodatkowo pogrzebalo utwor... Na miejscu Paula zrezygnowałbym z "Mother Nature's Son" - piosenka jak była, tak jest i będzie po prostu kiepska i nijaka. Zamiast jej, wybralbym choćby losowo, jakis utwor z "Flaming Pie" - "Calico Skies" to zdecydowanie za mało, jesli chodzi i tę plyte. "Eleonor Rigby" - troszke draznia mnie syntetyczne smyki, jednak trzeba przyznac, ze klimat utworu zostal zachowany i najwazniejsze - swietnie, jak niegdys - zaspiewany. Jesli chodzi o piosenki z "Driving Rain" - mam do nich od poczatku awersje , uwazam ten album za slabiutki - mimo to, przyznam,ze koncertowa wersja "Your Loving Flame" brzmi ciekawiej, niz studyjna i jest co najmniej do przelkniecia. Swietnie zabrzmialy dla mych uszu "Getting Better", "Coming Up", "The Fool On The Hill", lecz rozczarowala mnie "Here, There and Everywhere" - znowu Paul "ukwadratowil" troszke harmonie, pozbywajac sie calkiem ladnych, oryginalnych akordow.
Wrazenia koncowe - rewelacyjna kondycja wokalna, fachowi sidemani, z usmiechem uznania wsluchiwalem sie w gre perkusisty, ktory robil wszystko, aby pozbawic swoja gre techniki na modełkę Ringo Starra.
Z przyjemnoscia bede powracal do tej plyty.
Przepraszam za chaotyczna recenzje, pisalem jednak "na goraco", wiec licze na wybaczenie
Zaznaczam, ze tak, jak juz wielokrotnie bywalo w przypadku "trawienia "Paulowej muzyki, moje spostrzezenia moga z uplywem czasu, diametralnie sie zmienic
pozdrawiam
Ramone