Te naszywki, o których wspomniał Dżejdżej i tym samym wywołał je z mojej pamięci, to nieco inna bajka. Nie chodzi o takie MAŁE naszywki (jak na zdjęciu dwa posty wyżej), gdzie na jednego ciucha mieści się ich ponad 10. Chodzi o JEDEN duży wizerunek, tak jak teraz można sobie kupić koszulkę np. z okładką Abbey Road. Tylko, że teraz możliwości techniczne są takie, że na koszulce mamy WIERNY OBRAZ. A wtedy jakiś „chałupniczy artysta”
na podstawie zdjęcia robił jakąś chałupniczą matrycę, a potem jechał jakąś farbą, czy tuszem dziesiątki takich wizerunków - KONIECZNIE Z NAZWĄ zespołu, bo zgodność takiego dzieła z oryginałem bywała czasem taka, że człek nie wiedział czy to Paweł, czy Gaweł
. I takie naszywki (wcale nie kolorowe) były takiej wielkości, że tylko JEDNA mieściła się albo z przodu, albo na plecach koszulki. Jak wspomniał Dżejdżej - kupowało się zwykłą białą koszulkę z krótkim rękawkiem, na nią przyszywało się naszywkę i powstawał „firmowy” T-shirt - własnej roboty. Bo mówimy o czasach, kiedy gotowych koszulek z nadrukami (rockowymi) nie było.
PS. Gdzieś jeszcze mam taką jedną niewykorzystaną naszywkę (nie wiem dlaczego i nie pamiętam kogo przedstawia), jak się na nią ponownie natknę, to sfotografuję i wrzucę.
_________________
WISH is the future and
ASH was the past, what stood in between was
WISHBONE ASH.