Polski Serwis Informacyjny The Beatles

Istnieje od 2001 roku. Codzienna aktualizacja, ksiazki, filmy, plyty.
jesteś na Forum Polskiego Serwisu Informacyjnego The Beatles
Obecny czas: Sob Kwi 27, 2024 10:10 pm

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: Pon Lis 24, 2008 3:39 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Z okazji 40-lecia ukazania sie dwupłytowego kolosa, bez okładki i tytułu, potocznie zwanym "Białym Albumem", powołanym na świat przez Beatlesów, postanowiłem napisać kilka słów o jego fenomenie i wyjatkowości, jednocześnie oddając hołd tym 30 utworom, które zmieniły moje zycie jak i oblicze rocka końca lat 60-tych.

Dla mnie to zawsze była bardzo Johnowska płyta, uważam, że na "White Albumie" Lennon dał najwiekszy popis swoich możliwości twórczych w karierze, przyćmiewując swoimi talentami pozostałych kolegów. Musze zacząć od tego, że Johny mocno zerwał na tej płycie ze swoją muzyczną przeszłościa. Nie ma ani śladu po psychodelikach, a jeszcze rok temu wyłącznie eksperymenyował. Moim zdaniem to bardzo świadomy krok, osiągnął juz wszystko w dziedzinie psychodelii takimi rzeczami jak "I Am The Walrus" czy "Strawberry Fields Forever" wiec musiał uderzyć z innej rury. Poza tym mam wrażenie, że wyszło to naturalnie - po czasie gdy zawładnęły nim narkotyki musiał odreagować to swoimi frustracjami i lękami co słychać w tekstach na "Białym". Stał sie tez krytycznym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, mniej bujał w obłokach. Ten gniew odzwierciedla muzyka - ostrzejsza od wszystkiego co stworzył przedtem i potem.

Co zostało ze starego Johna? Nawet posiadające typową beatlesowską melodie "Dear Prudence", "Revolution 1" i "Sexy Sadie" nie przypominaja wcześniejszych rzeczy. Pierwszy zaskakuje ciekawie narastającą konstrukcją utworu, drugi ocieka bluesem i dęciakami oraz bardzo leniwym wykonaniem, trzeci kojarzy sie mocno z klimatem płyty "Imagine" - czyli melodyjne ale juz całkiem dojrzałe kwałki. "Good Night" to sentymentalna McCartneyowska w stylu ballada, która powstała podobno na złość Paulowi za skomopnowanie Johnowsko-podobnego "Why Don't We Do It In the Road", do którego Lennon nie został zaproszony przez autora. Czyli mamy parafraze stylu Paula. Jest jeszcze odpustowy "Bungalow Bill", jedyna słabsza kompozycja Lennona z późnego okresu Beatlesów, która jest tak frajerska muzycznie, że niczego mi nie przypomina ani z przeszłości ani z przyszłości z dorobku Johna. Taki wybryk. "Cry Baby Cry" to półballada z zywszym refrenem ocierająca sie o blues, folk i rock - u Johna takie pomiesznie styli w obrębie ballady to nowość. No i wreszcie "Julia". Typowa Lennonowska intymnośc z solowych płyt - łkanie, prostota, ascetycznosć i przejmujący tekst - czyli cos na najbliższe lata.



Cała reszta to juz zupełna rewolucja. Owszem Johna od zawsze ciągnęło do ostrego grania, ale takie "Ticket To Ride", "Day Tripper" czy "She Said She Said" to był dopiero przedsmak do tego co nastapi w przyszłości. Mam wrażenie, że takim bezpośrednim drogowskazem na główny muzyczny kierunek na Białym było "Hey Bulldog" z lutego 68 roku - pierwszy 100% hard rockowy kawałek. Tam Beatlesi zasmakowali sie na dobre w mocniejszym rocku, na podwójnym albumie zdecydowanie podążyli w tym kierunku rozwijając przy okazji cieżkie granie w wielu kierunkach. Każdy ostrzejszy kawałek Johna na płycie cechuje sie czyms innym. "Glass Onion" trudno jednoznacznie zdefiniowac, bo ostre momenty równoważy wpleciona orkiestra - rockowe granie ocierające sie o eksperyment; za to takie "Yer Blues" to już czysta surowizna o bardzo bluesowym klimacie przywodząca na mysl Led zeppelin; co innego "I'm So Tired" - tutaj mamy kontrast - leniwe zwrotki i przeciwstawne refreny, w których John wybucha swoim jadem. "Everybody's Got Something..." to z kolei nic innego jak czyste punk rockowe wymiatanie - najszybsze i najbardziej żywiołowe nagranie Beatlesów - cały czas do przodu bez chwili wytchnienia z naciskiem na supermocarny riff. Inne punk rockowe cudo - "Revolution" zasiliło strone B singla, i słusznie bo na płycie byłyby 2 zbyt podobne do siebie nagrania. Na koniec zostawiłem najabradziej niejednoznaczną cieżką kompozycje Johna - "Happiness Is A warm Gun". Co prawda bez aranżacyjnych dodatków ale konstrukcyjnie to tu jest kosmos. Wachlarz nastrojów, gitarowych patentów jak i mozliwości wokalnych Mistrza - niesamowicie elastyczne potraktownie hard rocka - w tym kierunku pójdzie "I Want You" stając sie jeszcze bardziej monumenatlnym tworem.

O "Revolution 9" nie zapomniałem. Któż inny mógł w ogóle stworzyć takie szaleństwo? Komu starczyłoby jaj by wydać to na płycie? Przeciez to samobójstwo. 8 minut zgrzytów, które jednak znalazło swoich odbiorców. Bez tego nagrania muzyczny wszechświat Johna nie byłby pełny...

John zaszalał. Na tej płycie wyznaczył wszystkie drogi, w kierunku których bedzie podążał na przyszłych, glównie solowych płytach. Każdy utwór jest jak z innej bajki, moim zdaniem Paulowi troche barkowało wyobraźni na tak różnorakie style - przynajmniej w Beatlesach. Chociaż na tej płycie, ale to za chwile...
Na Białym Albumie jest taki najbardziej autentyczny obraz Johna, równiez tekstowo, w których wyjątkowo dużo jadu i które bardzo wiele o nim mówia - zraniona dusza, prowokator, frustrat, buntownik, prześmiewca, baczny obserwator - cały John. na tej płycie sprzedał nam całego siebie.

Ale "Biały Album" to równiez najlepsza dotąd forma Paula (i moim zdaniem całościowo przewyższająca "Abbey Road" mimo, że tam nie było żadnych wpadek). Niestety nie da sie pisać o Johnie i Paulu nie porównując ich - moje hobby.
Jaki był postęp Paula? W jednym przypadku krok milowy. Oczywiście "Helter Skelter". Najosrzejsze nagranie Fabsów, jak i jedno z bardziej eksperymentalnych. Tak samo jak u Johna rewolucja pełną gębą. Chociaz Paul równiez miał na końce kilka znaczących rockersów, to tu postawił na absolutne eksremum gatunku. Nie wyobrażam sobie Białego bez tego ciężarowca.
Pozostała twórczosć Makki na Białym to doskonalenie sie na poletku z goła popowym - niech tego nikt nie odbiera jako wade. Przede wszystkim pastisz/wodewil. Muzyczny wszechświat, do którego miał niesamowitą smykałke - tutaj mamy az 3 przykłady. "Honey Pie" to rozwiniecie pomysłów z "When I'm 64", ale juz "Ob-La-Di Ob-La-Da" to zupełnie nowe jajo. "Rocky Rockoon" nie mniej żartobliwe i urocze, chociaż juz nie tak oryginalne. Idąc tym tropem mamy akustyczne miniaturki jak "Blackbird" czy "I Will". Zdecydowanie zarys typowego solowego Paula w najdelikatniejszej formie. Żadne wielkie odkrycia ale dla samego Paula ważny kierunkowskaz na przyszłość. "Martha My Dear" to genialny aranż wywodzacy sie z czasów brzmieniowych eksperymentów (powiedzmy "Eleanor Rigby" spotyka "Penny Lane"), a "Mother Nature's Son" to typowy balladujacy Mccartney jakiego też juz znamy. "Back In The USSR" i "Birthday" to z kolei powrót Makki do schematów rock & rolla z wczesnych lat. Tutaj musze wtrącić pewna dygresje - o ile John stawał na głowie by jego ostre kawałki tchnęły świeżością to te 2 nagrania Paula to prawie styl retro. Troche szkoda, że tylko w przypadku "Heltera" odświeżył stylistyke ostrego grania, moim zdaniem Paul był bardziej zapatrzony w przeszłóść, podczas gdy John sie od niej odcinał, zreszta mam wrazenie, że tak było od płyty "Rubber Soul".
Na koniec 2 małe szaleństwa basisty. Jedno z nich - "Wild Honey Pie" to taki mały dowód, że w McCartney'u jednak zawsze coś drzemało, chociaż na chwile chciał pokazać jezyk obok tych wszystkich popowych sytuacji - dla mnie bomba! Drugie "Why Don't We Do It In The Road" to wpadka na całej linii. Niby nie było jeszcze czegoś takiego by wrzeszczeć do minimalistycznego podkładu ale mnie takie cos razi. Zwłaszcza przy obecności "Helter Skelter". Tam mamy utwór monstrum o wielu obliczach, przytłaczający potęgą brzmienia i ociekający pomysłami a tutaj co...jakiś szkielet pseudo kompozycji z wkóło powtarzanym tekstem. Dodali by chociaż gitary to byłoby coś na kształt punkowego wycia, a tak...wpadka.
Podsumowując: Paul na Białym szaleje prawie jak John (prawie robi rónice), ociera sie o wiele stylów, ale rzadziej wyznacza nowe kierunki, bardziej udoskonala stare chwyty. Sprawdza sie najbardziej na popowym gruncie bo w tym czuje sie najlepiej, poza kilkoma chlubnymi wybrykami pozostaje jednak sobą. Mimo wszystko dla mnie Makka na Białym prezentuje również szczytowa forme swej kariery, wiekszość - rockowe czy nie, nowatorskie czy odgrzewane - to jednak mistrzostwo, tak naprawde tylko do tego krótkiego "wrzeszczadła" mógłbym sie przyczepić. No i do tekstów - jakoś nie potrafie sie wzruszyc przy jego zabawnych historyjkach i żarcikach, jakieś to za bardzo płytkie. Paul pozostaje za to Mistrzem melodii i efektownych aranży. Po wsze czasy.

Słówko o George'u. W 1968 rok miał chłopak złotą passe ale koledzy nie pozwolili jej w pełni wykorzystać. "Not Guilty", "Sour Milk Sea" i "Circles" to jedne z cudowniejszych nagrań jakie słyszałem, a wszystkie 3 zostały potraktowane z buta, bardzo mi sie to nie podoba. Harrison miał wtedy niesamowity potencjał, moim zdaniem "Long Long Long" i "While My Guitar gently Weeps" to 2 najlepsze kompozycje jakie kiedykolwiek skomponował. Troche odstaje od nich "Piggies" a jeszcze bardziej "Savoy Truffle", mimo to "White album" nie miał sobie równych jeżeli chodzi o kompozytorki talent George'a na tle pozostałych płyt Beatlesów. I podobnie jak starsi koledzy popisał sie maksymalna różnorodnością materiału. A "Łkajaca gitara" wyznaczyła Harrisonowski styl na solową twórczosć.

Ringo? Mamy debiucik w postaci "Don't Pass Me By", ale to tylko dowód, na to że chłopak miał cholernego farta być w zespole z trzema Geniuszami najwiekszego kalibru samemu bedąc sympatycznym kolegą, sprawnym perkusistą (najwieksze brawa za bębnienie w "Yer Blues"!) oraz całkiem oryginalnym wokalistą - to on powiedział nam "Dobranoc" na zakończenie płyty. O kompozytorkich talentach przemilczmy.


W 1968 roku moim zdaniem wszyscy trzej twórcy beatlesowskiego dorobku byli na szczycie, dlatego tez powstało coś tak fenomenalnego, a że John, Paul i George tak mocno odcisneli swoja osobowość na tych nagranniach to mamy tak cholernie elektryzującą i różnorodną całość jakiej świat nie widział. "Abbey Road" nie przyniosł juz wiekszych rewolucji, a samym kompozycjom nadano bardziej piosenkowy kształt, nie wpuszczono żadnych radykalnych szaleństw, drobiazgowo poukładano całość - dlatego też płyta cieszy sie lepszym wzięciem. Ale oprócz kilku wyjatków nie zaskakuje, nie gryzie, nie intryguje mnie ona jak zbiór 30 nagrań na dwóch płytach bez oficjalnej nazwy, które 40 lat temu wstrząsnęły światem.

Od 40 lat możemy być dumni z najbardziej bogatego dzieła jaki dali nam Beatlesi, a teraz świętujmy jego jubileusz zdmuchując 40 świeczek. Dla mnie płyta wszech czasów!
Biały Album jest nieskończonościa, to jest jeden wielki tajfun po którym nie wiadomo czego sie spodziewać, ciekawe jak 40 lat temu ludzie reagowali na tą muzyke, pewnie jakos tak:
Image




PS. Do tekstu zaispirował mnie Wariat z Brzegu, wystarczył telefon, słowotok i wyraz pełnego entuzjazmu z okazji święta czterdziesolecia jaki tylko Wariat mógł z siebie wydobyć, dlatego obiecałem coś skrobnąć...w końcu takie świeto...i w końcu Biały Album :)

_________________
Image


Ostatnio edytowany przez Yer Blue, Pon Gru 28, 2009 5:33 pm, edytowano w sumie 1 raz

Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Pon Lis 24, 2008 8:43 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Wto Kwi 11, 2006 10:21 pm
Posty: 2327
Miejscowość: New Salt
Ty to dopiero potrafisz wszystko tak ubrać w słowa, że chyba lepiej nie można. Jesteś niepowtarzalny jak Beatlesi i oczywiście "Biały Album"


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lis 25, 2008 2:18 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Nie wiem Robercie, ale chyba jestem powtarzalny, tyle ludzi na świecie to i pewnie Jerblusów troche by sie jeszcze znalazło. Drugich Beatlów i takiej płyty to na pewno nie ma.
Szkoda, że nie dało mi sie nikogo sprowokowac...
Licze na jakis odzew Macho.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lis 25, 2008 2:46 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Wrz 09, 2005 4:27 pm
Posty: 972
Miejscowość: Warszawa
Yer Blue napisał(a):
Szkoda, że nie dało mi sie nikogo sprowokowac...

Prawie się udało, ale machnąłem już ręką :)
Uznałem, że to Twoja subiektywna recenzja, a że ciekawie napisana, to nie będę narzekał, mimo że w kilku miejscach się z nią nie zgadzam. Ale to już w różnych wątkach i na różnych forach się przewijało, więc nie ma powodu, żeby się powtarzać i rozdrabniać przy okazji tak podniosłej rocznicy :)

_________________
"Going fast, coming soon,
We made love in the afternoon.
Found a flat, after that
We got married" :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lis 25, 2008 3:29 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Nie chodziło mi by sprowokować do tego by sie ktoś ze mną nie zgodzil - to najmniej ważne, chodzi by sobie przemyślał fenomen Białego i glebiej przedstrawił jak to widzi.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wto Lis 25, 2008 4:06 pm 
Offline
Admiral Halsey
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pią Wrz 09, 2005 4:27 pm
Posty: 972
Miejscowość: Warszawa
A no to wszystko jasne :)
Chętnie poczytam jakie refleksje wzbudza ten album u innych forumowiczów.

_________________
"Going fast, coming soon,
We made love in the afternoon.
Found a flat, after that
We got married" :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lis 26, 2008 9:44 am 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Śro Kwi 13, 2005 8:27 am
Posty: 1052
Miejscowość: Warmia
Przyłączę się do dyskusji - ale z powodów czasów później- sorry. :)

_________________
http://www.ratujkonie.pl/.


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lis 26, 2008 12:45 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Wrz 23, 2002 4:06 pm
Posty: 2132
Miejscowość: Wrocław
"Spoza gór i rzek wyszliśmy na Brzeg...." i czas dorzucić swoje trzy grosze na temat Białego Albumu, choć po tak mocnej, skrupulatnej, ścisłej, uważnej, bacznej, dociekliwej, szczegółowej, starannej, precyzyjnej i dokładnej recenzji Piotrka, trudno będzie mi cokolwiek dopisać. Ale spróbuje.

Już dawno zauważyłem, że zacząłem traktować to wydawnictwo jako zbiór piosenek poszczególnych muzyków niż jako kolejny krążek zespołu spod szyldu The Beatles, bo tak naprawdę każdy z nich szedł już swoja drogą, każdy miał jakieś muzyczne aspiracje, każdy był już indywidualnym autorem tekstów i kompozytorem... a rozłam w grupie można było wyczuć na każdym kroku. Zadziwia mnie fakt, że w czasie gdy chlopcy obrazali sie na siebie wzajemnie a utwory często nagrywane były w pojedynkę, korzystając z dobrodziejstwa wielośladu, udało się nagrać tak dojrzały i mocny album.

"The Beatles" to miejsce gdzie przewijają się ogromna ilość stylów muzycznych. Mamy tutaj rock'n'roll, karaibskie reggae, mocny rock, muzykę barokowa, folk, blues na eksperymentalnej muzyce konkretnej kończąc. I właśnie za to lubię "Białasa" i chętnie po niego sięgam. Jest taki różnorodny!

Nie będę pisał o mocnych i słabych punktach, powiem tylko, ze jeśli miałbym wskazać beatlesa, który wywarł na mnie największe wrażenie na tej płycie to bez zastanowienia wymieniłbym Lennona. Nie wiem czemu ale to właśnie on jest dla mnie najprawdziwszy w swoich piosenkach. Dostrzegam tutaj, że głowni frontmani starają sobie udowodnić, ze jeden i drugi możne czuć się dobrze w ostrych i balladowych kawałkach. Gdy Lennon wychodzi do nas z "Julia" czy "Cry Baby Cry" Macca bombarduje nas "Helter Skelter" czy choćby "Why Don't We Do It...". No i nie ukrywam, że taka "muzyczna zmiana biegunów" wyszła im rewelacyjnie. Kiedyś nawet określiłem to "Paul Lennon i John McCartney".

pozdrawiam
macho

ps. bardzo przyjemnie się czytało Twoje słowa Piotrze! Gdybym miał własne pismo muzyczne na pewno bym Ciebie zatrudnił w redakcji. Rewelacyjnie parzysz herbate! :wink:

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=6f6uVZon_Kg


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Śro Lis 26, 2008 7:39 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Piotrek! Ja Ci mówię, ubiegaj się o jakieś dofinansowanie i zakładaj własny magazyn muzyczny. Jak czytałam Twoją fantastyczną recenzję, to niemal natychmiast nabrałam ochoty na przesłuchanie Białego (a ja przecież znam ten album niemal na pamięć... a co dopiero musiałaby poczuć osoba, która tego beatlesowskiego arcydzieła nie zna!)

Ja nawet nie będę probować mierzyć się z Tobą i na temat Białego napiszę bardzo subiektywnie i nieskładnie, za co z góry przepraszam.

Co mi się w nim przede wszystkim na nim, podoba, to wspomniana przez Ciebie różnorodność gatunków muzycznych. Kiedyś przyszło mi nawet na myśl, że gdyby White Album porównać do słodyczy, to byłby on taką Mieszanką Wedlowską - na zasadzie, że sięgasz po kolejną czekoladkę i możesz bardzo długo nie trafić na taką samą; w dodatku każda z nich jest inna, ale niemal wszystkie są tak samo wyśmienite ;).*

Przy okazji różnorodności gatunków właśnie muszę nadmienić, że uwielbiam pastisze Paula! Martha My Dear i Honey Pie to jedne z moich najukochańszych utworów na obu płytkach i Bitli w ogóle. Nigdy nie miałam też nic przeciwko Ob-La-Di, Ob-La-Da. Zgadzam się, że nie jest to utwór lotów najwyższych, ale na samym Białym znajdą się gorsze kawałki... zresztą jego melodia jest w porządku a tekst zabawny, więc zawsze sobie myślałam, że na luksus posiadania takiego "słabszego" utworu mogli sobie pozwolić tylko Beatlesi.

To wszystko co napisał Piotrek na temat kreatywności Paula i Johna brzmiało bardzo przekonywująco, ja jednak uważam, że na Białym obydwaj prezentują mniej więcej równy poziom, i chociaż w kategorii moich ulubionych utworów na albumie liczbowo wygrywa John (Sexy Sadie, Everybody's Got Something to Hide..., Revolution, I'm So Tired, Hapiness..., Yer Blues), to jednak np. Helter Skelter Paula jest w swej kategorii nie do przebicia...

A jeśli chodzi o George'a, to chociaż lubię wszystkie jego utwory, które pojawiły się na albumie (Piotrek masz rację, Long Long Long jest przecudowne - zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że jest skierowana do Boga), to jednak i ja nie mogę przeboleć, że takie przepiękne perełki jak Not Guilty czy Sour Milk Sea nie znalazły się na albumie! Za jeden z tych utworów wyrzuciłabym z albumu po dwa, trzy kawałki Paula lub Johna (kilka z nich jest bowiem dobrych... ale nic poza tym, żeby nadmienić: I Will, Mother Nature's Son, Rocky Racoon, Bungallow Bill, a nawet Goodbye czy Dear Prudence), a już na pewno koszmarne "Don't Pass Me By" (George Martin miał zaburzenie słuchu, ze to coś wpuścił na album Beatlesów :?: :roll:); gdyby natomiast istniała kategoria w stylu "20 powodów, za które John/Paul/Goerge Martin dostałby Ciebie prztyczka w nos", to niezawarcie tych utworów byłoby na pewno w pierwszej trójce . Nie mogę się ponadto odpędzić od niejasnego wrażenia, że być może ktoś tu nie wpuścił tych perełek na album bo komuś za bardzo zazdrościł :twisted:

A co mi się na Białym nie podoba :?: Przede wszystkim, słuchając jego mogę wyraźniej niż na poprzednich albumach odczuć: oto nie jest już zespół zaprzyjaźnionych ze sobą facetów, którzy działają razem, by stworzyć coś pięknego; są to raczej cztery indywidualności pod jednym szyldem, z których każda osobno działa po to, by stworzyć coś pięknego (czyt. piękniejszego od trzech pozostałych?). To jest wyraźnie utwór Johna, a to Paula. Hmmm. Być może taka sytuacja przedkłada się na jakieś plusy na albumie, ale mnie jednak w porównaniu z wcześniejszymi albumami Beatlesów wyraźnie czegoś brakuje.

Czasami zastanawiam się, czy George Martin nie miał racji, proponując Bitlom nagranie jednopłytowego albumu zamiast koniecznie dwupłytowego. I powiem tak: wg mnie na Białym nie ma aż tyle słabych utworów, by po ich wycięciu wyszła jedna płyta. Mimo tego, gdyby faktycznie miałby to byc superalbum, z samymi absolutnie naj-kawałkami, to moimi kandydatami na niego byłby następujace utwory:

Glass Onion
Wild Honey Pie (tak! Bardzo lubię! ale w takiej króciutkiej postaci. Dłuższego bym chyba nie zniosła)
While My Guitar Gently Weeps
Happiness Is a Warm Gun
Martha My Dear
I'm So Tired
Yer Blues
Everybody's Got Something To Hide Except Me and My Monkey
Sexy Sadie
Helter Skelter
Long Long Long
Revolution 1
Honey Pie
Savoy Trufle
Cry Baby Cry

ewentualnie - kosztem niektórych z powyższego zestawu: + Not Guilty, + Sour Milk Sea, + Circles i + (tak!) What's The New Mary Jane.

To w zasadzie tyle, co mi na chwilę obecną przychodzi do głowy. Bardzo te moje myśli chaotyczne, wiem - ale tak mniej więcej biegną...

*chociaż może jakościowo lepszym porównaniem byłaby któraś z bombonierek Lindta, ale z Mieszanka Wedlowską przynajmniej każdy od razu wie, o co chodzi :)


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lis 27, 2008 1:43 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Wrz 23, 2002 4:06 pm
Posty: 2132
Miejscowość: Wrocław
No to ja jeszcze dorzucę od siebie program "40th Anniversary Of The White Album" nadany przez BBC Radio 2, w którym uslyszymy o tym jak powstawało to wydawnictwo. Prezenterem jest Elbow Guy Garvey a głos w tej sprawie, oprócz samych utworów beatlesów, zabiorą m.in. George Martin, Noel Gallagher czy Bryan Adams :wink:

http://www.zshare.net/audio/51917098bd3a76bb

pozdrawiam
macho

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=6f6uVZon_Kg


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lis 27, 2008 3:18 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Dzięki Bracie za miłe słowa. Przesadzone wiadomo, ale jednak miłe :)

Napisałem to dla Ciebie bo żes mnie zainspirował, ilekroć do mnie dzwonisz to nie dajesz mi dojść do słowa tak mielesz tym jezykiem, dlatego musiałem sie wyżyc pisemnie.

Mam jeszcze jedno małe spostrzeżenie odnośnie "Białasa". Mam wrażenie, że obie połówki płyt, które je rozpoczynaja (precyzyjniej mówiąc - 1 i 3 ćwiartka albumu) jest naszpikowania najlepszymi, najwartościowszymi piosenkami, nawet obiektywnie patrzac - najpopularnniejszymi, kosztem drugich połowek obejmujacych nagrania mniej znane, jak i czasem troche wpadkowe. To jest najwieksza wada moim zdaniem, całóść jest troche nie równo ułozona jakościowo.

Najbardziej traci na tym druga ćwiartka, na którą moim skromnym zdaniem weszły wszystkie wypełniacze plyty, jak "Don't pass Me By", "Why Don't We Do It..." czy "I will". I wszystkie co gorsza są w jednym miejscu. Troche brakuje w tym momencie płyty czegoś ostrzejszego, elektryzującego, brakuje mi tam równiez nagrań Johna - jako drugie jest I'm So Tired i dopiero na sam koniec mamy Julie. A spójrzcie na reszte płyty - wszędzie pełno Johna, czasem nawet kilka nagran obok siebie. Dla mnie ta "ćwiartka" płyty troche osłabia całość.

Zaskakiwac może też ostatnia "ćwiartka", którą prawie zdominował John kosztem tylko jednego nagrania Paula. I tam również brakuje mi ostrzejszego nagrania. Płyta jest tak pomyslana, że te naprawde rockowe rzeczy zasilają tylko pierwsza i trzecią ćwiartke, co jest troche nie sprawiedliwe. Tyle o ćwiartkach ;)

Jakbym miał coś zmieniać to wrzuciłbym "Hey Bulldog" na miejsce "Don't Pass Me By", oraz "Not Guilty" na miejsce "Savoy Truffle" i wtedy całóść nabrała by lepszych rumieńców. Te 2 zmiany ustawiłyby płyte do stopnia ideału jak na mój gust.
No może zamieniłbym jeszcze "I Will" na "Goodbye", ale to już czysta fanaberia ;)
"Sour Milk Sea" i "Circles" są troszke nie skończone wiec ich nie biore pod uwage, zreszta nie miałyby szansy wejsć.

_________________
Image


Ostatnio edytowany przez Yer Blue Czw Lis 27, 2008 4:46 pm, edytowano w sumie 3 razy

Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Czw Lis 27, 2008 3:45 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Nie Sie 28, 2005 10:56 pm
Posty: 4281
Miejscowość: Bielsk Podlaski
Rita napisał(a):
Przy okazji różnorodności gatunków właśnie muszę nadmienić, że uwielbiam pastisze Paula! Martha My Dear i Honey Pie to jedne z moich najukochańszych utworów na obu płytkach i Bitli w ogóle. Nigdy nie miałam też nic przeciwko Ob-La-Di, Ob-La-Da. Zgadzam się, że nie jest to utwór lotów najwyższych, ale na samym Białym znajdą się gorsze kawałki... zresztą jego melodia jest w porządku a tekst zabawny, więc zawsze sobie myślałam, że na luksus posiadania takiego "słabszego" utworu mogli sobie pozwolić tylko Beatlesi.


"Ob-La-Di" to pierwsza piątka najbardziej charakterystycznych nagrań Białego, bez niego to juz nie byłoby TO. Poza tym moja ścisła czołówka Makki na płycie to również "Martha" i "Honey Pie" - właściwie tuż obok "Helter Skelter". Jeszcze 2 jego nagrania sa tu kompletnie rozwalajace dla mnie - "Birthday" i "Wild Honey Pie". Ale nie wiem co w "Marcie" jest z pastiszu ;)

Rita napisał(a):
to jednak np. Helter Skelter Paula jest w swej kategorii nie do przebicia...


A dla mnie i to jest do przebicia i wystarczy jedynie 2:42 zamukajace pierwszą ćwiartke.

Dzięki Rito za obywatelska postawe z racji naszego świeta. Kolejna rocznica dopiero za 10 lat.

Jeszcze móbym coś dodać o tekstach, ale byłbym wysoce nieobiektywny, bo dla tekstów Johna oprócz Good Night i Dear Prudence jestem gotowy pomniki wystawiać a to o czym śpiewa Paul na tej płycie pozostawia mnie w najlepszym wypadku obojętnym. Czasem moge sie pośmiac przy "Rackoonie", "Honey Pie" czy "USSR", ale z naciskiem na czasem ;) John ma tu taki poziom, że Paulowi niestety nie daje żadnych szans. To również wplywa na mój "Johnowsko-centryczny" punkt widzenia gdy jest mowa o Białym Albumie.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sob Lis 29, 2008 6:35 pm 
Offline
Beatlesiak

Rejestracja: Śro Lut 11, 2004 11:07 pm
Posty: 1958
Miejscowość: Warszawa
Masz rację Yer Blue, ja również uważam, że tekstowo Paul na Białym stoi sporo w tyle za Johnem, a nawet powiedziałabym, że lekko z tyłu za George'em (może po prostu mniej się faszerował różnymi ciekawymi substancjami ;-) ). Porównajmy sobie chociażby dwie "sąsiadujące" pieśni miłosne - I Will i Julię. W tym pierwszym Paul nie sili się właściwie na nic ponad przeciętność - próżno szukać tu finezji znanej np. z Here There and Everywhere - tekst drugiego urzeka poetyckością i bogactwem metafor, a przecież proszę państwa napisał go John, "dyżurny" Beatles od ostrych kawałków! Ja też mam wrażenie, że Paul bardziej "poszedł" w humor (kontynuując niejako to, co zapoczątkował np. w Drive My Car), potwierdzeniem tego są takie kawałki jak Martha My Dear, Back in the USSR, Why Don't We Do It In the Road, Honey Pie czy przede wszystkim Ob-la-di, Ob-la-da. Co oczywiście wcale nie jest niczym złym - gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że uwielbiam niektóre Paulowe sformułowania z Białego, np. "I'm in love but I'm lazy" z Honey Pie. Jednak sprawia to, że w warstwie tekstowej sprawa znów nam się polaryzuje - Paul jest "tym śmiesznym", John jest "tym poważnym".


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Nie Gru 28, 2008 6:50 pm 
Offline
Beatlesiak
Awatar użytkownika

Rejestracja: Pon Wrz 23, 2002 4:06 pm
Posty: 2132
Miejscowość: Wrocław
Odświeżę temat wrzucając jeszcze raz program BBC2. Tym razem w lepszej jakości oraz z okładkami :wink: Więcej info o tym programie znajdziecie w moim poprzednim poście.

40th Anniversary Of The White Album

http://rapidshare.com/files/167191744/T ... _2008_.mp3

Image Image

pozdrawiam
macho

_________________
http://www.youtube.com/watch?v=6f6uVZon_Kg


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 33 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY