Jak wszyscy wiemy, w listopadzie ubiegłego roku wybiła "godzina zero" i muzyka zespołu The Beatles pojawiła się w ofercie internetowej biblioteki iTunes. Według raportu Billboard w pierwszym tygodniu sprzedaży zakupiono 2 miliony utworów oraz 450 tysięcy albumów. Dla Apple nie było to żadnym zaskoczeniem, czego nie można powiedzieć o analitykach, którzy do dziś chyba nie pojęli jak to jest możliwe, że "fani posiadający kompletną dyskografie zespołu chcą wciąż inwestować w nagrania, które mają"
W minionym tygodniu padł kolejny rekord: 5 milionów utworów oraz milion albumów The Beatles od czasu ich debiutu w listopadzie. Tym razem wymiękł nawet iTunes...
Ale jak to się stało, że po tylu latach dyskografia liverpoolczyków znalazła się w ofercie jednego z największych (choć nie tolerowanym przez wiele muzyków*) sprzedawców muzyki na świecie?
Posłużę się fragmentem wypowiedzi Janusz Urbanowicza, zamieszczonym w Gazecie Wyborczej:
"Brak w iTunes Store muzyki Czterech z Liverpoolu spowodowany był konfliktem o nazwę firmy, bowiem ich interesy od dawna reprezentuje spółka Apple Corps. Spór ciągnął się od 1978 w którym Apple Corps pozwało Apple Computers o naruszenie znaku handlowego i wygrało, aż do 2007 w którym firma Steve Jobsa odkupiła od Beatlesów prawa do znaku handlowego, sumy nie podano, plotki mówią o pół miliarda dolarów"
"Jutro będzie po prostu kolejnym dniem. Dniem którego nie zapomnisz" - brzmiały slogany reklamowe iTunes na dzień przed premierą katalogu Beatlesów w ich serwisie. Patrząc wstecz w pełni się z tym zgadzam.
Choć Polska według klasyfikacji Apple dalej należy do rynku CEMEA (Central Europe, Middle East & Africa) i jest klientem trzeciej kategorii, w którego nie warto inwestować - to co dostaliśmy w zamian możliwości kupowania przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Mam na myśli dostęp do pełnego zapisu koncertu z Waszyngtonu (1964) w jakości jakiej dotąd nie było... a można było obejrzeć on-line, po zainstalowaniu odpowiedniego oprogramowania.
No cóż, jak na razie pozostaje nam śledzić kolejne rekordy sprzedaży i wierzyć, że kiedyś przeciętny Kowalski będzie mógł legalnie kupować muzykę z internetu. Tylko czy jesteśmy na to gotowi i naprawdę tego chcemy?
pozdrawiam
macho
* choćby Neil Young, przekonując o tym jak wielką krzywdę muzyce robi niska jakość pików muzycznych sprzedawanych przez Apple’a.