Za zgodą Ani-Rity cytuję jej własne refleksje oraz tłumaczenie fragmentu książki Cilli Black.
"Ale po kolei - zacznę od książki Cilli. Jest to jej autobiografia,
już więc na samym jej początku mamy barwnie opisany specyficzny
klimat Liverpoolu lat 50., w którym spędziła swoje dzieciństwo i
młodość. A skoro Liverpool lat 50., to w końcu musieli pojawić się
Bitlesi. Jej pierwsze spotkanie z nimi, choć uwieńczone wybłaganą
możliwością zaśpiewania przez Cillę na scenie do ich akompaniamentu,
nie wróżyło zbyt dobrze tej znajomości. John oczywiście musiał z
miejsca ujawnić swój charakterek, demonstracyjnie udając, że nie
pamięta jej prawdziwego imienia i nazywając ją Cyril. Zdecydowanie
lepiej rozumiała się Cilla z niejakim Richardem Starkey'em, w owym
czasie członkiem zespołu Rory Storm and The Hurricanes, który był
jednym z jej najlepszych przyjaciół. Oto, jak wspomina ona naszego
drogiego Ringa:
"Do moich obowiązków (...) należalo między innymi zastępowanie
recepcjonistki podczas jej przerwy na lunch. Akurat wtedy Ritchie
zawsze zjawiał się gdzieś w pobliżu, co doprowadzało mnie do białej
gorączki; z tymi swoimi bakami wyglądał jak rasowy teddy boy, a ja
starałam się przecież sprawiać wrażenie poważnej pracownicy biura,
nie mającej nic wspólnego z rock'n'rollowym światkiem. (...)Większość
moich znajomych pracowała w fabrykach, więc moja posada uważana była
za naprawdę coś. Nie, żeby go to w jakikolwiek sposób obchodziło.
- Chcesz iść do kina dziś po południu? - pytał na przykład, żując tę
swoją gumę.
- Nie mogę - odpowiadałam przez zaciśnięte zęby. - Pracuję, nie
widzisz?
- Pracujesz? - dziwił się, jakby nigdy wcześniej nie słyszał tego
słowa.
- Przez ciebie mnie wyleją - mówiłam.
- No i dobrze - odpowiadał. - Wtedy będziesz miała czas, by pójść ze
mną do kina.
Był niesamowicie dobry i bardzo kochany, lecz niełatwo było się go
pozbyć!"
Później dużo jest o narodzinach Beatlemanii; o zaskoczeniu, jakie
ogarnęło wszystkich liverpoolskich znajomych Fab Four na wieść o
niej; o pogłębianiu się przyjaźni Cilli z całą Czwórką; o tym, jak
pomogli jej na początku kariery; o Sixties ogólnie itd. Jednak moim
ulubionym fragmentem książki jest niewątpliwie ten, który przytoczę
za chwilę; wspomnienie z nagrywania pewnego programu na żywo dla TV
Granada. Przedtem jednak winna jestem małe wprowadzenie: otóż, gdy
Cilla zaczynała powoli odnosić sukcesy na rynku muzycznym, John miał
powiedzieć jej, iż prawdziwą gwiazdą stanie się dopiero wtedy, gdy
odważy się wystąpić w telewizji; nie mając majtek pod sukienką ;) No
i sami popatrzcie (dozwolone od lat 18 ;) )
"John i Paul siedzieli trochę niżej czekając, aż zrobią naszej trójce
wspólne ujęcie (z dogranym śmiechem, gdyż w studiu nie było
publiczności). Tego dnia miałam na sobie bardzo krótką sukienkę; gdy
wreszcie zeszłam ze schodków i siadłam za chłopakami usłyszałam, że
John szepce mi coś co ucha; odchyliłam się do tyłu, zakrywając usta
dłonią i ukrywając w ten sposób nerwowy chichot. To, co powiedział,
brzmiało: "Doskonale - nie masz majtek!" Na ułamek sekundy
przeraziłam się, że to prawda, i chciałam od razu pobiec do garderoby
by to sprawdzić. (...)
|