Pennylane - dzięki ogromne!
Ja jestem już po lekturze biografii i czuję lekki niedosyt. Albo historia Paula - zwłaszcza po rozpadzie the Beatles - została przez autora opisana zbyt pobieżnie, albo Paul miał po prostu tak nudne życie
Nie znaczy to, że nie było rzeczy, które mnie zaskoczyły. Były, i to zarówno pod względem pozytywnym, jak i negatywnym. Spoilerować nie będę, ale napiszę jeden wniosek, który mi się nasunął po przeczytaniu książki: Paul to był jednak zdecydowanie największy PR-owiec spośród wszystkich Beatlesów
Rozczarowało mnie bardzo powierzchowne potraktowanie wegetarianizmu Paula i Lindy i ich aktywizmu na rzecz zwierząt. Wg mnie to był bardzo istotny element życia państwa McCartneyów, który zasługiwał na o wiele dokładniejsze opisanie. A jeśli chodzi o wcześniejszy okres życia naszego bohatera, brakowało mi jakiegoś głębszego insightu w początek znajomości Paula i Jane; czytałam kiedyś fajną historyjkę o tym, jak na początku ich znajomości pełni dobrych chęci Beatlesi zostawili zakochanych samych w pokoju hotelowym, a w tej książce jej nie odnalazłam. No i zdecydowanie za mało zdjęć w tej akurat biografii.
Generalnie biografia Lennona rulez, i to jeszcze z jednego powodu: nie jestem fanką polskiego tłumaczenia biografii Paula. Nie jest ono jakieś makabrycznie złe - wśród niezorientowanych filologicznie czytelników z pewnością "ujdzie w tłumie" - ale u mnie w wielu miejscach powodowało uśmiech na twarzy, głównie z powodu licznych potknięć stylistyczno-leksykalnych. Z tego powodu biografii nie czytało mi się szczególnie dobrze. Wiem, że redaktor Metz nie jest filologiem, ale jeśli już wydawnictwo powierza przekład książki znawcy tematu, a nie lingwiście, to powinno zadbać o szczególnie uważną korektę i redakcję tego przekładu, żeby potem nie było baboli w rodzaju "skorumpowanych umyślnych" w przypisie na stronie 150, ani rażących błędów ortograficznych (!) jak w podziękowaniach autora. To straszne, że na takich rzeczach się w dzisiejszych czasach oszczędza*.
Żałosny jest też jeden z akapitów słowa od tłumacza, w którym to red. Metz daje wyraz swej frustracji z powodu nieotrzymania z biura prasowego Paula obiecanego zdjęcia. Niepotrzebne, niesmaczne i nie na miejscu.
Generalnie więc nie ma to jak książka w oryginale, bo się przynajmniej człowiek nie frustruje
... ale i tak się cieszę przeogromnie, że ktoś w końcu wypuszcza książki o Beatlesach na polski rynek, i... czekam na następne! Tylko może jednak niech je tłumaczy filolog
Dobrej nocy,
Rita
*Nie mówiąc już o tym, że do szału doprowadzało mnie uparte określanie przez tłumacza Paula jako "celebryty". W angielskim oczywiście celebryta to jest po prostu "a famous person", ale w języku polskim to słowo ma, wydaje mi się, zbyt jednoznacznie negatywne konotacje, i nazwanie Paula i Jane "parą celebrytów", zamiast po prostu "parą sławnych osób", po prostu śmieszy.