Rubber Soul od lat pozostaje moim nr 3 wśród beatlesowskich albumów, po "Revolverze" i Sierżancie Pieprzu. Dzieje się tak pomimo że trudno mi odmówić racji Yer Blue, który stwierdził, że jest to album nierówny: nawet jeśli zostawimy w spokoju to nieszczęsne "What Goes On", to mamy jeszcze nieszczególny otwieracz w postaci "Drive My Car", być może jeszcze bardziej nieszczególny zamykacz w postaci "Run For Your Life" (chyba, po "Everybody's Trying to Be My Baby" najsłabszy zamykacz u Bitli), no i "Michelle", które dla mnie nigdy nie było ani szczególnie świetne, ani wybitne. George się co prawda wybija coraz wyżej, ale kompozytorsko Lennon jak dla mnie wyprzedza McCartneya o kilka długości (stąd głos w ankiecie oddałam na "Girl", "In My Life", "Nowhere Man" i oczywiście "Norwegian Wood", chociaż kusiło mnie, by do czwórki nie wrzucić "Wait"... wiem, że nie jest zbyt innowacyjne, ale ja U-WIEL-BIAM!)
A jednak... pomimo tych minusów to jeden z albumów Bitli, których słucham najczęściej. Na przekór wszystkiemu jednak układa mi się "Rubber Soul" w zgrabną brzmieniową całość. Chyba rację ma Brian Wilson, według którego to pierwszy rockowy album, na którym utwory tworzą przemyślany ciąg. Czy "Rubber Soul" to rewolucja 1965 roku? Zdecydowanie tak! Pomijając słowa Wilsona to przecież zwiastun czegoś, co u Beatli pozostanie nienaruszone aż do 1969 roku (tworzenie albumów wyłącznie z utworów własnych), to kapitalne brzmienie, to dojrzalsze teksty, szczególnie Lennona, no i ta okładka... Tak, według mnie RS to może nie rewolucja na tle całej dekady, ale na tle 1965 roku na pewno.
_________________ On nie ma duszy, mówisz... Popatrz jeszcze raz Psia dusza większa jest od psa My mamy dusze kieszonkowe Maleńka dusza, wielki człowiek Psia dusza się nie mieści w psie I kiedy się uśmiechasz do niej Ona się huśta na ogonie
|