www.beatles.kielce.com.pl
https://beatles.kielce.com.pl/phpbb2/

yoko- good, bad or ugly?
https://beatles.kielce.com.pl/phpbb2/viewtopic.php?f=12&t=276
Strona 1 z 3

Autor:  polythenepam_ [ Wto Lut 17, 2004 6:40 pm ]
Temat postu:  yoko- good, bad or ugly?

niczego nie sugeruję
nie jestem fanką yoko
yoko nie umie śpiewać (ooo tak)
yoko była zaborcza
john kochał yoko
za coś ją musiał kochać (za co?)

jaka jest yoko?

może nie jest taka okropna jak wszyscy myślimy



[spodobał mi się ten jej tekst o Micku :P]

Autor:  Rita [ Śro Lut 18, 2004 2:21 am ]
Temat postu: 

Ja nie lubię Yoko i coś mi się tak widzi, że ona wcale nie darzyła Johna żadnym uczuciem. Po prostu wiedziała, z kim zacz, żeby się wprosić na rynek muzyczny. A juz najbardziej nie mogę jej wybaczyć tego, że swoimi "cudownymi" piosenkami popsuła Johnowi np. "Double Fantasy". :evil:

Autor:  cze [ Śro Lut 18, 2004 2:15 pm ]
Temat postu:  Nie lubie

Nie lubie Yoko za to, co robi po smierci Johna, rozporzadzajac Jego piosenkami, i co wiecej, tlumaczac, ze John by sobie tego zyczyl. Ostatnio widzialem, ze Instant Karma uzyta zostala do jakiejs reklamy. Zgroza!

Autor:  polythenepam_ [ Śro Lut 18, 2004 8:46 pm ]
Temat postu:  Re: Nie lubie

cze napisał(a):
Ostatnio widzialem, ze Instant Karma uzyta zostala do jakiejs reklamy. Zgroza!


tak... właśnie chciałam o tym napisać
boże, gdy to usłyszałam (jeszcze to zdjęcie johna :evil: ) ręce mi opdały
koszmar (kto to w ogóle śpiewa?! chór szkoły specjalnej? co ta piosenka ma do volkswagena czy czegoś tam??)

Autor:  MichMistrz [ Pią Lut 20, 2004 3:20 pm ]
Temat postu:  Re: yoko- good, bad or ugly?

polythenepam_ napisał(a):
john kochał yoko
za coś ją musiał kochać (za co?)



No cóż, miłość jest ślepa, a John był krótkowidzem.

To po prostu było to coś, jak by na to nie patrzeć, to oboje mieli artystyczne dusze (nie mówię na pewno o predyspozycjach wokalnych, umiejętnościach muzycznych). Przypomnijcie sobie Stuarta Sutcliffa, to był urodzony artysta, Johna zawsze ciągnęło do swoich, dlatego przez te wszystkie lata tak świetnie mu się współpracowało, współegzystowało, współtworzyło i rozumiało z Paulem McCartneyem, myślę że dopóki nie pojawiła się Yoko to byli oni najbardziej nierozerwalną dwójką Beatlesów.

Autor:  _Ania_ [ Pią Lut 20, 2004 7:33 pm ]
Temat postu:  bla bla bla

To gadanie o Yoko jaka ona to nie była okropna czasami mnie śmieszy a czasami zaczyna mnie juz wkurzać-
-po pierwsze: jeśli ktoś mówi ze jakoś mu sie nie widzi zeby Yoko dażyła Johna jakimkolwiek uczuciem, tylko poprzez niego chciała dostać sie na rynek muzyczny, tym samym stwierdza o głupocie Johna czyż nie? a jesli żyje się z jedną osobą przez tyle lat i nie dostrzega sie obłudy która niby w tym człowieku tkwi wzgledem danej osoby- w moim przekonaniu oznacza to ze tej obłudy nie ma!!!! czy ktokolwiek sądzi ze John był do tego stopnia zaślepiony miłością do Yoko ze nie dostrzegał takich rzeczy??? :? mógł już przecież sobie darować kiedy sie rozstali- a jednak do niej wrócił, bo czuł sie przy niej dobrze, czuł ze jest kochany, ze komuś na nim zależy!!! i to chyba jest najważniejsze- to że Johnowi było przy niej dobrze!
-po drugie: Yoko teraz rozporządza piosenkami Johna, tłumacząc ze on by sobie tego życzył- co do tej reklamy- nie widziałam wiec nie mam zdania-ale co ma volkswagen do instant karma też nie wiem- może Yoko podoba sie ten wóz :wink:
-po trzecie: fakt- akurat jeśli chodzi o muzykę, o to ze wpraszała sie na jego płyty jakoś specjalnie nie przypadło mi do gustu,
-po czwarte:postawmy sie w sytuacji Johna- wyobraźcie sobie ze jesteście zakochani- jest w waszym życiu osoba która od pewnego czasu jest dla was wszystkim- czy nie zdarzyło sie wam nigdy ze będąc zakochanym nie mieliscie czasu ani już tak wielkiej ochoty jak kiedyś przebywać z kumplami :?: ?? czy nie bardziej zalezało wam na zdaniu tej osoby niż kogokolwiek innego??czy nie chodziła wam po głowie tylko myśl o tej jedynej osobie, dla której zrobilibyscie wszystko?? :?: dla niego najważniejsza wtedy był miłość "Love is the answer" jak póżniej napisał, dla niego miłość własnie do niej była odpowiedzią na wszystko- a my powinniśmy to uszanować...


P.S.1- nie żebym była wielką fanką Yoko- kiedyś ją nie nawidziłam- ale teraz coraz częściej podoba mi sie to co robi

P.S.2- z pewnością manipulowała niekiedy Johnem- ale ktos mi kiedyś powiedział (to jeszcze było jak nienawidziłam Yoko):" dziewczyno co ty od niej chcesz- facet sie po prostu zakochał..."

Autor:  Dreamer [ Nie Lut 22, 2004 3:29 pm ]
Temat postu:  Re: bla bla bla

_Ania_ napisał(a):
...jeśli ktoś mówi ze jakoś mu sie nie widzi zeby Yoko dażyła Johna jakimkolwiek uczuciem, tylko poprzez niego chciała dostać sie na rynek muzyczny, tym samym stwierdza o głupocie Johna czyż nie? a jesli żyje się z jedną osobą przez tyle lat i nie dostrzega sie obłudy która niby w tym człowieku tkwi wzgledem danej osoby- w moim przekonaniu oznacza to ze tej obłudy nie ma!!!! czy ktokolwiek sądzi ze John był do tego stopnia zaślepiony miłością do Yoko ze nie dostrzegał takich rzeczy??? :? mógł już przecież sobie darować kiedy sie rozstali- a jednak do niej wrócił, bo czuł sie przy niej dobrze, czuł ze jest kochany, ze komuś na nim zależy!!! i to chyba jest najważniejsze- to że Johnowi było przy niej dobrze!
...
z pewnością manipulowała niekiedy Johnem- ale ktos mi kiedyś powiedział (to jeszcze było jak nienawidziłam Yoko):" dziewczyno co ty od niej chcesz- facet sie po prostu zakochał..."


John na pewno nie był głupi, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Yoko potrafi i manipuluje ludźmi. Co więcej sam robił dokładnie to samo. W wywiadzie dla Rolling Stone przeprowadzonym przez Janna S. Wennera na początku grudnia 1970 roku znajduje się właśnie to o czym mówię. Pozwolę sobie zatem zacytować fragment tego wywiadu:
"JANN: A jak to było z Lew Grade'm?
JOHN: Fantastycznie. Jakbyśmy siedzieli w pokoju pełnym starych facetów, palących papierosy i prowadzących ze sobą wojnę. Wszyscy, jak mi się zdaje, uważają, że biznesmeni tacy jak Allen, Grade czy ktokolwiek inny, to zupełnie inny gatunek ludzi. Grają według swoich własnych reguł, w taki sam sposób jak my gramy muzykę, warto było to zobaczyć. Mają swój rytuał i tworzą - taki Allen, to bardzo twórczy facet. Stwarza sytuacje, które z kolei stwarzają mu możliwości działania. Oni wszyscy to robią. Trzeba było to widzieć. Obaj odegraliśmy swoje role.
JANN: Co ty robiłeś?
JOHN: Rozmawiałem z bankierami i załatwiałem takie tam różne sprawy. Allen powie ci coś więcej. Nie możesz nic nikomu mówić, bo jeszcze ktoś cię pozwie. Zapytaj o to Allena, powie ci co zrobiliśmy. Przerobiliśmy bankiera, z którego wszyscy korzystaliśmy. I paru innych ludzi. I Beatlesów.
JANN: Co to była za "podpucha"?
JOHN: Jak to określić? Manipuluję ludźmi. To właśnie robią przywódcy. Stwarzam sytuacje, które dają mi przewagę nad innymi. Po prostu.
YOKO: Och, chyba powinniśmy skończyć już ten temat.
JOHN: Dlaczego?
YOKO: Zawsze tak się czujesz, ale potem nigdy nie...
JOHN: Kombinowałem. Musiałem ściągnąć Allena do Apple.
YOKO: No właśnie.
JOHN: Manipulowałem ludźmi. Yoko też.
YOKO: Robisz to - ale robisz to instynktownie, a nie z przebiegłości...
JOHN: O Boże, Yoko nie mów takich rzeczy. Manipulowanie to manipulowanie, nie wstydźmy się tego. To celowe i przemyślane działanie, mające na celu spowodowanie takiego obrotu spraw, na jakim nam zależy. Takie jest życie. A co, nie jest tak? Nie jest?
YOKO: Ale ty robisz wszystko instynktownie -
JOHN: Tak samo jak Allen, Dick James i Grade, oni wszyscy kierują się instynktem. On [Jann] też. To wypływa z instynktu, ale to nadal jest manipulowanie. Nie ma się czego wstydzić, wszyscy to robimy. Chodzi tylko o to, żeby to przyznać, a nie chodzić do ludzi mówiąc: "Niech cię Bóg błogosławi bracie, Hare pieprzony Kriszna" i udając, że nie masz w tym żadnego interesu.
YOKO: Nie, różnica polega na tym, że nie idziesz do Allena i nie wciskasz mu kitu, żeby przeciągnąć go na swoją stronę. Po prostu instynktownie czujesz, że to jest właśnie ten facet, którego ci trzeba, więc przypuszczasz atak i już go masz.
JOHN: Tak, ale nie w tym rzecz. Ja mówię o sytuacji, jaką stworzyłem wokół Apple i Beatlesów, żeby Allen mógł do nas przyjść. Nie poszedłby gdybym tego nie zrobił -
YOKO: No tak, to prawda.
JOHN: - i gdybyś ty nie miała w tym swego udziału też nic by z tego nie wyszło. Ty także podjęłaś decyzję.
JANN: Jak udało ci się ściągnąć Allena?
JOHN: W taki sam sposób, w jaki załatwiam wszystko, czego chcę - tak samo jak ty zdobywasz to, czego chcesz. Nie powiem ci.
JANN: Po prostu ciężko nad tym pracowałeś.
JOHN: Po prostu ciężko nad tym pracowałem. Podzwoniłem tu i tam, pogadałem i załatwiłem."

Autor:  greg [ Czw Lut 26, 2004 9:49 pm ]
Temat postu: 

ohh Yoko, I`ll never ever ever ever gonna let you go!!!!!!!!!!!!

ja nie wiem..tak na prawde, bardzo lubie Yoko, bardzo bardzo, bo John ja kochal, a ja sie na Niego zdaje, jesli chodzi o jej wokal...czasami mnie wkurza ze na kilkanascie piosenek na DF i MH tylko polowa jest Johna, ale szczerze przyznam ze przyzwyczailem sie do jej glosu, i nawet kilka piosenek mi sie podoba (listen the snow is falling, i`m your angel, i`m moving on, sleepless night...etc

ogólnie... Yoko...zawsze bardzo bede lubi:)

Autor:  Pajdek [ Pią Lut 27, 2004 1:03 pm ]
Temat postu: 

Śpiewać nie umie (czego dowodem są wszyskie jej piosenki na Double Fantasy, oraz większość wokalu na Sometime In New York City).
Jej solowych płyt nie miałem odwagi przesłuchać w całości po dziś...

Poza tym żyje przesadną martyrologią, takie odnosze wrażenie po "Johnowi by się podobało, John tak myślał" itp.
Mamy 2004 a nie 1971...
No i do dziś jestem zniesmaczony jej płytą, na okładce której widać widok na Nowy York przez zakrwawione okulary, a pierwsza piosenka na płycie zaczyna się od 5ciu strzałów i krzyku...

Nie można tylko pani Ono zarzucić braku głowy do interesów: w tym jest doskonała (vide ostatnia reklama VV Golfa z Instant Karmą...)

Autor:  Rita [ Wto Mar 02, 2004 12:21 am ]
Temat postu: 

Cytuj:
jeśli ktoś mówi ze jakoś mu sie nie widzi zeby Yoko dażyła Johna jakimkolwiek uczuciem, tylko poprzez niego chciała dostać sie na rynek muzyczny, tym samym stwierdza o głupocie Johna czyż nie?


Nie stwierdzam wcale o głupocie Johna. John nie był głupi, był po prostu - zakochany, a nie od dzisiaj wiadomo, że miłość jest ślepa, głucha, ma katar i różne rzeczy z ludźmi wyczynia... ;)

Autor:  Lucek [ Śro Mar 03, 2004 11:50 am ]
Temat postu: 

Rita napisał(a):
Cytuj:
John nie był głupi, był po prostu - zakochany, a nie od dzisiaj wiadomo, że miłość jest ślepa, głucha, ma katar i różne rzeczy z ludźmi wyczynia... ;)


Całkowicie zgadzam się z tą opinią. John ożenił się z Yoko i był z nią szcześliwy. A przecież czy jest coś ważniejszego w życiu niż miłość i szczęscie :?: :o
" All You Need is Love " :!: :!: :!: :wink:

Autor:  missy_dizzy [ Czw Sty 27, 2005 9:02 pm ]
Temat postu: 

Miłość to jedna wielka zagaka....ale po przeczytaniu tego kawałka wywiadu zaczynam wątpić, że to miłość....

Autor:  Marzanna [ Nie Lut 13, 2005 4:14 pm ]
Temat postu: 

Yoko jest silną osobowością, natomiast John był słabszą, zawsze potrzebował wsparcia, często się do tego przyznawał (nawet rozrabiać nie potrafił sam :wink: ) i nie ma więc w ich związku niczego nietypowego dla takich: silniejsza osoba przyciąga słabszą i dominuje nad nią. Podejrzewam, że wielu 'artystycznych' działań John by nie popełnił gdyby nie Yoko, ale kto wie, pod czyim wpływem wtedy by przebywał i co zrobił...na to nie poznamy nigdy odpowiedzi.

Autor:  Michelle [ Pią Lut 18, 2005 9:38 pm ]
Temat postu: 

Krótko mówiąc powołując się na tytuł tematu Yoko jest dla mnie po prostu i "bad" i "ugly", a znalazło by się w słowniku jeszcze parę "miłych" przymiotników, ale rozpisywać mi się nie chce. Pozdrówka wszystkim, tym którzy JĄ lubią i tym, którzy nie lubią, a i reszcie nie mającej na jej temat wyrobionego zdania też pozdrówka. :D

Autor:  Gość [ Pią Lut 18, 2005 10:03 pm ]
Temat postu: 

A dla mnie Yoko kręci się pomiędzy "good bad lovely and ugly".
A na pewno nie jest to żadna ZARAZA ;)

Autor:  missy_dizzy [ Śro Kwi 13, 2005 4:33 pm ]
Temat postu: 

"And from the first time that she really done me..." choć ja słysze wyraźnie ulgy :lol:

Autor:  piotr-ek [ Pią Kwi 15, 2005 7:55 pm ]
Temat postu: 

Moje zdanie o Yoko jest następujące - napewno miała ona wpływ na John'a zarówno na jehgo życie jak i zachowanie. Ale niezapomnijmy, że John Lennon to nasz idol i skoro był on szczęśliwy w związku z Yoko to należy to uszanować. Każdy ma jakiś gust, podobnie jeśli chodzi o kobiety :D

Bad czy ugly ? To tylko wizja wybranych grup fanów. A i tak żadne z tych określeń nie opisuje Yoko w 100%. Choć faktycznie jest to dziwna i kontrowersyjna osoba...

Autor:  beatle [ Sob Maj 07, 2005 10:39 am ]
Temat postu: 

Marzanna napisał(a):
Yoko jest silną osobowością, natomiast John był słabszą, .


byłbym ostrożniejszy w takich sądach, dużo ostrożniejszy...

Autor:  Kams [ Pią Gru 16, 2005 10:11 pm ]
Temat postu:  Re: yoko- good, bad or ugly?

polythenepam_ napisał(a):
niczego nie sugeruję
nie jestem fanką yoko
yoko nie umie śpiewać (ooo tak)
yoko była zaborcza
john kochał yoko
za coś ją musiał kochać (za co?)

jaka jest yoko?

może nie jest taka okropna jak wszyscy myślimy

niedorzeczne.
"niczego nie sugeruje"? Sama nazwa posta jest bardzo sugestywna. "good bad or ugly"? Pomijajac juz fakt, ze "ugly" nijak sie ma do calej reszty.

Przedstawmy sprawe inaczej:
John byl bardzo zaborczy.
John byl furiatem.
John byl okropnym zazdrosnikiem.
Yoko go kochala.
Za co?

Z tego co wiem, Johnny tez aniolkiem nie byl.

Rita - Na jakich podstawach opierasz swoj osad jakoby Yoko nie darzyla Johna miloscia? Powiedziala Ci to w poufnej rozmowie? W liscie napisala? Bo, kurcze, zastanawia mnie to. Popros, zeby do mnie tez sie czasem odezwala, jak bedziesz miala okazje (a sadze, ze masz czesto, skoro wydajesz takie opinie. Musisz ja bardzo dobrze znac).
Yoko nie musiala wiazac sie z Johnem zeby dostac sie do przemyslu muzycznego. Byla cholernie bogata kobieta - moglaby do tego doporowadzic i bez pomocy Lennona.

Beatlesi nie rozpadli sie przez Yoko Ono. to musialo nastapic predzej czy pozniej.
John byl doroslym czlowiekiem wiazac sie z Yoko, osmiele sie sadzic, ze wiedzial co robi. nie macie prawa stwierdzac, ze byla to dobra, zla, fajna, czy srednio-fajna decyzja.

Autor:  Michelle [ Pią Gru 16, 2005 10:23 pm ]
Temat postu:  Re: yoko- good, bad or ugly?

Kams napisał(a):
Rita - Na jakich podstawach opierasz swoj osad jakoby Yoko nie darzyla Johna miloscia? Powiedziala Ci to w poufnej rozmowie? W liscie napisala? Bo, kurcze, zastanawia mnie to. Popros, zeby do mnie tez sie czasem odezwala, jak bedziesz miala okazje (a sadze, ze masz czesto, skoro wydajesz takie opinie. Musisz ja bardzo dobrze znac).
Yoko nie musiala wiazac sie z Johnem zeby dostac sie do przemyslu muzycznego. Byla cholernie bogata kobieta - moglaby do tego doporowadzic i bez pomocy Lennona.


Yoko pochodziła z rodziny bankierów, ale... to nie oznacza, że była sławna :wink: Musiała się o kogoś zaczepić, żeby wypłynąć :wink: i nawet z początku niekoniecznie był to John, ale paru wpływowych i znanych awangardowych muzyków (ogólnikowo to potraktowałam, żeby nie rozwlekać). Dlatego nie można powiedzieć, że na związku z Johnem nic zawodowo nie zyskała.

Z góry powiem, żeby nie było niedomówień, że kiedyś Yoko nie trawiłam, a teraz po prostu jest mi obojętna i "niech sobie będzie".
Ale tu muszę po części zgodzić się z Ritą, a po części z tobą. Owszem, nie wiemy co tak naprawdę Yoko czuła do Johna, jakie były ich relacje dokładnie itd. - tu sie z tobą zgadzam, ale Rita też ma sporo racji. Powiedz mi, czy zaraz po zamordowaniu swojego męża sfotografowałabyś jego połamane i zakrwawione okulary? Wybacz, ale ja bym tak nie potrafiła... nie potrafię niestety tego zrozumieć. A fakt, że parę dni po jego śmierci powędrowała do studia nagraniowego?
Dla mnie śmierć ukochanej osoby byłaby tak ważną sprawą, że nie wyobrażam sobie nawet bym mogła się tak zachować. Ale cóż, każdy ma inne pojęcie 'normalności'.

Akurat w tym poście przedstawiłam argumenty przeciw Yoko, ale podkreślam, że to nie oznacza, że tylko tę stronę Yoko dostrzegam :wink:
Pozdrawiam :)

Strona 1 z 3 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/