Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz obejrzałem ten film i... zostałem zaskoczony (na plus).
Po pierwsze, mnóstwo humoru w brytyjskim stylu i nieco surrealistyczna fabuła. Jak w Beatlesowych filmach Lestera, a przede wszystkim w Help!, jest sporo absurdalnych żartów słownych, surrealistycznych zagrań fabularnych, a nawet trochę slapsticku. Czasem było to tak zakręcone, że nie wiedziałem o co chodzi (ale w pozytywnym sensie, jak u Pythonów).
Po drugie, charakterystyczne dla Lestera zabiegi fabularne. Czwarta ściana zostaje zburzona zaraz na początku filmu, gdy jeden z bohaterów kieruje wypowiedź do widza, a potem inny informuje nas prosto do kamery, że zginie w Afryce Północnej. Do tego zabiegi kolorystyczne przypominające Help!, np. monochromatycznie kolorowane zdjęcia archiwalne.
No i najciekawsze, czyli pełna autoironii krytyka brytyjskiego światopoglądu i brytyjskich "cech narodowych". Dostaje się brytyjskiej armii jako takiej (rykoszetem obrywają Niemcy-artyści i grający w piłkę na polu bitwy Włosi), wykreowanym przez kulturę i historię pomnikowym brytyjskim bohaterom spod znaku Lawrence'a z Arabii i Chinese Gordona. Wyśmiany zostaje brytyjski imperializm, szowinistyczny patriotyzm, nierówności klasowe, a nawet brytyjska kinematografia.
Ciekawy jest też antywojenny wymiar filmu (wierząc Wikipedii, stępiony trochę względem powieściowego oryginału). Nie chciałbym zdradzać zakończenia, bo może jeszcze ktoś nie widział, ale ostatnie sceny, w tym spotkanie weteranów, dają do myślenia. Może jak na 1966-1967 rok to nie był przełom (Wietnam spowoduje wkrótce "renesans" tematyki antywojennej), ale do dziś ten aspekt filmu jest aktualny.
Aha, a Lennon naprawdę dał radę jako aktor. Film jest w ogóle świetnie zagrany (Michael Crawford w głównej roli, świetny epizod Michaela Horderna). Nie miało się wrażenia, że John to amator czy piosenkarz chcący zrobić karierę w filmie, zagrał jak zawodowy aktor